From: "Ptaszek Filip" <w...@g...pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: w nawiązaniu do "Ich dwoje"
Date: Sun, 24 Sep 2000 23:16:09 +0200
Lines: 64
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 5.00.2615.200
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V5.00.2615.200
NNTP-Posting-Host: pb47.rzeszow.cvx.ppp.tpnet.pl
X-Original-NNTP-Posting-Host: pb47.rzeszow.cvx.ppp.tpnet.pl
Message-ID: <3...@n...vogel.pl>
X-Trace: 24 Sep 2000 23:33:04 +0200, pb47.rzeszow.cvx.ppp.tpnet.pl
X-Complaints-To: U...@n...vogel.pl
Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!news.icm.edu.pl!news.k.pl!news.vogel
.pl!pb47.rzeszow.cvx.ppp.tpnet.pl
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:59545
Ukryj nagłówki
Trochę przeanalizuję list Woj-ciecha w innym kontekście.
Chodzi mi o fragment, w którym pada przyklad alkoholu jako jednego z wielu
oczywiście powodów rozstania małżonków. Woj-ciech pisze:
"Po głebszej analizie tych przykladow [alkohol, zdrada i coś-tam jeszcze -
przyp. PF] mozna jednak dojsc do wniosku, ze podane zjawiska nie
sa przyczynami ale symptomami rozkladu danego zwiazku. "
Właśnie. Tu jest cały problem, który chcę poruszyć, bo nie mogę do końca
zrozumieć, jak to jest. Zanim zacznę, jeszcze jeden cytat Woj-ciecha:
"Moga, co prawda, byc przyczyna odejscia
poszkodowanej osoby, ale przeciez jest to juz koncowy akt dramatu - rozklad
zwiazku zaczyna sie o wiele wczesniej. "
Te słowa są tak prawdziwe, że aż przerażające. Sam znam ludzi, którzy
stanowili kiedyś cudowne małżeństwo, a teraz nie chcą się widzieć i są po
rozwodzie. Powód? Alkohol, rzecz jasna.
I zawsze, kiedy rozmawiam z takimi znajomymi, zastanawia mnie jedna rzecz -
jak to jest, że dwoje ludzi, którzy w momencie zawarcia związku małżeńskiego
są tak w sobie zakochani, że Romeo z Julią niech się schowają do dziupli, i
nagle....krach. Żona odchodzi (najczęściej), mąż odchodzi (rzadko). Nie
chodzi mi o motywy podjęcia takiego kroku, a więc tego "końcowego aktu
dramatu", bo ten wydaje się być jasny i logiczny. Dziwi mnie, dlaczego do
takich sytuacji dochodzi.
SKORO -
dwoje ludzi jest w sobie zakochanych,
TO -
chce dla siebie jak najlepiej i nawzajem się szanują.
JEŻELI -
w pewnym momencie pojawia się alkohol u "jednej połowy"
TO -
dlaczego "druga połowa" nie jest w stanie zapanować nad tym, skoro
przecież - wydawać by sie mogło - rozumieją się świetnie i mogą na sobie
polegać.
Można powiedzieć tak - problemy w pracy, stres. Ale czy w tak idealnym
małżeństwie nie ma miejsca na poważne rozmowy, refleksje, pocieszenia,
porady, miłość, zrozumienie, które mogłyby przecież zapobiec alkoholizmowi i
w gruncie rzeczy, rozpadzie takiego małżeństwa? Jeżeli mąż pije alkohol to
nie jest powód do rozwodu, bo każdy pije, tylko jeden zna umiar a drugi nie.
Czy w tak udanie zaczętym małżeństwie tak trudno jest powstryzmać drugą
stronę od nadmiaru picia alkoholu? Żona się boi? Żona nie chce konfliktów?
Ale przecież żona zanim zostala żoną nie bała się, nie chciała konfliktów,
bo przypuszczalnie nie przyszłoby jej do głowy, że przyszły mąż zacznie
chlać wódę. Więc dlaczego chla?
Pytania są może naiwne (bo niektórzy z Was powiedzą "Ty nic nie wiesz o
małżeństwach"), ale tylko pozornie. No, niech ktoś poda mocny argument,
logiczną i sensowną odpowiedź, na takie pytanka...
A żeby poczuć się lepiej w swoim wywodzie, to na koniec jeszcze raz
Woj-ciech:
"Malzenstwo, w ktorym zachodza wspomniane zjawiska, znajduje sie juz na
skraju przepasci - pytanie wiec powinno dotyczyc powodow, dla ktorych
szczesliwy poczatkowo zwiazek (bo o takich traktuje artykul) zamienia sie w
dwu- lub wieloosobowy koszmar."
No właśnie. Pytanie powinno dotyczyć POWODÓW.
Kto znajdzie?
Ptaszek Filip
|