Path: news-archive.icm.edu.pl!news2.icm.edu.pl!news.onet.pl!newsgate.onet.pl!newsgate
.pl
From: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka)
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Wraca nowe
Date: 5 Oct 2004 18:46:05 +0200
Organization: email<>news gateway
Lines: 85
Message-ID: <20041005164517.FJRU14750.viefep18-int.chello.at@jupiter>
NNTP-Posting-Host: newsgate.onet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-1"
Content-Transfer-Encoding: 7bit
X-Trace: newsgate.test.onet.pl 1096994765 14846 213.180.130.18 (5 Oct 2004 16:46:05
GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 5 Oct 2004 16:46:05 GMT
X-Mailer: PMMail 2000 Professional (2.20.2717) For Windows 2000 (5.1.2600;2)
X-Received: from jupiter ([84.119.16.133]) by viefep18-int.chello.at (InterMail
vM.6.01.03.04 201-2131-111-106-20040729) with ESMTP id
<20041005164517.FJRU14750.viefep18-int.chello.at@jupiter> for
<p...@n...pl>; Tue, 5 Oct 2004 18:45:17 +0200
X-Received: from jupiter ([84.119.16.133]) by viefep18-int.chello.at (InterMail
vM.6.01.03.04 201-2131-111-106-20040729) with ESMTP id
<20041005164517.FJRU14750.viefep18-int.chello.at@jupiter> for
<p...@n...pl>; Tue, 5 Oct 2004 18:45:17 +0200
X-Received: from jupiter ([84.119.16.133]) by viefep18-int.chello.at (InterMail
vM.6.01.03.04 201-2131-111-106-20040729) with ESMTP id
<20041005164517.FJRU14750.viefep18-int.chello.at@jupiter> for
<p...@n...pl>; Tue, 5 Oct 2004 18:45:17 +0200
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:290605
Ukryj nagłówki
WRACA NOWE
I znow dupa blada. Depresja w ataku. Nie pamietam, zebym czula sie tak
zle. Zombi, bladzacy w letargu, sponiewierany worek po zgnilych
kartoflach. Pustka i oszalaly klab mysli. Mysli zlych, czarnych,
samobojczych.
Jak ja to dobrze znam. Dlaczego tak dobrze znam? 23 lata depresji zrobilo
swoje. 23 lata waki z choroba na smierc i zycie i znow wychodzi na to, ze
wygrywa depresja. Raz na gorze, raz w czarnym dole. Od czego to zalezy?
Nie wiem.
Teraz zaczelo sie po wakacjach. Juz kiedys tez tak bylo, ze po pobycie w
Polsce znacznie mi sie pogorszylo. Wzruszenie pobytub z moja 85 letnia
Mama, troska o nia, niepokoj. A potem koniecznosc powrotu i zostawienia
jej na opiece brata i bratowej.
Teraz pojechalismy na okolicznosc wesela. Brata corki z Marcinem. Zdalam
sobie sprawe, ze na takiej imprezie bylam poraz pierwszy? Wesele
tradycyjne, folklorystyczne, ze wszystkimi bajerami, takimi jak "panie do
koleczka", quize panstwa mlodych, oczepiny, rzucanie bukietu, dzielenie
tortu przyspiewki, itp. Bardzo mi sie to wszystko podobalo i swietnie sie
bawilam. Ale wkrotce potem przyszla melancholia. Tak krotki ten pobyt, a
swoja droga niepokoj o Dorotke, ktora zostala sama we Francji i o niepokoj
o nasza suczke Boulie, ktora ciezka chora zostawilismy pod opieka Andrzeja
bratowej.
Melancholia totalna, az po koniuszki nerwow, permanentna. Wszyscy co mnie
obserwuja i ktorzy nie obawiaja sie podzielic ze mna swoja opinia na moj
temat znajduja, ze jestem milczaca, przygaszona, smutna. Gdzie ta Magda,
ktora byla dusza towarzystwa przed laty, gdzie ta niestrudzona bojowniczka
o swoje. Nie bylo niczego niemozliwego. Wszystko bylo do wywalczenia, do
wygrania.
A teraz problem z byle gownem. Wytrzymac do obiadu poza lozkiem jest
trudno. Wstane, pokrece sie godzine, wypijam moja kawe - siekiere i
witamina C 1000 - to na rozruch. Jestem rozbudzona, ale co z tego, jesli z
minuty na minute niepokoj we mnie narasta. Ten niepokoj mnie zzera. To
niepokoj irracjonalny, bezprzedmiotowy.
Biore pierwszy tranksen (silny srodek uspokajajacy), najpierw doze 10, nie
pomaga, siegam po piedziesiatke. I tak dalej. Robie sie coraz slabsz,
bezwolna. Lozko ciagnie. Wdrapuje sie o ostatnich silach na pietro, by sie
przykryc na glowe kocem i... czekac. Czkac, ze moze odpoczne i najda mnie
sily, by zrobic cokolwiek, czekac, by minal dzien i moglabym spac
normalnie w nocy. Na szczescie po silnych srodkach nasennnych spie w nocy
jak dziecko.
Czarne dwa tygodnie praktycznie spedzone przez caly dzien w lozku. Nie
robie absolutnie nic. Jak wyjsc z tego zakletego kregu niemocy? Po
maksymalnej dawce tranksenu jestem snieta, ale nie spie. Ponure mysli
tlocza sie w mojej glowie. Wiem, ze sama sobie nie poradze.
Postanawiam isc do kliniki, aby tam pomogli mi zerwac z moja trucizna. Bo
zeby chociaz mi ona pomagala, ale gdzie tam. Lykam jednak tabletki jedna
po drugiej, bo moze bedzie lepiej. Jest coraz gorzej.
Zawiadamiam moja psychiatre o podjetej decyzji, niech mi przyspieszy
rendez-vous. Rozmawiam tez z mezem, ktory nie jest cos moja decyzja
zachwycony. Tylko Dorotka i moja przyjaciolka sa nastawionae
entuzjastycznie - chce walczyc, to polowa wygranej.
Nazajutrz po poludniu stawiam sie u lekarki. Malzonek wyrazil chec mi
towarzyszenia. Nie widze w tym nic niebezpiecznego. Glupia. Opowiadam co i
jak, upierajac sie co do decyzji pojscia do szpitala. Tu moj malzonek sie
wtraca po co mi jakis szpital, jak przy poprzednich pobytach robilam z
proszkami rozne przekrety. Psychiatra podchwytuje, teraz juz oboje chca
mnie przekonac, ze pobyt w szpitalu jest mi zbedny.
Ufna we mnie pani psychiatra przypomina jak to najgorsze mam juz za soba,
jak wyeliminowalam inne srodki psychotropy. Zmniejszyla mi traksen do 30g i
wyslala mnie na probny tydzien do domu.
Strasznie sie mecze, nie wiem, co z soba zrobic. Potruje Wam troche, jak
sie czuje. Moze mi sie polepszy?
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia
|