« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-03-10 12:14:19
Temat: 5-10-15 - moze jeszcze inaczej i sorry, ze znowu :))Witajcie!
Przeledzilam sobie dyskusje wokol watku zapoczatkowanego przez NeoN'a i moze
to juz po fakcie niejako, ale takie mysli mi do glowy przyszly.
Po pierwsze zboczyl ten watek niemielosiernie w bok, a troche to bezcelowe,
bo i tak serce nie sluga, a wypadki zakochania chodza po ludziach, nie
wazne, czy ON czy nie, i bywa, ze to zdrowy partner przekonuje ON, ze warto.
Argumentacji powtarzac nie bede, bo ktos mnie wlasciwie wyprzedzil i napisal
to samo tylko troche innymi slowy :)
Dodam tylko swoje male trzy gorsze, bo nie moge sie powstrzymac:)) Niektorzy
ON pisali, ze nie licza na zaden zwiazek, bo nic nie moga dac kobiecie, co
jest oczywista bzdura i dla mnie swiadczy o zupelnej
niedojrzalosci, nie pojmowaniu na czym, w istocie, polega zwiazek dwojga
ludzi. Nie mozna zakladac, ze partner czy partnerka zastapi nam
pielegniarke, bo tez nie o to tu chodzi i gdy probuje sie szukac nie
towarzysza zycia, tylko opieki, to nic z tego nie bedzie. Ale to milosc jest
dla mnie sensem istnienia i dlatego ON poszukujacy partnera, ktory chce
stalego, szczesliwego zwiazku to dla mnie norma. Ktos, kto sobie tego prawa
z gory odmawia, nie dlatego, ze ma dusze wolnego ptaka, ale tylko ze wzgledu
na swa fizyczna slabosc, chyba probuje oszukac samego siebie, wyrugowac
jedna z najbardziej naturalnych u czlowieka potrzeb.
A teraz cos istotniejszego. (Zlotowka, a nie 3 grosze ;) Z troche szerszej
perspektywy.
Zwiazki On... I nie tylko, ale od nich zaczne.
Wiekszosc z nas zyje pod czula troska rodziny. Ale juz z rodzicami sa
paradoksalnie duze problemy. Nie wszyscy chca zaakceptowac zwiazek swej
chorej corki czy syna. Boja sie, o to, ze ktos to biedne, chore ich dziecko
skrzywdzi, odejdzie nagle, gdy pojawia sie chocby powazniejsze problemy
zyciowe. Zrozumiale, tym bardziej, ze wielu z tych rodzicow, podobnie jak
Magdalena, nie wyobrazaloby sobie zycia z ON. Ta postawe probuja wiec wpoic
i dzieciom. Co wiecej owa postawe wpaja im czesc 'normalnego' spoleczenstwa.
Tylko czesc, bo wiekszosc znanych mi, mlodych osob ma juz na te kwestie
zupelnie odmienny poglad (Kasia ujela go najtrafniej 'kazdy ma prawo do
szczescia').
Ci sami rodzice niekiedy (podkreslam niekiedy) rowniez nie ksztalca
niepelnosprawnych dzieci, bo uwazaj to za rzecz zbedna, bo z gory uznali, ze
ich corka lub syn, nie beda mogli poradzic sobie w szkole czy w pracy.
I adekwatnie... Kilkanascie lat temu osobom niepelnosprawnym ruchowo przy
rozpoczynaniu
nauki w szkole sredniej proponowano test na inteligencje, by sprawdic, czy
nie sa opoznione w rozwoju (mam nadzieje, ze nie wszedzie). Dzisiaj mowi sie
o klasach integracyjnych, studiach itp. Cos sie zmienia w swiadomosci
spoleczenstwa - nareszcie, ale musi za tymi zmianami isc i odpowiednie
ustawodawstwo, i nasza aktywnosc.
Sztuka jest to, by zarowno w zwiazku, jak i w ogole w spoleczenstwie, byc
nie tylko 'biorca', ale rowniez 'dawca'. To tu chyba tkwi sedno watku
5-10-15. To pytanie, jak stac sie 'dawca'. I nie nalezy wedlug mnie
rozdzielac tu zwiazkow od pracy czy ksztalcenia. To calosc, na ktora sklada
sie zycie czlowieka.
Bycie niezaleznym finansowo umozliwia nam stawanie sie niezaleznymi od
fizycznosci, a to z kolei ruguje wiele problemow zwiazanych chocby z
obciazeniem partnera czy kogokolwiek innego opieka. Sek w tym, ze to rowniez
spoleczenstwo, ogol musi sie przekomnac, ze 'oplaca' sie pomoc nam w
uzyskiwaniu takiej niezaleznosci, ze wiecej zyskuje niz traci. A do tego
jeszcze daleka droga. myslym, wiec nie co jest mozliwe czy nie, bo spelniamy
lub nie oczekiwania tego lub owego.
Moze warto sie zastanowic raczej, jak dotrzec do punktu, w ktorym mozliwe
jest prawie wszystko.
W ktorym nie jestesmy na nic 'skazywani', lecz w ktorym sami wybieramy.
A ze jest to clkiem realne swiadcza przyklady, jest ich wiele i nalezy z
nich czerpac.
Pozdrawiam
Misia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
« poprzedni wątek | następny wątek » |