| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-01-27 19:17:10
Temat: Re: Autohipnoza - czy mozna uwierzyc sobie?
Użytkownik "Wasja" <s...@i...pl> napisał w wiadomości
news:1103_1043687950@news.dsl.pipex.com...
> On Mon, 27 Jan 2003 17:41:07 +0100, "Elizabeth" <w...@p...com>
wrote:
> >
> > Użytkownik "Wasja" <s...@i...pl> napisał w wiadomości
> > news:1103_1043593559@news.dsl.pipex.com...
> Wybacz ale nie wiem o czym mowisz. Nie spotkalem sie >z tym terminem :(
> --
> Wasja
Przepraszam, ale to znaczy, że jeszcze nie jesteś wtajemniczony:)
Elizabeth
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2003-01-28 02:00:56
Temat: Re: Autohipnoza - czy mozna uwierzyc sobie?
Użytkownik "Wasja" <s...@i...pl> napisał w wiadomości
news:1103_1043665307@news.dsl.pipex.com...
> Hmm, czy nawrot, nie tak do konca, juz o wiele lzej mi na sercu i
przekonuje sie
> do tych postanowien, ale tez mam taka obawe, ze w autohipnozie mozna sobie
> wmowic ze jest dobrze, opierajac sie na nie realnych zalozeniach, przeciez
chyba
> podswiadomosc nie jest wszechwiedzaca?
To, to! Wyobrazam sobie to tak: powiedzmy, ze boje sie agresywnego psa.
W tej hipnozie tworze wizje w ktorej karmie tego psa, glaskam i wszystko
jest ok.
Oczywiscie uspokajam sie - ale praktyka jest praktyka - pies jest
dalej agresywny.
Prawdopodobnie ta hipnoza zadziala jest leki sa "przesadzone".
> I teraz czego sie juz na jawie obawiam: otoz rozwiazanie tego problemu
jest jakby
> sprzeczne z tym co mi wpajal swiat zewnetrzny od lat.
Stary numer :-) - a tak naprawde to nasza wina bo IM w to uwierzylismy :-),
chcilismy sie bezpiecznie czuc w grupie wiec przyjelismy ICH zasady.
> Tak na prawde cale zycie
> chcialem sie wobec tego zbuntowac, i teraz gdy otrzymalem okazje - nie
potrafie
> sie przemoc.
Jezeli sie nie moze to nie ma co robic na sile - widocznie jest "cos
jeszcze"
> Wciaz mam dylematy typu: jesli to zrobie to nie bede pionierem, bo
> wielu juz to robilo przede mna, ale czemu mam odstawac od stada? Dlaczego
> wlasnie ja? Jak zareaguja najblizsi znajomi? Sama mysl ze przyszlobymi sie
> kiedys tlumaczyc z mojego kroku: dlaczego tak postapiles, przeciez
czlowiek
> twojego pokroju nie musial tego robic?
> (Dla wyjasnienia: zrobienie tego kroku nikogo nie skrzywdzi, wrecz
przeciwnie)
Tajemnicze, ale ine dopytuje, widocznie nie chcesz powiedziec, ok.
Byc pionierem to tez obowiazki, moze dlatego sie bronisz?
Polega to na tym, ze my-ludzie ustalilismy pewne zasady, jesli je zmieniasz,
bedziesz musial podejmowac decyje, byc za nie odpowiedzialny i za innych
tez, moze o to chodzi?
Pomijam takich ktorzy lamia regoly z zemsty albo dla zabawy - tak jest
najlatwiej.
> Po prostu czuje sie tak jakbym zawiod oczekiwania mojego otoczenia
dokonujac
> takiego wyboru,
Bo chyba zawiedziesz - zmienisz regoly. Jestes pewny ze warto zmieniac te
regoly?
Moze wiecej bedzie strat? Jest jeszcze inne wyjscie ktore (pomietam)
zadzialalo
- zmieniac bardzo powoli, to jest w miare bezpieczne i wszyscy sa
zadowoleni.
> a przez to czuje jakbym pomniejszal przez to swoja wartosc, na
> punkcie ktorej jestem wrazliwy (mam czesto problemy z jej okresleniem), a
z
> drugiej strony czulbym sie zadowolony ze mialem smialosc podjac taki krok.
> Chyba zbyt mocno uzalezniam swoja ocene od opini otoczenia, to chyba jest
> podlozem tego problemu (leczylem sie kiedys z niskiej samooceny u
> psychoterapeuty)?
Kazdy z nas jest silnie zwizany z samoocena innych i nie ma sie co tym
przejmowac -
gorzej jest gdy chcesz to zmiejszyc - programujesz sie na "niezaleznosc", a
to
kolejna, gorsza pulapka.
Czytam to i wydaje mi sie ze jestes "nietypowa" osoba.
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-01-28 16:35:24
Temat: Re: Autohipnoza - czy mozna uwierzyc sobie?On Mon, 27 Jan 2003 16:02:15 +0100, "PowerBox" <p...@w...pl> wrote:
> > W calym problemie istniala jedna "drzazga" ktora przeszkadzala mi
> najbardziej -
> - jak to czytam, to mam WRAŻENIE, że zamiast rozwiązać kwestię na
poziomie
> nieświadomym wszystko zrobiłeś w świadomości i wydaje Ci się, że
> podświadomość coś tam...
Tak po kolejnych "seansach" (tak jak mi radziles na roznych poziomach
swiadomosci) i poszukiwaniach wiele mi sie wyjasnilo. Dotarlem do glebszych
przyczyn tego bolu. I masz racje, w kazdym nastepnym seansie odkrywalem
nowe rzeczy ktore nie byly uwzgledniane poprzednio. I mimo ze juz prawie
dotarlem do zrodla problemu i mniej wiecej zdefiniowalem jak go rozwiazac to
chyba bede musial siegnac po ksiazke Bandlera o zabach, bo wciaz pojawia sie
scisk zoladka (z kazdym dniem mniejszy) w okresach gdy nie mysle o problemie
intensywnie. Wiec "tam" cos jeszcze we mnie siedzi i nie umiem sie do tego
dostac.
> > Chyba zbyt mocno uzalezniam swoja ocene od opini otoczenia, to chyba jest
> > podlozem tego problemu (leczylem sie kiedys z niskiej samooceny u
> > psychoterapeuty)?
> Jestem bardzo ciekawy jaki sposób terapeuta Tobie poradził aby zyskać
> samoocenę i jak oceniasz efekty.
>
Najprostszy sposob terapii: rozmowa i roztrzasywanie wszystkich niedorzecznych
wyobrazen ktore mi siedzialy w glowie na moj temat. Po dwu latach wiele
przetrawilem, wybaczylem (rodzicom, otoczeniu, sobie) i jakos sie zylo :) tzn
nabralem smialosci do robienia wielu rzeczy publicznie itp itd. Ale pozostal jeden
problem, ktorego wtedy do konca sobie nie uswiadomilem. Teraz wiem ze
fundamentalny w kontaktach miedzyludzkich i zylem z nim przez wiele lat udajac
sam przed samym soba ze go nie ma.
I w koncu stanalem twarza twarz z nim. Powiedzialem koniec, gdyz pewne
zdarzenia dawaly mi tak mocny emocjonalny kanal zwrotny od innych osob, ze
przestalem sobie radzic z trzymaniem dostatecznego dystansu do tego
problemu. A problem banalny: nie potrafie okazywac uczuc. Zawsze gdy ktos
okazywal mi cieplo, ja go ranilem zeby wiecej mnie nie napastowal i zmuszal do
stawania w szranki z tym siedzacym we mnie demonem .
Tak sie nie da zyc, teraz gdy przyznalem sie sam przed soba i zniszczylem
wszystkie pancerze chroniace mnie przed "koniecznoscia" okazywania uczuc,
czuje sie rozwalony. Tak jakbym nie mial reki, tylko ze mentalnie.
I najgorsze jest to ze czujac ze nie mam tak fundamentalnej umiejetnosci ludzkiej
jestem nic nie wart (powtorka z rozrywki :) ). No ale znajomosc przeciwnika czyni
go slabszym :), nie dam mu sie tak latwo, potrzebuje tylko czasu.
--
Wasja
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-01-28 17:04:04
Temat: Re: Autohipnoza - czy mozna uwierzyc sobie?On Tue, 28 Jan 2003 03:00:56 +0100, "Duch" <a...@p...com> wrote:
>
> > I teraz czego sie juz na jawie obawiam: otoz rozwiazanie tego problemu
> jest jakby
> > sprzeczne z tym co mi wpajal swiat zewnetrzny od lat.
> Stary numer :-) - a tak naprawde to nasza wina bo IM w to uwierzylismy :-),
> chcilismy sie bezpiecznie czuc w grupie wiec przyjelismy ICH zasady.
> > Tak na prawde cale zycie
> > chcialem sie wobec tego zbuntowac, i teraz gdy otrzymalem okazje - nie
> potrafie
> > sie przemoc.
>
> Jezeli sie nie moze to nie ma co robic na sile - widocznie jest "cos
> jeszcze"
>
Jest do cholery jest, ale nie umiem do konca tego znalezc. Wiem tylko ze
dotyczy to scisle mojej reakcji na opinie otoczenia. A chyba nie da sie mi
sprawdzic tej opini przed podjeciem kroku :( . Wobec czego albo przyjdzie mi to
zrobic na sile albo sie wycofac. Nie wiem, moze jeszcze pare seansow cos
wyjasni).
> > Wciaz mam dylematy typu: jesli to zrobie to nie bede pionierem, bo
> > wielu juz to robilo przede mna, ale czemu mam odstawac od stada? Dlaczego
> > wlasnie ja? Jak zareaguja najblizsi znajomi? Sama mysl ze przyszlobymi sie
> > kiedys tlumaczyc z mojego kroku: dlaczego tak postapiles, przeciez
> czlowiek twojego pokroju nie musial tego robic?
> > (Dla wyjasnienia: zrobienie tego kroku nikogo nie skrzywdzi, wrecz
> przeciwnie)
>
> Byc pionierem to tez obowiazki, moze dlatego sie bronisz?
> Polega to na tym, ze my-ludzie ustalilismy pewne zasady, jesli je zmieniasz,
> bedziesz musial podejmowac decyje, byc za nie odpowiedzialny i za innych
> tez, moze o to chodzi?
Hmm w sumie nie zmieniam zasad tylko rezygnuje z pewnego subiektywnego
spolecznego"przywileju". Otoz powszechnie uwaza sie ze osoby decydujace sie
na ten krok sa za plecami czasem ironicznie obgadywane. Przyklad tego typu: co
ona w nim widzi? przeciez to taki nieudacznik zyciowy :)) I samo uslyszenie tych
komentarzy tyle mnie nie deprymuje, co swiadomosc ze ludzie moga tak sobie
pomyslec, powstrzymuje mnie w jakims sensie, tzn jest baza do dalszej projekcji
problemu w inne sfery mojej osobowosci. Po prostu pozostalosci po niskiej
samoocenie i brak 100% pewnosci co do trafnosci obecnej samooceny to
poteguje.
> - zmieniac bardzo powoli, to jest w miare bezpieczne i wszyscy sa
> zadowoleni.
Masz na mysli przyzwyczajac otoczenie powoli a jednoczesnie samego siebie?
Ale podjecie decyzji jest jakby zgodzeniem sie na wszystkie konsekwencje
niezaleznie kiedy i jak szybko zostana poniesione.
> Kazdy z nas jest silnie zwizany z samoocena innych i nie ma sie co tym
> przejmowac -
> gorzej jest gdy chcesz to zmiejszyc - programujesz sie na "niezaleznosc", a
> to kolejna, gorsza pulapka.
No mam takie wrazenie. Wyobrazam sobie ta niekorzystna sytuacje i kotwicze
pozytywne uczucia pochodzace z czynow bohaterskich :). Np. nikt nie lubi byc
wyrzutkiem spoleczenstwa, ale ja wam pokaze, jestem na tyle silny ze przelamie
stereotypy i to splynie po mnie mimo ze mglem zyc tak jak wszyscy albo nawet
lepiej. Patrze na siebie jak na bohatera ktory poswieca swoje szczescie dla kogos
np ukochanej myslac ze w ten sposob sie uszczesliwi. I powiem szczerze ze to
by mnie uszczesliwilo (przynajmniej tak mi sie teraz wydaje), ale najwieksza
OBAWA w tym wszystkim jest OBAWA o to ze takie postepowanie jest
nienaturalne czlowiekowi i nawet, ja "nietypowa" osoba nie da rady czerpac z tego
zadowolenia. Ahh, juz sam sie gupie w potoku tych mysli :)
Czytam ten watek o roznicy wieku i jego konsekwencjach spolecznych i widze ze
udaje sie ludziom rezygnowac z normalnosci i byc szczesliwym. Wiem, to jest
sprawa indywidualna kazdego i nie znajde tutaj na to odpowiedzi tylko w sobie.
Jedynie licze na Wasze wskazowki w jaki sposob znalezc odpowiedz.
> Czytam to i wydaje mi sie ze jestes "nietypowa" osoba.
> Duch
Nie wiem co znaczy w Twoim mniemaniu "nietypowa" ale jak mowi moj przyjaciel:
"Wasja jejku jeku nie wiem czasem o czym ty mowisz :D" podczas naszych
wspolnych terapi tzn rozmow przyjaciela z przyjacielem :)
--
Pozdrawiam
Wasja
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-01-28 17:42:58
Temat: Re: Autohipnoza - czy mozna uwierzyc sobie?-pyt>
> Kazdy z nas jest silnie zwizany z samoocena innych i nie ma sie co tym
> przejmowac -
> gorzej jest gdy chcesz to zmiejszyc - programujesz sie na "niezaleznosc",
a
> to
> kolejna, gorsza pulapka.
czy mozna sie dowiedziec jaka? i czym to grozi?
bo nigdy nie przyszlo mi do glowy ze moglaby byc to jakas pulapka:\
> Czytam to i wydaje mi sie ze jestes "nietypowa" osoba.
> Duch
w.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-01-28 22:32:39
Temat: Re: Autohipnoza - czy mozna uwierzyc sobie?> nowe rzeczy ktore nie byly uwzgledniane poprzednio. I mimo ze juz prawie
> dotarlem do zrodla problemu i mniej wiecej zdefiniowalem jak go rozwiazac
to
> chyba bede musial siegnac po ksiazke Bandlera o zabach, bo wciaz pojawia
sie
> scisk zoladka (z kazdym dniem mniejszy) w okresach gdy nie mysle o
problemie
> intensywnie. Wiec "tam" cos jeszcze we mnie siedzi i nie umiem sie do tego
> dostac.
- zdecydowanie polecam, najpewniej znajdziesz tam dla siebie kilka bardzo
cennych wskazówek. Jeśli znasz angielski, to mogę Ci podrzucić taką wersję w
formie elektronicznej, albo znajdziesz to w sieci p2p, także nawet nie
musisz wydawać na książkę.
> A problem banalny: nie potrafie okazywac uczuc. Zawsze gdy ktos
> okazywal mi cieplo, ja go ranilem zeby wiecej mnie nie napastowal i
zmuszal do
> stawania w szranki z tym siedzacym we mnie demonem .
- według Bandlera (oczywiście nie jest to jedyne podejście, jest to jedno
z...) wcale nie musisz znajdować rozwiązania świadomego, najważniejsze żeby
nieświadoma część znalazła odpowiedź - bo to w końcu ona odpowiada za cały
spektakl.
> Tak sie nie da zyc, teraz gdy przyznalem sie sam przed soba i zniszczylem
> wszystkie pancerze chroniace mnie przed "koniecznoscia" okazywania uczuc,
> czuje sie rozwalony. Tak jakbym nie mial reki, tylko ze mentalnie.
> I najgorsze jest to ze czujac ze nie mam tak fundamentalnej umiejetnosci
ludzkiej
> jestem nic nie wart (powtorka z rozrywki :) ). No ale znajomosc
przeciwnika czyni
> go slabszym :), nie dam mu sie tak latwo, potrzebuje tylko czasu.
- widzę już, że sobie poradzisz.
Pozdrawiam.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-01-28 22:44:22
Temat: Re: Autohipnoza - czy mozna uwierzyc sobie?> lepiej. Patrze na siebie jak na bohatera ktory poswieca swoje szczescie
dla kogos
> np ukochanej myslac ze w ten sposob sie uszczesliwi. I powiem szczerze ze
to
> by mnie uszczesliwilo (przynajmniej tak mi sie teraz wydaje), ale
najwieksza
> OBAWA w tym wszystkim jest OBAWA o to ze takie postepowanie jest
> nienaturalne czlowiekowi i nawet, ja "nietypowa" osoba nie da rady czerpac
z tego
> zadowolenia.
- moje spojrzenie na związaną z tym sprawę jest takie, że aby kogoś
uszczęśliwić najpierw musisz umieć to zrobić z sobą samym. Uszczęśliwianie
kogoś swoim kosztem SUCKS! To największa ściema jaką znam. Taki pozorny
altruizm jest źródłem najwiekszego gnoju w jaki człowiek potencjanie może
wdepnąć. Nie możesz podarować komuś uśmiechu, kiedy sam jesteś zdołowany,
nie mozesz zafundować niczego gdy jestes spłukany, nie możesz dać dobrej
rady gdy sam jesteś głupi, nie możesz wyręczyć gdy nie masz czasu albo gdy
sam jesteś niesprawny...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-01-29 00:00:13
Temat: Re: Autohipnoza - czy mozna uwierzyc sobie?On Tue, 28 Jan 2003 23:44:22 +0100, "PowerBox" <p...@w...pl> wrote:
> > lepiej. Patrze na siebie jak na bohatera ktory poswieca swoje szczescie
> dla kogos
> > np ukochanej myslac ze w ten sposob sie uszczesliwi. I powiem szczerze ze
> to
> > by mnie uszczesliwilo (przynajmniej tak mi sie teraz wydaje), ale
> najwieksza
> > OBAWA w tym wszystkim jest OBAWA o to ze takie postepowanie jest
> > nienaturalne czlowiekowi i nawet, ja "nietypowa" osoba nie da rady czerpac
> z tego
> > zadowolenia.
>
> - moje spojrzenie na związaną z tym sprawę jest takie, że aby kogoś
> uszczęśliwić najpierw musisz umieć to zrobić z sobą samym. Uszczęśliwianie
> kogoś swoim kosztem SUCKS! To największa ściema jaką znam. Taki pozorny
> altruizm jest źródłem najwiekszego gnoju w jaki człowiek potencjanie może
> wdepnąć. Nie możesz podarować komuś uśmiechu, kiedy sam jesteś
zdołowany,
> nie mozesz zafundować niczego gdy jestes spłukany, nie możesz dać dobrej
> rady gdy sam jesteś głupi, nie możesz wyręczyć gdy nie masz czasu albo gdy
> sam jesteś niesprawny...
>
O kurka, wiedzialem ze tak bedzie :) gdyz zaraz jak wyslalem posta i go
przeczytalem ugryzlem sie w jezyk, ze zle przelalem swoje mysli na papier :(
To co napisales powyzej w 100% jest zgodne z moim pogladami w tej sprawie.
Sorry za wprowadzenie w blad, wynika to stad ze ciagle babarduje mozg
tysiacami mysli, zeby zmusic go do wyplucia jakiejs sensownej odpowiedzi i w
tym gaszczu juz sie gubie.
Nie chodzilo mi zeby kosztem swego szczescia kogos uszczesliwic (chociaz
powyzej to tak zabrzmialo). ...hmm wciaz nie umem tego wyrazic... Moze tak:
Wiedzac ze podejmujac nietypowy krok (tzn troche odbiegajacy od przyjetych w
swiecie ludzkim trendow) sprawie nie tylko komus ogromna przysluge ale rowniez
zaspokoje swoje odwieczne jakies tam pragnienie/marzenie co rowniez mnie
uszczesliwi. Sorry teraz juz pewnie sie pogubiliscie razem ze mna .... :)
Mniej wiecej wiem co jeszcze musze w sobie poprawic aby sie uszczesliwic i
wiem tez ze jak to juz osiagne to o wiele latwiej bedzie mi ten krok podjac.
Dzieki :)
Wasja
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |