Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Wentyl

Grupy

Szukaj w grupach

 

Wentyl

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-03-25 07:52:39

Temat: Wentyl
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora

POROZMAWIAĆ O DEPRESJI

(wentyl)




"Czy nie sądzisz, że to Twoje pisanie pomogło Ci w
wyzdrowieniu?"

Chyba masz rację. Każda choroba, a już szczególnie
psychiczna, rozwala człowieka od środka, dusi i przygniata.
Konieczny jest wentyl. Psychotropy łagodzą napięcie, niwelują
lęki - wspomagają reorganizację zaburzonej osobowości, jednak
całą "brudną robotę" wewnętrznych porządków musi dokonać
wcześniej czy później sam pacjent. A żeby tego dokonać musi
zacząć "gadać". Ze sobą samym, z psychoterapeutą, z sąsiadem
wariatem, z milionami z podestu - nieważne, ważne tylko, by
wreszcie puścił farbę. :-)

I tu się rodzi ekspresja - jaka by nie była! Poeta
wykrzyczy się w metaforach, w naładowanych emocją myślowych
skrótach, ten, który złapie za pędzel odmaluje czarnego
nietoperza zionącego ogniem, z oszalałymi ślepiami i z ogonem
zapętlonej spirali, "rzeźbiarz" uwali kupę i zatytułuje swoje
dzieło np. "ja" albo "świat" - i to jest ta kwintesencja, ten
psychiczny zadzior, ten ból wreszcie jakoś tam z siebie
wypluty. Forma krzycząca symbolami. Ten wentyl. Wentyl - jakby
przyzwolenie na dialog, a więc szansa na początek końca?

Rozmawialiście tu niedawno o ekspresji ludzi psychicznie
chorych. Padło oskarżenie, a może tylko argument -
okropieństwo, brzydota! No tak, ale w tej brzydocie tkwi cała
obnażona prawda. Prawda o chorobie i ludzkim cierpieniu. Mnie
też dawano wielokrotnie do zrozumienia, że mój wizerunek z
"Krzywego zwierciadła" nie jest wcale śliczniutki, że może być
wykorzystany przeciwko mnie. No pewnie, śliczniutki to ten mój
autoportret nie jest, bo takim być nie może. Nie
najśliczniejsza jest grząska, śmierdząca studnia. Za to jest
prawdziwa. Nawet nie myślę się przed kimkolwiek
usprawiedliwiać, a tym bardziej wstydzić, że miałam niefart, by
do tej studni wpaść.


"A jak teraz patrzysz na ten tekst, jakie obecnie ma on dla
Ciebie znaczenie?"

Jeśli o mnie chodzi, ten tekst pozostaje jedynie
utrwalonym zapisem. Pisanie spełniło swą rolę wtedy, gdy się
dokonywało, teraz już dla mnie samej nie ma większego
znaczenia. Tak czy inaczej pamięć tamtego koszmaru zbyt
boleśnie i głęboko wdarła się w moją psychikę, bym mogła
kontynuować życie, najspokojniej ignorując calą tę okaleczoną
przeszłość.

Zignorować się nie da. Pamiętam, i dobrze, że pamiętam. Bo
nie jest to - wbrew wszelkiej logice - jedynie zła,
czarnowróżbna, destruktywna pamięć. Pamięć tego, co mi się
przytrafiło i przez co już w życiu przeszłam okazała się
zupełnie niespodziewanie moim mądrym przewodnikiem, doradcą,
akumulatorem i sojusznikiem. Może trudno w to uwierzyć, ale tak
jest naprawdę.

Nie raz się śmieję, że Belzebubowi, temu diablo złośliwemu
bosowi piekielnych mocy wykręciłam wcale niezły numer. Złapał
mnie w tę swoją studnię i po tylu latach musiał być butnie
pewny, że już mu się nigdy nie wykręcę. A ja się mimo wszystko
wywinęłam. Trzeba było zobaczyć jego wściekłą, zawiedzioną
gębę.:-) I chyba z tej wściekłości właśnie dał mi potężnego
kopa w zadek na rozpęd. Często mowię, że w moje zdrowe
nareszcie życie wyskoczyłam jak wystrzelona z katapulty.

To wręcz nieprawdopodobne jak wiele w tak krótkim czasie
osiągnęłam. Mając czterdzieści lat, wszystko zaczęłam od
początku, prawie od zera. Nauczyłam się francuskiego. Przez dwa
lata z desperacją automobilowego beztalencia walczyłam z
tutejszą prefekturą, by zdobyć francuskie prawo jazdy - zdałam
za siódmym podejściem!. Zaliczyłam kilka kursów, kilka
przygotowawczych staży, by uwieńczyć je zdobyciem pracy w moim
umiłowanym zawodzie. Pracuję we wspaniale zorganizowanym
podparyskim ośrodku z ludźmi upośledzonymi umysłowo,
psychotykami, autystami. Praca jest moją pasją i chyba w tym
wszystkim (poza dziećmi) moim największym zadośćuczynieniem.

Jestem dumna z siebie. Nareszcie! Nareszcie pozwalam sobie
na taką wobec siebie samej dobrą ocenę. A nauczyła mnie tego
depresja, tego i jeszcze jakże wielu rzeczy. Przedtem byłam
zbyt samokrytyczna, wręcz samo się biczująca - wszystko miało
być (czytaj: musiało!) i we mnie, i w życiu piękne, dobre, co
tam, doskonałe, doprowadzone nadzwyczajnym choćby wysiłkiem,
jak to nazywam - na żyłę, niemal do perfekcji. A życie nie chce
być wcale ani idealne, ani ze wszystkim cacuśne, toteż
perfekcjoniści jak i wszyscy ze zbyt dużymi oczekiwaniami przy
jednocześnie zbyt sztywnych kryteriach oceny pierwsi dostają
życiowego kopa i pękają najłatwiej.

Depresja to twarda szkoła życia, tak o niej powiem. Trochę
się jej podlizuję, aby już tylko zostawiła mnie w spokoju, :-)
ale i faktycznie tak też myślę. Pewnie, że nachodzą mnie
niekiedy niepotrzebne myśli typu jak w piosence Pietrzaka -
stracone możliwości, zmarnowane szanse - albo, gdy mózg mi się
zakleszczy przy pisaniu lub trudnej krzyżówce, głupio zaczynam
się zastanawiać, ile to moich neuronów szlag trafił przez te
wszystkie psychotropy czy wychlany w rozpaczy i z rozpaczy
alkohol? Pewnie, że niekiedy tak myślę, to silniejsze ode mnie,
szybko jednak wyszukuję mocne, pozytywne strony tej mojej
życiowej bryndzy. Pomimo depresji dałam życie mojej kochanej,
super inteligentnej i w ogóle super - Dorotce, w depresji
zaczęłam pisać, przedtem nawet nie wiedziałam, że jestem w
stanie coś sensownego sklecić, to już osiem lat jak pożegnałam
się bez żalu choć na zawsze z alkoholem. Czy to mało? Depresja
to twarda szkoła życia. :-)

O tyle "życiowych mądrości" jestem dzisiaj mądrzejsza.
Dojrzalsza, w całym znaczeniu tego słowa - życiowa, bardziej
wyrozumiała dla siebie i innych. Bardziej wnikliwa, chyba
jeszcze bardziej współczująca, ale i też bardziej ostrożna.
Entuzjastyczna w stosunku do życia i innych ludzi.
Optymistyczna jak nigdy, konsekwentna jak nigdy, złakniona
wciąż nowych, wciąż bogatszych doświadczeń - może nadrabiająca
gorliwie te lata bezpowrotnie stracone? Czy to mało? Pewnie, że
szkoła przez którą z tak wielkim trudem się przedarłam była
niesamowicie bezwzględna i trudna, i mogłam ją zawalić, dala mi
jednak trwały i mocny szlif.



Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka








--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2003-03-25 12:03:38

Temat: Odp: Wentyl
Od: "PowerBox" <p...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

> (?wentyl )
>
>
>
> "Czy nie sądzisz, że to Twoje pisanie pomogło Ci w
> wyzdrowieniu?"
>
> Chyba masz rację. Każda choroba, a już szczególnie
> psychiczna, rozwala człowieka od środka, dusi i przygniata.
> Konieczny jest wentyl.

- Ty to nazywasz "wentylem" a ja Twoimi "psychicznymi fekaliami" żeby było
bardziej jednoznaczne dla twoich, niejednokrotnie zagubionych czytelników,
którzy czasem sami chcą sie wyrwać.

Może zamieszczaj klauzulę w swoich listach defekacyjnych wyjaśniającą ich
pochodzenie, przeznaczenie i zawartość.

> Psychotropy łagodzą napięcie, niwelują
> lęki - wspomagają reorganizację zaburzonej osobowości, jednak
> całą "brudną robotę" wewnętrznych porządków musi dokonać
> wcześniej czy później sam pacjent. A żeby tego dokonać musi
> zacząć "gadać". Ze sobą samym, z psychoterapeutą, z sąsiadem
> wariatem, z milionami z podestu - nieważne, ważne tylko, by
> wreszcie puścił farbę. :-)

- faktycznie, nieważne z kim zacznie się gadać. Twój problem (i nasz też)
polega na tym, że tak Ci jakoś zostało, że jeśli tego nie opublikujesz w
książce albo na liście to nie zadziała. Jakie dno. Robisz z siebie żałosne
pośmiewisko jeszcze większe niż ja z siebie.

> I tu się rodzi ekspresja - jaka by nie była! Poeta
> wykrzyczy się w metaforach, w naładowanych emocją myślowych
> skrótach, ten, który złapie za pędzel odmaluje czarnego

- dalej już mi się nie chce czytać, więc tylko nadmienię, że ludzie
konkretnie nastawieni do rzeczywistości są znacznie, znacznie, znacznie
szczęśliwsi niż Ci głęboko drążący nawiedzeni "poeci", którzy we wszystkim
widzą bezsens, nie wiedzą gdzie góra, gdzie dół, co istnieje a co im się
zdaje, którzy nie odróżniają halucynacji od percepcji i nie mają sensownego
zapatrywania na to, co jest prawdą a co nie. Zamiast przeczytać książkę
jakiegoś mądrego człowieka - wolą babrać się w poezji, lubią filmy typu
Matrix i Miasto Aniołów, twórczość typu Tolkien, mimo 100 lat krwawych
doświadczeń ludzkości są zwolennikami socjalizmu i poświęcania się dla
innych. Potem to wszystko się kumuluje i są jedynymi, na których tak
naprawdę można liczyć pacjentami psychiatryków albo w lightowej wersji -
długoletnimi, domowymi zjadaczami drogich, "dobrych" psychotropów.

Oddaję Tobie głos:

> nietoperza zionącego ogniem, z oszalałymi ślepiami i z ogonem
> zapętlonej spirali, "rzeźbiarz" uwali kupę i zatytułuje swoje
> dzieło np. "ja" albo "świat" - i to jest ta kwintesencja, ten
> psychiczny zadzior, ten ból wreszcie jakoś tam z siebie
> wypluty. Forma krzycząca symbolami. Ten wentyl. Wentyl - jakby
> przyzwolenie na dialog, a więc szansa na początek końca?



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

[Studia] Egzaminy wstepne na UW
Chorobliwa zazdrość czy brak wiary w siebie
Zmieniam temat.
POL-BOX - skontaktuj się:
nieśmiała propozycja

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »