Data: 2001-02-13 23:00:05
Temat: Walentego czas zaczac
Od: "Paulo" <d...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Na dobranoc i dzien dobry:
[1]
"Nie teraz", powiedziala. Nie teraz, prosze."[...]
"Dobrze", powiedzialem. "Swiatlo musi dojrzec."
"Jakie swiatlo?"
Wytlumaczylem jej.
"Po czym to poznamy?" spytala.
"W twoich oczach nastapi nagle letnia zmiana deklinacji. Mozesz to sobie wyobrazic?
Jakby w ciagu
jednej nocy dojrzaly oliwki. To bedzie piekne", powiedzialem.
"O", wykrzyknela z cicha.
Oczy jej naraz pociemnialy, a rzesy jakby obsypal pylek kwiatowy. Lutnia upadla z
trzaskiem na
cienka warstwe slomy. Dobyl sie z niej miekki akord, jakiego nigdy nikt nie slyszal.
Jak gdyby palce
zmierzchu przebiegly po strunach."
[2]
"[z listu Orfeusza do Eurydyki]
Czy wiesz, jak ci cudowni dzikusi wyznaja sobie milosc?
Kiedy mlodzieniec dojrzeje do czulosci, to jest gdy zakosztuje wszelkich rodzajów
rozkoszy milosnych
i wezmie juz udzial we wszelkich orgiach, wówczas w dniu uroczystosci pandelfinskich
(przypadajacych
pierwszego maja - czyli siódmego stycznia wedlug naszego kalendarza - gdy swiatlo
ksiezyca jest
najgestsze i najdzwieczniejsze) przychodzi do dziewczyny, która odwiedzila go we snie
wiecej niz
siedem razy. [...]
W dniu, kiedy swiatlo ksiezyca jest najdzwieczniejsze, mlodzieniec bierze swoja
wybranke za reke i
prowadzi na Tanga Sihaka (Skale Milosci). Tu, w swietle ksiezyca, bez slowa patrzy
jej w oczy,
dlugo, calymi godzinami. Po tej niemej spowiedzi, po tym monodialogu zdejmuje z
bioder swój ostry
tahin (rodzaj krzywego noza) i przecina sobie tetnice lewej reki. Przez caly ten czas
nie odrywa od
niej oczu, tak ze moze ona sledzic w zrenicach mlodzienca, jak gasnie zycie, a jego
oczy zaczynaja
bielec. Jezeli wyda sie jej, ze go kocha, bierze nóz...
"A jezeli go nie kocha?" zapytalem Tam-Tama.
"Pokocha, gdy ujrzy krew splywajaca z jego ramienia".
"A jezeli nie?"
"W takim razie pozwoli mu umrzec obok siebie. Gdy ksiezyc zajdzie, dziewczyna wyjmie
serce
mlodzienca i rzuci delfinom. Dlatego wlasnie delfiny sa sklonne do milosci".
"Dziwne", powiedzialem. "Dlaczego tak sie dzieje?"
"Po tym, jak mezczyzna przyznal owej nocy", rzekl Tam-Tam pouczajacym tonem, "ze jego
serce do niego
nie nalezy, nie nadaje sie juz ono do niczego. Jezeli jego serca nie chce ta, której
zostalo
ofiarowane, mozna je tylko rzucic delfinom".
"To okrutne", powiedzialem jakby do siebie, ale on mnie chyba zrozumial.
"My nie uznajemy kompromisów jak wy, Europejczycy", rzekl. "Co do mnie, sadze, ze to
jest uczciwe:
kto bylby tak zuchwaly, aby to samo serce ofiarowywac dwa razy!"
"O, madry Tam-Tamie", zapytalem, "a jaki jest los tych na Skale, którzy podcieli
sobie zyly?"
"Po prostu kochaja sie", odparl.
"Wiem", powiedzialem, "po to podcieli sobie zyly".
"Alez ty jestes naiwny, jak ksiezyc kocham".
"Jak to?" spytalem. "Czy tak wlasnie nie powiedziales?"
"Moze i powiedzialem, ale kto wie, czy naprawde to zrobili", odrzekl Tam-Tam."
"Mansarda" Danilo Kis
|