| « poprzedni wątek | następny wątek » |
141. Data: 2004-09-06 15:55:09
Temat: Re: Rozgwiazda w świecie płaszczakówciekawe rzeczy ostatnio cytujesz ;)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
142. Data: 2004-09-07 11:21:32
Temat: Re: do Alla - o intencjach i nie tylko
* kachna * w news:ed0%c.224740$vG5.75958@news.chello.at...
/.../
Oto nasz wspólny, acz mroczny biegun poznania ;))
Szukamy harmonii, nieuchronnie wpadając na bieguny.
Czy zatem jesteś skłonna dalej pracować na harmonią,
wiedząc, że bieguny mrozu istnieją z całą pewnością?
Sądzę, że odpowiedź na to pytanie ma kluczowe znaczenie.
Ja pozostaję optymistą, gdyż od bardzo dawna wiem,
że w praktyce nie ma ideałów. Nigdzie. Ideałem będzie
kula - jako obiekt o maksymalnie zoptymalizowanych
parametrach fizycznych. Niemniej - dążenie do kuli,
w przenośni, podczas ciosania (tworzenia czegoś z niczego)
czegokolwiek - wydaje mi się warte każdego wysiłku...
> > cmentarz...
> > :)).
/.../
> > Ludzi.
> > Mniam.
/.../
> > regularnie wylatam nocną porą,
> > na specery
/.../
> > Grzechoczę?
/.../
> > ¨°¸°¨.....`;)
> > W ciszy.
> :) Nigdy nie byłam na cmentarzu nocą.
> Natomiast zdarza mi się wędrować po okolicy
> koło północy, ale nie samej. Sama czuję się zbyt
> widoczna... Wyciągam więc swojego lenia i robimy
> wietrzenie głów...
:)). Nigdy nie namawiałbym Cię na spacery po cmentarzu !!!;))
> Sama lubię gdzieś przycupnąć i nasłuchiwać.
> Zauważyłam jednak, że ludzie tutaj są tacy pełni
> "poświęcenia"... Zrezygnowali ze wszystkich ławek
> w okolicy, żeby tylko nikt nie "musiał" na nich siadać...
> Nawet wokół piaskownicy i huśtawki... Widac tylko
> ślady, że coś kiedyś było. A pamiętam, że jeszcze
> dwa lata temu była jedna ławka niedaleko. Teraz
> zostały tylko ślady. A jest tyle miejsca, sporo zieleni....
> Żal.
To się musi kiedyś zmienić. I zmieni się, o ile na świecie będzie
coraz więcej rozumienia, w tym zarówno potrzeb innych, jak
i ich emocjonalnych i drastycznych krzyków, które tłumione
mocną ręką niedowidzących (wplecionych zazwyczaj w całe,
przedziwaczne układy wzajemnych relacji), zawsze będą żyły
w przeświadczeniu poniżenia, niesprawiedliwości
i najczęściej - faktycznego głodu.
> pozdrawiam
> ka
pozdrawiam ciepło
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
143. Data: 2004-09-07 16:26:00
Temat: Re: do Alla - precz z preczem :)
Witaj * kachna * w news:_c0%c.224739$vG5.148535@news.chello.at...:).
/.../
> > Porobiło się z tym dziecięcym i nie tylko dramatem. /.../
> > Zaczyna się nam robić zbyt ciasno. Pamiętny 11 września 2001*,
> > otworzył furtkę /.../
> > Zrozumienie jest dla wybranych?
> Żal, żal, żal... Boli. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić takiego
> bólu, jaki przeżywają te rodziny. Nawet nie próbuję. Jest w tym jednak
> coś, co sprawia, że włos mi się na karku jeży z bezsilności - ktoś
> to zaplanował, podjął decyzję kalkulując ryzyko, i zrealizował.
> I nawet nie boi się spojrzeć w lustro.
Jego lustro mówi coś innego niż lustra innych... Nim też, prawdopodobnie
targają wątpliwości. I oby... Ale "jego" bezsilność" jest tak samo prawdziwa,
jak Twoja, moja, i innych...
> Co będzie dalej?? Może poddaję
> się wszechobecnym komentarzom, sugestiom... ocenianiu. Ale
> poraża mnie, że nawet jeśli większość będzie starała się "zrozumieć",
> to i tak znajdzie się ktoś, kto jednym słowem może pokazać, jakie
> to jest ... nieistotne. I nawet jeśli w jakiś tajemniczy sposób okaże się,
> że w skali długofalowej miał swoją rację, czuję jak mi opadają ręce.
Ale przecież świat był taki zawsze. Od chwili, gdy chęć przeżycia,
skłóciła się po raz pierwszy z chęcią przeżycia kogoś innego. Miało
to miejsce zapewne w bardzo odległych czasach, tych, które już tu
kiedyś opisałaś barwnie przy innej okazji - określania ról męskich
i kobiecych. Gdy nasi przodkowie ganiali za mamutem, a w tym czasie
opiekunki ogniska zastanawiały się, w jakiej skórze będzie im "bardziej
do twarzy"... W sytuacji, gdy mamut był ostatnim na danym terenie,
interes jednej grupy polujących, okazał się sprzeczny z interesem
innej grupy... My albo oni - pomyśleli zapewne myśliwi, i skierowali
swe dzidy i kamienne toporki w kierunku rywali...
A chcieli tylko zapewnić żywność swoim dzieciom i kobietom...
Dzisiaj wygląda to inaczej, jest o wiele bardziej złożone. Wygląda
niehumanitarnie, ale to przecież to samo. Dopóki więc nie uda się
opanować głodu, trendu do ekspansji, inaczej jak poprzez rozwój
technologii - rzecz będzie trwała. I porażała nas swoją brutalnością.
... ... ...
> > Gdzie furtka?
> Przypomniała mi się rozmowa "w gronie" - tekst o Japończykach:
> jak oni siebie rozróżniają??... I odpowiedź znawcy tematu: oni
> nie rozumieją tego samego w stosunku do nas - jak my siebie
> rozróżniamy?
Dokładnie tak :). W ich głowach tkwią szczegóły nieco inne niż
w naszych. Wzajemne ich dostrzeżenie wymaga treningu, nauczenia
się czegoś nowego. Innych języków ciała.
> Zawsze znajdą się jakieś różnice, na które do tej pory nie zwracaliśmy
> uwagi. To kwestia sposobu patrzenia. I zawsze pewnie będzie w nas,
> ludziach, tendencja do szukania tych różnic, tylko po to, żeby uznać
> się za lepszego.
Tu protestuję. Nie zgadzam się, gdyż mam nadzieję, że będzie inaczej.
> Mam jednak nadzieję, że gdy to się tak wszystko
> będzie mieszać, to coraz trudniej będzie dostrzec konkretne grupy
> różnic, więc coraz trudniej będzie przypisać określone cechy np. rasie.
> Coraz trudniej będzie wybrać sobie "wroga". Chociaż i tak zostanie
> jeszcze wiek, płeć... cechy widoczne i jednoznaczne.
Jesteś pewna, że dążenie do konfrontacji będzie nam towarzyszyć
zawsze? A może kiedyś przybierze ono postać ... bardziej cywilizowaną?
Konfrontacja jest ważnym napędem rozwoju, to nie ulega wątpliwości.
Za nią idą dwa stany - sukcesu i porażki. Sukces rodzi radość (a często
i dostatek - łatwiejsze życie), a porażka rodzi zgorzknienie, zawiść ?
Czy nie ma trzeciej drogi?
Pewna wskazówka, moim zdaniem, istnieje - ot choćby Olimpiada...
> Czy funkcja biegnąca do zera, ale mu nie równa, może dać złoty
> środek? Chyba nie, jedynie "mniejsze zło"... Dobre i to.
Wydaje mi się, że skupiając się na zbyt wąsko widzianej funkcji
nie zobaczymy tego lepszego rozwiązania. Rzecz nie polega tu na
niwelowaniu różnic. One są wpisane w mechanizmy Ewolucji,
spełniają własną, nieodzowną rolę. Są jak kolejne stopnie różnych
drabin, gdzie efektywność całego układu wyznaczana jest umiejętnością
przenoszenia się z jednej na inną. Z jednej strony jest to więc
ewidentnie "praca zespołowa", gdzie każdy (dosłownie!!), może
dorzucić własną cegiełkę, dobudować własny szczebelek do wypatrzonej
przez siebie drabinki, a z drugiej strony ma możliwość skorzystania
ze szczebelków wybudowanych przez innych.
Kłopot polega moim zdaniem na tym, ze to dzielenie się jest ograniczone.
Konstruktor szczebelka chciałby z okazji swego sukcesu zostać jakoś
nagrodzony, wyróżniony, a przynajmniej tylko dostrzeżony. A tu okazuje
się, że ma na plecach kogoś, komu wydaje się, że jest mniej zdolny,
i sam niczego nie zbuduje - zatem czyha tylko na ten nowy szczebel,
i gdy on powstanie, strąca konstruktora w przepaść, sam zajmując
jego miejsce.
Jak przekonać ludzi, że każdy z nich jest w stanie zbudować coś
nowego i pożytecznego?
A może to czysta utopia?
Może cały ten humanitaryzm jest (tak jak sugeruje Flyer) o k.d.r. ?
Może, starając się ludzi leczyć, przedłużać im życie, występując
wbrew poleceniom brutalnej Natury, sami wpędzamy się w kocioł
bez wyjścia? A może brak tu tylko synchronizacji?
A może wszystko jest w porządku, i właśnie w ten sposób, samo się
kiedyś rozwiąże? Niestety krwawo i boleśnie?
/.../
> > Przeszłość to tylko to, co ktoś zapisał, zobaczył, opowiada własnymi
> > słowami. Przeszłość to nieskończone interpretacje minionego.
> > Przyszłość to strumień białych kartek do wypełniania. Nie jest to
> > bardziej kuszące? I obiecujące?
> > Ale wymagające poczucia odpowiedzialności zapewne...
> Zawarłeś w tym najważniejszy element wiedzy o ekologii. Zresztą
> przecież to też "środowisko"! Ekologia ludziego umysłu...
...
> > > > Czy istnieje konformizm intelektualny?
> > > Jasne :) /.../
> > > Ma się takie fantastyczne poczucie mocy wspólnoty, braterstwa ...
> > Wzmacniające. I niszczące zarazem dla ktosia... "wyrzutka".
> Dokładnie tak. Instytucja czarnej owcy w rodzinie jest wręcz niezbędna,
> żeby zaspokoić potrzebę poczucia wartości tych co mniej wybrednych
> umysłów.
> Lubimy być tolerancyjni, ale tylko dla tych, których lubimy...
Czyli znów rozmawiamy o ubranych szympansach ...;)). Wpatrzonych
w pojedyncze bieguny Całości. Tolerujących to, co bliższe własnemu
ciału, ale już mordujących to, co "nie pasuje".
A jak Ci się podoba fragment "postu o miłości" - Jerzego?
I ten wspaniały przykład dwóch, konkurujących ze sobą rąk, po
sztucznym rozdzieleniu dwóch połówek mózgu?
Czy nie jest to dobra ilustracja Bipolarnego działania mózgu, a także
wszystkiego co nas otacza?
/.../
> > Liczenie się z istnieniem "zła", jest fragmentem układanki
> > zrozumienia. Ale "zło wyrafinowane" to obszar getta. Zapędzanie
> > tam kogokolwiek, rodzi przecież i tak już wysokie napięcia
> > i wzmaga bariery. A czasem barykady. Czy zatem droga wiedzie
> > przez budowanie gett, czy też przez próbę zrozumienia "zła"?
> > A co po zrozumieniu? Ociosanie kantów? Oszlifowanie?...
> > czyli znów wciąganie do własnego sosiku? Siłowe?
> Porozmawiajmy więc o tym, czym się różni zło od zła wyrafinowanego.
Porozmawiajmy :).
> Jeśli ktoś popełnia błąd bezmyślności, bo nie zastanowił się, że
> jeśli wyleje wiśniowy sok na siedzenie w autobusie, to ktoś inny
> zniszczy sobie ubranie, w którym może jechał starać się o pracę...
Wylawszy ten sok z nieuwagi... powinien, jak się wydaje, doświadczyć
refleksji na temat skutków wydarzenia. Skoro ma własny mózg,
a w nim wiele wpisanych już map rzeczywistości, można chyba
oczekiwać, że _wyobrazi_sobie_ dalszy, możliwy przebieg wypadków.
Najprościej poprzez usadowienie siebie samego na tym poklejonym
siedzeniu... [konieczne jest tu wyskoczenie w _przyszłość_]...
> jak zacznie bawić się kamieniami na górze, to pospadają i zrobią
> komuś krzywdę...
Pospadają i zrobią krzywdę. Powinien, jak się wydaje, wyobrazić
sobie ten moment, gdy ktoś (być może jego siostra lub brat, kolega
lub dziewczyna), obrywa tym kamieniem w głowę i zakrwawiony
pada na ziemię.... [skok wyobraźnią w przyszłość]...
> jeśli nie zastanowił się, że jeśli z byle powodu
> wrzeszczy na partnera, to pięciolatek w pokoju obok wciąż będzie
> sikał w łóżko...
[dłuższy skok wyobraźnią w przyszłość...]
> jeśli ktoś ponury wejdzie do sklepu, będzie niemiły
> dla sprzedawczyni, a ta będzie okropna dla dziewczyny z problemami,
> więc małolata wróci do domu i napisze list "nie mam po co żyć"...
[... jeszcze bardziej ... wyobraźnią w przyszłość].
> Są rzeczy złe, gorsze, najgorsze... jak "chory, chorszy, trup".
> A w tym wszystkim są intencje. Czasem kompletnie nie zdajemy sobie
> sprawy z tego, jak nasze zachowanie wpływa na innych, chociaż
> staramy się o tym myśleć. Nie znamy jednak innych, nie umiemy
> przewidzieć wszystkich ich reakcji. Czasem wiemy, że nie powinniśmy
> czegoś robić, a jednak "nic wielkiego się nie stanie"... A czasem
> udajemy sami przed sobą, że wszystko jest ok, przymykamy oczy
> na to, że kogoś krzywdzimy... Bardzo staramy się tego nie widzieć,
> liczymy na łut szczęścia.... Zdrada... a może się nie wyda?
Jest wyraźna granica między niewiedzą, brakiem wyobraźni
a działaniem z premedytacją. Terroryści działają z premedytacją, celowo.
Z premedytacją działają też niektórzy "zbuntowani" - zrzucając kamienie
z mostu (na pociąg lub samochody)... tnąc żyletką siedzenia w autobusie,
wychodząc z domu po to, by zabić (np. Anię Dybowską w pociągu...)
Zostawmy te skrajne i nie budzące wątpliwości co do intencji, przypadki.
> Zawsze jest jakiś bilans zysków i strat, który przeliczamy, i zwykle
> w kolumnie "straty" jest tak bardzo mało, malutko. Analizujemy
> także trzecią kolumnę "ryzyko" - że inni będą mieli opinię różniąca
> się od naszej w kwestii tychże strat.
> Czasem wydaje mi się, że ludzie rzadko postępują źle z pełną
> świadomością, że gdy coś ich kusi, uruchamia się jakiś mechanizm
> samoobrony, który sprawia, że pozwalają sobie na taki czyn
> "nie widząc" obiektywnie całości. Chociaż widząc innych w takiej
> samej dokładnie sytuacji, wybuchają świętym oburzeniem, że
> "ja bym nigdy!...."
Nooo, jeśli zachodzi ten ostatni przypadek, to coś tu jest nie
w porządku. Oznacza to nic innego, jak pewną sztuczną blokadę
na własnych decyzjach, brak chęci dostrzeżenia czegoś, co jest
wyraźnie widoczne przy postawieniu się w adekwatnej sytuacji.
A więc jednak błąd zaniedbania umysłowego, graniczący z premedytacją.
Jeśli jednak był w nim cień złośliwości - no to mamy premedytowane zło.
Wyrafinowanie, to już coś bardzo mocno premedytowanego...
> Czy wyrafinowane zło nie staje się wtedy rzadko spotykaną
> patologią? ...
Wyrafinowane zło, moim zdaniem jest rzadko spotykaną patologią.
Odnosimy wrażenie, że jest ono częste, na skutek działania mediów,
gdzie dzięki nim, każdy przypadek (nawet jeden na 100 tysięcy), jest
wyłapywany i naświetlany. Dla takiego zła, nie ma przeciwwagi
w postaci dobra.
Ale cała reszta przypadków - rzeczywiście - lokuje się gdzieś
pomiędzy lekkomyślnością, brakiem wyobraźni a zaniedbaniem
umysłowym. W języku prawniczym jest na to chyba określenie:
"przy zachowaniu należytej staranności"...
> > Czy czasem ewolucja sama nie zrobi z tym porządku?
> > Redukując liczebność stada do rozmiarów umożliwiających
> > ponowny wzrost?
> > [chyba grzechoczę...;)]
> Dlaczego nie? stada dzikich zwierząt doskonale sobie radzą
> z regulacją populacji. Zestaw dla małego majsterkowicza pt.
> "naturalny wróg" skutecznie chroni stado przed udziałem
> chorych sztuk w tworzeniu kolejnych pokoleń. Drugi zestaw
> do gry w monopol, czyli dostępna ilość pożywienia, pomaga
> w tym, a także w regulacji wielkości stada.
No ale chyba nie będziemy namawiać do ... pozamykania
szpitali... ;). Choć dla budżetu byłoby to zbawienne...
> W tym różnią się ludzie od zwierząt - nie mamy naturalnych
> wrogów, a jeśli brakuje nam żarcia, to sobie ukradniemy,
> albo genetycznie wyhodujemy więcej.
> Czasem musi coś wybuchnąć - ewolucja z naturą doskonale
> współdziałają, więc nie oglądając się na nas, coś nam pichcą
> w tyglu tworzenia. Na początek pozbawią nas pewnie paliwa...
Z tym swobodnym wyhodowaniem jedzonka to jest jednak problem.
Zdecydowanie łatwiej idzie nam z ratowaniem życia, z walką z wirusami,
starzeniem się, a nawet z błędami genetycznymi, które czasem daje się
"naprawić" poprzez transplantację.
Faktem jest, że ewolucja z naturą coś tam sobie pichcą...
I obyśmy się nie dali zbyt mocno zaskoczyć - jakaś karkołomną
zmianą klimatu na przykład, zanikiem roślinności, albo zmianą
atmosfery na metanową...;)
/.../
> > Wola rozmawiania jest tu nadrzędna moim zdaniem. To ją trzeba
> > ze wszech miar pielęgnować i chronić. A dlaczego to jest trudne... /.../
> Przyszło mi do głowy porównanie prosto ze związków męskodamskich.
> Kwiaty..... :) Wiele kobiet lubi kwiaty - mieć, dostawać, kupować.
> I oczywiście najcenniejsze są te "dostane". Jednak liczy się tu
> tak naprawdę nie ten kwiat, ale to, że partner "pomyślał".
> Jeśli kobieta zadzwoni do partnera i powie, wracając do domu kup
> chleb, kartofle i kwiaty... to już nie będzie to samo...
> Błahy przykład. Ale czasem z różnych przyczyn trudno porozmawiać.
> Niektóre rzeczy są dla jednej stony tak szalenie oczywiste... zwłaszcza
> jeśli np. raz się już o nich powiedziało. Trudno przyjąc do wiadomości,
> ze dla partnera to był jakiś najmniej istotny wątek rozmowy...
> bo on zapamiętał tylko, że ona wypomniała mu ... stare skarpety
> zostawione na kanapie, albo inne głupstwo.
> Umiejętność "rozmawiania" to cała sztuka. I zwykle obarczona
> jest obawami, nagromadzonym nadmiarem myśli, nadwyobraźnią? ;)
> Do tego kobiety "rozmawiają" emocjami, mężczyźni - konkretami.
> I to zapamiętują. Do następnej rozmowy...
A wszystko to osadzone jest korzeniami w przyzwyczajeniach,
nawykach wyniesionych z różnych przecież domów, z różnych wzorców
utrwalonych w czasie "dochodzenia do siebie"...
Jednym słowem, bez wsłuchania się w drugiego człowieka nic z tego
nie będzie. Nic dobrego oczywiście. Bo złe czai się na każdym kroku.
I co gorsze, jest tak jakby o wiele łatwiejsze w realizacji.
Wystarczy zaniedbanie.
/.../
> > "Wizja cudownego świata, do którego nie trzeba wdzierać się
> > podstępnie tylnymi drzwiami, lecz gdzie można dostać się pchając
> > silnie drzwi frontowe, nie pozwala mi na dokładne rozpoznanie
> > pułapek stawianych przez życie"...;))).
> > Ale równocześnie, jak podejrzewam...
> > "Obdarzony jestem naturą badacza, i uwielbiam każdej akcji
> > przypisać jakąś w miarę logiczną teorię..."...;)))
> A gdzie to i o kim to tak ładnie piszą? ;) Czasem wiele zależy
> od tego, nie "co", ale "jak" zostało napisane ;))
:)). Tak ładnie piszą o Smoku w Horoskopie Chińskim. Co więcej,
zgoda na tę drugą część (tę podejrzewaną ;), może sprawić, że rok
pojawienia się tegoż Smoka na Ziemi, przestaje być tajemnicą...;)).
Nawiasem mówiąc, jestem pod ogromnym wrażeniem konstrukcji
tych horoskopów. Kogokolwiek by nie wziąć pod lupkę ;), jego
cechy są opisane w horoskopie w co najmniej 90 procentach.
Nie potrafię tego wytłumaczyć :).
> pozdrawiam :)
> kachna
pozdrawiam
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
144. Data: 2004-09-08 07:17:17
Temat: Re: do Alla - precz z preczem :)On Tue, 7 Sep 2004 18:26:00 +0200, ... z Gormenghast <a...@p...not.pl> wrote:
> :)). Tak ładnie piszą o Smoku w Horoskopie Chińskim. Co więcej,
> zgoda na tę drugą część (tę podejrzewaną ;), może sprawić, że rok
> pojawienia się tegoż Smoka na Ziemi, przestaje być tajemnicą...;)).
> Nawiasem mówiąc, jestem pod ogromnym wrażeniem konstrukcji
> tych horoskopów. Kogokolwiek by nie wziąć pod lupkę ;), jego
> cechy są opisane w horoskopie w co najmniej 90 procentach.
> Nie potrafię tego wytłumaczyć :).
1975 to kot? ;))
> pozdrawiam
> All
pozdrawiam
TT
P.S. Czy to znaczy, że mam kota? ;) /jeżeli tak, to wszystko OK :)/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
145. Data: 2004-09-08 09:53:54
Temat: Re: do Alla - precz z preczem :)
TT w news:slrncjtcfd.or4.tycztom@volt.iem.pw.edu.pl...
/.../
> > Kogokolwiek by nie wziąć pod lupkę ;), jego
> > cechy są opisane w horoskopie w co najmniej 90 procentach.
> > Nie potrafię tego wytłumaczyć :).
> 1975 to kot? ;))
No wiesz... ja to mam tylko taki bryk - nie czuję się kompotentny
nawet w skromnej części ;).
Ale z tego co widzę, to ...
Kot jest od 11 lutego 1975 do 30 stycznia 1976 - i jest to kot "w drewnie".
A to oznacza, że ..: (pozwolisz?;)) - dużym skrótem, bo to jakby ntg ;))),
"/.../ Łagodny sposób odnoszenia się do innych i zręczność we wszelkiego
rodzaju sytuacjach zapewniają mi sukcesy na arenie dyplomatycznej
i politycznej. /.../ Dla mnie zawsze najbardziej liczy się spokojne życie
płynące w przyjaznym otoczeniu a sukcesy publiczne nie zawsze idą
w parze z tego typu życiem. Z natury do wszystkiego odnoszę się
z pewna rezerwą, chociaż bywa, że staje się podatny na różnego
rodzaju nastroje. Wtedy to uzależniam się od innych znaków, pod
których wpływ właśnie się dostałem, co często kończy się szczęśliwie.
Gdy działam sam, niezależnie od innych i w myśl instynktów drzemiących
w głębi mojej natury, zwykle odnoszę nadspodziewane dobre rezultaty
w transakcjach finansowych. Wiem kiedy wyjść z odpowiednią
propozycją i to taką, która w końcowej fazie realizacji okaże się
szczególnie intratna właśnie dla mnie. Spokój, który potrafię utrzymać
w czasie nawet najtrudniejszych negocjacji, jak i odpowiedni dobór
słów sprawiają, iż mogę prędko piąć się po szczeblach drabiny
świata interesu. /.../
Każdy Kot lubi pokazywać swoja niezależność wobec opinii innych.
Bywają to jednak tylko czcze deklaracje. Jakakolwiek krytyka powoduje,
że daję krok do tyłu aby oczekiwać na moment, w którym łatwiej
da się zrealizować moje zamierzenia. Wolę zwykle wycofać się
aniżeli, tak jak Tygrys, podjąć walkę z chwilą napotkania przeszkody./.../
Obserwuję wszystko dokładnie, a wskazówki na dalsze życie czerpię
z porażek innych znaków. /.../
Z innych cech jakie mnie charakteryzują na szczególną uwagę zasługuje to,
że unikam konfliktów, dbam o własny rozwój oraz, ze mimo wszystko
potrafię być dobrym kompanem. Zgadzam się z większością zwierząt
zodiaku chińskiego. Jedynie krytykancki Kogut, dramatyczny Tygrys
i zarozumiały Koń mogą sprawić, że realizacja pewnych wartości
napotka wiele przeszkód. /.../"
> pozdrawiam
> TT
>
> P.S. Czy to znaczy, że mam kota? ;) /jeżeli tak, to wszystko OK :)/
pozdrawiam
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
146. Data: 2004-09-08 19:29:20
Temat: Re: Rozgwiazda w świecie płaszczaków->J.E. ... z Gormenghast<- c...@h...he05746c3.invalid
naszkrobal/a:
genialny fragment
TT
--
P:
Co oznacza wyrażenie "prawie ją kocham"???
W:
To oznacza, ze chyba na 100% nie moze bez niej
zyc czasami.
[Proximus & WOJSAL]
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
147. Data: 2004-09-09 10:12:00
Temat: Re: Rozgwiazda w świecie płaszczaków
(Borze jasny, ciemny borze, jak tu bywa cieżko, orzesz,
kogo na to stać?!
- A to nie wiem...
- No widzisz. Ja Widziałem tam ROTTOR, a wiesz co to znaczy?
- A skąd mam wiedzieć, jak z gugli nie pozwalasz. Buuu...
- Jakie pozwalasz, coś Ty!? A patrz se ile chcesz i jak chcesz. Bez
trzymanki. A co mnie to... Demokracja jest. Każdy ma swój orzech.
Albo idź do obcech to ci powiedzą. Lepiej wiedzą. Taka teraz nowa
moda jest. Hihi.
- Który Lepiej, ten od piwa przy 24 stole?
- Okłócim?
- Nie. Nie 24!! W garść się wzięli i na dwudziesty się skrzyknęłi. Hehe.
W lolku na mokultywie, nie słyszałeś jak gorąco było? Przecież
opowiadał Niejeden, a nawet i Niejedna razem było ich Trichs.
Wesoło, i nic dodać nic ująć.
- Ja tam słyszałem jak on garba nosił.
- Kto?
- Von Tytus czy jakmutant, dźwigał coś na plecach i ciężko mu było.
- Aaaa, kompjuter pewnie - to informator jest przedni przecież.
- Informatyk, to duża różnica, nie chrzań. Sama precyzja.
- Precjoza? Czyje precjoza? Tego co pod ścianą stał? I czekał
na okazję?
- Kolację? Przecież osiemnasta minęła...
- Tja, ja już znam takich... Obiady po dwudziestej jedzą...
- Precyzja. Kartke wydrukowali i na miski czekali, że niby tam zlot
super czarowny miał być.
- No i co? Zleciały?
- Podobno nie wszystkie. Jedna tylko taka urokliwa się przyznała,
że latała tam jak ćma koło świecy w prawo.
- To inaczej było!! Oni koło niej latali, jak dwa gołąbki w pokoju.
- Ale najpierw to były podobno we dwie. I jak to w gronie się zdarza
obrabiali prezidjenta z żoną. A potem to nawet firme założyli na
przyszłość.
- Przyszłość się nazywa? Znam taką jedną... Obiecująca.
- Tego nie wiem... Prawnika już mają w trójkącie, więc chyba
będzie się kręcić.
- Interes...hłe, hłe, hłe.. Znam ja takie trókątne interesy. Mówi taki,
że idzie do pracy a tu w bok skacze. Konik bujanny kolorowy.
- Tak. I w tym przedsięwzięciu mają podobno drzewa genealogiczne
sadzić. Ludzie to kupią. Słyszałam, że bez takiego drzewa to dzisiaj
bardzo ciężko jest. Główka do góry nie pomoże.
- A ja słyszałam , że Von Bies i Von Tyczko to mają wspólne drzewo.
- No nie wiem, ja słyszałam, że nie za bardzo mogli ustalić, kto jest
kto, i duzo podejrzanych było.
- Pod ścianą stali i czekali.
- Na kolejkę... chyba.
- Tak, bo to nie koniec. Ciąg dalszy ma być. Poprawiny...
- Przez tego Miśka, co na goździka dla damy pieniędzy żałował,
i go se namalował hihi... na czarno.
- No ale jest jeszcze jedna szansa. Za rok podobno....!!
...
- No a jak z tym naszym autobusem? Jedzie toto jeszcze?
- Heh, szkoda gadać. Juz się nawet rozpędzał przy sobocie, ale
nawiało znów nowego Wiatru i Barbaniątek, i dalej nic nie wiadomo.
- No i tylko Słowik zaczął śpiewać za oknem, ale tak jakoś niespiesznie.
- Zmęczony pewnie - ledwo wrócił z dalekich krajów. Na zimę.
- Jaka tam zima. W Dusze patrz, i tam dopiero dziwne rzeczy
zobaczysz. Dla jednego zima, dla innego wiosna, czemu nie. Poza tym,
jeden taki mówił, ze nawet jak wczoraj zima była całkiem sroga, to
już dzisiaj może być odwrotnie, i trzeba Czujnym na to być.
- Tak, to prawda. Zwykle każdy w siebie tylko patrzy i jak mu zimno,
to zimę widzi naokoło. Wszystko przez tą duszę...
- I na odwrót, gdy jest rozgrzany to i chichra się stale i weseli, ślepnąc
nieco na tych, co im zimno jest. Po prostu nie dostrzega i tyle. Bawić
się chce bo mu w duszy gra.
- Tak to jest.
- No, ale ale Słowiki to na górnych półkach siedzą przecież, to one
lepiej chyba widzą, co?
- Teoretycznie tak, ale w praktyce to chyba na jedno wychodzi.
Wszyscy podobno zanurzeni w tym samym biełaganiex, i nic poradzić
nie mogą. Zanurzeni mówię.
- Ja tam nie wierzę. Słowiki przecież wyżej latają więc więcej widoków
mają - dla mnie to jasne. Więcej widzą to i bardziej wrażliwe na złoty
piasek są.
- No ale co im po takiej wrażliwości, jak są nieobecne!? Bo przecież
być trzeba, żeby zbierać ten piasek, co to go wozili tyle czasu na kupki
a teraz autobus rozpędzony i na most się pcha na siłę...
- Kto zwoził ten zwoził. Ja tam tylko kilku widziałem. Reszta to
wykradali systematycznie. Bilans ciągle się nie zgadzał i wkurzeni
wszyscy byli Budowniczowie Przedszkola Ludnego.
- A kto zwoził?
- No... Pierwszy to był ten na drezynie, to już mówiłem.
- No tak. Jerzyk.
- Potem to już jakoś inaczej było, ale każdy coś tam zostawił w spadku
po sobie. Ja ich naliczyłem pięć - jak palców u Prawej Ręki. Licząc
z Ostatnim.
No i najważniejesze to to, że żaden w pojedynkę nic zrobić nie mógł.
Dopiero teraz coś się dzieje. Autobus jedzie zielony szalony,
i to na most, jak mówią.
- A wczoraj znów ktoś wskoczył w biegu - taki całkiem rumiany na
gębie, widziałaś?
- A, to ten to już jeździł, jak najbardziej. Powiem więcej nawet, on to
tym Drugim Palcem może chyba być nawet, choć taki jakiś strasznie
poweselny jest. Ale pewnie wyczuł pismo nosem i na Ucztę przybywa.
- O eTytanie mówicie? Tym od dzieci przysposobionych?
- eTatynie chyba. eTatyn zawsze wesoły był, od pewnego czasu
oczywiście. Kiedys też był na środku Talerza....
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
148. Data: 2004-09-09 13:46:00
Temat: Re: do Alla - dzis jestem ...
Witaj * kachna * w news:u2E%c.248541$vG5.215774@news.chello.at... :).
/.../
Wyczuwasz puls? Będzie arytmia? To jeszcze nie zawał - jakby co..;)
Niemniej.. warto by się rozejrzeć, za jakąś pomocą medyczną...?;)
> > obiad o ósmej wieczorem... bardzo to romantyczne, /.../
> ;) Niestety nie ma w tym za grosz romantyzmu. Co gorsza, to jedna
> z tych rzeczy, na które nie mam w ogóle wpływu - kolejny dowód
> na brak harmonii w moim życiu ;)
Niestety. I pewnie tak widziana dysharmonia jest rzeczą
praktycznie powszechną :(. Może więc trzeba tej harmonii
szukać gdzie indziej? Na szybkość życia wymuszane warunkami
zewnętrznymi, mamy niewielki wpływ. Może więc trzeba tego
szukać wewnątrz siebie? W tych "azylach", w ich umiejętnej
rozbudowie? W pogodzeniu wody z ogniem? W złotym środku?
> > > > :)). A z wyciszeniem to jest tak, jak z salą koncertową. /.../
> > Bywasz czasem? /.../
> ;) Znów - niestety nie... Ale chociaż czasem chętnie bym poszła,
> nigdy nie byłoby to moją pasją. Dla mnie nawet fałsz jest
> znośny (oczywiście w niewielkich granicach), byle wykonywany
> z prawdziwym, gorącym zaangażowaniem ;))
> Chociaż nagrań koncertowych - czegokolwiek - nie lubię.
:)). Cudnie. Mamy więc wprost przykład drugiego, "skrajnego"
bieguna. Gdybyśmy teraz skupili się na tychże biegunach, okazałoby
się, że ten fragment stanowi barierę nie do przebycia, potencjalne
źródło sporów, zgrzytów, konfliktów, niezadowolenia, żalu.. i czego
tam jeszcze ;))). Cieszę się, że coś takiego się ujawniło :).
Dzięki temu, można zwrócić uwagę na _błąd_, jaki jest podstawą
wszelkich chyba nieszczęść - ignorowanie _uprawnionych w pełni_
postaw, upodobań, racji, innych od naszych...
Mogę się nad tym chwilę zadumać?...;)
Jeszcze nie tak dawno, jeden z Udziałowców PSP ;), perorował
na temat obserwacji, iż szukamy kontaktów o cechach "podobnych"
do własnych preferencji. Że otaczamy się ludźmi o podobnych
zainteresowaniach, gustach, wymaganiach wobec świata zewnętrznego.
Sądzę, że ma to podstawy w prostej zasadzie unikania obciążeń tam,
gdzie to tylko możliwe. Po cóż mamy wiązać się emocjonalnie z grupą
fanatyków piłki nożnej, skoro w kopaniu piłki nie widzimy niczego
interesującego. Po cóż mamy rozwijać kontakt z drugim człowiekiem,
skoro epatuje on wyłącznie pragnieniem udowodnienia, ze dwa dodać
dwa, równa się cztery pik. A piki nas wcale nie interesują, tak jak i inne
kolorowe plamy namalowane na kartach do gry.
Szukamy więc tych, którzy podzielą nasze upodobania.
W tym potwierdzeniu upatrujemy zapewne podświadomie, jakiś korzyści,
poszerzenia własnych horyzontów w wybranych przez nas dziedzinach,
konstruktywnego współdziałania.
I ma to sens. Trudno wyobrazić sobie twórcze współdziałanie trenera
skoczków narciarskich (który świata poza skoczkami nie widzi),
z doskonałym kucharzem, który na widok skoczka dostaje mdłości ;).
Świat jest jednak bardziej złożony, i obok jednych ciekawych rzeczy
istnieją inne, które mogą okazać się równie ciekawe, ale budzą, póki co,
naszą niechęć, na skutek niemożności poznania wszystkiego na raz.
Kłopot rodzi się więc wtedy, gdy zaczynamy _wymagać_ od kogoś,
aby podzielał nasze poglądy, upodobania, preferencje - nie rozumiejąc
dynamiki wszystkich procesów związanych z rozwojem i uczeniem się.
A przecież nic złożonego nie powstaje natychmiast, ale rodzi się od
małych bądź większych iskierek i narasta w kierunku nasycenia.
Stopniowo i powoli. Przez całe nasze krótkie życie.
Jeśli więc teraz spotykamy się w połowie drogi, jest _pewne_, że
nie ma między nami pełnej harmonii. Wypełnieni jesteśmy całą masą
"wrzecionowatych tworów mentalnych" określających nasze poglądy,
upodobania, preferencje, gdzie każde z nich posiada dwa bieguny -
biegun akceptowany i biegun negowany (dodatni i ujemny, biały i czarny).
Regułą jest, że poprzez "kolory" tych właśnie biegunów określamy się
na zewnątrz, jak też jesteśmy poprzez nie postrzegani z zewnątrz.
Bieguny tkwią tak jakby na zewnętrznej warstwie naszej osobowości,
tej która jest pokazywana światu.
Konsekwencją zderzania się, pośpiechu, konieczności podejmowania
szybkich decyzji jest to, że robimy wszystko, by kolory tychże biegunów
nie były rozmyte. Inaczej mówiąc, cały system społeczny wymusza
na nas czytelność w odniesieniu do kolorów biegunów, równocześnie
kompletnie ignorując fakt, że żadna sprawa, upodobanie, pogląd czy
preferencja, nie ogranicza się do bieguna, ale jest continuum pomiędzy
dwoma przeciwstawnymi biegunami. Jest więc RELACJĄ pomiędzy
skrajnościami.
Moim zdaniem, dojrzałość emocjonalna i nie tylko, polega na tym,
że nie koncentrujemy swej uwagi na powierzchni zjawisk, na widocznych
wyraźnie (bądź niewyraźnie) biegunach, które zawsze mogą być czarne
lub białe, puste lub pełne do połowy. Wystarczy tylko jeden mały błąd
interpretacyjny, aby dokonać przeskoku z jednej, na druga stronę...
Dojrzałość tę widzę w dostrzeganiu istnienia środka, jako drogi
wypełniającej skrajności.
Jeśli więc teraz mówisz mi, że:
> nagrań koncertowych - czegokolwiek - nie lubię.
w sytuacji, gdy ja na przykład jestem w takich nagraniach zakochany
po uszy - nie wpadam w panikę!! Nie odtrącam Cię, jako kogoś
nie pasującego do mego świata. Wiem, że suma Twych doświadczeń
zbudowała w Tobie taki a nie inny biegun upodobania - przykładowo
inny od mojego. Ale w żadnym razie nie stanowi to przeszkody
w dojrzałym podróżowaniu we wnętrzu tego przejawu życia, gdzie to
podróżowanie stanowi dopiero o wszystkich smakach i radościach,
w przeciwieństwie do płaskiego delektowania się powierzchowną
zgodnością tego, co widać na jednokolorowych biegunach.
Jak to przełożyć na język tolerancji, umiejętności słuchania drugiego
człowieka, akceptowania tego, co w nim odmienne?
To nie jest sztuka dla sztuki!!
> > > Dopasowywanie się do średniej wygląda jakoś ... łatwiej,
> > > bardziej prawdopodobnie.
> > No i mamy obraz dipoli. Punktów w przestrzeni o odmiennej
> > polaryzacji, z rozpiętymi między nimi liniami pola. Pytanie - czy
> > harmonia oznacza odrzucenie sprzeczności i skupienie się (widzenie)
> > tylko jednego bieguna? Tego, który wydaje się być łatwiejszy?
> > przyjemniejszy? Czy może trzeba stale patrzeć, a nawet wypatrywać
> > RELACJI pomiędzy biegunami?
> Wszystko zależy od tego, co co nazwiemy odrzuceniem. Myślę,
> że właściwe byłoby ... pójście w jednym kierunku, jednocześnie
> zdając sobie sprawę, co jest w drugim, albo przynajmniej - że w ogóle
> jest drugi kierunek. Ale iść trzeba, żeby nie siedzieć na kamieniu
> i nie spoglądać tęsknie raz w jedną raz w drugą stronę.
> W każdym razie ja oczekuję od siebie samej podjęcia takiej decyzji.
> "Tu i teraz". Ale nie umiem. A może źle myślę, może to nie jest
> niezbędne i ktoś mi w końcu powie jak to ze sobą pogodzić?
No tak. Ty chcesz konkretu. Recepty. Mapy drogowej. Sama jej
szukasz, wypatrujesz.
A ja namawiam Cię do czegoś kompletnie nieuchwytnego. No bo
jak można oczekiwać od kogokolwiek by szedł w OBU kierunkach
na raz? ;)). A jednak to właśnie sugeruję, o tym właśnie mówię.
Umiejętność podróżowania w obu kierunkach na raz, to dla
przyzwyczajonych do poruszania się po płaskim terenie umysłów, rzecz
niewyobrażalna. Mówią - "jeśli odwrócę się plecami w jedna stronę,
i pójdę przed siebie, to wybór ten przekreśli mi możliwość podróży
inną drogą". I tak rzeczywiście jest, ale tylko w świecie płaszczaków.
Wystarczy (wystarczy...), odnaleźć tylko jeden wymiar więcej,
aby bez trudu podróżować dwoma drogami równocześnie...
I mieć z tego podróżowania proporcjonalnie (do kwadratu?) więcej
korzyści, radości dawanych i odbieranych.
Czy wyobrażasz sobie, jak można zamknąć w dłoni, tę samą dłoń?
...
> > > Twoja interpretacja jest super. Pies stanowi element ...
> > > pogodzenia się z przypadkowością życia /.../
> > Twoja interpretacja jest super :)^.
> > Lecz gdyby na tym poprzestać, ktoś mógłby wyciągnąć wniosek,
> > że nie ma to jak Pies w Drodze (słuszny), i że znalezienie Go wystarczy,
> > by być szczęśliwym i dawać szczęście. No i tu zaczynają się schody ;)).
> Błąd - gdyby było tak jak piszesz, posiadanie Psa byłoby celem,
> a nie środkiem, pomocą, wsparciem w osiągnięciu celu....
Dokładnie. Przy czym zmieniłbym słowo "posiadanie" na ...
współdzielenie się Psem, jaki potencjalnie tkwi w każdym
podróżnym z osobna...
> > A może to najpierw samemu trzeba stać się Psem?
> "Nawet" dla K. celem jest coś więcej niż tylko Pies. Zwykle nic ich
> nie gna, bo mają swój cel pod nosem, wokół siebie. Nie wiem, nie umiem
> postawić się w takiej sytuacji, ale może wtedy ten pies nie jest tak
> potrzebny? A raczej ... czasem okazuje się po fakcie, że był potrzebny.
> Myślę tu o zaganianych kobietach, praca dom, gdy okazuje się, że
> jakoś bokiem minęły całe lata i kobieta... znikła, że sama stała się
> czyimś Psem - pomocą, towarzystwem, wsparciem... ale przestała
> być sobą. Gdyby w tej drodze miała Psa - może prawdziwych
> przyjaciół, może jakieś "zajęcie dodatkowe" - nie zatraciłaby się tak
> w codzienności.
Masz rację oczywiście. Istnieje ewolucyjna dysproporcja, która
wraz z dokonaniem się połączenia dwóch istot i wykreowaniem
fizycznego skutku ich spotkania, wiąże K i M inaczej. Związanie
Kobiety z dzieckiem i domem jest czymś bezwzględnym, o wiele
mocniejszym niż związanie z tym samym M. M prawdopodobnie
widzi siebie w roli kreatora, a już w mniejszym stopniu konsumenta
spokoju w zaciszu domowym. Tak więc po okresie gonitfy...
zmierzającej do zabezpieczenia bytu rodziny, po ułożeniu tych
wszystkich osłon i ozdób na rodzinnym wigwamie, po dotrwaniu
do chwili, gdy jego syn lub córka mogą już uczyć się samodzielnie
od "reszty świata", M (tak jak i w mniejszym zapewne stopniu K),
tracą wiele ze swoich dotychczasowych racji bytu.
> > Jak w takim razie mogłaby wyglądać Droga do celu?
> (Przyznaję, że podchodzę do sprawy bardzo subiektywnie ale)
> - jedno z moich ulubionych powiedzonek to "nie o to chodzi
> by złapać króliczka, ale by gonić go..."
> Powiedziałabym, że samo podjęcie wyzwania - nie każdego,
> ale tego, jakie uznajemy za istotne - jest czasem celem.
> Pozwala na zbudowanie w sobie pewnej wartości jaką jest
> "próbowałem". Większość ludzi zbyt łatwo rezygnuje z tego,
> ciesząc się namiastką jaką już osiągnęli.
Bardzo mi ten pogląd odpowiada...:).
> Tak naprawdę uważam, że "dobry cel w życiu" ma trzy etapy:
> samo znalezienie tego właśnie celu, podjęcie wyzwania
> i - ewentualnie - osiągnięcie go.
> Niektórzy szczęściarze to pierwsze mają już w sobie, więc
> i wyzwanie jest dla nich czymś naturalnym. Wydaje mi się,
> że im więcej wątpliwości mamy na początku, tym trudniej
> przejść do "punktu drugiego". Dlatego tak przyczepiłam się
> do tego ustalenia właściwego celu...
> Ten ostateczny cel nie musi być "pojedynczy". Podzielenie
> go na jakieś fragmenty sprawia, że ryzyko zawodu jest mniejsze.
> Ale myślę, że jednak konkretyzacja celu jest przydatna. A może
> to tylko dlatego, że to ja nie umiem sobie z tym poradzić?
> Myślę, że to:
> > Celem - harmonią - będzie więc, moim zdaniem, RELACJA
> > pomiędzy marzeniem o ~^miłości^~, a tym, spotkanym na
> > drodze "mirażem",
> jest tu najważniejsze. Jednak w swym pesymizmie wydaje
> mi się to nie do ogarnięcia przez mój maleńki móżdżek.
Jeśli już ukierunkowujemy się na cel w postaci relacji pomiędzy
skrajnościami, to jesteśmy prawie w domu!!
Sądzę, że _dzięki takiemu podejściu_ (takiej optyce), każda dosłownie
sprawa, jaka nas dzieli i mnoży, cieszy i martwi, dostaje nowych skrzydeł.
Patrzymy na siebie nawzajem nie jak na zbiory poszczególnych cech,
nawyków, zwyczajów - do rygorystycznego zaakceptowania lub
równie rygorystycznego odrzucenia, ale jak na zbiory podlegające
zmianom, jak na nosicieli procesów, które się dzieją stale i stale
mogą zmieniać powidoki poszczególnych stanów i wzajemnych relacji.
Jest to podejście zarówno obiecujące jak i maksymalnie interesujące,
coś, co nie pozwala się nigdy nudzić, co daje niemal gwarancję
pełnoskalowego życia emocjonalnego - kto wie - może i na całe życie.
Nie mów więc o swoim "maleńkim móżdżku" z dezaprobatą i poczuciem
winy. Kto zrobił Ci takie kuku!!?
Oczywiście wiem, że to jest maska i w pełni ją, jako maskę akceptuję.
Nie dlatego, że "z małym móżdżkiem" można sobie łatwiej poradzić -
nic podobnego!!!:||. Akceptuję ją jako nieograniczony potencjał, jako
ukazywany na zewnątrz jeden biegun czegoś, co tak naprawdę kryje się
w relacji, w Drodze.
> Poza tym właśnie tu przydałaby się pewne sprecyzowanie,
> czym jest to marzenie.... Bez niego nie da się odróżnić
> celu od mirażu.
Wyżej wspominaliśmy marzenie o ~^miłości^~. Rozumiem jednak,
że jest to przenośnia, model wszystkich innych, mniej pasjonujących
marzeń i celów. Punkt skrajny na skali marzeń.
Czym ono jest? Moim zdaniem marzenia śmiało mogą być wyobrażeniami
Ideałów. Jakichkolwiek. O ile tylko nie traktujemy ich podręcznikowo,
słownikowo, sztywno, schematycznie i rygorystycznie. O ile je również
postrzegamy jak RELACJE. A więc rzeczy dwustanowe z rozpiętymi
między poszczególnymi stanami liniami sił pola emocjonalnego.
W ten sposób każde marzenie jest czymś praktycznie osiągalnym,
mimo iż nadal pozostaje ideałem.
A "miraż"?... Nazwaliśmy mirażem stan realnie osiągnięty. Nie jest to
więc najlepsze określenie. "Miraż" to jakieś złudzenie, coś co "w praniu"
nieodwołalnie wywoła dysonans i zawód.
Realia wcale nie muszą wywoływać zawodu i dysonansu, o ile nie będziemy
sztywno przypisywać im walorów skrajnych, o ile będziemy dopuszczać
w nich wszechobecną dynamikę procesów.
> To trochę jak kula ziemska - żeby człowiek nie wiem jak wysoko
> dotarł, nigdy nie zobaczy jednocześnie całej powierzchni.
> I jak wchodzenie na górę - jeden wystartuje spod południowej ściany
> Lhotse z delikatnie mówiąc marnymi szansami na powodzenie, inny
> weźmie się za coś prostszego i dotrze na górę, ale zgubi po drodze
> okulary i nic nigdy nie zobaczy... ktoś jeszcze inny nie będzie pchał się
> tak wysoko, ale dzięki spostrzegawczości i wyobraźni zobaczy znacznie
> więcej, niż jego towarzysze... a i tak największa grupa będzie uważała,
> że w ogóle nie warto się wdrapywać na górę, bo to niepotrzebne,
> niebezpieczne, a to co najbardziej interesujące i tak jest przy ziemi.
> Trzeba mieć przekonanie, cel, wiarę - tylko to daje siłę.
Opisujesz świat płaszczaków. Rozgwiazdy których szukamy, są
wielowymiarowe.
> No właśnie... problem chyba w tym, że ja uparłam się aby koniecznie
> ubrać cel w "słowa", jakoś go określić, sprecyzować. Może to dlatego,
> że nie widzę wokół siebie niczego, na czym można byłoby się oprzeć,
> niczego pewnego, stałego, tylko wiatr. Jeśli więc nie mogę stanąć
> na niczym trwałym, to chociaż cel chciałałbym zobaczyć jakiś
> konkretny. Ot, żeby mieć się czego przytrzymać.
Nie spróbujesz znaleźć tego w sobie? Weź spróbuj...
Wyobraź sobie siebie wśród skrajności. Dodaj sobie 30 lat.
Odbierz urodę, dodaj ubóstwo. Dodaj zagubienie i niezrozumienie
otoczenia, samotność. Zostaną Ci wtedy ... Ptaki.
Wypełnij je treścią, słońcem, wiatrem, wodą, zieloną łąką
i mnóstwem ławek po drodze. Ciepłych i przyjemnych.
Czy taka podróż wystarczy, aby spojrzeć na siebie dzisiejszą
z boku? Z góry? Z daleka? Czy wystarczy aby się uśmiechnąć,
i powiedzieć "merde".... ku temu, co dzisiaj Tobą targa?
.... nie, oczywiście - nie daję Ci żadnej recepty!! To byłoby
zaprzeczeniem tego wszystkiego, w co wierzę.
A wierzę w Moc Drogi.
> Wspaniale jest móc wyjść z domu - założyć wygodne buty, wziąć
> solidny kijaszek, plecaczek z wodą, otworzyć drzwi, rozejrzeć się wokół,
> odetchnąć głęboko i ruszyć gdzie oczy poniosą. I wrócić potem do
> domu. Ale jest jeden dość istotny warunek, trzeba mieć ten Dom.
> To coś, od czego sie zaczyna i do czego się wraca. Ten Dom jest
> jak Pies - przenośnią - może być poczuciem posiadania korzeni, może
> nim być np. poczucie własnej wartości, przekonanie, że "mam rację",
> Domem może być też np. świadomość sensu wychodzenia z domu,
> i może nim być też prawdziwe własne gniazdo. Wszystko to, co jest
> twardą, solidną podstawą dla pierwszego kroku. Cokolwiek.
> Choćby jedna mała "rzecz".
> A może po prostu mam już dość bezowocnego błąkania sie po okolicy?
Rozumiem to nazbyt dobrze. Nawet jeśli to tylko maski i słowa.
A przecież to nie tylko maski i słowa.
> Ha... tu jest problem... Tak samo jak z pytaniem: "Czy zatem jesteś
> skłonna dalej pracować na harmonią, wiedząc, że bieguny mrozu
> istnieją z całą pewnością?"............ Siedziałam i patrzyłam na nie
> dłuższą chwilę. I wydaje mi się, że wiem o co chodzi, ale odbieram
> to jako drogę nie dla siebie.... A może to jest właśnie jedyna
> najwłaściwsza droga jaką powinnam obrać? może zaplątałam się
> w poprzednich decyzjach wlaśnie dlatego, że wybierałam każdą
> inną, zamiast niej? może właśnie w niej mogłabym znaleźć jakieś
> oparcie - ot, chociażby przez sam fakt, że nią idę? ... Miotam się,
> całkiem prywatnie i zupełnie nie sci.psychologicznie...
A jednak, jest to moim zdaniem bardzo psychologiczne.
Choć zapewne nie sci.
> Na pewno masz rację, ale czy w samej naturze ekspansji nie leży
> agresja? Ekpansja powinna być jak latawiec - na długim sznurku.
> Tak żeby nałożyć na nią pewne ograniczenia, ale też żeby nie leżała
> wiecznie przy ziemi. Myślę, że tym sznurkiem właśnie powinny
> być korzenie. Tak jak napisałeś - trzeba je szanować, trzeba uznać
> pewne zasady jakie wypracowano przez tysiące lat. Ale nie mówię
> tu o sztywnym przestrzeganiu smętnych kodeksów prawnych
> i posłuszeństwie podatkowym...
Dokładnie.
> > > Na igiełki mam na szczęście pudełeczko. :)
> > :)). Na szczęście, to ja bym proponował udziergać jakiś drobiazg -
> > szaliczek na przykład magiczny. Z motylkiem. A w pudełeczku...
> > igiełki niech zostaną :)).
> Magiczny szaliczek, powiadasz ;) może to jest jakiś pomysł, chociaż
> ten motylek... nie wiem. Tylko dlaczego uważasz, że druty są b
> bezpieczniejsze niż igiełki? ;)
Motylkowi w żłoby dano. Zostawmy Go w spokoju :)).
Jest na naszym świecie mnóstwo pięknych skrzydeł.
Druty... zamiast igiełek... Może dlatego, że wszelkie druty
(z wyjątkiem kolczastych) są upakowane w moich własnych
korzeniach :). Nie tylko mogą więc dziergać szaliczki, ale też
przewodzić prądy, przekazywać napięcia, wyrównywać
potencjały. Mogą być spoiwem w przeciwieństwie do igiełek,
których funkcja jest zbyt dwuznaczna ;).
> pozdrawiam!
> kachna
pozdrawiam
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
149. Data: 2004-09-10 18:00:54
Temat: Re: Rozgwiazda w świecie płaszczaków->J.E. ... z Gormenghast<- c...@h...h226faf32.invalid
naszkrobal/a:
> Von Tyczko - właściciel kompjutera; patrz Von Tytus.
> W następnym odcinku:
> ----------------------------------------------------
-----------
>
> Z notatek posypanych złotym piaskiem odczytano, że spojrzenie na polot
> z boku, może dostarczyć interesujących danych. Zdesperowana załoga
> postanawia oddelegować kilku ochotników, którzy upakowani w kapsule
> ratunkowej na uwięzi, penetrują okolice. Okazuje się, że na zewnątrz
> również kwitnie życie, w postaci drzew, lepiej lub gorzej
> ukorzenionych. Pojawia się nowa zagadka - wpływ głębokości
> ukorzenienia na kierunek wzrostu. Tymczasem, w dziale nawigacyjnym,
> udaje się ułożyć z puzzli luźych kartek, wzór pięciopalczastej
> rękawicy, trzymającej kiedyś klucze. Zawartość rękawicy jest
> wprawdzie nadal nieprzenikniona, jednak lekki powiew optymizmu działa
> na pasażerów uspokajająco. Słuczupamyd
> zmieszany z czasem, też robi swoje. Plotka o samobójstwie pielęgniarki
> okazuje się daleko upadła od jabłoni. Powodem jej zniknięcia jest
> podobno prozaiczna historia miłosna z rwaniem w parterze. Nie wiadomo
> jednak czy chodzi o porwanie czy o wyrwanie. Wania milczy. Za oknami
> pojawiają się kolejne błyski wskazujące na jedynie właściwy kierunek.
Ale czad :))
> [All]
TT
--
"pozostawmy medycynę medykom i zajmijmy się życiem, w końcu to grupa psychologia a
nie farmakologia, czy odsyłanie w cholerę... chociaż odsyłanie w cholerę brzmi
bardzo kusząco" [Tytus]
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
150. Data: 2004-09-10 18:27:14
Temat: Re: Rozgwiazda w świecie płaszczaków->J.E. ... z Gormenghast<- c...@h...hed2628ed.invalid
naszkrobal/a:
> Hehe. W lolku na mokultywie, nie słyszałeś jak gorąco było? Przecież
> opowiadał Niejeden, a nawet i Niejedna razem było ich Trichs.
;)))))
moTTo
P.S. Ciekawa wizja. Próba opisu rzeczywistego zdarzenia, w którym
NETOPIERZE uparły się na odbiór rzeczywistości z "przesłuchów
międzykanałowych"... - z jaichś powodów odrzucając czysty sygnał stereo
z kabli. All jest jak dostawca oryginalnego "szumu medialnego", z
którego te NETOPIERZE czerpią swą 'wiedzę', posiłkowaną słownikiem
"gugle". All, to Allcheolog, celem którego jest odkopanie i naświetlenie
'zabobona czerpania wiedzy z zaszumionej próźni'. Cała sztuka w tym, co
by NETOPIERZE zdarły (jak zdrapkę) walkmena z uszu i po żywym kablu
własnego rozumienia dotarły na most. Jeżeli nie zdrapią, prawdopodobnie
się zabiją. Jak wiadomo, NETOPIERZE omijają drzewka wspomagając się
wyostrzonym zmysłem słuchu.
No, ale to takie tam :)
Nie przeszkadzam.
--
"Jeśli, jak twierdziliśmy, najbardziej wartościowe jakości ludzkiego ducha mogą
wyrosnąć tylko z gleby prawdziwie osobitych więzi, wówczas tylko to społeczeństwo,
które wspiera rozkwitanie takich więzi, może zebrać plony w postaci ludzkich,
twórczych obywateli." [Stanley Greenspan]
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |