| « poprzedni wątek | następny wątek » |
101. Data: 2005-01-26 15:19:55
Temat: Re: W RODZINIE...medea <e...@p...fm> napisał(a):
> [dzieci] i tak wychowują się na pewno wśród dorosłych, wśród społeczeństwa
> złożonego właśnie z dorosłych wychowanych według tych starych "metod",
> które tak opiewasz, bez mądrych książek i z pachem w ręku. Niestety,
> może to jest przyczyna tego, że dzieci są "coraz gorsze", jak piszesz.
> Pomyślałaś kiedyś o tym, że taki może zachodzić związek
> przyczynowo-skutkowy? Spróbuj wyłamać się z Twojego zacietrzewienia i
> pomyśl tak nie do końca konwencjonalnie.
Nie jestem zacietrzewiona. Ale patrzac na pokolenia wstecz i wstecz - nasi
rodzice tez byli wychowywani bez ksiazek i bez porad psychologow - mimo to,
szacunek do innych mieli wpojony. A juz w szczegolnosci szacunek do
nauczyciela - mimo, ze niektorzy z tych nauczycieli na pewno nie powinni
pracowac z dziecmi i nie bawili sie w metody, majace na celu zainteresowanie
ucznia przedmiotem. Z opowiadan mojej babci wiem, ze za czasow, gdy chodzila
do szkoly, uczen, nie pytany, nie smial pisnac ani slowa! Pyskowanie
nauczycielowi (nie wspominajac juz o wulgaryzmach) bylo czyms nie do
przyjecia. Fakt, ze w utrzymaniu porzadku na lekcji pomagala solidna, debowa
laska, ktora nauczyciel mogl uderzyc knabrne dziecko a ktorej juz sam widok
wzbudzal respekt.
Patrzac na dzisiejsza szkole, widze przegiecie w druga strone. Przypisuje sie
coraz wieksze prawa dzieciom (lacznie z prawem zaskarzenia do sadu swoich
rodzicow(!)), psycholodzy sie roztkliwiaja nad dziecmi, nauczycielowi
zabrania sie nawet podniesc glos na ucznia (bo moze sie zestresowac, itp.)
O efektach pisal chyba ktos w poscie, ktory sie podczepil pod inny watek -
male dziecko, ktore terroryzuje rodzicow. Dzieci bywaja sprytniejsze i
cwansze od swoich rodzicow.
Coz, byc moze jest tak, ze jest to efekt "bicia pasem" poprzedniego
pokolenia, ale raczej w tym sensie, ze teraz to pokolenie proboje stosowac
metody o 180 stopni rozne od tych, jakie sami doswiadczyli. Chca zapewnic
swoim dzieciom slodkie i beztroskie dziecinstwo, jakiego sami nie zaznali,
ale z drugiej strony - brak jakiegos zahartowania psychicznego w dziecinstwie
moze na dluzsza mete u takiego dziecka, juz jako doroslego, powodowac ciezkie
zalamania, gdy tylko okaze sie, ze swiat juz nie jest taki dobry, czuly i
wybaczajacy jak rodzice.
W sumie niewiadomo, co gorsze - czlowiek wychowany w surowej atmosferze, nie
majacy wielu radosnych wspomnien z dziecinstwa, zachowujacy sie w
spoleczenstwie tak jak trzeba i uodporniony na przeciwienstwa losu, czy
czlowiek, ktoremu w dziecinstwie rodzice usuwali wszystkie klody spod nog,
nigdy nie krzyczac, ale za to nie potrafiacy sie zachowac, nieznosny dla
otoczenia, "maminsynkowaty" i nie radzacy sobie z najmniejszymi problemami.
Ideal chyba lezy po srodku. I tak uwazam nalezaloby wychowywac dziecko -
starajac sie zapewnic mu maksymalnie duzo ciepla i opieki ale jednoczesnie
nie pozwalac mu na wszystko, nie usuwac wszystkich potencjalnych przeszkod
mogacych stanac przed nim, a gdy jego zachowanie bedzie knabrne i zmierzajace
celowo do zrobienia czegos, o czym wie, ze nie powinno (tzn. nie wynikajace z
nieuwagi), powinno zostac ukarane. Nawet jesli wzbudzi w nim to (chwilowo)
uczucie, ze "mama mnie nie kocha". Z czasem na pewno zrozumie i nie bedzie
mialo za zle, ze rodzic mu przylal za np. nazwanie nauczycielki "k*.*".
A co do mentalnosci "dziecko - diabel wcielony" - wierz mi, zdarzaja sie
takie dzieci i to coraz czesciej. Zachowanie zle jest znacznie bardziej
jaskrawe, niz zachowanie dobre, byc moze stad takie opinie. Prywatnie nie
uwazam dzieci za wrogow, wrecz na praktykach w gimnazjum, najbardziej lubilam
klase, na ktora wszyscy nauczyciele najbardziej narzekali (chyba uczniowie
chcieli po prostu, zeby ktos z "doroslych" ich polubil, a ze wszyscy stali
nauczyciele w tej szkole juz ich dobrze znali z przeroznych wyczynow... a dla
mnie nauczenie ich czegos bylo pewnego rodzaju wyzwaniem), aczkolwiek
zdarzaly mi sie sytuacje (juz w innej klasie), gdzie przy prowadzeniu lekcji
i pokazywaniu doswiadczen, trzech uczniow z ostatniej lawki podeszlo (ja
naiwna myslalam, ze po prostu chca cos zobaczyc i sie nauczyc) tylko po to...
zeby dmuchnac w palnik, zeby mnie oparzyc. Ot taka bezinteresowna zlosliwosc.
> Dzieci są takie, jakimi je tworzymy w procesie wychowywania.
Niestety, ale dziecko nie jest czysta kartka, na ktorej mozemy sobie napisac
co chcemy. Z niektorymi cechami dzieci sie rodza. A niektore podpatruja i
przyswajaja wbrew woli rodzicow, czasem nawet przy braku ich wiedzy ;)
Pozdrawiam,
ios.
P.S. Przepraszam za dlugi post i ewentualne bledy, ktore mogly sie w nim
znalezc ;)
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |