| « poprzedni wątek | następny wątek » |
51. Data: 2004-01-30 15:37:25
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...
Użytkownik "krys" <k...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:bvapvd$2ao$1@localhost.localdomain...
> "Karolina Matuszewska" <ginger#isp,pl> wrote:
>
> >
> > Ja kończyłam eksperymentalne liceum, gdzie nie było ocen, obowiązku
> > chodzenia do szkoły, do nauczycieli mówiło się na ty. Szkoła nigdy nie
> > była w żadnym rankingu, nie było też olimpijczyków, bo nasi geniusze
(tak,
> > zdarzali się) uważali olimpiady za idiotyczny wyścig szczurów. Miałam
> > dobre oceny, bo miałam dużo czasu na naukę, a nauczyciele byli zawsze do
> > dyspozycji i traktowali nas jak kumpli, jeśli się czegoś nie rozumiało,
to
> > cierpliwie tłumaczyli. Nikt nigdy nie usłyszał, że jest tępym baranem.
Nie
> > było sytuacji, gdzie ktoś bał się pójść do szkoły. Obecnie nie czuję, że
> > muszę być najlepsza we wszystkim, nie muszę nic nikomu udowadniać.
>
> Nie wierzę, że jest taka szkoła. Gdzie to jest( pewnie było, bo do
> stereotypu nie pasuje) - posłałabym tam swoje dzieci.
Jest w Gdansku Liceum Programow Indywidualnych, ktore dziala na podobnych
zasadach i obejmuje swoim wplywem glownie uczniow ktorzy nie sprawdzili sie
(w roznym zakresie) w innych placowkach.
KS
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
52. Data: 2004-01-30 15:49:55
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...In news:bvdu84$acn$4@atlantis.news.tpi.pl,
segka <s...@n...pl> typed:
>> Nie wierzę, że jest taka szkoła. Gdzie to jest( pewnie było, bo do
>> stereotypu nie pasuje) - posłałabym tam swoje dzieci.
>
> Jest w Gdansku Liceum Programow Indywidualnych, ktore dziala na
> podobnych zasadach i obejmuje swoim wplywem glownie uczniow ktorzy
> nie sprawdzili sie (w roznym zakresie) w innych placowkach.
OLPI działa na zupełnie innych zasadach, kiedy byliśmy u nich na wymianie
przedstawiali się przede wszystko jako szkoła świetna dla dysleksyków i
innych dys--, ponieważ mają tam specjalne programy dla takich uczniów. Ale
mają normalne oceny, dzwonki, obowiązek chodzenia do szkoły i mówienie do
nauczyciela per "Panie Profesorze".
Pozdrawiam,
Karola
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
53. Data: 2004-01-30 20:20:48
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...Wprąciłem się, gdyż Basia Z. i te mądrości wymagają mojej stanowczej
erekcji:
>> Najgorzej, gdy na okres wypadały klasówki chyba, nie? :)
>> Krew zalewała...
> Ja już mam takiego pecha że mi to zawsze wypada jak jadę w góry.
> ;-)
Wokół nas odludna polana, a trzeba trzymać razem kolana;
I mimo, że w górach wyśmienicie, nie można nocą bywać na szczycie.
:)
--
Z cyklu 'Sławni ludzie o Z. Boczku':
"Zaszpanować chciałeś? Potrolować? Masz jakiś kompleks niedogryzionej
kości?" (c) by siwa.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
54. Data: 2004-01-30 22:49:47
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...Użytkownik "Andrzej Garapich" <g...@n...ma.maila> napisał w wiadomości
news:184i10tab44v9q11le7q47js2f6h33tvut@4ax.com...
Po skończeniu podstawówki złozyłam podanie do liceum z poszerzonym językiem
francuskim i taką przyszłość dla siebie widziałam. Mama jednak przyniosła mi
podanie z liceum muzycznego stwierdzając, że tutaj egzaminy wstępne są
wcześniej i jedno z drugim nie koliduje. Zdałam te egzaminy i już nie
startowałam do ogólniaka. Tak rodzice zadecydowali za mnie. Do dziś żyję z
przeświadczeniem, że to rodzice podjęli za mnie decyzję. A czy żałuję? Nie
wiem. Zawód muzyka nie jest za ciekawy. Jeśli nie jest się zbyt dobrym lub
chce się założyć rodzinę, w najlepszym przypadku zostaje się nauczycielem
lub dorabia na weselach. Uważam, że syn moze uczyć się w dwóch szkołach i
sam podejmie decyzję co zrobić ze swoim życiem gdy przyjdzie na to czas.
Muzyka powinna być hobby, hyba że dzieciak faktycznie kocha to co robi i
jest na tyle zdolny by uczynić z muzyki swój zawód.
Katarzyna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
55. Data: 2004-02-01 08:05:52
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...Katarzyna wrote:
Zdałam te egzaminy i
> już nie startowałam do ogólniaka. Tak rodzice zadecydowali za mnie. Do
> dziś żyję z przeświadczeniem, że to rodzice podjęli za mnie decyzję.
Byłaś grzecznym dzieckiem. Mój wujek, kiedy dziadek wraz z dyrektorem
zawodówki na siłę przenieśli go do technikum "bo się w zawodówce chłopak
marnuje", udowodnił im, że do technikum chodził nie będzie - oblał wszystko
po kolei. Skończył zawodówkę, i poszedł do technikum, bo wtedy to był już
jego wybór;-) Na upartą latorośl nie ma mocnych. A rodzice powinni
przystopować z podejmowaniem decyzji "dla dobra dziecka", bo często są to
decyzje realizujące ich niespełnione marzenia.
--
Pozdrawiam
Justyna
"Lepiej grzeszyć, i potem żałować,
niż żałować, że się nie grzeszyło"
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
56. Data: 2004-02-02 10:25:49
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...Katarzyna <k...@t...net> napisał(a):
> Kiedy natomiast próbuję poruszyć
> temat problemów typu narkotyki, alkohol, agresja, kontakty międzyludzkie,
> wychowawczyni nie wykazuje jakiegokolwiek zainteresowania.
Jestem ojcem dwojga dzieci, a problemem walki szkoły z alkoholem,
papierosami, narkotykami, agresją itp. zainteresowałem się bliżej trzy lata
temu po śmiertelnym wypadku pijanej 15-letniej dziewczyny na wycieczce
szkolnej.
Po trzech latach mogę stwierdzić, że szkoła została w tym zakresie po prostu
w praktyce ubezwłasnowolniona. Bo na cóż się pozwala jedynie? Na pogadanki i
tłumaczenie, że to brzydko.
Na bardziej zdecydowane działania najczęściej nie ma przyzwolenia nie tylko
ze strony kuratoriów, ale przede wszystkim rodziców - niestety tych
najgłośniejszych.
Uderzcie się we własne piersi: ilu z was nie poszłoby do szkoły z awanturą,
gdyby szkoła podjęła bardziej zdecydowane działania?
Nastawienie wielu rodziców do szkoły i nauczycieli jest własnoręcznym
kopaniem sobie grobu.
Nastawienie to doskonale ilustrują dwa przypadki opisane przez nauczycieli:
"Wycieczka młodzieży 17-letniej. Młoda wychowawczyni, kilka miesięcy pracy.
Pierwszy wieczór młódź spędziła "nadużywając", próby opanowania sytuacji nie
pomogły (zamknięte od wewnątrz pokoje itd.). Ponieważ pokoje z balkonami,
daszki, tarasy itp., wychowawczyni całą noc pilnowała, by "wycieczkowicze"
nie zrobili sobie krzywdy. Rano kazała się spakować i wrócili do szkoły -
(wycieczka miała być trzydniowa). Wezwani do szkoły rodzice stwierdzili
jednym głosem: nie miała prawa przerwać wycieczki. Nie ma dowodów, że
młodzież piła alkohol. Brak zeznań świadków, wizyty policji, badania krwi czy
choćby zdjęć. Obraża rodziców i młodzież. Nie miała prawa "walić w drzwi" i
żądać wpuszczenia do pokoju o 2. w nocy (dzieci nie mogły się wyspać).
Młodzież kiedyś musi się wyszaleć. Rodzice byli bardzo wytrwali, doszło do
zmiany wychowawcy.(...)
Pytam więc, co wolno? Jeśli odpowiadam za zdrowie i życie uczniów, a nie
zechcą się któregoś dnia zachować rozsądnie, co mogę? To pewnie nadmiar
starczej wyobraźni, ale boję się, że kiedyś mi się może zdarzyć taka noc, jak
tej dziewczynie... I mogą mi się zdarzyć tacy rodzice..."
"Przyłapalismy uczennicę na kradzieży. Ewidentnie - skradzioną rzecz
wyjęliśmy jej z ręki. Podczas rozmowy z matką w gabinecie dyrektora
zaproponowałam w ramach konsekwencji, aby dziewczyna popracowała ileś godzin
społecznie na rzecz szkoły. Usłszałam, że od wychowania to są rodzice, a ja
mam się nie wpier**lać."
Zabrać alkoholu wbrew woli zdemoralizowanego dziecka według wielu rodziców
nauczyciel nie może, choć przecież sprawuje opiekę w imieniu i zastępstwie
rodziców właśnie. Nawet o przyprowadzanie psów policyjnych do zagrożonych
narkomanią szkół rodzice mają pretensje.
"Moja córka?! Moja córka nigdy by czegoś takiego nie zrobiła!";
"Syn pali? Pali, bo ja palę!";
"Ze mną w domu pije piwo i na wycieczce też proszę mu pozwolić." - to
najczęstsze reakcje rodziców (nie wnikam tu w "skuteczność" prawną takiego
polecenia).
W wielu szkołach rodzice nie pozwalają na wprowadzenie najprostszych metod
dyscyplinujących. Robią awantury o ciszę nocną o 22.00 na wycieczce lub
kolonii, brak zgody na codzienne dyskoteki, "czepianie się" o papierosy i
alkohol itp.
Tacy rodzice najczęściej sami nie mają posłuchu u własnych dzieci. 16-latka
potrafi wychodzić na dyskotekę wbrew woli matki, wracać nad ranem, o której
jej się podoba, grozić matce pobiciem i straszyć ją prawami dziecka (sic!).
Ale gdyby szkoła chciała coś zrobić, ta sama matka pierwsza rzuci się jak
lwica w obronie "krzywdzonej" córeczki.
Coraz mniej się dziwię, że wielu nauczycieli odpuściło sobie, nie walczy z
tymi zjawiskami, tłumacząc, że "wychowuje dom, nie szkoła", udaje ślepych i
głuchych, bo mają przykre doświadczenia - wielu próbując reagować, dostało
nieźle po uszach, wierzcie mi.
Po wypadkach w toruńskiej budowlance nauczyciel napisał tak: "Jak znam życie,
to nie łobuzy zostaną ukarane. Konsekwencje poniesie nauczyciel, bo gonił
ucznia za to, że ten zabrał mu dziennik." I według mojej oceny był dość
bliski prawdy - tak dalece posuwa się owo "nastawienie na ucznia" w
niektórych kuratoriach.
Dopiero ja, osoba spoza oświaty i niezwiązana podległościami służbowymi,
prowadząc (od trzech lat) spotkania z nauczycielami, mogę otwarcie mówić o
pewnych negatywnych zjawiskach i uświadamiać szkoły co do przysługujących im
tak naprawdę wobec uczniów i nieodpowiedzialnych rodziców uprawnieniach.
Robię to w interesie moich dzieci - ci z was, którzy wiedzą, jak trudno dziś
wyrzucić ze szkoły ewindentnego łobuza, co codziennie za rogiem wymusza od
naszego dziecka haracze, wiedzą również, co mam na myśli.
Co jest budujące? Prowadzę też spotkania z rodzicami. Zdarza się, że kilka
osób wychodzi, bo nie chcą przyznać praw nauczycielom, praw do
dyscyplinowania ich dzieci, nie mogą o tym słuchać. Większość jednak słucha
uważnie, prawidłowo rozumiejąc dobro swoich dzieci, ich prawo do wzrastania w
środowisku wolnym od przemocy i używek. Większość - naprawdę większość - jest
za, bo interes swojego dziecka pojmuje właściwie. Tylko dlaczego jest to na
ogół większość na co dzień milcząca, dlaczego atakowany za wprowadzanie
dyscypliny szkolnej nauczyciel lub dyrektor pozostaje w tej walce osamotniony?
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
57. Data: 2004-02-02 12:27:50
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...
Użytkownik "Roman G." <r...@W...gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:bvl8jd$2r7$1@inews.gazeta.pl...
> Jestem ojcem dwojga dzieci, a problemem walki szkoły z alkoholem,
> papierosami, narkotykami, agresją itp. zainteresowałem się bliżej trzy
lata
Dobry tekst. Ciekawe rozwiazanie problemu picia na wycieczce -powrot do
domu. Troche wprowadza odpowiedzialnosc zbiorowa (moze niepijacy
dostaliby jakies nagrody?) ale przynajmniej jak na pierwszy raz to
pewnie szok dla uczniow ale zasluzony.
Zgadzam sie z chyba wszystkimi tezami.
Moj oglad obecnej sytuacji jest jednak taki, ze (pomijajac znaczacy
wplyw srodowiska- rodziny-kultury) nauczyciele zostali pozbawieni
strarych metod w relacjach uczen-nauczyciel opartych na dominacji
nauczyciela wzgledem ucznia (dopuszczano nawet pewien poziom
zastraszania) natomiast nie udalo sie wyksztalcic w kadrze podejscia
autentycznie partnerskiego, opartego na szacunku, zaangazowaniu i
odpowiedzialnosci z uwzglednieniem niedociagniec ze strony
niedoswiadczonych uczniow.
Wina tego to na pewno nie pieniadze.
Nie obarczam wina za zle zachowaniae uczniow wylacznie nauczycieli. Oni
zyja w konkretnym spoleczenstwie z konkretnymi rodzicami. Trzeba byc
wybitnym nauczycielem zeby umiec w obecnej kulturze (albo raczej czasach
dezorganizacji) przyciagnac do siebie uczniow, a wiadomo ze zawsze
wiekszosc stanowia ci przecietni, choc moga byc uczciwi i pracowici.
Nauczyciele przystosowuja do zycia w danej kulturze, jesli obecna polska
kultura ma problemy z samookresleniem to nie dziwne ze nauczyciele nie
bardzo wiedza jak przystosowywac.
Pozdrawiam
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
58. Data: 2004-02-02 23:51:32
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...On Mon, 2 Feb 2004 10:25:49 +0000 (UTC), "Roman G."
<r...@W...gazeta.pl> wrote:
>Po trzech latach mogę stwierdzić, że szkoła została w tym zakresie po prostu
>w praktyce ubezwłasnowolniona. Bo na cóż się pozwala jedynie? Na pogadanki i
>tłumaczenie, że to brzydko.
Jaaasne...
W ogóle nie mieliśmy nigdy do czynienia z wyrzucaniem uczniów tylko
dlatego, że mieli niepoprawne poglądy.
[...]
>"Przyłapalismy uczennicę na kradzieży. Ewidentnie - skradzioną rzecz
>wyjęliśmy jej z ręki. Podczas rozmowy z matką w gabinecie dyrektora
>zaproponowałam w ramach konsekwencji, aby dziewczyna popracowała ileś godzin
>społecznie na rzecz szkoły. Usłszałam, że od wychowania to są rodzice, a ja
>mam się nie wpier**lać."
Ciach!
A drugiej strony medalu nie ma?
Autentyczna sytuacja mojego syna.
10 lat, świetlica. W szkole zdarzają się kradzieże - to fakt. Jest
więc pewnego rodzaju obsesja. Mój syn znajduje w świetlicy zegarek.
Nie wolno mu wyjść w czasie lekcji. Zwyczajowo w szkole zguby
zostawia się na portierni. Wiec moje dziecko czeka na przerwę,
aby zanieść zegarek na portiernię. To fakt: powinien zanieśc pani
świetliczance, ale tego nie zrobił. Dziecko, które zgubiło zegarek,
zauważa to i zgłasza pani świetliczance. Pani zarządza poszukiwania.
Mój syn wyciąga z kieszeni zegarek i pokazuje, że go znalazł. I co
się dzieje? Koszmarna awantura, wyzywanie mojego dziecka
przy wszystkich dzieciach od złodziei. O awanturze dowiaduje
się wychowawczyni, bierze moje dziecko w obronę i idą do dyrektorki.
Ta wysłuchuje strony i "puszcza" mojego chłopaka do domu. Ten,
wg słów wychowawczyni jest tak przerażony, że dosłownie nie może
z siebie wyksztusić słowa. Jąka sie i zacina. Mija weekend, emocje
opadają i idę do szkoły. Dowiaduję się od Pani Dyrektor, że pani
świetliczanka miała prawo tak postąpić, bo jest jeszcze młoda
i niedoświadczona. O prostym słownie "przepaszam" nie ma co
marzyć. Od dwóch lat mój syna ma zakaz chodzenia na świetlicę.
I co? To uczniowie są temu winni?
[...]
>Po wypadkach w toruńskiej budowlance nauczyciel napisał tak: "Jak znam życie,
>to nie łobuzy zostaną ukarane. Konsekwencje poniesie nauczyciel, bo gonił
>ucznia za to, że ten zabrał mu dziennik." I według mojej oceny był dość
>bliski prawdy - tak dalece posuwa się owo "nastawienie na ucznia" w
>niektórych kuratoriach.
To proste odreagowanie poprzedniego systemu. Tak sie składało, że
miałem do czynienia z sadystycznymi nauczycielami. Co powiesz
na dyktando (b. trudne, prawie same ndst z niego były) z POlskiego
o.... 5 rano na wycieczce? I to zaraz po gimnastyce, takiej dośc
forsownej... I dziesiątki takich zachować, że lepiej nie mówić.
Naprawdę nigdy nie słyszałeś o pijących nauczycielach???
To wszystko jest OK. Tylko że oni dalej uczą. W związku z
tym, nigdy nie uwierzę , kiedy się mnie przekonuje, że teraz
szkoła jest inna niż 20 lat temu. Inna? Z tymi samymi nauczycielami?
Wolne żarty.
>Co jest budujące? Prowadzę też spotkania z rodzicami. Zdarza się, że kilka
>osób wychodzi, bo nie chcą przyznać praw nauczycielom, praw do
>dyscyplinowania ich dzieci, nie mogą o tym słuchać.
Mam dać prawo do dyscyplinowania MOICH dzieci osobie, która
zmarnowała mi rok życia karząc za to, że nie sprzątnąłem
wybranego przez nią grobu żołnierza Armii Czerwonej (kto
wie, czy nie tego samego, który wystrzelał pół mojej rodziny).
I dostawałem za to kilkanaście dwój. (Czy posprzątałeś
już wyznaczony grób? Nie? Siadaj, dwója!) Z czego?
Z Polskiego. Tak się starano mnie zdyscyplinowac. Ta
pani dalej uczy, pewnie się przekonwertowała na demokratkę
albo katoliczkę nawet. I Ty serio oczekujesz, że dam jej
prawo do dyscyplinowania MOICH dzieci????
> Większość jednak słucha
> uważnie, prawidłowo rozumiejąc dobro swoich dzieci,
Dobro moich dzieci wymaga, żeby taka Pani nie uczyła
dzieci. I póki uczy, oznacza że nie ma mechanizmów
eliminujących takich sadystow.
Zanim dam prawo do dyscyplinowania moich dzieci,
szkoła musi mnnie zapewnić, że tego prawa nie nadużyje.
Chcą, bym dał im do zabawy brzytwę, ale nie chcą pokazac,
że wyeliminowali ze swojego grona takich, którzy tej
brzytwy używali do podcinania zył.
> Tylko dlaczego jest to na ogół większość na co dzień
> milcząca, dlaczego atakowany za wprowadzanie
> dyscypliny szkolnej nauczyciel lub dyrektor pozostaje
> w tej walce osamotniony?
Bo ludzie mają zbyt świeżo w pamięci własne kontakty
z nauczycielami - sadystami. Bywali też nauczyciele-
alkoholicy, przychodzący nawaleni do szkoły, miałem
też tez nauczyciela pederastę. Oto dlaczego milczą, kiedy
Ci sami nauczyciele wołają: dajcie nam więcej praw
do karania Waszych dzieci!!!!
pozdrawiam serdecznie,
Andrzej Garapich
Kto w młodości był socjalistą
ten na starość będzie świnią
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
59. Data: 2004-02-04 13:40:04
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...
"Jacek" <j...@w...pl> wrote in message news:bvbpgi$db4$1@news.onet.pl...
> To co piszesz jest jakąś Twoją interpretacja rzeczywistości.
> Prawda jest zupełnie inna
Kazda subiektywna prawda jest indywidualna interpretacja rzeczywistosci ...
:-)
Obiektywnej prawdy imho niet :-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
60. Data: 2004-02-04 23:04:31
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...
Użytkownik "Ijon" <i...@b...pl> napisał w wiadomości
news:bvqsrd$4o8$1@nemesis.news.tpi.pl...
>
> "Jacek" <j...@w...pl> wrote in message
news:bvbpgi$db4$1@news.onet.pl...
>
> > To co piszesz jest jakąś Twoją interpretacja rzeczywistości.
> > Prawda jest zupełnie inna
>
> Kazda subiektywna prawda jest indywidualna interpretacja
rzeczywistosci ...
> :-)
>
> Obiektywnej prawdy imho niet :-)
:-)
Czy twierdzenie ze kazda prawda jest subiektywna to przypadkiem nie
przejaw twierdzenia "obiektywnego"?
A ja bym to nazwal inaczej. Prawda jest jedna natomiast jej
oglad/znajomosc jest rozna u roznych ludzi, wzgledem roznych punktow
odniesienia.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |