X-Received: by 10.49.39.3 with SMTP id l3mr1301347qek.26.1369322762830; Thu, 23 May
2013 08:26:02 -0700 (PDT)
MIME-Version: 1.0
X-Received: by 10.49.39.3 with SMTP id l3mr1301347qek.26.1369322762830; Thu, 23 May
2013 08:26:02 -0700 (PDT)
Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.cyf-kr.edu.pl!news.nask
.pl!news.nask.org.pl!news.unit0.net!news.glorb.com!t14no449391qam.0!news-out.go
ogle.com!y6ni51092qax.0!nntp.google.com!ch1no812609qab.0!postnews.google.com!eo
6g2000vbb.googlegroups.com!not-for-mail
Newsgroups: pl.sci.psychologia,pl.soc.religia
Date: Thu, 23 May 2013 08:26:02 -0700 (PDT)
Complaints-To: g...@g...com
Injection-Info: eo6g2000vbb.googlegroups.com; posting-host=77.113.63.42;
posting-account=teC2YQoAAAAZN05u4G3GCZPXcOhpjJci
NNTP-Posting-Host: 77.113.63.42
User-Agent: G2/1.0
X-HTTP-UserAgent: Opera/9.80 (Android 4.1.1; Linux; Opera Mobi/ADR-1301071820)
Presto/2.11.355 Version/12.10,gzip(gfe)
Message-ID: <e...@e...googlegroups.com>
Subject: Rwanda
From: outside <s...@g...com>
Injection-Date: Thu, 23 May 2013 15:26:02 +0000
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2
Content-Transfer-Encoding: quoted-printable
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:659586 pl.soc.religia:1015181
Ukryj nagłówki
Jeśli chciałbym udać się do kościoła katolickiego na mszę, to nie
miałbym gdzie. Jedyny kościół katolicki w Nyamata to obecnie miejsce
pamięci ofiar ludobójstwa. Msze w nim się już dawno nie odbywają.
Robert mówi, że tak jest teraz w większości miejscowości. Nie ma już
katolików. Nyamata Memorial Site, Ntarama Memorial Site, Gikongoro
Memorial Site - kiedyś kościoły, teraz mauzolea.
* * *
Tu sąsiad zabijał sąsiada. Jednego dnia mieszkali ze sobą płot w płot,
następnego dnia przychodził z innymi, podpalał dom, zarzynał maczetą,
tych którzy uciekali. Potem szedł do następnego domu, podpalał dom i
czekał aż zaczną wybiegać. Ucinał ramiona i wciąż żywych zrzucał na
dno głębokiego na kilkanaście metrów wychodka. Wczoraj witał ich
słowami mwirwe, mwarametse. Jutro wbijał maczetę tak głęboko, że
pękała kość.
Tu mąż zabijał żonę. Tu ojciec zabijał swoje dzieci. Wystarczyło, że
Hutu poślubił Tutsi. Zbrodnię tą mógł odkupić tylko krwią żony i
wszelkiego ich potomstwa. Inaczej sam zostałby zabity. Niejeden z
maczetą zawieszoną w powietrzu nad głową bez wahania przypominał sobie
o swym plemiennym długu. Najpierw żonę, potem po kolei każde z
licznych wciąż patrzących z ufnością dzieci.
Synowie zabijali rodziców. Lata temu udało im się zdobyć wpis w
dowodzie, że nie są już Tutsi, a są Hutu. Jeden z przywódców
interahamwe to były Tutsi, który zabił swoich rodziców jak i wielu
innych członków rodziny.
* * *
Szybka śmierć była przywilejem. Można było być ciętym maczetami,
tłuczonym kamieniami, czy zakatowanym na śmierć kijami. Leżeć kopanym
z połamanymi żebrami. Tłum ludzi skakał by po dogorywającym ciele.
Można też było umrzeć szybko, od kuli wystrzelonej prosto w głowę. Za
to jednak niejednokrotnie trzeba było zapłacić. I ludzie płacili.
Można było próbować uciekać. Nie natknąć się na liczne punkty
kontrolne, gdzie sąsiad wskazywał palcem i mówił, że jesteś Tutsi.
Ciało pozostawione by zostało tam gdzie upadło, jako upewnienie
innych, że wszystko to dzieje się naprawdę. Zarówno przemierzających
drogę jak i Hutu zgromadzonych na zaporze. Bo kto by się wyłamał z
zabijania, sam by szybko zginął.
Próbować się schronić. W szpitalach i szkołach. I kościołach.
Niezależnie jaka szerokość geograficzna, niezależnie który rok i jaka
wojna, między jakimi stronami, wystraszeni ludzie kierują się do
świątyń.
Czy można sobie wyobrazić coś gorszego niż złamanie sacrum uświęconego
miejsca? Czy można zabijać ludzi w kościele?
* * *
Dyrektor liceum w Nyamata pyta mnie ile ma mi zapłacić za pomoc przy
naprawie komputerów. Mówię, że nic, ale że nie ustępuje, pytam czy
mają w szkole bibliotekę i czy mógłbym coś wypożyczyć. Kończą mi się
książki, więc może znajdę jakąś powieść przynajmniej po angielsku.
Fragment relacji Philipo Kayitare opisującej kościół w Nyamata ósmego
kwietnia 1994 roku.
"...reszta z nas uciekła do kościoła w Nyamata w nadziei na to, że tam
nas nie tkną, zwłaszcza w obecności białego księdza. Ścisnęliśmy się w
kościele wraz z tak dużą ilością osób jak to tylko było możliwe. Było
tak wielu ludzi wypełniających kościół, że nie mógłbyś znaleźć miejsca
by postawić stopę. To były tysiące w środku świątyni, niektórzy
musieli się położyć się pod ławkami. Kolejne tysiące stały na
zewnątrz."
* * *
Na początku mojego pobytu w Rwandzie w ogóle ich nie dostrzegam.
Rwanda to bajka, to kolorowy sen. Widzę tęczowe ptaki i
uśmiechniętych serdecznych ludzi. Z biegiem czasu jednak zaczynają się
wyłaniać. Krótkie migawki, gdzieś pomiędzy tłumem. Żyją swoim życiem
po cichu nie rzucając się w oczy.
Gdy wracam ze szpitala przed sobą dostrzegam kobietę z ręką uciętą
wysoko ponad łokciem.
Inna kobieta wyciąga rękę po pieniądze i demonstruje drugi kikut bez
dłoni.
W Kigali omal nie potykam się o wciśniętego w tłum pucybuta. Obie nogi
ucięte są u samego ich początku.
Odwrócony tyłem do mnie mężczyzna podaje sobie ręką coś z ziemi,
chwyta zębami i zaczyna pełzać przesuwając się jedynie dzięki
podporowi rąk. Rzecz uchwycona w zęby to nogawka od jedynej nogi;
kompletnie bezwładnej, zachowującej się jak gumowy wąż.
Przyglądam się po raz pierwszy mężczyźnie u którego zwróciłem jak
dotąd uwagę tylko na jego pomysłowy wózek inwalidzki. Z przodu na
wysokości piersi zamontowane są pedały od roweru. Wtedy dostrzegam, że
mężczyzna nie ma lewej nogi, nie ma prawej nogi i nie ma lewej ręki.
Dociera do mnie, że to wydarzyło się naprawdę.
* * *
Wychodzimy i Robert opowiada dalej. Zaczyna od tego, że w tym kościele
zginęło kilkanaście tysięcy ludzi. Nikt nigdy dokładnie tego nie
policzył i właściwie nie było nikogo, kto zidentyfikowałby ciała.
Tylko kilka półek w podziemiach to trumny osób, z których rodzin ktoś
się zachował i rozpoznał ofiary. Inni ginęli całymi rodzinami i są
teraz częścią wielkiego magazynu kości.
I wraca do tematu kościoła. Opowiada znów jak ludzie uciekali do
świątyń z nadzieją na schronienie za plecami księdza. A ci tymczasem
zawiedli. Nie wpuszczali za drzwi kościoła, jeśli wpuszczali, nie
dawali żadnej nadziei na ochronę i przeżycie. I przeraża mnie
stwierdzeniem: sami donosili do Hutu, że w ich kościele są pasożyty,
które trzeba zabić. Sami chwytali za pistolety i rozstrzeliwali ludzi.
Nie mogę uwierzyć, a Robert opowiada dalej jak na całe lata przed
ludobójstwem księża grzmieli zza ołtarzy mówiąc, że Tutsi to nie
ludzie. Że to węże, karaluchy i jak karaluchy próbują wedrzeć się do
Rwandy by ją opanować. I jak karaluchów trzeba się ich pozbyć. Jak
dzielili ludzi w szkołach niedzielnych na Tutsi i na Hutu, jak
tłumaczyli czym jest duma Hutu i czym jest grzech Tutsi. Pokazuje
przed kościołem grób siostry zakonnej, która zginęła na całe lata
przed ludobójstwem zamordowana, bo nie chciała zgodzić się z ideologią
tutejszego kościoła.
Mówi, a ja nadal nie wierzę, jaką rolę polityczną odgrywał kościół.
Jak księża i biskupi tworzyli podwaliny ekstremistycznych ugrupowań
Hutu. Jak wielka była zażyłość pomiędzy kościołem, a tutejszym
dyktatorem Habyarimana. Ideologia kościoła wykluwała się na salonach
tutejszego reżimu.
Tłumaczy czym była wizyta Jana Pawła II na rok przed ludobójstwem w
kraju, w którym księża, biskupi i arcybiskup nawoływali do zbrodni.
"Papież nic nie zrobił by to powstrzymać", mówił Innocent. Wystraszeni
ludzie z nadzieją na zmianę czekali tej wizyty. Ludzie ginęli z rąk
Hutu nakłanianych przez liderów, w tym i księży, do morderstw. Wizyta
papieża była ich ostatnią nadzieją, która nie została ziszczona.
Papież - jak mówi Innocent i jak potwierdza Robert - nie zrobił nic.
Jakby problemu nie było lub nie widział.
A potem rok później ludzie uciekali do kościołów gdzie wpadali prosto
w paszczę lwa. Proboszczowie parafii szli po Hutu i w ich asyście
dokonywali ostatecznego rozwiązania. Do kościołów przez wywietrzniki
najpierw wrzucano granaty, a tych, którzy nie zginęli dożynano
maczetami i rozstrzeliwano; nie raz z broni trzymanej przez księdza.
Powstrzymuję Roberta i walę prosto z mostu pytanie, nie zważając no to
czy go obrażę czy nie insynuując kłamstwo. Pytam czy ma jakieś dowody
na to co mówi, bo to się wydaje tak nieprawdopodobne, że uważam, że
zmyśla i ubarwia.
Odpowiada, że tak. Że dowodem są księża skazani i osadzeni w
więzieniach za te zbrodnie. Mówi, że mogę zapytać kogo chcę, mówi, że
wiele się o tym pisze. Że Rwanda szuka po całym świecie tych księży,
którym udało się zbiec. I dziwi się, że świat zachodni nic o tym nie
wie. Ja też się dziwie. Że telewizja huczy o księżach pedofilach w
USA, o księdzu Rydzyku co zebrał i nie oddał, a nic nie słychać o
księżach - totalitarnych mordercach. Informacja ta mnie przytłacza.
Ksiądz, który gwałci dzieci szokuje. Co można powiedzieć o księdzu,
który rozstrzeliwuje ludzi, gwałci chroniące się u niego dzieci i
dostarcza je do Hutu na kolejne gwałty i na śmierć? Księdzu, który
jest elementem całej państwowej struktury kościoła, która
uczestniczyła w przygotowaniu i wykonaniu ludobójstwa.
* * *
Tydzień później nie mogę powstrzymać emocji wracając do domu z właśnie
co wypożyczoną książką dokumentującą ludobójstwo. Siadam na tarasie i
pierwsze co robię, to wertuję spis treści z nadzieją, że znajdę - lub
lepiej nie - potwierdzenie słów Roberta.
Niestety okazuje się to prawdą. Rozdział odnośnie roli księży w
ludobójstwie liczy 70 stron. Ponadto kolejne rozdziały opisujące
kolejne przypadki ludobójstwa noszą nazwy parafi: Parafia w Nyamata,
Parafia w Gahanga, Seminarium w Ndera... I tak przez kolejne ponad
trzysta stron. Jedna trzecia książki to opis roli Kościoła w
ludobójstwie.
* * *
Na podstawie książki Rwanda. Death, Despair and Defiance.
|