| « poprzedni wątek | następny wątek » |
41. Data: 2003-11-29 13:05:35
Temat: Re: zdradzi?em - by?o mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Joanna Pilcicka" <j...@N...gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:bq9mkd$lnk$1@inews.gazeta.pl...
> Ojeju, ojeju jak sie z Tobą zgadzam: i mąż znacznie utył i dzieci są i
praca
> i "prace domowe". I cokolwik jes nie tak, to nie chce mi sie kochać.
> Chyba po prostuu tak mamy my kobiety
Tak typowe...
"No ja tak już mam po prostu" i sprawa załatwiona... a drogi mąż niech sobie
robi co chce, byle by na boki nie skakał. No i oczywiście do pracy i nie
tyć, dziećmi się zajmować i prace domowe też...
Aaaa no, ai jak się wreszcie księżniczce "zachce" raz na ten
tydzień/miesiąc/kwartał/rok (właściwe podkreślić) to wtedy musi oczywiście
stanąć na wysokości zadania, przygotować romantyczny wieczór z szampanem,
kąpiel z pianą, wyjście do teatru, kupic jakiś drobny upominek, pieścić
przez minimum 2 godziny i dostarczyć nieziemskiego orgazmu.
Nie daj Boże by On akurat wtedy powiedział "teraz to mi się nie chce" -
obraza na całego.
brow(J)arek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
42. Data: 2003-11-29 13:06:16
Temat: Re: zdradzi?em - by?o mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Ania K." <ania-kwiecien(wywalto)@o2.pl> napisał w wiadomości
news:bq9num$b1a$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Ale IMO to żadne wytłumaczenie. Trzeba nad tym popracować, a nie zwalać na
> kobiecą naturę.
> Facet Ci napisze, ze Oni tak po prostu mają i dlatego zdradzają. :/
He, he spod klawiszy mi wyjęłaś ;)
brow(J)arek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
43. Data: 2003-11-29 13:08:45
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Oleńka" <o...@b...wroc.pl> napisał w wiadomości
news:bqa49f$3i8$1@opat.biskupin.wroc.pl...
> Ja jej się nie dziwię - drodzy grupowicze - popatrzcie, jak "Zdradziłem"
> dyskutuje na pl.soc.dzieci - jak traktuje osoby, które ośmielą się miec
inne
> zdanie niz on.
> Jeśli podobnie wygladają rozmowy z żoną - nie ma chyba lepszego wyjscia
niż
> się rozstać - i to w trybie pilnym.
> Ja w każdym razie serdecznie życzę tej kobiecie, żeby ten pan szybciutko
> spkował manatki i zniknął.
Zgorzkniał facet po latach i tyle - nie dziwota jak sie z lodowcem mieszka
to trzeba być zimnym jak eskimos. Mnie juz od wczoraj trochę minęło. Ale
wczoraj lepiej by mi nikt w droge nie wchodził. Moja szanowna małżonka
oczywiście "nie wiem o co Ci chodzi - no powiedz mi..."
brow(J)arek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
44. Data: 2003-11-29 13:09:41
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Izabela Sowula" <i...@N...gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:bq8lpu$7ja$1@inews.gazeta.pl...
> > Nie ma jednego (i mieć nie będzie) - prowadzenia za rączkę z mojej
> > strony.
> >
> > brow(J)arek
> A dlaczego jestes tak stanowczy w tym punkcie?
Bo wcześniej nie byłem, a efekt był taki sam.
brow(J)arek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
45. Data: 2003-11-29 13:17:44
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
> > Ja jej się nie dziwię - drodzy grupowicze - popatrzcie, jak "Zdradziłem"
> > dyskutuje na pl.soc.dzieci - jak traktuje osoby, które ośmielą się miec
> inne
> > zdanie niz on.
> > Jeśli podobnie wygladają rozmowy z żoną - nie ma chyba lepszego wyjscia
> niż
> > się rozstać
> Zgorzkniał facet po latach i tyle
Ty też w rozmowach mówisz do kobiet "wypierdalaj idiotko"?
Moje życie nie jest usłane różami, ale problemy - choćby i wielkie - nie
upoważniają mnie to do takiego traktowania kogokolwiek.
o.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
46. Data: 2003-11-29 13:32:18
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Oleńka" <o...@b...wroc.pl> napisał w wiadomości
news:bqa5c5$4dc$1@opat.biskupin.wroc.pl...
>
> Ty też w rozmowach mówisz do kobiet "wypierdalaj idiotko"?
> Moje życie nie jest usłane różami, ale problemy - choćby i wielkie - nie
> upoważniają mnie to do takiego traktowania kogokolwiek.
Gwoli ścisłości było "spadaj", a nie "wypierdalaj" co oczywiście nie zmienia
faktu, że ten sposób odpowiadania stawia "Zdradzającego" w niezbyt
korzystnym świetle.
Choć w obecnych czasach "spadaj idioto" to juz widać kanon prowadzenia
dyskusji :((
brow(J)arek pozdrawia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
47. Data: 2003-11-29 13:41:25
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej> > Ty też w rozmowach mówisz do kobiet "wypierdalaj idiotko"?
> > Moje życie nie jest usłane różami, ale problemy - choćby i wielkie - nie
> > upoważniają mnie to do takiego traktowania kogokolwiek.
>
>
> Gwoli ścisłości było "spadaj", a nie "wypierdalaj" co oczywiście nie
zmienia
> faktu, że ten sposób odpowiadania stawia "Zdradzającego" w niezbyt
> korzystnym świetle.
Ładnie to ująłeś. Jeśli "Zdradzającemu" puszczają nerwy w ten sposób w
rozmowach z zoną, to nic dziwnego, że na myśl o seksie z nim, ta kobieta
dostaje gęsiej skórki.
A tu cytacik, którego nie zauważyłeś:
"Robisz to samo co większośc głupich bab. Ten wątek jest o trollowaniu, wiec
nie wypier..alaj mi z krytyką "
Ola
>
> Choć w obecnych czasach "spadaj idioto" to juz widać kanon prowadzenia
> dyskusji :((
>
> brow(J)arek pozdrawia
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
48. Data: 2003-11-29 19:00:20
Temat: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)Witam
Podczytuję psr z doskoku, czytałam również ostatnie dyskusje.
Często jest mowa o ratowaniu związku, o potrzebie rozmów, walki, często
kobiety twierdzą, że mężczyźni powinni _jeszcze_bardziej_ się starać.
Nie mówię tego 'przeciw' dyskutantkom, to raczej dlatego, że tak się
podzieliły role w tych kilku ostatnich wątkach - pojawiają się
mężczyźni, którzy nie bardzo potrafią żyć ze swoimi partnerkami (a nie
kobiety, które nie potrafią żyć ze swoimi partnerami), a grupowiczki
prezentują po prostu swoje zdanie, dość kobiece zresztą.
No i oczywistym jest, że jeśli dwoje ludzi zainwestowało coś w swoj
związek: czas, emocje, uczucia,... a poza tym w związku tym pojawiły się
dzieci, to warto o to stadło powalczyć. Żeby było dobrze, żeby dzieciak
miał dobrą rodzinę, żeby dawać szczęście sobie wzajemnie i młodym.
Ale czy nie sądzicie, że są również związki, które po prostu nie powinny
były nigdy powstać, a już na pewno zostać zalegalizowane (bo papierek
jest przecież swego rodzaju przeszkodą w rozstaniu i utrudna decyzję)
ani się 'rozmnożyć'...? Przecież tak naprawdę ludzie są przeróżni, nie
jest tak, że każda dowolna para ludzi dowolnych płci ma predyspozycje do
bycia przyjaciółmi, nie wszyscy zostają znajomymi, nie wszyscy choćby
się tolerują. Nie wszyscy zatem mają predyspozycje do stworzenia
związku. I czasem może być tak, że dwoje ludzi się spotkało,
zafascynowało sobą, pokochało i zaczęło być ze sobą, mimo że de facto
nie powinni. Tylko to wyłazi kiedyś, po latach. Jasne, że 'widziały gały
co brały', że jeśli jest się ze sobą ileś lat przed ślubem i dzieckiem,
to rosną szanse na zauważenie nieakceptowalnych wad u partnera. Ale
przecież zdarza się, że coś pozostanie niezauważone (to 'coś' to może
czasem być cała ideologia bycia razem), że pojawi się coś nowego,
wreszcie że oboje partnerzy zmienią się tak, że stopień niedopasowania
uczyni związek bezsensownym.
Gdzie jest granica, za którą nie warto już spalać się w walce o związek?
Do którego momentu trzeba walczyć? Przecież związek np.: składający się
z mężczyzny potrzebującego seksu 3x w tygodniu (nie kopulacji, tylko
seksu jako wyrazu miłości/miłości + spełnienia/orgazmu
_z_kochaną_kobietą_) i z kobiety chcącej kochać się 2x na kwartał nie
będzie związkiem szczęśliwym. Facet może walczyć, może szukać powodów
'oziębłości' partnerki, badać jej hormony i zapewniać romantyczne
rozrywki, może wreszcie ograniczać swoje potrzeby. Tylko czy będzie
szczęśliwy? Ona może tak, bo on 'nie będzie jej męczył', ale on? Czy w
efekcie związek będzie szczęśliwy? I da dzieciakowi szczęście + dobre
wzorce?
Wydaje mi się, że czasem lepiej się rozstać, zostawić dobre wspomnienia,
zapewnić dziecku/dzieciom dwoje zadowolonych z życia rodziców żyjących z
zadowolonymi z życia partnerami, niż żyć w takiej nieszczęśliwej
rodzinie...
Nie chcę usprawiedliwiać zdradzających facetów - to jest dość paskudne,
świadczy o jakimś tchórzostwie i o tym, że jednak często rządzi nimi
penis nie to, co w głowie/sercu. Ale czy nie jest też tak, że jeśli do
tej zdrady dochodzi, to znaczy że coś było na rzeczy? Że jakaś granica
została przekroczona? Że zyski ze związku są zdecydowanie mniejsze niż
straty?
Może czasem lepiej nie szukać powodów, metod ratowania, nie spalać się w
tysiącu nic nie dających rozmów, tylko pomyśleć, jak zminimalizować ból
i problemy rozstania?
Może czasem świadectwem odpowiedzialności i dojrzałości będzie
rozstanie, a nie skazana na porażkę walka?
Problem chyba w tym, żeby umieć rozpoznać, kiedy związek nie ma racji
bytu, a kiedy cięzka praca da cudowne efekty i 'żyli długo i
szczęśliwie'...
Pozdrawiam
--
Kami (zamyślona)
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
49. Data: 2003-11-29 21:07:43
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)
Użytkownik "Kami" <K...@j...net> napisał w wiadomości
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E1056B192@jplwant0
03.jasien.net...
<ciach>
Wydaje mi się, że czasem lepiej się rozstać, zostawić dobre wspomnienia,
zapewnić dziecku/dzieciom dwoje zadowolonych z życia rodziców żyjących z
zadowolonymi z życia partnerami, niż żyć w takiej nieszczęśliwej
rodzinie...
Nie chcę usprawiedliwiać zdradzających facetów - to jest dość paskudne,
świadczy o jakimś tchórzostwie i o tym, że jednak często rządzi nimi
penis nie to, co w głowie/sercu. Ale czy nie jest też tak, że jeśli do
tej zdrady dochodzi, to znaczy że coś było na rzeczy? Że jakaś granica
została przekroczona? Że zyski ze związku są zdecydowanie mniejsze niż
straty?
<ciach>
Kamil,napisalas to o czym myslalam a nie umialam tego wystukac,bo jakos
brakowalo mi slow,dzieki :-)
Pozdrawiam.Magda
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
50. Data: 2003-11-30 11:35:57
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)"Kami" <K...@j...net> wrote in message
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E1056B192@jplwant0
03.jasien.net...
Witam
> mężczyźni, którzy nie bardzo potrafią żyć ze swoimi partnerkami (a nie
> kobiety, które nie potrafią żyć ze swoimi partnerami), a grupowiczki
> prezentują po prostu swoje zdanie, dość kobiece zresztą.
Troche smutno jest to że tych którzy odważyli sie coś napisać, co nie jest
takie łatwe
nie stara się zrozumieć. Umyka gdzieś człowieczeństwo i nawet wtedy gdy
pisza że zrobili źle.
Proste podpowiedzi typu: "to już koniec" są łatwe do sformułowania, ale czy
tego chcieliby ci którzy tak piszą
gdyby byli dziećmi tych osób ?
> No i oczywistym jest, że jeśli dwoje ludzi zainwestowało coś w swoj
> związek: czas, emocje, uczucia,... a poza tym w związku tym pojawiły się
> dzieci, to warto o to stadło powalczyć. Żeby było dobrze, żeby dzieciak
> miał dobrą rodzinę, żeby dawać szczęście sobie wzajemnie i młodym.
O nieuchronności kryzysów związku moim zadniem za mało się mówi.
Tak jak pisze autor wątku na naukach przedmałżeńskich najwięcej czasu
zajmuje tematyka
poprawanego według katechizmu uprawiania seksu no i oczywiście
mikroskopowania
śluzu.
>Ale czy nie sądzicie, że są również związki, które po prostu nie powinny
>były nigdy powstać,
Są takie związki.
> a już na pewno zostać zalegalizowane (bo papierek
> jest przecież swego rodzaju przeszkodą w rozstaniu i utrudna decyzję)
> ani się 'rozmnożyć'...?
Nie wiem po co łączyć z tym forme zalegalizowania związku, niektórzy lubią
czuć się trochę bardziej wolnymi.
Było juz tyle wątków że chyba nie warto o tym teraz pisać.
> Przecież tak naprawdę ludzie są przeróżni, nie
> jest tak, że każda dowolna para ludzi dowolnych płci ma predyspozycje do
> bycia przyjaciółmi, nie wszyscy zostają znajomymi, nie wszyscy choćby
> się tolerują. Nie wszyscy zatem mają predyspozycje do stworzenia
> związku. I czasem może być tak, że dwoje ludzi się spotkało,
> zafascynowało sobą, pokochało i zaczęło być ze sobą, mimo że de facto
> nie powinni.
Oczywistym jest że to wychodzi po latach. Choć moim zdaniem zbyt często
oceniamy związek z perspektywy ostatniego czasu. Bo przecież jesli ktoś
przeżył ze sobą
kilka naprawdę dobrych lat. A w ostanim czasie oddał się czemuś za bardzo, o
czymś zapomniał
nie oznacza to że od początku byli nie dobrani.
Całe nasze życie, w każdym wymiarze to falowanie. Tak jest z gospodarką, z
miłością, z chęcia do pracy, z podnieceniem itd....
>Tylko to wyłazi kiedyś, po latach. Jasne, że 'widziały gały
>co brały', że jeśli jest się ze sobą ileś lat przed ślubem i dzieckiem,
>to rosną szanse na zauważenie nieakceptowalnych wad u partnera. Ale
>przecież zdarza się, że coś pozostanie niezauważone (to 'coś' to może
>czasem być cała ideologia bycia razem), że pojawi się coś nowego,
>wreszcie że oboje partnerzy zmienią się tak, że stopień niedopasowania
>uczyni związek bezsensownym.
Moim zdaniem to wszytsko dzieje się w naszych głowach, nad nimi możemy mieć
pełne panowanie i zależy to tylko o naszej woli.
>Gdzie jest granica, za którą nie warto już spalać się w walce o związek?
>Do którego momentu trzeba walczyć? Przecież związek np.: składający się
>z mężczyzny potrzebującego seksu 3x w tygodniu (nie kopulacji, tylko
>seksu jako wyrazu miłości/miłości + spełnienia/orgazmu
>_z_kochaną_kobietą_) i z kobiety chcącej kochać się 2x na kwartał nie
>będzie związkiem szczęśliwym.
W tak przerysowanej sytuacji wydaje się nie ma wyjścia. Pytanie tylko brzmi
czy ona zawsze była tak mało seksualna.
Czy może to mąż jest tak kiepskim kochankiem, a może to jej mama wpoiła jej
że jak już ksonczy 30 lat to seks już nie jest ważny.
A może boi sie kolejnego mało planowanego dziecka, nie nauczyła się
mikroskopować śluz, a wstydzi się spowiadać z żażywania
tabletek. A może to właśnie te tabletki tak na nią wpłynęły.
A może fantazjowała o czymś ale dowiedziała się że to grzech. A może
.........................., może.
>Facet może walczyć, może szukać powodów
>'oziębłości' partnerki, badać jej hormony i zapewniać romantyczne
>rozrywki, może wreszcie ograniczać swoje potrzeby. Tylko czy będzie
>szczęśliwy?
A gdyby to nie miał takich potrzeb, co chciałby aby ona zrobiła. Gdyby
problemy z szefem, presja restrukturyzacji,
obniżka pensji, wysokość opłat za studia dzieci, pękająca prezerwatywa
blokowały tak bardzo że nic by z ich seksu wychodziło.
> Ona może tak, bo on 'nie będzie jej męczył', ale on? Czy w
>efekcie związek będzie szczęśliwy? I da dzieciakowi szczęście + dobre
>wzorce?
A starczy starać się troszkę bardziej, porozmawiać , zrozumieć i otworzyc
się na rozwiązania.
>Wydaje mi się, że czasem lepiej się rozstać, zostawić dobre wspomnienia,
>zapewnić dziecku/dzieciom dwoje zadowolonych z życia rodziców żyjących z
>zadowolonymi z życia partnerami, niż żyć w takiej nieszczęśliwej
>rodzinie...
Czasem tak. Choć wydaje mi się, że na to zawsze jest czas.
>Nie chcę usprawiedliwiać zdradzających facetów - to jest dość paskudne,
>świadczy o jakimś tchórzostwie i o tym, że jednak często rządzi nimi
>penis nie to, co w głowie/sercu.
Ci co robią to ze względu na penisa, nie piszą tu na grupie, oni po prostu
piją piwko, pieprzą nową lalę i są naprawdę szczęśliwi.
Net służy im do wyszukiwania kolejnych zdobyczy a nie do dzielenia się
swoimi bolesnymi przeżyciami.
Sprowadzeni zdrady do seksu nie jest dobrym początkiem poszukiwania
odpowiedzi na pytania:
- Dlaczego tak się stało?
- Czy warto walczyć o związek ?
- Jak dalej z tym żyć ?
> Ale czy nie jest też tak, że jeśli do
> tej zdrady dochodzi, to znaczy że coś było na rzeczy? Że jakaś granica
> została przekroczona? Że zyski ze związku są zdecydowanie mniejsze niż
> straty? Może czasem lepiej nie szukać powodów, metod ratowania, nie spalać
się w
> tysiącu nic nie dających rozmów, tylko pomyśleć, jak zminimalizować ból
> i problemy rozstania?
Czasem tak, ale takie stwierdzenie nic nie wnosi. Bo pojedynczy przykład dla
psychologii nie jest dobry,
człowiek w swojej naturze jest niepowtarzalny i inny więc pojedyncza że coś
się zdarzyło inaczej niż mówi reguła jest pewne.
Ważniejsze są prawa ogólne, moim zdaniem dopóki nie dojdziemy do odpowiedzi
dlaczego doszło do zdrady,
nie powinniśmy iśc dalej.
>Może czasem świadectwem odpowiedzialności i dojrzałości będzie
> rozstanie, a nie skazana na porażkę walka?
czasem tak
>Problem chyba w tym, żeby umieć rozpoznać, kiedy związek nie ma racji
> bytu, a kiedy cięzka praca da cudowne efekty i 'żyli długo i
> szczęśliwie'...
i chyba to powinno być tematem naszych rozmów, dlatego warto czytać te wątki
aby coś wynieść z doświadczeń innych
i w sytuacji trudnej wiedzieć że inni też przeszli takie coś. Myśl o tym jak
unikalni jesteśmi w takiej sytuacji nie pomaga nam.
Pozdrawiam i życzę spokoju przy stukaniu kolejnych literek wszystkim
piszącym.
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |