« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-02-06 18:50:31
Temat: 'zaufanie'z początku chciałam poruszyć temat przyjaźni, ale to może spowodować, iż
temat ten zostanie ujęty, hmm... to zbyt proste...chce wiedzieć, czym jest
zaufanie, szacunek... to nie zbędne w tzw. przyjaźni, ale czy można zaufać
komuś bezwzględnie nie nazywając tej osoby 'przyjacielem' ...bo na temat
'przyjaźni' mam osobiste zdane:
przyjaciel- coś takiego nie istnieje, to fikcja i nic poza nią...jesteśmy
zbyt egoistyczni, nie ma takiej możliwości!-można mieć odmienne zdanie; chce
też uniknąć diagnozowania mojej osoby z komentarzem, że kiedyś zostałam
zraniona, oszukana itp., co jest powodem, dlaczego teraz tak twierdze!-a na
swoją obronę powiem tylko to, że człowiek nie potrafi żyć sam, ale czy to
dostateczny powód by nazywać kogoś przyjacielem? -dla mnie to zbyteczne,
zostawmy to lekturom szkolnym... zazdroszczę jednego, wam mężczyzną:
unikacie takich słów jak p.., inaczej nie nadużywacie znaczenia tego
słowa! -więc jak jest z tym zaufaniem? -czym jest dla każdego z nas? -komu
ufamy i dlaczego?-i z jakiego powodu ufamy ludziom, którzy kiedyś nadużyli
tego zaufania?...
--
maria
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2002-02-06 20:03:21
Temat: Re: 'zaufanie'On Wed, 6 Feb 2002 19:50:31 +0100, "maria" <m...@s...pl> wrote:
>z początku chciałam poruszyć temat przyjaźni, ale to może spowodować, iż
>temat ten zostanie ujęty, hmm... to zbyt proste...chce wiedzieć, czym jest
>zaufanie, szacunek... to nie zbędne w tzw. przyjaźni, ale czy można zaufać
>komuś bezwzględnie nie nazywając tej osoby 'przyjacielem'
To sa bardzo dobre tematy.
Grzebalem po roznych slownikach i ksiazkach, zeby popatrzec jak to
doswiadczeni ludzie definiuja.
Zacznijmy od przyjazni. Ciekawe jest, ze w Slowniku Jezyka Polskiego
sa dwie definicje:
1. czlowiek pozostajacy z kims w bliskich, serdecznych stosunkach,
zyjacy z kims w przyjazni, darzony zaufaniem
2. czlowiek okazujacy komus lub czemus swoja sympatie , sprzyjajacy
czemus; zwolennik, milosnik, protektor.
Od razu przypomnialo mi sie stwierdzenie "moj wrog jest moim
przyjacielem" i odrzucilem druga definicje. Takie moje widzimisie ;-)
Bo druga definicja mowi o tym, ze ktos jest naszym przyjacielem, bo
robi nam dobrze. Co dla mnie nie jest prawda. Ktos kto mi da sciezke
koki, mimo ze mi zrobi dobrze nie jest dla mnie "korzystny".
Wychodzilo by wiec w moim rozumieniu na to, ze przyjazn zawiera w
sobie troske o dobro drugiej osoby. Wrocmy do pierwszej definicji -
mowa tam o przyjazni, co jak sie okazalo nie jest definiowaniem masla
przez maslo ;-)
Przyjazn:
"bliskie, serdeczne stosunki z kims oparte na wzajemnej zyczliwosci,
szczerosci, zaufaniu, moznosci liczenia na kogos w kazdej
okolicznosci; zyczliwosc, serdecznosc, okazywana komus"
Wazne slowa: "wzajemne", "szczerosci", "zaufaniu", "zyczliwosci".
Szczerosc i zaufanie to akurat blisko lezace siebie slowa. Nie moge
ufac komus, kto nie jest wobec mnie szczery. Mozna byc szczerym w
danym momencie, ale przez wiekszosc czasu oszukiwac, tak wiec widze
zaufanie miedzy innymi jako wiare w to, ze dana osoba jest przez
wiekszosc czasu ze mna szczera, a przede wszystkim w waznych dla mnie
kwestiach, momentach, itp.. Zeby ta druga osoba wiedziala, ktore
momenty sa wlasnie tymi waznymi dla mnie, to musi byc zywo
zainteresowana moim dobrem. Przez dlugi czas wierzylem, ze przyjaciol
dobieram wg prostej zasady - sa to ludzie, ktorym zalezy na mnie na
tyle, ze gdy mi odbije (szalone pomysle, kapiele w lutym, alkohol), to
mi pomoga. Inaczej mowiac, ze w chwili, gdy ja tak naprawde przestane
ufac sobie, moge im zaufac moje zycie. Teraz patrz na ta definicje z
duuuzym dystansem :-)
Bo jest ona wewnetrznie sprzeczna. Wedle tej definicji wymagalbym od
moich przyjaciol, zeby byli doskonali, zeby im sie nie zdarzaly momeny
zapomnienia. Bo gdyby im sie zdarzyly, to nie mogliby myslec o mnie,
tak samo jak ja nie myslalbym o nich w takim momencie.
Jakie stad wnioski dla definicji przyjazni? W przyjazni ludzie sa
rowni - nie jednakowi, ale rowni. Traktujemy sie w ten sam sposob.
Wracajac do tego powiedzenia o moim wrogu jako przyjacielu. Jest w nim
sporo prawdy, poniewaz "honorowy" wrog bedzie wytykal mi moje bledy, a
wiec dzialal na moja korzysc, a wytykanie bledow jest rzecza na ktora
niewielu "pospolitych przyjaciol" stac. I druga rzecz - jestesmy z
moim wrogiem rowni sobie - traktujemy sie tak samo.
Tyle na temat przyjazni :-)
Przejde do "szacunku" i "zaufania". Szacunek, to cos za czym sporo z
ludzi teskni. Zwykle bo nie ma szacunku dla siebie :-)
Pamietam jak bylem wesolym mlodziencem i czytalem kodeks honorowy
pojedynkow. Jakie to bylo piekne wlasnie z uwagi na szacunek jakim
siebie przeciwnicy darzyli. Tak samo jak moment gdy Hannawald po
drugim skoku w drugim konkursie w Zakopanym pogratulowal Malyszowi.
:-) Szacunek dla drugiej osoby jest mocno zwiazany z akceptacja siebie
i drugiej osoby. Akceptuje sie i swoje mozliwosci, w zwiazku z czym
nie patrze na druga osobe i jej mozliwosci (osiagniecia) jako cos
przez co jestem gorszy lub lepszy. Ale zeby to osiagnac musze miec
najpierw szacunek dla samego siebie. Szacunek to zdolnosc
zaakceptowania odmiennosci innej osoby. Zrozumienie, ze w tej chwili
moze nie miec czasu na ploty, ze chce byc sama, choc ja pragne sie
wygadac, ze ma poglady inne od moich, co nie czyni jej ani gorsza, ani
lepsza ode mnie.
Sproboje to troche zebrac w calosc, zanim sam sie zgubie :-)
Mamy szczerosc, myslenie o dobru drugiej osoby, zaufanie i wzajemnosc.
Zaufanie to powiedzmy szczerosc "dlugofalowa". Podobnie myslenie o
dobru drugiej osoby IMHO rowniez powinno oznaczac "dlugofalowa"
szczerosc. W ten sposob przyjazn sprowadzilaby sie do wzajemnego
"dlugofalowego" myslenia o dobru "przyjaciela". Az za prosto to brzmi
:-) No ale tak mi wyszlo :-)
i jeszcze jedna uwaga na boku: zeby myslec o tym, zeby byc dobrym dal
kogokolwiek, trzeba umiec byc dobrym dla siebie.
> ...bo na temat
>'przyjaźni' mam osobiste zdane:
>przyjaciel- coś takiego nie istnieje, to fikcja i nic poza nią...jesteśmy
>zbyt egoistyczni,
A co to jest egoizm? Co przez to rozumiesz?
>nie ma takiej możliwości!-można mieć odmienne zdanie; chce
>też uniknąć diagnozowania mojej osoby z komentarzem, że kiedyś zostałam
>zraniona, oszukana itp., co jest powodem, dlaczego teraz tak twierdze!-a na
>swoją obronę powiem tylko to, że człowiek nie potrafi żyć sam, ale czy to
>dostateczny powód by nazywać kogoś przyjacielem? -dla mnie to zbyteczne,
>zostawmy to lekturom szkolnym...
>zazdroszczę jednego, wam mężczyzną:
>unikacie takich słów jak p.., inaczej nie nadużywacie znaczenia tego
>słowa!
Nie ma czego zazdroscic. Wszystko bierzemy rozumowo i jak nie
rozumiemy pojecia czegos to raczej nie stosujemy. Kto by chcial wyjsc
na glupka? :-)
> -więc jak jest z tym zaufaniem? -czym jest dla każdego z nas? -komu
>ufamy i dlaczego?-i z jakiego powodu ufamy ludziom, którzy kiedyś nadużyli
>tego zaufania?...
Bo kazdy ma prawo do bledow. I wiemy, ze nam tez sie zdarzaja.
Gdybysmy byli bezbledni, nie potrafilibysmy innym wybaczyc ich
potkniec.
pozdrowienia,
Dawid
Ps.: W mojej skromnej opini, of coz :-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-06 20:18:04
Temat: Re: 'zaufanie'> z początku chciałam poruszyć temat przyjaźni, ale to może spowodować, iż
> temat ten zostanie ujęty, hmm... to zbyt proste...chce wiedzieć, czym jest
> zaufanie, szacunek... to nie zbędne w tzw. przyjaźni, ale czy można zaufać
> komuś bezwzględnie nie nazywając tej osoby 'przyjacielem'
Całe nasze życie opiera się w wiekszości na zaufaniu. Bez zaufania nie
kupilibyśmy nic do jedzenia u obcej osoby...nie wsiedlibysmy do pociągu, nie
mając zaufania do maszynisty...itp.
Bezwzglednie nie można ufać nawet samemu sobie.
Kiedyś czytałam, ze przyjaźń to dwa ciała i jedna dusza, podczas gdy miłość to
dwie dusze i jedno ciało...
Pozdrawiam
Vika
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-06 21:22:29
Temat: Re: 'zaufanie'
Użytkownik <V...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:6...@n...onet.pl...
> Kiedyś czytałam, ze przyjaźń to dwa ciała i jedna dusza, podczas gdy
miłość to
> dwie dusze i jedno ciało...
Eeej, zaraz, to z tego wynika, ze milosc to polaczenie tylko fizyczne, a
przyjazn tylko duchowe. Z drugim sie zgodze, ale z pierwszym jakos nie.
Poza tym i tak dla kazdego przyjazn to cos innego i nawet definicje
slownikowe nic tu nie poradza, bo nie kazdy sie ich trzyma. Wazne, zeby dla
dwoch osob, ktore sie przyjaznia, te definicje sie pokrywaly.
--
spider.
s...@e...gda.pl
www.eps.gda.pl/spider
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-06 23:35:32
Temat: Re: 'zaufanie'
> Szczerosc i zaufanie to akurat blisko lezace siebie slowa. Nie moge ufac
komus, kto nie jest wobec mnie szczery. Mozna byc szczerym w danym momencie,
ale przez wiekszosc czasu oszukiwac, tak wiec widze zaufanie miedzy innymi
jako wiare w to, ze dana osoba jest przez wiekszosc czasu ze mna szczera, a
przede wszystkim w waznych dla mnie kwestiach, momentach, itp.. Zeby ta
druga osoba wiedziala, ktore momenty sa wlasnie tymi waznymi dla mnie, to
musi byc zywo zainteresowana moim dobrem.<
...nie dodam nic od siebie, nie ujęłabym tego lepiej.
> Jakie stad wnioski dla definicji przyjazni? W przyjazni ludzie sa rowni -
nie jednakowi, ale rowni. Traktujemy sie w ten sam sposob. Tyle na temat
przyjazni :-) <
... ale czy równość może istnieć tylko w relacjach 'przyjaźń?
szacunek to...
>...akceptuje sie i swoje mozliwosci, w zwiazku z czym nie patrze na druga
osobe i jej mozliwosci (osiagniecia) jako cos przez co jestem gorszy lub
lepszy. Ale zeby to osiagnac musze miec najpierw szacunek dla samego siebie.
Szacunek to zdolnosc zaakceptowania odmiennosci innej osoby (...) ma poglady
inne od moich, co nie czyni jej ani gorsza, ani lepsza ode mnie...<
Podoba mi się to co piszesz :)
zaufanie to powiedzmy szczerosc "dlugofalowa". Podobnie myslenie o dobru
drugiej osoby IMHO rowniez powinno oznaczac "dlugofalowa" szczerosc. W ten
sposob przyjazn sprowadzilaby sie do wzajemnego "dlugofalowego" myslenia o
dobru "przyjaciela"<
'długafalowa' szczerość-to również mi się podoba :))
>Az za prosto to brzmi :-) No ale tak mi wyszlo :-) i jeszcze jedna uwaga na
boku: zeby myslec o tym, zeby byc dobrym dal kogokolwiek, trzeba umiec byc
dobrym dla siebie.
prosto- jak dla kogo? Nie każdą definicje tak łatwo jest wprowadzić w życie.
'myslenie o dobru drugiej osoby'- czy to potrafimy? Przypomniały mi się
słowa osoby, która swojego czasu bardzo mi pomogła:
'...nigdy nie myśl o sobie, że mogłabyś być złym człowiekiem, póki masz w
sobie możliwość i zdolność słuchania ludzi nie staniesz się zła!'
Można by zacząć definiować, czym jest zło, czym dobro- nie o tym myślę...
> > ...bo na temat 'przyjaźni' mam osobiste zdane:
przyjaciel- coś takiego nie istnieje, to fikcja i nic poza nią...jesteśmy
zbyt egoistyczni,
> A co to jest egoizm? Co przez to rozumiesz?
Zapytałam, dlaczego 'on' pomaga mi- słucha, analizuje, doradza, nie dostając
nic ode mnie- i powiedział, że to błędne myślenie, że, korzyści zawsze są
obustronne i nawet 'teraz', gdy jest obok mnie- to jest w tym egoizm (z jego
strony) i nie jest to nic złego...tzn. będąc dobrym dla drugiej osoby
również mamy z tego korzyści i to dobre... ale gdy pomagamy, 'przyjacielowi'
to z jakiego powodu..? Czy nie dlatego, że wierzymy, iż on postąpiłby tak
samo w stosunku do nas? Czy w tym nie ma, choć odrobiny egoizmu?
> > -więc jak jest z tym zaufaniem? -czym jest dla każdego z nas? -komu
ufamy i dlaczego?-i z jakiego powodu ufamy ludziom, którzy kiedyś
nadużylitego zaufania?...
> Bo kazdy ma prawo do bledow. I wiemy, ze nam tez sie zdarzaja. Gdybysmy
byli bezbledni, nie potrafilibysmy innym wybaczyc ich potkniec.<
Wybaczyć, bo jestem świadoma własnej niedoskonałości, bo ja również
popełniam błędy- to tak jakby wybaczyć sobie, uniewinnić siebie samego!-
Egoizm? :)
maria
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-07 00:44:58
Temat: Re: 'zaufanie'On Thu, 7 Feb 2002 00:35:32 +0100, "maria" <m...@s...pl> wrote:
>...nie dodam nic od siebie, nie ujęłabym tego lepiej.
dzieki :-) to mnie utwierdza w mojej filozofii :-)
ulatwie sobie zadanie i daruje sobie "wydaje mi sie" w tym poscie :-)
>> Jakie stad wnioski dla definicji przyjazni? W przyjazni ludzie sa rowni -
>nie jednakowi, ale rowni. Traktujemy sie w ten sam sposob. Tyle na temat
>przyjazni :-) <
>... ale czy równość może istnieć tylko w relacjach 'przyjaźń?
rownosc powinnismy czuc wobec wszystkich. Stad wynikaloby dlaczego
przyjazn jest dla nas tak wyjatkowa - bo to jest te kilka osob, wobec
ktorych czujemy sie rowni :-) Gdybysmy byli idealni, to kochalibysmy
wszystkich, szanowali wszystkich, itp. ale nie jestesmy :-)
Mysle, ze te relacje, ktore okreslamy dla nas jako wazne w doroslym
zyciu - czyli milosc i przyjazn (jesli cos pominalem to przepraszam)
wymagaja rownosci. Z naszej ulomnosci wynika wyjatkowosc tego poczucia
wobec osob, z ktorymi sie stykamy. Generalnie widze dwie przyczyny,
dla ktorych ludzi nie postrzegamy jako rownych. Pierwsza to "nie bycie
soba" z czego wynika niska samoocena i poczucie niedowartosciowania
(co ma mnostwo glebokich korzeni, ale to temat na jeszcze dluzsza
dyskusje) a drugie mocno z tym powiazane to utozsamianie wlasnych
umiejetnosci, pogladow, osiagniec z samym soba. Oceniamy sie w
"kapitalistyczny sposob" - umiem swietnie gotowac, przecietnie
wyglada, jestem bardzo inteligentna, bla bla.... czyli moja wartosc
wynosi 218745. Teraz spotykamy drugiego czlowieka i patrzymy na niego
w podobny sposob. Jesli wyniki rachunkow sie zgadzaj, to czujemy sie
rowni. Jak on jest lepszy, to czujemy w zaleznosci od psychiki:
podziw/zazdrosc/swiadomosc wlasnej malosci
i: chcemy blyszczec w jego swietle albo zniknac z jego otoczenia by
nie czuc sie malymi albo umniejszac go w oczach innych, itp.
I tak dalej mozna by to rozwazac. Anyway trafiamy na kogos o podobnym
wg nas rachunku "osobowosci". Co dalej - opcje sa dwie zaprzyjaznimy
sie lub nie. Z czego to wynika? Ano z tego czy w waznych dla nas
dyscyplinach jest od nas lepszy czy gorszy (potwierdzone badaniami).
To znaczy, jesli swietnie gotujemy, a on nie gotuje lepiej, to go
polubimy. Czyli szansa na przyjazn miedzy nami zaistnieje, jesli:
A: obie osoby oceniaja wlasna wartosc na podstawie roznych cech
B: cechy wazne dla wlasnej wartosci druga osoba wykonuje nie lepiej
niz my.
Moznaby do tego dorzucic jeszcze pare klockow, ale to daje
wystarczajacy przeglad sytuacji.
Tak to wedlug mnie dziala. Smutny to obraz, ale wiele tlumaczy; chocby
wyjatkowosc przyjazni i jej stale poszukiwania. Nie mowiac juz o
milosci, bo na tym samym schemacie buduje sie wiekszosc zwiazkow. A po
tem ludzie sie dziwia, ze sie rozpadaja... ze zlego samopoczucia ze
soba. Nie ma sie co dziwic, ze ludzie sie zle ze soba czuja, no bo jak
jedno zacznie na przyklad zarabiac tysiace i jego wartosc "osobowosci"
wzrosnie o 6573 to juz nie moze byc w korzystnym dla siebie zwiazku z
druga osoba. Tak przy okazji przyszly mi do glowy inny przyklad.
przypominam sobie, ze wiele razy o tym czytalem, gdy jedno z partnerow
proboje zrozumiec drugiego i zabiera sie za jego zainteresowania. I
jak druga osoba nie potrafi tego zniesc :-) Bo to by bylo zagrozenie
dla poczucia wartosci :-)
>Podoba mi się to co piszesz :)
napisz to w kazdym podreczniku dla nauczycieli, zeby nastepne
pokolenie mialo wieksze szanse na szczescie w zyciu od nas.
>zaufanie to powiedzmy szczerosc "dlugofalowa". Podobnie myslenie o dobru
>drugiej osoby IMHO rowniez powinno oznaczac "dlugofalowa" szczerosc. W ten
>sposob przyjazn sprowadzilaby sie do wzajemnego "dlugofalowego" myslenia o
>dobru "przyjaciela"<
>'długafalowa' szczerość-to również mi się podoba :))
A to jest niesamowicie piekna cecha czlowieka, ktorej jeszcze nie
rozumiem. Jesli wszystko w Twoim zyciu i z Toba jest okay, to zyjesz
chwila. Kazdy moment Twojego zycia jest inny, piekny. Jak u
"doroslego" dziecka. odbierasz swiat wszystkimi zmyslami i zaden Twoj
wewnetrzny problem nie staje Ci na drodze do odczuwania swiata wokolo.
Jednoczesnie z tym procesem "tu i teraz" czlowiek potrafi czuc inne
osoby, ich charakter, "dlugofalowo". Z jednej strony jestes caly
skupiony na tym momencie, a z drugiej strony gdy rozmawiasz z
przyjacielem to masz ta "dlugofalowa" pewnosc. Jeszcze jeden sekret
natury ludzkiej :-)
>>Az za prosto to brzmi :-) No ale tak mi wyszlo :-) i jeszcze jedna uwaga na
>boku: zeby myslec o tym, zeby byc dobrym dal kogokolwiek, trzeba umiec byc
>dobrym dla siebie.
>
>prosto- jak dla kogo? Nie każdą definicje tak łatwo jest wprowadzić w życie.
Chodzilo mi o to, ze tak jak z miloscia - wypowiadamy mnostwo zyczen i
definicji bedacych oznaka naszych niespelnionych pragnien albo
wewnetrznych klopotow. A tymczasem mozna to spowadzic do jednego
zdania bez fachowych terminow i ujmujacego sedno rzeczy.
>'myslenie o dobru drugiej osoby'- czy to potrafimy? Przypomniały mi się
>słowa osoby, która swojego czasu bardzo mi pomogła:
> '...nigdy nie myśl o sobie, że mogłabyś być złym człowiekiem, póki masz w
>sobie możliwość i zdolność słuchania ludzi nie staniesz się zła!'
>Można by zacząć definiować, czym jest zło, czym dobro- nie o tym myślę...
To jest madre :-) Ale ja sie i tak po-poczepiam troche :-)
Kto oceni zlym czy dobrym czlowiekiem? ja sam? Bog nigdy nie ocenil
czlowieka jako dobrego czy zlego. Nie ma nawet zlych czy dobrych cech.
Bo cechy nie zmieniaja swiata wokolo, a oceniamy cokolwiek czy
kogokolwiek przez to jak oddzialuje z zewnetrznym swiatem, nie to jaki
naprawde jest. Jesli wczoraj kogos zabilem, a dzis uratowalem komus
zycie, to jestem dobrym czy zlym? Dobry albo zly moze byc jedynie
czyn. Oczywiscie naturalnym jest, ze jesli ktos czyni duzo zla to
mozemy go ze spokojem sumienia nazwac zlym czlowiekiem. Tylko, ze w
zdaniu, ktore zacytowalas jest swiadomosc wlasnej akcji i samoocena.
Jak moglbym jednoczesnie myslec o sobie, ze jestem zlym czlowiekiem i
czynic zlo? jesli jestem swiadomy, ze zle czynie, to czy bede dalej
tak robil?
A co do zdolnosci sluchania innych ludzi. Straszna krzywda dzieje sie
nam w jakims tam momencie rozwoju, ktora niewielu ludzi potrafi
"odwrocic". Jestesmy przyuczani od malego do interakcji z innymi
ludzmi. Do odbierania ich komunikatow, do sluchania ich, itd.. Ale
poza zdolnoscia do odbierania bolu, glodu i checi wydalenia resztek
pokarmu nie uczy sie nas sluchac samych siebie. Jak mozna sie
spodziewac, ze bedziemy naprawde kogos sluchac, skoro to co dzieje sie
w nas samych jest niedostrzegane? Komunikacja z innymi to komunikacja
przez mgle - slowa nie wyraza uczuc, gesty nie wyraza mysli. Jak mozna
sie spodziewac, ze zobaczymy drugiego czlowieka przez mgle, gdy sami
siebie nie widzimy?
>> > ...bo na temat 'przyjaźni' mam osobiste zdane:
>przyjaciel- coś takiego nie istnieje, to fikcja i nic poza nią...jesteśmy
>zbyt egoistyczni,
>> A co to jest egoizm? Co przez to rozumiesz?
>Zapytałam, dlaczego 'on' pomaga mi- słucha, analizuje, doradza, nie dostając
>nic ode mnie- i powiedział, że to błędne myślenie, że, korzyści zawsze są
>obustronne i nawet 'teraz', gdy jest obok mnie- to jest w tym egoizm (z jego
>strony) i nie jest to nic złego...tzn. będąc dobrym dla drugiej osoby
>również mamy z tego korzyści i to dobre... ale gdy pomagamy, 'przyjacielowi'
>to z jakiego powodu..? Czy nie dlatego, że wierzymy, iż on postąpiłby tak
>samo w stosunku do nas? Czy w tym nie ma, choć odrobiny egoizmu?
Ani troche :-) Mylisz doktryne spoleczno-filozoficzno-koscielna z
definicja egozimu. Przez lata wklada nam sie - nie mysl o sobie, mysl
o innych. Wtlukuje sie nam do glowy, ze myslenie o wlasnym dobru i
myslenie o cudzym dobru sa wykluczajacymi sie rzeczami. Bzdura :-)
Jesli ciesze sie w tej chwili butelka doskonalego wina i podziele sie
nia z przyjacielem, to mysle jednoczesnie o dobru jego i swoim. To nie
sa wykluczajace sie rzeczy tylko komplementarne.
Sporo ludzi mysli z powodu tej "doktryny", ze egozim, to robienie
czegokolwiek z mysla o sobie. jezeli by tak bylo, to pojecie egoizmu
tak naprawde nic by nie znaczylo, bo nic by nie definiowalo. Wszystko
co robimy, robimy przez siebie i z mysla o sobie. I bardzo dobrze :-)
kto o nas ma dbac, jesli nie my sami.
Egoizm wg PWN to "postawa czlowieka myslacego wylacznie o sobie,
kierujacego sie jedynie wlasnym interesem ze szkoda innych.."
Co oznacza, ze egoista bedzie czlowiek, ktory szkodzi innym by mu bylo
dobrze, dla ktorego priorytetem jest tylko i wylacznie wlasne dobro.
Na szczescie prawdziwych egoistow jest niewielu :-) Choc wielu
uwierzylo, ze nimi jest :-)
>> > -więc jak jest z tym zaufaniem? -czym jest dla każdego z nas? -komu
>ufamy i dlaczego?-i z jakiego powodu ufamy ludziom, którzy kiedyś
>nadużylitego zaufania?...
> > Bo kazdy ma prawo do bledow. I wiemy, ze nam tez sie zdarzaja. Gdybysmy
>byli bezbledni, nie potrafilibysmy innym wybaczyc ich potkniec.<
>Wybaczyć, bo jestem świadoma własnej niedoskonałości, bo ja również
>popełniam błędy- to tak jakby wybaczyć sobie, uniewinnić siebie samego!-
>Egoizm? :)
Nie :-) Potraktowanie drugiego czlowieka jak czlowieka - jak samego
siebie - ani lepiej, ani gorzej :-)
Jak sie tak na to popatrzy, to zaczyna sie rozumiec "kochaj blizniego
swego jak siebie samego" :-)
czego zreszta zycze :-)
pozdrawiam,
Dawid
ICQ: 16199503
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-07 19:30:15
Temat: Re: 'zaufanie'
Użytkownik spider <s...@e...gda.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:3...@n...vogel.pl...
>
> Użytkownik <V...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
> napisał:6...@n...onet.pl...
> > Kiedyś czytałam, ze przyjaźń to dwa ciała i jedna dusza, podczas gdy
> miłość to
> > dwie dusze i jedno ciało...
>
> Eeej, zaraz, to z tego wynika, ze milosc to polaczenie tylko fizyczne, a
> przyjazn tylko duchowe. Z drugim sie zgodze, ale z pierwszym jakos nie.
W tym momencie może się pojawić pytanie czy przyjaźń między osobami różnej
płci wentualnie orientacji seksualnej może istnieć bez podekstów erotycznych
i co z przyjaźnią która przerodziła się w miłość?
pozdrawiam
Marcin
--
*************************************
Człowiek jest tylko człowiekiem i to z trudnością
Jacek Wejroch - myśl
*************************************
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-07 20:21:42
Temat: Re: 'zaufanie'
Użytkownik maria <m...@s...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:a3rtpa$gg2$...@n...tpi.pl...
> z początku chciałam poruszyć temat przyjaźni, ale to może spowodować, iż
> temat ten zostanie ujęty, hmm... to zbyt proste...chce wiedzieć, czym jest
> zaufanie, szacunek... to nie zbędne w tzw. przyjaźni, ale czy można zaufać
> komuś bezwzględnie nie nazywając tej osoby 'przyjacielem'
tak - hociażby miłość
>...bo na temat
> 'przyjaźni' mam osobiste zdane:
> przyjaciel- coś takiego nie istnieje, to fikcja i nic poza nią...jesteśmy
> zbyt egoistyczni, nie ma takiej możliwości!-można mieć odmienne zdanie;
chce
> też uniknąć diagnozowania mojej osoby z komentarzem, że kiedyś zostałam
> zraniona, oszukana itp., co jest powodem, dlaczego teraz tak twierdze!-a
na
> swoją obronę powiem tylko to, że człowiek nie potrafi żyć sam, ale czy to
> dostateczny powód by nazywać kogoś przyjacielem?
Chyba nie. Właśnie dlatego wymyślono znajomych
>-dla mnie to zbyteczne
To zbrzmi oklepanie ale będzie ci w życiu ciężko (bez wsparcia)
> zostawmy to lekturom szkolnym... zazdroszczę jednego, wam mężczyzną:
> unikacie takich słów jak p.., inaczej nie nadużywacie znaczenia tego
> słowa! -więc jak jest z tym zaufaniem? -czym jest dla każdego z nas? -komu
> ufamy i dlaczego?
np. rodzicom (w większości przypadków)
Zaufanie opierasię na wierze ;że dana osoba nas nie opuści, że będzie z nami
szczera...
>-i z jakiego powodu ufamy ludziom, którzy kiedyś nadużyli
> tego zaufania?...
Jak wyżej - wiara; że juz tego nie zrobią,
nadzieja, (miłość?)
Należy też pamiętać w większości przypadków gdy będziemy nadużywać zaufania
to sie w końcu wyczerpie.
pozdrawiam Marcin
--
************************************
Człowiek jest tylko człowiekiem i to z trudnością
Jacek Wejroch - myśl
************************************
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-08 09:14:08
Temat: Re: 'zaufanie'
Użytkownik Marcin <m...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:a3uk5f$33f$...@n...tpi.pl...
> W tym momencie może się pojawić pytanie czy przyjaźń między osobami różnej
> płci wentualnie orientacji seksualnej może istnieć bez podekstów
erotycznych
> i co z przyjaźnią która przerodziła się w miłość?
Ech, no rozne sa definicje jak mozna spojrzec wyzej.
Dla mnie przyjazn to cos w rodzaju milosci bez zblizen fizycznych. Niektorzy
by to nazwali miloscia przyjacielska (miedzy mezczyzna a kobieta
oczywiscie). To wszystko gra slow. A od przyjazni do milosci jest jeden
krok, wlasnie ten fizyczny.
--
spider.
s...@e...gda.pl
www.eps.gda.pl/spider
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-08 14:40:51
Temat: Re: 'zaufanie'
Użytkownik spider <s...@e...gda.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:3c63bfa1$...@n...vogel.pl...
>
> Użytkownik Marcin <m...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
> napisał:a3uk5f$33f$...@n...tpi.pl...
> > W tym momencie może się pojawić pytanie czy przyjaźń między osobami
różnej
> > płci wentualnie orientacji seksualnej może istnieć bez podekstów
> erotycznych
> > i co z przyjaźnią która przerodziła się w miłość?
>
> Ech, no rozne sa definicje jak mozna spojrzec wyzej.
> Dla mnie przyjazn to cos w rodzaju milosci bez zblizen fizycznych.
Ja uważam że miłość może istnieć bez aktu seksualnego.
> Niektorzy
> by to nazwali miloscia przyjacielska (miedzy mezczyzna a kobieta
> oczywiscie).
Nie uznajesz miłości osób jednej płci?
>To wszystko gra slow. A od przyjazni do milosci jest jeden
> krok, wlasnie ten fizyczny
Fakt. Jednak pod pojęciami miłości i przyjaźni rozumiemy dwa zupełnie różne
stany, a granica między nimi - jak sam(a) zauważyłeś(łaś) jest bardzo cięka
i łatwo się pogubić.
Pozostaje do roztrzygnięcia kwestia miłości platonicznej.
Odwracając moje poprzednie pytanie; Czy istnieje miłość bez pociągu
fizycznego, a może jest to juz przyjaźń? Czy w takim razie można uznać
miłość z rodzaj przyjaźni?
pzdrawiam Marcin
--
*************************************
Adam i Ewa to były orginały, a my to jesteśmy kopie.
Alojzy Żółkowski - myśl
*************************************
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |