| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2000-09-24 21:16:09
Temat: w nawiązaniu do "Ich dwoje"
Trochę przeanalizuję list Woj-ciecha w innym kontekście.
Chodzi mi o fragment, w którym pada przyklad alkoholu jako jednego z wielu
oczywiście powodów rozstania małżonków. Woj-ciech pisze:
"Po głebszej analizie tych przykladow [alkohol, zdrada i coś-tam jeszcze -
przyp. PF] mozna jednak dojsc do wniosku, ze podane zjawiska nie
sa przyczynami ale symptomami rozkladu danego zwiazku. "
Właśnie. Tu jest cały problem, który chcę poruszyć, bo nie mogę do końca
zrozumieć, jak to jest. Zanim zacznę, jeszcze jeden cytat Woj-ciecha:
"Moga, co prawda, byc przyczyna odejscia
poszkodowanej osoby, ale przeciez jest to juz koncowy akt dramatu - rozklad
zwiazku zaczyna sie o wiele wczesniej. "
Te słowa są tak prawdziwe, że aż przerażające. Sam znam ludzi, którzy
stanowili kiedyś cudowne małżeństwo, a teraz nie chcą się widzieć i są po
rozwodzie. Powód? Alkohol, rzecz jasna.
I zawsze, kiedy rozmawiam z takimi znajomymi, zastanawia mnie jedna rzecz -
jak to jest, że dwoje ludzi, którzy w momencie zawarcia związku małżeńskiego
są tak w sobie zakochani, że Romeo z Julią niech się schowają do dziupli, i
nagle....krach. Żona odchodzi (najczęściej), mąż odchodzi (rzadko). Nie
chodzi mi o motywy podjęcia takiego kroku, a więc tego "końcowego aktu
dramatu", bo ten wydaje się być jasny i logiczny. Dziwi mnie, dlaczego do
takich sytuacji dochodzi.
SKORO -
dwoje ludzi jest w sobie zakochanych,
TO -
chce dla siebie jak najlepiej i nawzajem się szanują.
JEŻELI -
w pewnym momencie pojawia się alkohol u "jednej połowy"
TO -
dlaczego "druga połowa" nie jest w stanie zapanować nad tym, skoro
przecież - wydawać by sie mogło - rozumieją się świetnie i mogą na sobie
polegać.
Można powiedzieć tak - problemy w pracy, stres. Ale czy w tak idealnym
małżeństwie nie ma miejsca na poważne rozmowy, refleksje, pocieszenia,
porady, miłość, zrozumienie, które mogłyby przecież zapobiec alkoholizmowi i
w gruncie rzeczy, rozpadzie takiego małżeństwa? Jeżeli mąż pije alkohol to
nie jest powód do rozwodu, bo każdy pije, tylko jeden zna umiar a drugi nie.
Czy w tak udanie zaczętym małżeństwie tak trudno jest powstryzmać drugą
stronę od nadmiaru picia alkoholu? Żona się boi? Żona nie chce konfliktów?
Ale przecież żona zanim zostala żoną nie bała się, nie chciała konfliktów,
bo przypuszczalnie nie przyszłoby jej do głowy, że przyszły mąż zacznie
chlać wódę. Więc dlaczego chla?
Pytania są może naiwne (bo niektórzy z Was powiedzą "Ty nic nie wiesz o
małżeństwach"), ale tylko pozornie. No, niech ktoś poda mocny argument,
logiczną i sensowną odpowiedź, na takie pytanka...
A żeby poczuć się lepiej w swoim wywodzie, to na koniec jeszcze raz
Woj-ciech:
"Malzenstwo, w ktorym zachodza wspomniane zjawiska, znajduje sie juz na
skraju przepasci - pytanie wiec powinno dotyczyc powodow, dla ktorych
szczesliwy poczatkowo zwiazek (bo o takich traktuje artykul) zamienia sie w
dwu- lub wieloosobowy koszmar."
No właśnie. Pytanie powinno dotyczyć POWODÓW.
Kto znajdzie?
Ptaszek Filip
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2000-09-25 09:10:31
Temat: Re: w nawiązaniu do "Ich dwoje"
Ptaszek Filip wrote in message...
/.../
> No właśnie. Pytanie powinno dotyczyć POWODÓW.
> Kto znajdzie?
Sądzę, że nie będzie to ani policja ani sąd. Nasze reguły współistnienia
zmuszają nas do wiecznych kompromisów. Również instytucja rozwodu,
w którą niektórzy się wplątują jest zbiorem stosunkowo prostych reguł,
które jednak rzadko kiedy docierają do faktycznych przyczyn "rozkładu
pożycia". Po prostu nie ma na to czasu! Najbardziej kompetentni powinni
być sami zainteresowani, ale to właśnie ich motywacje i reakcje zakłócane
są wzajemnym niezrozumieniem. Gdy nawet jest możliwość rozsądnej,
spokojnej rozmowy - co jest wielką acz chwalebną rzadkością -
oczywiste jest, że nie przyniesie żadnego rezultatu rozmowa dwugodzinna.
Na to trzeba czasu. A żadna instytucja usługowa (sąd) tego nie ma.
Dlatego dąży się do upraszczania spraw, upraszczania motywów, przyczyn.
Najprościej jako przyczyny podawać widoczne gołym okiem skutki
(pijaństwo, zdrada, przemoc)! Oczywiście nie wszystkie przypadki...
Gorzej, gdy takich zewnętrznych symptomów nie widać.
Ciekawe co wtedy robi sąd?
Często mówi "niedopasowanie charakterów" ;)) A to już worek bez dna!
> Ptaszek Filip
Steerpik
- - - - - -
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-25 09:36:10
Temat: Re: w nawiązaniu do \"Ich dwoje\" "Ptaszek Filip" <w...@g...pl> napisał / wrote:
Witam, przyznaję się na wstępie że listu Woj-ciecha nie czytałem a artykuł z
ostatnich
"charakterów" też jeszcze mam zaległy. Niemniej temat mnie interesuje, więc wtrącam
swoje trzy grosze:
> Te słowa są tak prawdziwe, że aż przerażające. Sam znam ludzi, którzy
> stanowili kiedyś cudowne małżeństwo, a teraz nie chcą się widzieć i są po
> rozwodzie. Powód? Alkohol, rzecz jasna.
> I zawsze, kiedy rozmawiam z takimi znajomymi, zastanawia mnie jedna rzecz -
> jak to jest, że dwoje ludzi, którzy w momencie zawarcia związku małżeńskiego
> są tak w sobie zakochani, że Romeo z Julią niech się schowają do dziupli, i
> nagle....krach. Żona odchodzi (najczęściej), mąż odchodzi (rzadko). Nie
> chodzi mi o motywy podjęcia takiego kroku, a więc tego "końcowego aktu
> dramatu", bo ten wydaje się być jasny i logiczny. Dziwi mnie, dlaczego do
> takich sytuacji dochodzi.
> SKORO -
> dwoje ludzi jest w sobie zakochanych,
> TO -
> chce dla siebie jak najlepiej i nawzajem się szanują.
> JEŻELI -
> w pewnym momencie pojawia się alkohol u "jednej połowy"
> TO -
> dlaczego "druga połowa" nie jest w stanie zapanować nad tym, skoro
> przecież - wydawać by sie mogło - rozumieją się świetnie i mogą na sobie
> polegać.
Po pierwsze, wydaje mi się że założenie: "kochają się bardzo, to znaczy że się
wzajemnie szanują i chcą dla siebie (nawzajem - bo chyba o to Ci chodziło) jak
najlepiej" - jest nieco zbyt optymistyczne. Owszem, zgadzam się, że prawdziwa i
bezinteresowna miłość (tylko, czy taka istnieje między ludźmi?) tak się powinna
przejawiać.
Popatrzmy na to z innej strony. Dwoje ludzi baaaardzo chce być ze sobą, baaardzo się
kocha - bo jest im (zwykle na początku) dobrze. I o to właśnie dobro (własne) dbają
coraz bardziej.
Praktyka, weryfikuje Twoją teorię (SKORO --> TO -->) do postaci mniej więcej takiej:
> SKORO
dwoje ludzi jest w sobie zakochanych (to znaczy tak się wszystkim, z nimi włącznie
wydaje)
> TO
chcą dla siebie (siebie samych - niestety) jak najlepiej i nawzajem się szanują (na
tyle by związek, który nagradza ich trwał).
Nie chcę żebyś pomyślał, że nie wierzę w udane związki. Znam kilka (z rozmysłem piszę
"kilka", a nie "wiele") udanych małżeństw z długim stażem. Niestety, tak jak
napisałem
- praktyka mocno weryfikuje statystyki udanych związków.
Co do pozostałych pytań - nie, podejmuję się nawet próby odpowiedzi. Powiem tylko, że
często dziwimy sie "że taki udany związek, a tak się źle stało" - nie zastanawiając
się
nawet chwilę, że błąd lezy już w założeniu - może ten związek wcale taki udany nie
był
? Może z niego żaden Romeo a z niej byle jaka Julia ?
Joee
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-25 12:07:36
Temat: Re: w nawiązaniu do "Ich dwoje"Ptaszek Filip <w...@g...pl> wrote in message
news:39ce7310@news.vogel.pl...
> Trochę przeanalizuję list Woj-ciecha w innym kontekście.
> Chodzi mi o fragment, w którym pada przyklad alkoholu jako jednego z wielu
> oczywiście powodów rozstania małżonków. Woj-ciech pisze:
>
> "Po głebszej analizie tych przykladow [alkohol, zdrada i coś-tam jeszcze -
> przyp. PF] mozna jednak dojsc do wniosku, ze podane zjawiska nie
> sa przyczynami ale symptomami rozkladu danego zwiazku. "
>
> Właśnie. Tu jest cały problem, który chcę poruszyć, bo nie mogę do końca
> zrozumieć, jak to jest. Zanim zacznę, jeszcze jeden cytat Woj-ciecha:
>
> "Moga, co prawda, byc przyczyna odejscia
> poszkodowanej osoby, ale przeciez jest to juz koncowy akt dramatu -
rozklad
> zwiazku zaczyna sie o wiele wczesniej. "
>
> Te słowa są tak prawdziwe, że aż przerażające. Sam znam ludzi, którzy
> stanowili kiedyś cudowne małżeństwo, a teraz nie chcą się widzieć i są po
> rozwodzie. Powód? Alkohol, rzecz jasna.
Jak napisał W. alkohol to tylko symptom. Gdzie są przyczyny? Pytanie trudne
aczkolwiek da się na nie odpowiedzieć. Analizując związek dwojga ludzi można
go podzielić na etapy: ZAUROCZENIE - FASCYNAJCA - PRZYZWYCZAJANIA -
WĄTPLIWOŚCI - ROZCZAROWANIA. Jakkolwiek by na to nie patrzeć można byc
pewnym, że zawsze nasilenie uczuć jest największe na początku związku.
Dalsze problemy wynikają przeważnie z nieświadomości zakochanych co do
perspektyw i rozwoju ich związku. Świat nie będzie zawsze różowy. Smutne ale
prawdziwe.
> I zawsze, kiedy rozmawiam z takimi znajomymi, zastanawia mnie jedna
rzecz -
> jak to jest, że dwoje ludzi, którzy w momencie zawarcia związku
małżeńskiego
> są tak w sobie zakochani, że Romeo z Julią niech się schowają do dziupli,
i
> nagle....krach. Żona odchodzi (najczęściej), mąż odchodzi (rzadko). Nie
> chodzi mi o motywy podjęcia takiego kroku, a więc tego "końcowego aktu
> dramatu", bo ten wydaje się być jasny i logiczny. Dziwi mnie, dlaczego do
> takich sytuacji dochodzi.
> SKORO - dwoje ludzi jest w sobie zakochanych,
> TO - chce dla siebie jak najlepiej i nawzajem się szanują.
> JEŻELI - w pewnym momencie pojawia się alkohol u "jednej połowy"
> TO - dlaczego "druga połowa" nie jest w stanie zapanować nad tym, skoro
> przecież - wydawać by sie mogło - rozumieją się świetnie i mogą na sobie
> polegać.
Zacznijmy od tego, że alkohol nigdy nie pojawia się w sytuacji rozkwitu
związku. Nie ma przecież sensu zmieniania stanu idealnego. Kiedy związek
przekwitnie (reakcje chemiczne się zakończą) i zostaje szara rzeczywistości
ci co są słabi uciekają na przykład w alkoholizm... bo to przecież
stereotypowa droga do zapomnienia.
> Można powiedzieć tak - problemy w pracy, stres. Ale czy w tak idealnym
> małżeństwie nie ma miejsca na poważne rozmowy, refleksje, pocieszenia,
> porady, miłość, zrozumienie, które mogłyby przecież zapobiec alkoholizmowi
i
> w gruncie rzeczy, rozpadzie takiego małżeństwa? Jeżeli mąż pije alkohol to
> nie jest powód do rozwodu, bo każdy pije, tylko jeden zna umiar a drugi
nie.
Jeżeli któres z małżonków ucieka do kieliszka to znaczy, że związek nie jest
już, tak jako napisałeś idealny. W idealnym związku nigdy by do tego nie
doszło. Idealny związek nie istnieje. Prędzej czy później przychodzą
problemy i wtedy okazuje się kto potrafi stawić im czoło a kto jest na to
zbyt słaby.
Twoje dalsze wywody...
> Czy w tak udanie zaczętym małżeństwie tak trudno jest powstryzmać drugą
> stronę od nadmiaru picia alkoholu? Żona się boi? Żona nie chce konfliktów?
> Ale przecież żona zanim zostala żoną nie bała się, nie chciała konfliktów,
> bo przypuszczalnie nie przyszłoby jej do głowy, że przyszły mąż zacznie
> chlać wódę. Więc dlaczego chla?
zdaja sie bledne (w swietle tego co napisalem).
> Pytania są może naiwne (bo niektórzy z Was powiedzą "Ty nic nie wiesz o
> małżeństwach"), ale tylko pozornie.
Ty nie wiesz wszystkiego o małżeństwach. ;)
> No, niech ktoś poda mocny argument,
> logiczną i sensowną odpowiedź, na takie pytanka...
ano zdaje sie, ze podalem.
> A żeby poczuć się lepiej w swoim wywodzie, to na koniec jeszcze raz
> Woj-ciech:
>
> "Malzenstwo, w ktorym zachodza wspomniane zjawiska, znajduje sie juz na
> skraju przepasci - pytanie wiec powinno dotyczyc powodow, dla ktorych
> szczesliwy poczatkowo zwiazek (bo o takich traktuje artykul) zamienia sie
w
> dwu- lub wieloosobowy koszmar."
Proces rozkladu malzenstwa jest na tyle zlozony, ze nie da sie jednoznacznie
odpowiedziec na tego typu pytanie.
> No właśnie. Pytanie powinno dotyczyć POWODÓW.
No wlasnie.
> Kto znajdzie?
znudzenie, rozczarowania, upadek z chmur na ziemie.
> Ptaszek Filip
r@v
--
Wielki konkurs Serwisu RUBIKON! Sprawdz, mozna wygrac: http://konkurs.rubikon.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-25 12:46:42
Temat: Re: w nawiązaniu do "Ich dwoje""r@v" wrote:
> Zacznijmy od tego, że alkohol nigdy nie pojawia się w sytuacji rozkwitu
> związku. Nie ma przecież sensu zmieniania stanu idealnego. Kiedy związek
> przekwitnie (reakcje chemiczne się zakończą) i zostaje szara rzeczywistości
> ci co są słabi uciekają na przykład w alkoholizm... bo to przecież
> stereotypowa droga do zapomnienia.
Nasuwa sie pytanie. Co zrobi silny?
Moze tak:
- rzucic to wszystko w cholere
/nieetyczne,z poczatku niezdrowe ale skuteczne/
- zaangazowac sie podwojnie w prace zawodowa/naukowa
/etyczne, niezdrowe i nieskuteczne/
- odwiedzac gabinety seksuologow i psychologow
/etyczne,zdrowe ale nieskuteczne/
- nie przejmowac sie drobiazgami ;-) i rekompensowac sobie
braki gdzie indziej
/nieetyczne,skuteczne i zdrowe/
uszanowanie
pk
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-25 14:55:43
Temat: Re: w nawiązaniu do "Ich dwoje"pk <p...@g...pl.xxx> wrote in message news:39CF4932.73529051@go2.pl.xxx...
> Nasuwa sie pytanie. Co zrobi silny?
> Moze tak:
> - rzucic to wszystko w cholere
> /nieetyczne,z poczatku niezdrowe ale skuteczne/
skuteczne, ale na krotka mete.
> - odwiedzac gabinety seksuologow i psychologow
> /etyczne,zdrowe ale nieskuteczne/
i nieekonomiczne ;)
...istnieje jeszcze jedno wyjscie:
- zakaceptowanie rzeczywistosci i zejscie na ziemie.
/etyczne,zdrowe,skuteczne/
...tyle, ze malo pocieszajace.
> pk
r@v
--
Logitech Cordless Desktop iTouch? Za darmo ?!? http://konkurs.rubikon.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-25 15:07:50
Temat: Re: w nawiązaniu do "Ich dwoje"> skuteczne, ale na krotka mete.
Rzucac mozna wielokrotnie ;-) Do skutku.
> > - odwiedzac gabinety seksuologow i psychologow
> > /etyczne,zdrowe ale nieskuteczne/
>
> i nieekonomiczne ;)
To drobiazg ;-) Pieniadze rzecz nabyta, wydane w zboznym celu, podnosza
poziom usatysfakcjonowania.
> ...istnieje jeszcze jedno wyjscie:
> - zakaceptowanie rzeczywistosci i zejscie na ziemie.
> /etyczne,zdrowe,skuteczne/
> ...tyle, ze malo pocieszajace.
Bez fantazji - zwyczajnie i chamsko, uciac sobie skrzydla ? Byc ptakiem
bez skrzydel ? ;-)
pk
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-25 15:27:00
Temat: Re: w nawiązaniu do "Ich dwoje"pk <p...@g...pl.xxx> wrote in message news:39CF6A46.EBB8527E@go2.pl.xxx...
> Bez fantazji - zwyczajnie i chamsko, uciac sobie skrzydla ? Byc ptakiem
> bez skrzydel ? ;-)
90% ptakow, twu..ludzi (oczywiscie) nie moze sie mylic!
;)
> pk
r@v
--
Logitech Cordless Desktop iTouch? Za darmo ?!? http://konkurs.rubikon.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-26 11:14:37
Temat: Re: w nawiązaniu do "Ich dwoje""r@v" wrote:
> 90% ptakow, twu..ludzi (oczywiscie) nie moze sie mylic!
> ;)
Historia uczy ze nie zawsze wiekszosc miala racje. A badania seksualzmiu
dowodza, ze stosunek do seksu jest coraz bardziej swobodny. Coraz
wieksza popularnosc zdobywaja zwiazki niekoniecznie monogamiczne.
Przewiduje sie ze w perspektywie kilkunastu/kilkudziesieciu lat bedzie
ich coraz mniej. Juz teraz widac duza ostroznosc mlodych i ambitnych
ludzi do zawierania trwalych zobowiazan. Coraz wieksza popularnosc
zyskuja zwiazki "z doskoku". W przerwach miedzy praca i innymi
zajeciami.
Nie twierdze ze to wspaniale - odnosze wrazenie ze takie sa wspolczesne
realia. Stawiaja ogromne wymagania ludziom ambitnym zabierajac czas i
inspiracje potrzebna do kultywowania wartosci rodzinnych.
uszanowanie
pk
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-27 15:39:42
Temat: Re: w nawiązaniu do \"Ich dwoje\"Wojciech Piskorz <j...@p...wp.pl> wrote:
>? Może z niego żaden Romeo a z niej byle jaka Julia ?
Wg mnie dwa najpowazniejsze bledy, ktore popelniamy, planujac zycie we dwoje, to:
1. Odbieranie partnera przez pryzmat wlasnych wyobrazen.
2. Proby dostosowania sie do wyobrazen partnera.
Kazdy z nas ma jakies wyobrazenia co do osoby, z ktora chce byc, albo co do formy
zwiazku, ktory
chce zawrzec. Te wyobrazenia sa najczesciej nieuprawnione, narzucone przez
mass-media, rodzine,
kino, Harlequiny itd. W kazdym razie, nie wynikaja one z doswiadczenia, sa rodzajem
schematu
poznawczego (skryptu). A schematy maja to do siebie, ze ich wlasciciel zaczyna
spostrzegac innych
ludzi poprzez ten schemat. Nie widzi czlowieka, tylko to czy ktos pasuje do schematu,
czy nie. W
dodatku, mamy sklonnosc do tendencyjnego zbierania faktow o danej osobie - jesli
zalezy nam na
zawarciu zwiazku, a jeszcze czujemy w kolanach to dziwne drzenie, bedziemy
odfiltrowywac
niekorzystne fakty i poszukiwac korzystnych oraz falszowac dane, ktore nam nie pasuja
do schematu.
Bedziemy przeceniac zalety i nie bedziemy doceniac wad.
Dodatkowo pomoze nam w tym przyszly partner. Bedziemy go widziec wtedy, gdy
bedzie przygotowany
na spotkanie z nami. Bedzie wypachniony, przypudrowany i zarozowiony - bedzie staral
sie spelnic
nasze oczekiwania. To samo bedziemy robic my: bedziemy starali sie zasluzyc na
wzgledy, odgadujac
zyczenia co do naszej osoby i spelniajac je, poswiecajac cala nasza energie. To
jeszcze nic - ludzie
robia dzis cuda, zeby dorownac aktualnie obowiazujacemu idealowi, temu samemu
idealowi, ktory zostal
nam zaszczepiony przez media. Glodza sie, tna skalpelem, sztukuja piersi, penisy,
uszy, brzuchy,
nosy - nadaja sobie chirurgicznie przyjazny wyraz twarzy. Strasznie trudno jest sie w
tym wszystkim
rozeznac. Kiedys dawno, gdy kobieta miala czerwone wargi, wycieta talie, lsniace
wlosy i blyszczace
oczy znaczylo to, ze jest zdrowa. A zdrowie bylo najbardziej w cenie. Zdrowe rownalo
sie piekne.
Dzis oznaki zdrowia mozna nasladowac i bardzo trudno jest sie na to nie nabrac.
Wszystko jest wiec pieknie i romantycznie do czasu, gdy para wezmie slub i
zamieszka razem.
Trudno wygladac pieknie w kazdej minucie dnia - czasem trzeba zmienic dekoracje i
wtedy nasz partner
zaczyna dostrzegac, co jest pod spodem. Gdyby to jeszcze chodzilo o wyglad, byloby
pol biedy. Nie
mozemy caly czas nasladowac wymarzonego przez partnera zachowania, bo po prostu
jestesmy inni.
Chcemy byc soba, przynajmniej od czasu do czasu i w tym momencie wpadamy w pulapke,
ktora sami
zastawilismy. Jesli bedziemy wypelniac wszystkie oczekiwania partnera, to bedziemy
marionetka,
bedziemy zyc zyciem wymuszonym przez partnera, co doprowadzi nas do nerwicy. Jesli
natomiast
bedziemy soba, partner oskarzy nas (zreszta slusznie) o to, ze sie zmienilismy na
gorsze. A my nie
tyle sie zmienilismy, co przestalismy udawac.
Sytuacja wyglada wiec tak, ze kazdy z partnerow zyje nie z ta osoba, z ktora
mysli ze zyje, ale
z osoba, ktora sobie czesciowo sam wymyslil, a czesciowo ona sie wymyslila na uzytek
partnera. Z
tego galimatiasu rzadko da sie wyodrebnic dwie zywe osoby - jest to raczej obcowanie
duchow. Ludzie
zreszta niechetnie szukaja tej prawdziwej osoby - trzeba by sie bylo przyznac do
bledu. Raczej
znajda sobie kochanka, z ktorym skonstruuja identyczna mistyfikacje, co z partnerem.
Tyle ze juz
wtedy nie mozna sprawdzic, co tam jest pod spodem, bo rozwod jest trudny, a kochanek
tez ma rodzine.
Predzej czy pozniej nadejdzie wiec kryzys - i albo partnerzy przejrza na oczy, albo
rozstana sie
wsrod wzajemnych oskarzen. Problem w tym, ze nawet przejrzenie na oczy nie zawsze
pomaga, bo moze
sie wtedy okazac, ze nic nas z ta osoba nie laczy. A dojrzala milosc nie tyle polega
na tym, zeby
kochac sie nawzajem, co na tym, zeby kochac razem inne rzeczy.
Jaka jest wiec rada na takie niebezpieczenstwa? Po pierwsze szczerosc, szczerosc
i szczerosc.
Jesli bedziemy udawac kogos, kim nie jestesmy od pierwszej randki, to juz mamy zle
rokowania. Ja
wiem, ze trudno jest sie nie upiekszac, zwlaszcza ze tak silnie (az neurotycznie)
potrzebujemy
milosci.Jest takie powiedzenie wsrod psychoterapeutow: im wieksze napalenie, tym
wieksze wypalenie -
mysle ze tu pasuje. Trzeba wiec nauczyc sie przyjmowac odrzucenie - jesli bowiem nie
bedziemy udawac
idealu, zainteresuje sie nami o wiele mniej potencjalnych partnerow. Ale wtedy
zauwaza nas za to ci,
ktorym beda odpowiadac nasze prawdziwe cechy. Oczywiscie, nie mowie zeby sie nie
starac - chodzi
tylko o to, zeby nie udawac kogos, kogo nie damy rady udawac przez cale zycie. To by
nam zalatwilo
dostosowywanie sie do cudzych oczekiwan - pozostaja jeszcze oczekiwania wlasne.
Zamiast dopasowywac partnera do wlasnych wyobrazen, nalezy raczej probowac go
poznac,
pamietajac, ze moze stosowac wobec nas taktyke autoreklamy - i dopiero na podstawie
doswiadczen
cokolwiek planowac. Wymyslony przez nas zwiazek moze byc kompletna utopia - mozemy
calkowicie
stracic zdrowie, probujac wprowadzic go w zycie. W dodatku nigdy sie nie dowiemy, ze
sami jestesmy
odpowiedzialni za nasze niepowodzenie. Zycie jest zaskakujace - czasem okazuje sie,
ze bardzo dobrze
czujemy sie w takich sytuacjach, w jakich nigdy bysmy sie nie spodziewali. Czyli
technika jest w
miare prosta: zamiast z gory eliminowac sytuacje, ktore nie pasuja do naszego
schematu, nalezaloby
napierw je wyprobowac, podchodzac do nich bez jakichkolwiek uprzedzen.
Przypomina mi sie tu historia o orle, ktory zbiegiem okolicznosci wyklul sie i
wychowal w
kurniku. Zachowywal sie jak kura, bo kury go uczyly - grzebal w ziemi, nie latal.
Kiedys zobaczyl
kolujace orly i cos mu zaswitalo, probowal poleciec, ale nie umial za bardzo. Kury,
gdy to
zobaczyly, wysmialy go i wytlumaczyly, ze jest kura i zeby sobie za wiele nie
wyobrazal. Wiec zostal
w kurniku i dalej dziobal dzdzownice, w przeswiadczeniu, ze jest kura - do smierci.
Mozna by dopisac dalszy ciag do tej bajki - ktos podkladal coraz wiecej orlich
jajek do kurnika
i coraz wiecej bylo w nim orlow - zaczely sie rozmnazac. Ale stare orly, wciaz
przeswiadczone o tym,
ze sa kurami, same wychowywaly orleta na kury i tepily zachowania orle, nazywajac je
brakiem
szacunku dla odwiecznych norm i tradycji.
Taka jest, moim zdaniem, nasza sytuacja. Udajemy wspaniale kury, wiec dostajemy
kury na
malzonkow. A ze kurami w glebi duszy nie jestesmy, nie chcemy zyc z kura. To samo
odczuwa nasz
partner. W dodatku co jakis czas wylazi z nas jakas straszna nie-kura. Ale to rzadko
- glownie
wtedy, gdy sie upijemy. Nasz wewnetrzny orzel wywoluje wiec tylko kaca i poczucie
winy.
woj-ciech
Strona Podroznicza Woj-Ciecha
http://www.f64.com.pl/f64/wojtas.htm
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |