Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?

Grupy

Szukaj w grupach

 

Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-02-09 16:32:53

Temat: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "Jerzy Turynski" <j...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

forum ŻYCIA str. 14, 15
Sobota 29 listopada - niedziela 30 listopada 1997
====================================================
=========
W co grają Polacy?
----------------------------------------------------
---------
Z Zofią Pierzchałową, psychoterapeutką, o grach psychologi-
cznych, scenariuszach na życie i naszych słabościach naro-
dowych, rozmawia Dorota Gołębiewska.
----------------------------------------------------
---------

D.G.: No, właśnie, w co grają Polacy?
Z.P.: W brydża, w pokera, może czasem w wojnę?
D.G.: A z punktu widzenia psychologa?
Z.P.: Psychologa interesują oczywiście gry psychologiczne.
D.G.: Może jakiś prosty przykład?
Z.P.: Spieszę się do pracy. Na schodach łapie mnie sąsiadka
i mówi: "proszę mnie wysłuchać, całą noc nie spałam". A ja na
to: "oczywiście, proszę powiedzieć, co się stało". To począ-
tek gry. Sąsiadka jest w roli ofiary, ja natomiast wchodzę w
rolę wybawcy, mimo że w rzeczywistości spieszę się do pracy,
a okoliczności zupełnie nie sprzyjają szczerej rozmowie. Czas
upływa, czuję się w potrzasku, bo nie wypada mi jej przerwać.
Zaczynam być ofiarą, a osoba, która była nią jeszcze 10 minut
temu, staje się moim prześladowcą. W końcu jednak mówi: "ach,
przecież pani się spieszy, a ja zabrałam pani już tyle cza-
su". Teraz jest moim wybawcą. Przegrywam na całej linii,
spóźniam się do pracy, nie zdążam zrobić ważnych rzeczy. Tyl-
ko dlatego, że nie potrafiłam oprzeć się pokusie wejścia w
taką fajną rolę, do której ofiara mnie zaprosiła mówiąc: Wy-
baw mnie. kiedy sytuacja zewnętrzna nie usprawiedliwia wej-
ścia w rolę ofiary, prześladowcy czy wybawcy, możemy być w
stu procentach pewni, że toczy się gra psychologiczna.
D.G.: Czyli?
Z.P.: Jest to sekwencja wydarzeń lub zachowań, prowadząca
nieuchronnie do tego samego wyniku, mimo że zmieniają się jej
uczestnicy, czas i okoliczności. Chociaż skutek tych zachowań
najczęściej wcale nie jest pozytywny, człowiek powtarza je
przez całe życie. Może to być gra w "alkoholika" albo gra
małżeńska, która toczy się wobec pierwszej żony, a potem wo-
bec drugiej i trzeciej... Nierozwiązywalność pewnych sytu-
acji, przy ich jednoczesnej nieuchronności i powtarzalności,
jest właśnie tym, po czym można rozpoznać grę.
D.G.: Potoczna intuicja podpowiedziałaby jeszcze nieauten-
tyczność. To właśnie najczęściej mamy na myśli mówiąc, że
ktoś coś "gra".
Z.P.: Gra jest w swojej istocie ucieczką od prawdziwego kon-
taktu z drugim człowiekiem, aby uzyskać podświadome gratyfi-
kacje, nazywane przez psychologów "wypłatą". Bazą wyjściową
wszystkich gier jest poczucie "jestem gorszy-jestem lepszy".
Trzeba je stale potwierdzać, co sprawia, że kontakt staje się
tylko pozorny.
D.G.: Zamiast człowieka, z którym rozmawiam, widzę lustro ma-
cochy z bajki o królewnie Śnieżce, mówiące: Jesteś najpięk-
niejsza - nie, już nie jesteś. I muszę coś zrobić, żeby ten
werdykt podtrzymać albo zmienić?
Z.P.: Dokładnie tak.
D.G.: Czym więc gra psychologiczna różni się od zwyczajnej
manipulacji? Manipulujemy innymi także po to, aby osiągnąć
jakieś cele czy zyski.
Z.P.: Człowiek, który manipuluje jest tego świadomy. Czło-
wiek, który gra - nie jest. Jego cele i zyski pozostają ukry-
te w nieświadomości także przed nim samym. On sam zadaje so-
bie pytanie: "jak to się mogło stać?"
D.G.: Zawsze?
Z.P.: Tak, to nieświadomość tworzy grę, na tym polega cały
dramat.
D.G.: Po czym w takim razie możemy rozpoznać, że gramy?
Z.P.: Twórca analizy transakcyjnej, czyli koncepcji psycholo-
gicznej zajmującej się m.in. grami psychologicznymi, Eric
Berne, twierdzi, że są one uruchamiane, kiedy człowiek znaj-
duje się w jednej z trzech podstawowych ról - ofiary, prze-
śladowcy albo wybawcy. To tzw. trójkąt dramatyczny.
D.G.: Występuje w prawie każdej bajce i tragedii.
Z.P.: To bardzo archetypiczne role i wszyscy mamy potencjalne
możliwości wystąpienia w każdej z nich. Jeśli już się w niej
znajdujemy, "włączamy" wobec drugiego człowieka zachowanie
charakterystyczne dla tej roli, a nie płynące z autentycznego
kontaktu. Skoro tak, możemy to nazwać grą - oczywiście, tylko
wtedy, gdy przyjęcie roli nie jest uzasadnione zewnętrzną
rzeczywistością. W naszym początkowym przykładzie impulsem do
rozpoczęcia gry mogła być chęć poczucia, jaka jestem ważna,
dobra i potrzebna.
D.G.: ... co skądinąd bardzo lubię. Mamy więc swoje ulubione
role, a więc także ulubione gry.
Z.P.: Oczywiście.
D.G.: Ponawiam więc pytanie - w co najczęściej grają Polacy?
Z.P.: Polacy są narodem, który stać na ogromny heroizm w sy-
tuacjach ekstremalnych, w chwili klęski. Jednak gdy tego za-
grożenia nie ma, naszym dobrem narodowym jest na pewno narze-
kactwo.
D.G.: Z czego to wynika?
Z.P.: Odwołałabym się do takiej dziecięcej gry w "czyje lep-
sze". Gdy dzieci nie mają się już czym chwalić, to przechwa-
lają się rodzicami: "A mój tatuś to najszybciej jeździ". "Co
tam twój tatuś, mój był ze mną dwa tygodnie w lesie". "A mój
pojechał do Ameryki". To typowy dziecięcy dialog, gdzie widać
już skłonność do deprecjonowania osiągnięć drugiego człowie-
ka, wynikającą z niemożności uznania cudzego, a także własne-
go sukcesu.
D.G.: Narzekactwo wygląda jednak raczej na grę w "czyje gor-
sze"...
Z.P.: Właśnie. Oznacza to, że odczuwamy ulgę, kiedy jest go-
rzej, bo zwalnia to nas od mobilizacji koniecznej do uzyska-
nia sukcesu i utrzymania go.
D.G.: Niczym bohater popularnej kreskówki robię wszystko, że-
by przewrócić się na prostej drodze. Potem rwę włosy z głowy,
pomstuję i zaczynam wszystko od początku. Jeśli przypadkiem
się uda, przewracam się tuż za metą.
Z.P.: Analiza transakcyjna proponuje wyjaśnienie oparte na
koncepcji scenariuszy życiowych - tzw. skryptów.
D.G.: Jakiś przykład?
Z.P.: Jeżeli rodzice np. nie dają dziecku czasu na radosne
uczenie się nowych umiejętności, ciągle je krytykują, że robi
coś źle i za wolno, po czym przerywają mu i robią to za nie -
"bo ja to zrobię lepiej" - w świadomości dziecka może powstać
przekonanie, że jest do niczego. W dorosłym życiu ten frag-
ment doświadczenia może się ubrać właśnie w scenariusz z ma-
trycą "nic mi się nie udaje" - będziemy zaczynać różne dzia-
łania z autentyczną radością, ale nagle w połowie albo tuż
prze końcem odpadniemy, mówiąc: nie dam rady. Jeśli takie do-
świadczenie się powtarza, można wnioskować, że wzięło się z
wczesnodziecięcej decyzji.
D.G.: Czym się różni gra od skryptu?
Z.P.: Skrypt to scenariusz do sztuki, ale tą sztuką jest całe
nasze życie. We wczesnym dzieciństwie zostajemy przez rodzinę
i inne ważne osoby delegowani do odegrania określonej roli -
i akceptuje my ją bardzo głęboko, a jednocześnie bez rozezna-
nia rzeczywistości. Potem może się okazać, że osoba ogromnie
utalentowana żyje dużo poniżej swoich możliwości, mówiąc:
nie, tego się nie podejmę, bo nie dam sobie rady. Ta osoba
widzi siebie przez pryzmat scenariusza, fałszując rzeczywisty
obraz swoich potrzeb, pragnień i możliwości. To nie pozwala
jej w pełni otworzyć się na świat i czerpać z niego. Już bar-
dzo blisko do tego, żeby wpaść w rolę i uruchomić grę jako
sposób komunikowania się ze światem.
D.G.: To znowu mamy motyw lęku przed sukcesem I podświadomy
impuls do zaprzepaszczenia wszystkiego, co się osiągnęło.
Czyli powrót "małego psuja".
Z.P.: I wiecznie niezadowolonego narzekacza. To przypomina
trochę jedną z najbardziej rozpowszechnionych gier o nazwie
"tak, ale...". Przyjaciółka prosi przyjaciółkę: "poradź mi, w
co mam się ubrać". "Załóż tę sukienkę". "No, tak, świetna ra-
da, ale w tej sukience źle wyglądam". "To weź tę garsonkę".
"Ale nie mam do niej butów". I tak to się toczy aż do momen-
tu, gdy osoba delegowana do roli eksperta, podda się i prze-
stanie mieć pomysły.
D.G.: Po co to wszystko?
Z.P.: Tu wchodzimy w rejon skomplikowania gry psychologicznej
- jest ona w pewnym sensie jawna, a w innym - niejawna. W tym
przykładzie jedna osoba deleguje drugą do tego, żeby była
rzeczoznawcą, mówiąc: "jestem gorsza, pomóż mi, nie umiem so-
bie poradzić". I druga osoba, która lubi grę pt. "ekspert"
odpowiada, nawet jeśli się na tym nie zna: "to można rozwią-
zać tak a tak". Ale w efekcie gry ta pierwsza osoba stawia
się wyżej. Jawnie mamy tekst "to jest dobre, ale". Jednak
podskórnie, najczęściej nieświadomie, chcę polepszyć swoje
samopoczucie kosztem drugiej osoby. Buduję swoje poczucie
własnej wartości deprecjonując tą drugą osobę i umniejszając
znaczenie tego, co radzi.
D.G.: Czyli tworzę autorytet wyłącznie po to, żeby przy naj-
bliższej okazji go obalić, przy czym im większy autorytet,
tym większą mam satysfakcję?
Z.P.: Tak. To ta nieświadoma wypłata. Ten wielki ekspert nie
jest na tyle doskonały, żeby mi pomóc.
D.G.: No, to wydaje mi się, że my, Polacy, robimy to wręcz
nałogowo.
Z.P.: Możliwe, że mamy taką narodową tradycję.
D.G.: Czy szczególny brak wrażliwości polskich elit politycz-
nych na oczekiwania i oceny opinii publicznej, też można po-
strzegać w kategoriach gry psychologicznej?
Z.P.: Odwołam się do spostrzeżenia z pola psychoterapii. Otóż
terapeuci z reguły specjalizują się w pracy z tymi problema-
mi, które są udziałem ich samych. Psychoterapeutami indywidu-
alnymi zostają najczęściej osoby, które mają trudności w na-
wiązywaniu bliskich i głębokich kontaktów. Terapia małżeńska
to domena tych psychologów, którzy sami mają problemy w
związkach, a grupowa - tych, którzy nie rozwiązali własnych
problemów rówieśniczych w okresie dojrzewania. Często w ak-
tywności zawodowej bierzemy się za te sprawy, które w głębo-
kiej nieświadomości nie są rozwiązane.
D.G.: Czyli szewc naprawdę chodzi bez butów. Zgodnie z tą
prawidłowością można by przypuszczać, że za politykę biorą
się ci, których problemy koncentrują się wokół władzy?
Z.P.: Najczęściej to ludzie, którzy mają bardzo silne pra-
gnienie władzy, wywodzące się jeszcze z problemów z grupami
rówieśniczymi w okresie dojrzewania. Władza pozwala bowiem
uzyskiwać rozmaite gratyfikacje bez wchodzenia w prawdziwy
kontakt z drugim człowiekiem. Może to być np. dominacja nad
innymi, ich uległość, podziw, komplementy itd.
Polityka ma więc też taki wymiar, w którym polityk czerpie
osobiste korzyści psychologiczne z faktu, że sprawuje władzę,
wydaje polecenia, inni są od niego zależni, a on nimi "rzą-
dzi"...
D.G.: Czy dlatego politycy tak często w obliczu krytyki, za-
miast potraktować ją rzeczowo, obrażają się i zachowują jak
dzieci?
Z.P.: To świadczy o tym, że mamy do czynienia z grą, bo czło-
wiek, który nie gra, jest otwarty na wszelkie dopływające do
niego komunikaty. Kiedy więc słyszy od swoich podwładnych:
"nie podoba nam się, że jesteś taki apodyktyczny; zmień to",
jeśli jest w pełni świadomy tego, co robi, przyjmuje ten ko-
munikat jako fakt i zaczyna rozmawiać. Może np. zapytać: "co
w moim zachowaniu uważacie za apodyktyczne?" Może się okazać,
że pracownicy po prostu chcą, żeby szef ich wysłuchał i wziął
pod uwagę ich zdanie, albo żeby zachowywał się bardziej po
ludzku. Łatwo wtedy wytworzyć porozumienie zmierzające do
współpracy z podwładnymi, a nie "rządzenia" nimi.
D.G.: A jeżeli mamy do czynienia z grą?
Z.P.: Wtedy szef zamyka się na taki komunikat i myśli sobie:
"oni mnie krytykują, to ja im jeszcze pokażę". Przypomina to
rosyjską dobranockę "Nu, zajac, pagadi", w której wilk ciągle
goni za zającem Za każdym razem słabszy zając robi jakąś
sztuczkę, a wilk, gdy w nią wpada, mówi "popamiętasz mnie,
jeszcze się odegram".
D.G.: To tak jak u Skaldów - "nie o to chodzi, żeby złapać
króliczka, ale by gonić, gonić, gonić go".
Z.P.: I to jest właśnie gra - taka sekwencja "przygód", która
wypełnia życie bez odniesienia do jego sensu i celu, do tego,
co naprawdę jest do zrobienia. Wilk chce zjeść zająca, a za-
jąc chce uciec. To coś archetypicznego. Zając robi wilka w
konia, czyli słabszy radzi sobie z silniejszym podstępem- i
dobrze. Ale gdy sytuacja ciągle się powtarza, daje to znamio-
na gry, bo przecież naprawdę oni ze sobą grają.
D.G.: Gonią i uciekają na niby?
Z.P.: Gonią i uciekają - i w ten sposób wydatkują energię.
Ludzie, którzy grają, swoją energię życiową wkładają w pasmo
różnych intryg i manipulacji, a nie w nawiązanie bliskiego
kontaktu czy rozwiązanie prawdziwych problemów.
D.G.: Słabszy nie może jednak mieć prawdziwego kontaktu z
silniejszym, bo obawia się, że silniejszy go wtedy zje. To
samo dotyczy silniejszego - gdyby wilk wszedł w prawdziwy
kontakt z zającem i zobaczył, jaki jest uroczy i bezbronny,
nie mógłby go skrzywdzić. A coś jeść musi.
Z.P.: Ale w grze naprawdę obie strony przegrywają. Jeśli
uznać tę sytuację za analogię do pewnych zachowań ludzkich,
to może dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby wilk został wege-
tarianinem.
D.G.: Berne także wojnę uznaje za grę...
Z.P.: W historii wielu ludzi jest moment tzw. zabawy okrut-
nej, czyli bezmyślnego sprawiania bólu sobie lub innym.
Dziecko wyrywa muszce skrzydełka, kaleczy kotka albo wyśmiewa
się z innego dziecka. Nie wie, że to coś złego, bo nie wy-
kształciło jeszcze sumienia. Dla niego to po prostu sposób
poznawania świata albo wyrażania swoich emocji - frustracji,
złości, nienawiści. Zadaniem dorosłego jest uświadomić dziec-
ku, że takie zachowanie jest złe. Mówiąc "jakbyś się czuł,
gdybym to tobie powyrywał rączki? Muszkę to tak samo boli",
ojciec odwołuje się do wyobraźni emocjonalnej dziecka i uczy
je empatii. Jeśli jednak takiej interwencji dorosłego zabrak-
nie, bo rodzice są nieobecni, sami mają kłopoty z empatią al-
bo wychowanie ograniczają do karania, dziecko dostaje przy-
zwolenie na okrucieństwo. Często będzie jakby nieświadomie
sprawiać ból sobie i innym. Taką okrutną zabawą dorosłych
jest wojna.
D.G.: W umyśle laika stwierdzenie, że wojna jest zabawą musi
budzić protest.
Z.P.: W relacjach osób, które przeżyły wojnę, powtarza się
spostrzeżenie, że człowiek musi wtedy wyłączyć kontakt i z
samym sobą, i z drugą osobą. Inaczej zabicie jej byłoby nie-
możliwe. Najlepszą barierą dla bardziej osobistych uczuć jest
wytworzenie podziału na "nas" i "wroga", a następnie stworze-
nie sytuacji, w której to "my" musimy zabić "wroga". "Wróg"
to "oni"; to ktoś, kogo musimy uprzedmiotowić, żeby nie był
już dla nas żywym człowiekiem, takim samym jak my, kiedy mamy
w ręku karabin. Te elementy bezsensowności, irracjonalności i
powtarzalności tworzą sytuację gry - gry okrutnej, ale jednak
gry.
D.G.: Psychologiczne mechanizmy sił chyba podobne, kiedy
traktujemy innych, jak byśmy nie zdawali sobie sprawy, że oni
także czują ból, poniżenie, krzywdę.
Z.P.: Generalnie jako naród bardzo lubimy krytykować nie
zwracając przy tym uwagi na odczucia drugiej osoby. Krytyko-
wanie kogoś samo w sobie zmniejsza napięcie psychiczne. Wyga-
damy się, wypomstujemy i osiągamy w ten sposób pewne uspoko-
jenie, bez konieczności podejmowania jakichkolwiek działań
zmierzających do zmiany rzeczywistości.
D.G.: Tak jak dzieci krytykują rodziców.
Z.P.: Nie jest to dla nich punkt wyjścia do zmiany, ale ra-
czej stwierdzenie: "wiem, że i tak nie mogę nic zmienić, to
chociaż was skrytykuję, bo was nie lubię". Gdyby dziecko ze-
chciało lubić rodziców, musiałoby im powiedzieć, że sprawiają
mu ból. Mogłoby więc wymusić prawdziwą, szczerą rozmowę. Kie-
dy jednak nie ma na to siły albo rodzice nie są do takiej
rozmowy gotowi, zaczynają się wieczne awantury o to, kto zro-
bi zakupy i pozmywa naczynia.
D.G.: Jedna ze stron tylko czeka na pretekst do wybuchu.
Z.P.: W Polsce niezwykle rozpowszechniona jest także gra "a
mam cię, ty s...". Pozorna komunikacja między ludźmi jest bez
zarzutu, ale gdy tylko nastąpi najdrobniejsze potknięcie, ten
drugi mówi: "a widzisz, co ty mi zrobiłeś? Jak ty tak mo-
żesz?". Uwalnia z siebie nagle całą agresję i cały gniew na
tę drugą osobę. "Złapałem cię, mam cię, mogę ci teraz powie-
dzieć, jaki jesteś drań i łobuz". Tę grę wywołują uczucia
gniewu, nie wypowiedziane w momencie, gdy zaistniały, lecz
odłożone "na później".
D.G.: Czy taka osoba nie prowokuje wręcz sytuacji, w których
ma okazję wybuchnąć gniewem?
Z.P.: Naturalnie. Patrzy na świat szukając okazji, dającej
udokumentowany pretekst do utraty kontroli. Oczywiście, naj-
częściej nieświadomie.
D.G.: Jednak często zbyt ostra krytyka rzeczywiście wywołuje
sprzeciw.
Z.P.: To naturalne. Polacy generalnie mają tendencję do kry-
tykowania "po całości". Łatwiej powiedzieć "jesteś głupi" niż
"argumenty przytaczane przez ciebie nie przekonują mnie albo
wydają mi się mało logiczne".
D.G.: Taki sposób mówienia wydaje się przede wszystkim chłod-
ny, zdystansowany i mało emocjonalny - bez kontaktu.
Z.P.: Tak. Za to komunikat "jesteś głupi, zły, niekompetent-
ny" jest ogromnie emocjonalny. Budzi sprzeciw, złość, poczu-
cie krzywdy albo chęć odwetu. Taka osoba uruchamia zachowania
obronne - np. zrywa kontakt, obraża się, odchodzi albo broni
się w sposób agresywny. Chce się odwdzięczyć tym samym; udo-
wodnić ci, że to ty jesteś głupi. To powrót do najbardziej
dziecięcej gry "kto tu jest lepszy" albo "kto zwycięży na
szable". A przecież nie o to chodzi. Krytyka odnosi się do
konkretnego zachowania, opinii czy nawet cechy. Jeśli ktoś mi
mówi "jesteś głupia", a ja czuję się dowartościowana, to za-
pytam "a o co ci właściwie chodzi?".
D.G.: Takie zachowanie rodem z treningów psychologicznych
jest jednak niezmiernie rzadko spotykane w życiu.
Z.P.: Bo najczęściej zapominamy o osobistym poczuciu godności
i własnej wartości. Jeżeli wchodzimy w kontakt z drugim czło-
wiekiem z poziomu dziecka i jakąkolwiek krytykę przyjmujemy
całkowicie do środka, to nie mamy szans się nad nią zastano-
wić i obronić się, jeśli jest niesłuszna albo pokornie ją
przyjąć, jeśli jest słuszna. Jedyne, co możemy zrobić, to za-
cząć grać - w "moje lepsze" albo "kto bardziej cierpi", albo
"ja ci jeszcze pokażę", czy "zobacz, co przez ciebie zrobi-
łem". Rzeczywiście, psychologia proponuje świadome kształce-
nie bardziej konstruktywnych reakcji na krytykę. Jeśli nie
potrafimy jej przyjmować, znaczy to, że emocjonalnie ciągle
tkwi-my w sytuacji z dzieciństwa, kiedy rodzic powiedział:
"źle to robisz". I często mówił to za mocno, zbyt agresywnie
i za głośno jak na tak małe dziecko, do którego docierało to
po prostu od stóp do głów. Wtedy trudno nam zrozumieć, że w
życiu dorosłym komunikat "źle to zrobiłeś" nie musi oznaczać
"jesteś zły", czyli totalnego odrzucenia całego człowieka, bo
on "źle zrobił" tylko fragment swojego zachowania.
D.G.: W kulturze chłopięcej poddanie kogoś krytyce traktuje
się jako obrazę, a obowiązkiem obrażonego jest wyzwać kryty-
kanta na pojedynek.
Z.P.: Jeśli mówimy o kulturze chłopięcej, trzeba pamiętać, że
chłopców wychowuje się pod hasłem: "nie bądź baba, nie maż
się, mężczyzna nie płacze". Więc muszą oni sobie radzić z
cierpieniem na różne inne sposoby. Zaciskają zęby, pięści,
krtań, oczy - tylko po to, żeby nigdy nie płakać, choć w
środku ten płacz jest i jest naturalny. Nie mają jednak szans
innego zachowania, muszą za-przeczyć sobie mówiąc: "nie, to
nie boli, nie będę płakać". Dorastając taki chłopiec kamie-
nieje, twardnieje i całym swoim zachowaniem mówi: "ja jestem
gość, nie płaczę". A więc traci kontakt z poczuciem żalu,
płaczu, smutku, rozpaczy i kreuje się na kogoś, kto twardo
radzi sobie w życiu. Tak wielu mężczyzn zostaje pracoholika-
mi, gdyż uciekają w ciągłą hiperaktywność, żeby nie dopuścić
do sytuacji, w której ich ból i smutek mógłby przedostać się
do świadomości i uzewnętrznić.
D.G.: W kulturze męskiej tracisz twarz, jeśli pokażesz, że
jesteś słaby. A uznanie krytyki i przyznanie się do błędu
jest często traktowane jako dowód słabości.
Z.P.: Jeśli to dotyczy godności, jest oczywiste, że mamy pra-
wo, a wręcz musimy się bronić. Pewne normy postępowania nie
są grą. Jeśli ktoś bez szacunku odnosi się do drugiej osoby,
to trzeba się bronić, czasem nawet bardzo ostro. Jednak cza-
sem człowiek broni się na zapas, mimo że nikt go nie atakuje,
w każdej najdrobniejszej krytyce widzi zamach na swoje jeste-
stwo.
D.G.: Czemu służy krytykowanie, którego negatywnym bohaterem
są tzw. oni?
Z.P.: Pozwala zmniejszyć własne napięcie psychiczne bez prze-
prowadzania jakiejkolwiek zmiany. W tym sensie dystansowanie
się od obiektu pozwala nie przyjmować odpowiedzialności za
coś.
D.G.: Niepodejmowanie odpowiedzialności samo w sobie nie jest
jednak jeszcze grą. O grze możemy mówić chyba dopiero wtedy,
gdy celem działania jest niepodejmowanie odpowiedzialności,
ale stworzenie przy tym wrażenia, że "ależ oczywiście, jak
najbardziej, czujemy się odpowiedzialni i jesteśmy gotowi ta-
ką odpowiedzialność przyjąć, ale..."
Z.P.: "...tak już jest. Takie jest życie. Nic się nie da zro-
bić." A gdzie ja tu jestem? Co to znaczy, że nic się nie da
zrobić? Może chodzi o to, że to ja nie mogę nic zrobić. I tak
od uogólnienia przechodzimy w obszar osobistej odpowiedzial-
ności. Ta gra toczy się właśnie o to, żeby jej za żadną cenę
nie wziąć.
D.G.: Jak brzmi rzeczywisty komunikat ukryty pod tymi uogól-
nieniami?
Z.P.: "Dajcie mi spokój. Odczepcie się".
D.G.: Co odpowiada drugi gracz?
Z.P.: "No, rzeczywiście, wszystko wskazuje na to, że nic nie
mogłeś zrobić".
D.G.: Czyli potwierdzenie braku odpowiedzialności.
Z.P.: To jak oczekiwanie wypłaty od dobrego rodzica. Kiedy
dziecko przychodzi do domu z dwóją z klasówki, tłumaczy: "no,
bo pani była taka niesprawiedliwa, że zrobiła to i to". A ma-
ma: "no, tak, to nie twoja wina". To gra. Naprawdę dziecko
chce się po prostu usprawiedliwić. Jeśli mu się uda, w doro-
słym życiu będzie szukać winnych na zewnątrz. Rzadko nato-
miast zada sobie pytanie o własną odpowiedzialność. Berne
twierdzi, że bazalne doświadczenia człowieka można odnieść do
czterech podstawowych kategorii: czy czuje się w porządku,
czy nie w porządku oraz czy czuje, że świat jest w porządku,
czy że nie jest w porządku.
D.G.: Ale jednak czasem każde z nas jest, a czasem nie jest w
porządku.
Z.P.: Tak, oczywiście. Tu jednak mam na myśli generalne prze-
świadczenie. Jeśli wierzę, że ja zawsze jestem w porządku, a
ty nigdy, to bazując na tym przekonaniu będę hodować w sobie
fałszywe poczucie dumy, nieuzasadnionej wyższości, dobrego
samopoczucia bez powodu, lekceważenia innych. Te zachowania
wynikają z pierwotnej koncepcji siebie i świata. Jeśli nato-
miast ktoś wychodzi z przekonania, że to on jest nie w po-
rządku, a inni są w porządku, mamy do czynienia z osobą wyco-
faną, nieśmiałą, szukającą uzależnienia od kogoś, delegującą
innych do tego, żeby byli wspaniali i wielcy. A jeśli czło-
wiek jest elastyczny, to uważa, że pewne rzeczy są w porząd-
ku, a inne nie, bo odnosi to do wewnętrznej hierarchii warto-
ści, chociażby do Dekalogu, który bardzo jednoznacznie wyzna-
cza, co jest dobre, a co złe.
D.G.: Co zrobić, żeby nie grać albo przerwać grę?
Z.P.: Bardzo ważna jest świadomość. Pamiętajmy też o wpływie,
jaki mają na nas relacje z innymi ludźmi. Jeśli ich obecność
inspiruje nas do bliskiego kontaktu, otwartości i szczerości
- wszystko w porządku. Jednak jeśli jest ona skażona elemen-
tami gry, zaczynamy szukać coraz więcej takich pozornych kon-
taktów, bo kontakt nieprawdziwy nie przynosi poczucia zaspo-
kojenia i spełnienia. A im bardziej czujemy się niespełnieni,
tym usilniej szukamy pozornych gratyfikacji u coraz większej
liczby osób. I to jest gra.
D.G.: Czy człowiek, który gra, może być szczęśliwy?
Z.P.: Na pewno może mieć poczucie krótkotrwałego zadowolenia
z "przygód", jednak prawdziwego szczęścia gra psychologiczna
nie buduje. Człowiek nie podejmujący ryzyka otwartego kontak-
tu z drugim człowiekiem, zamyka się za murem i tylko z rzadka
wychyla głowę, żeby zerknąć na sąsiada. To powoduje życie w
sferze tylko wyobrażeń o rzeczywistości. To jest mikroskala.
W skali makro powszechność takich murów tworzy klimat, które-
go najlepszym symbolem są nasze instytucje, gdzie żywi ludzie
traktują żywych ludzi jak przedmioty.
D.G.: Jeżeli instytucje są w jakiś sposób reprezentatywne dla
społeczeństwa, które je wytworzyło, to ciśnie się wniosek, że
jako społeczeństwo żyjemy głównie na poziomie gry.
Z.P.: Gdyby było inaczej, te instytucje byłyby zupełnie inne.
Panienka w urzędzie musiałaby zobaczyć we mnie człowieka,
który się spieszy, jest zmęczony, bezradny, zakłopotany, nie
wie, jak załatwić swoją sprawę. Wtedy sumienie nie pozwoliło-
by jej zamknąć mi tego okienka przed nosem.
----------------------------------------------------
---------
Zofia Pierzchałowa jest psychoterapeutką w krakowskim Insty-
tucie Terapii Gestalt.

====================================================
=========
Jeśli ktoś woli w formacie WORDA (może wygodniej czytać) to
na życzenie prześlę.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-02-09 17:01:38

Temat: Re: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "Marsel" <i...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Jerzy Turynski" zacytował:
W co grają Polacy?
> ----------------------------------------------------
---------
> Z Zofią Pierzchałową, psychoterapeutką, o grach psychologi-
> cznych, scenariuszach na życie i naszych słabościach naro-
> dowych, rozmawia Dorota Gołębiewska.
> ----------------------------------------------------
---------


Marsel's selection esp. dla Modemowców i Modemowczyń


"<...>
> D.G.: Czy człowiek, który gra, może być szczęśliwy?
> Z.P.: Na pewno może mieć poczucie krótkotrwałego zadowolenia
> z "przygód", jednak prawdziwego szczęścia gra psychologiczna
> nie buduje. Człowiek nie podejmujący ryzyka otwartego kontak-
> tu z drugim człowiekiem, zamyka się za murem i tylko z rzadka
> wychyla głowę, żeby zerknąć na sąsiada. To powoduje życie w
> sferze tylko wyobrażeń o rzeczywistości. To jest mikroskala.
> W skali makro powszechność takich murów tworzy klimat, które-
> go najlepszym symbolem są nasze instytucje, gdzie żywi ludzie
> traktują żywych ludzi jak przedmioty.
<...>

chwilowo szczesliwy jak cholera - M.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-02-09 17:13:28

Temat: Re: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "Lord Thaumiel" <t...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

doskonaly referat, z ktorym ciezko sie nie utozsamiac, i ktoremu chyba nie
mozna nie przyznac racji. brawo!

========================
Lord Thaumiel
"Love is a hostage. Too precious to give him away."
mailto:t...@m...pl
http://metal.pl/
http://www.zalogag.com/
http://heroes.wr.pl/
http://yarpenn.w.pl/
IRC: #satan-pl !zalogag #homm3


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-02-11 11:37:25

Temat: Re: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "Little Dorrit" <z...@c...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Lord Thaumiel" <t...@i...pl> napisał w wiadomości
news:3c6558a6@news.vogel.pl...
> doskonaly referat, z ktorym ciezko sie nie utozsamiac, i ktoremu chyba nie
> mozna nie przyznac racji. brawo!
>

Nie do końca. Znów np. dostało się biednym rodzicom: "...Z.P.: Jeżeli
rodzice np. nie dają dziecku czasu na radosne uczenie się nowych
umiejętności, ciągle je krytykują, że robicoś źle i za wolno, po czym
przerywają mu i robią to za nie -"bo ja to zrobię lepiej" - w świadomości
dziecka może powstaćprzekonanie, że jest do niczego. W dorosłym życiu ten
frag-
ment doświadczenia może się ubrać właśnie w scenariusz z ma-trycą "nic mi
się nie udaje" - będziemy zaczynać różne dzia-łania z autentyczną radością,
ale nagle w połowie albo tuż prze końcem odpadniemy, mówiąc: nie dam rady.
Jeśli takie do-
świadczenie się powtarza, można wnioskować, że wzięło się z
wczesnodziecięcej decyzji." którzy gorliwie tłamszą radosne uczenie się
nowych umiejętności. Tymczasem takie totalne tłamszenie radości nabywania
wiedzy, zaczyna się dopiero w szkole podstawowej. Szkoda, że autorka nie
zastanowiła się, dlaczego każde 7-mio letnie dziecko wkracza w progi szkolne
z radościa, nadzieją, zapałem a najdalej po 3 latach nauki każde, nawet to,
ktore uzyskuje bardzo dobre oceny - nienawidzi szkoly. Zresztą zastanawianie
sę nad tym, to pewnie nie na temat.
Dorrit

> ========================
> Lord Thaumiel
> "Love is a hostage. Too precious to give him away."
> mailto:t...@m...pl
> http://metal.pl/
> http://www.zalogag.com/
> http://heroes.wr.pl/
> http://yarpenn.w.pl/
> IRC: #satan-pl !zalogag #homm3
>
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-02-11 13:40:04

Temat: Odp: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "Marek N." <m...@p...wp.pl> szukaj wiadomości tego autora


Little Dorrit <z...@c...pl> napisała:
> Tymczasem takie totalne tłamszenie radości nabywania
> wiedzy, zaczyna się dopiero w szkole podstawowej. Szkoda, że autorka nie
> zastanowiła się, dlaczego każde 7-mio letnie dziecko wkracza w progi
szkolne
> z radościa, nadzieją, zapałem a najdalej po 3 latach nauki każde, nawet
to,
> ktore uzyskuje bardzo dobre oceny - nienawidzi szkoly. Zresztą
zastanawianie
> sę nad tym, to pewnie nie na temat.

Jak bardzo zbiezne jest to z tym, co pisze Glasser w "W zyciu mozesz
wybierac". Duzo miejsca poswieca On realcji "nauczyciel-uczen" i podstwawy
problem do rozwiazania, to wlasnie ten, dlaczego dzieci przestaja sie szybko
cieszyc z pobytu w szkole...
Serdecznosci z Lublina
Marek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-02-11 14:46:48

Temat: Re: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "EvaTM" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

"Marek N."

> Jak bardzo zbiezne jest to z tym, co pisze Glasser w "W zyciu mozesz
> wybierac". Duzo miejsca poswieca On realcji "nauczyciel-uczen" i podstwawy
> problem do rozwiazania, to wlasnie ten, dlaczego dzieci przestaja sie szybko
> cieszyc z pobytu w szkole...

A coś bliżej, Marku;), jeśli możesz ?
Nie wszyscy przecież dysponujemy wszystkimi
źródłami, prawda;) ?
Eva



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-02-11 15:07:48

Temat: Odp: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "Marek N." <m...@p...wp.pl> szukaj wiadomości tego autora


EvaTM <e...@w...pl>napisała:
> A coś bliżej, Marku;), jeśli możesz ?

Juz pisze Evo:
William Glasser "W zyciu mozesz wybierac" Swiat Ksiazki, Grupa Wydawnicza
Bertelsmann Media, Warszawa 2001.

Serdecznosci z Lublina
Marek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-02-11 15:21:59

Temat: Re: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "EvaTM" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

"Marek N." :

> Juz pisze Evo:
> William Glasser "W zyciu mozesz wybierac" Swiat Ksiazki, Grupa Wydawnicza
> Bertelsmann Media, Warszawa 2001.

Mareczku, dzięki:), ale co on tam napisał o tych nauczycielach ?
Podejrzewam nawet, że to Rozdział 10-ty "Nauczanie, edukacja i jakość
szkolnictawa";)) ?

Pozdrawiam:), Eva



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-02-11 15:35:59

Temat: Re: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "Marsel" <i...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "EvaTM" <...>
> Mareczku, dzięki:), ale co on tam napisał o tych nauczycielach ?
> Podejrzewam nawet, że to Rozdział 10-ty "Nauczanie, edukacja i jakość
szkolnictawa";)) ?
>
> Pozdrawiam:), Eva

A coz to pani profesór tak wypytuje dzis... czyzby to jeszcze sejsa?

M.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-02-11 15:47:43

Temat: Re: Zofia Pierzchałowa, W co grają Polacy?
Od: "EvaTM" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

"Marsel"

> A coz to pani profesór tak wypytuje dzis... czyzby to jeszcze sejsa?

Chciałoby się, chciało...;)
Po sesji już dość dawno;), mars-elku,
no ale o czym mają ludziska dyskutować,
jak nie przeczytali wszystkich lektur ?
A Marek przeczytał o tym, może więc nam opowiedzieć.
Bo ja akurat lekturkę tę mam ale nie czytałam.
Jeszcze:)
E.



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

[OT] Dementi
Ktoś szukał Mosznej?
CZy warto mowic kocham
podświadome rozkazy
Stresssss....

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja

zobacz wszyskie »