| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2015-06-19 23:00:49
Temat: Zniewolić ciało by kontrolować umysły"W systemach totalitarnych temat seksualności wypierany jest z oficjalnego życia, a
sfera ta ograniczona jedynie do funkcji prokreacyjnych. Temu celowi służyła np.
niemiecka instytucja Lebensbornu, której nie można ujmować w kategoriach erotycznych
a jedynie reprodukcyjnych. Purytanizm obyczajowy nazizmu przejawiał się również w
zakazach robienia makijażu czy farbowania włosów przez Niemki. Zakazana była aborcja,
za którą groziła kara śmierci oraz wszelka antykoncepcja. W edukacji przestrzegano
ściśle rozdziału płci. Nie lepiej sytuacja przedstawiała się w totalitaryzmach
komunistycznych. Znany z wielu cynicznych wypowiedzi Mao Tse-tung stwierdził nawet,
że: "Jest bardziej użyteczne zabijanie komarów niż kochanie się".
Oczywiście sfery seksualnej nie można było stłumić zupełnie. Egzystowała ona, często
w spaczonych formach, niejako w "podziemiu", co rodziło tak charakterystyczną także
dla chrześcijaństwa obłudę obyczajową i powodowało dramatyczne następstwa w życiu
jednostkowym i społecznym. Po cóż więc stworzono i utrzymywano taki stan?
Być może najtrafniejszej oceny tego zjawiska dokonał znany z krytycznych prac z
zakresu historii chrześcijaństwa Karlheinz Deschner.
Zauważył on, że: "Im bardziej totalitarny i despotyczny reżim, tym surowsze zazwyczaj
tabu seksualne. Co prawda radości nie można zohydzić całkowicie -- nie zniosłoby tego
żadne społeczeństwo -- ale można ją ograniczać. Stałe postponowanie lub fałszowanie
funkcji płciowych bardzo łatwo przemienia się w ukryty sadomasochizm, rodzi mniej
krytycznych, przeto usłużniejszych poddanych, którymi panujący wysługują się bez
zahamowań. Natomiast lud witalny, społeczeństwo bez zahamowań i kompleksów, wrażliwe
na urodę życia, nie da sobą tak łatwo manipulować, trudno też wykrzesać z niego
entuzjazm dla celów tyranii i spekulacji na temat życia w przyszłym świecie; pragnie
ono szczęścia tu i teraz i odczuwa niewielką skłonność, by niszczyć siebie lub
innych, cierpieć braki, umierać. A właśnie do takiej postawy jest wdrażany
chrześcijanin. Gdyż im mniejsze są jego oczekiwania, im jest mniej wrażliwy, tym
bardziej skłonny do ofiar i śmierci. Im bardziej zniewala własne ciało, tym łatwiej
poddaje się zniewoleniu siebie samego"
************
"Dlaczego nasza religia tak bardzo walczy z seksualnością? Odpowiedzi należy szukać
nie w Ewangeliach, ani tym bardziej w Starym Testamencie, tylko w samym Kościele
katolickim. Wzbudzenie poczucia winy i warunkowe przebaczanie pod postacią spowiedzi
daje władzę. Nie fizyczną, ale psychiczną, czyli dużo cenniejszą, bo poddany jej
działaniu człowiek sam staje się swoim własnym strażnikiem, a nierzadko i katem.
Bardzo celnie opisał to Erich Fromm, nieżyjący już filozof i psychoanalityk. Zauważył
on, że seksualność jest jedyną potrzebą fizjologiczną człowieka (obok jedzenia,
picia, oddychania i snu), którą da się powstrzymać. Jednakże nie w pełni, ponieważ
nie da się do końca wyzbyć czegoś, co jest nam przyrodzone. W taki czy inny sposób
stłumiony popęd seksualny przedziera się do psychiki. Mogą to być sny, niechciane
myśli czy skojarzenia. Swojej cielesności nie potrafili wyzbyć się nawet niektórzy
święci, choć trzeba przyznać, że walczyli dzielnie - św. Benedykt na przykład zabijał
swoje seksualne myśli przez tarzanie się w pokrzywach. Być może jest to nawet całkiem
skuteczny sposób, trudno byłoby jednak rozpropagować go wśród współczesnej młodzieży,
której niespieszno przecież do ołtarza.
Wracając jednak to poglądów Fromma. Uznał on, że wzbudzanie poczucia winy daje
najskuteczniejszą kontrolę nad umysłami. Ingeruje bowiem w bardzo istotną część
psychiki, którą mają wszyscy ludzie poza psychopatami - wspomniane już superego. Tak
się składa, że żyjąc w świecie surowych zakazów nakreślonych przez doktrynę katolicką
poczucie winy musi czuć dosłownie każdy z tego prostego powodu, że żaden zdrowy
człowiek nie jest w stanie całkowicie wyzwolić się od swojego popędu seksualnego.
Choć można próbować, ostatecznie i tak ponosi się bolesną porażkę.
Ta zależność jest podstawowym mechanizmem sprawowania kontroli stosownym przez
Kościół katolicki. Od poczucia winy nie ma żadnej ucieczki, bo poprzez wprowadzenie
do doktryny pojęcia nieuniknionego "grzechu pierworodnego", jego ciężar został
przypisany wszystkim bez wyjątku. Jesteśmy więc z założenia winni i źli, a tym samym
kompletnie zależni od Kościoła, bo to on udziela (lub nie!) rozgrzeszenia, przyznając
sobie prawo do obdarzania poczuciem ulgi. Jego podejście różni się fundamentalnie od
praktyk dominujących w religiach protestanckich, które nie wymagają spowiedzi przed
kapłanem, tylko bezpośrednio przed Bogiem. Poczucie winy łamie dumę i godność,
uderzając w sam rdzeń samoakceptacji. W konsekwencji zniszczona zostaje niezależność
człowieka, bo jedyną drogą od odzyskania spokoju ducha i poczucia własnej wartości
jest powtórne upokorzenie, czyli wyznanie swoich grzechów przed księdzem nakładającym
psychiczną karę zwaną pokutą. A taka zależność daje faktyczną władzę nie tyle nad
"duszami", co po prostu umysłami."
***********
Dlatego jak wyzwalamy ciało jak to robią feministki wyzwalając waginę, seksualność,
tym samym wyzwalamy duszę lub jak ktoś woli umysł. Stajemy się nie marionetkami ale
świadomymi siebie ludźmi. A jednocześnie mamy sporo do zaoferowania partnerowi,
dlatego co badania to najlepsze związki to feministyczne. Tu w polsce przedewszystkim
przydałaby się seksualna rewolucja, poprzez ciało i radość jakiej doświadczamy, by
postawiło to cierpiącym przez katolicyzm inny wybór, wybór wolności. Bo wyzwalając
ciało wyzwalamy ducha.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |