Strona główna Grupy pl.rec.kuchnia Co jemy.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Co jemy.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 7


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2009-11-25 09:29:12

Temat: Co jemy.
Od: XL <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora


http://astromaria.wordpress.com/2009/09/26/trujaca-z
mieniajaca-plec-zywnosc/

"Trująca, zmieniająca płeć żywność

Opublikował/a astromaria w dniu 26/09/2009

Autor: Konstanty Z. Hanff
,,Uczeni" bawią się w Pana Boga i ,,poprawiają" naturę. Skutki tej ,,zabawy"
nie dały na siebie długo czekać.

Zaczęło się od nawozów sztucznych. Dodaje się zatem 34 składniki chemiczne
do gleby i przestaje stosować nawozy naturalne. Przemysł chemiczny i
producenci nawozów sztucznych, zarabiają miliony, a obornika nie ma gdzie
podziać... Mało kto zastanawia się nad tym, że nawóz naturalny zawiera około
60 różnych składników organicznych i mineralnych. Żaden nawóz sztuczny tych
składników nie zastąpi! Efekt stosowania nawozów sztucznych jest taki, że
po upływie 10-20 lat gleba zostaje całkowicie wyjałowiona. Do tego stopnia,
że np. obecnie w Ameryce zaleca się jedynie bronowanie płytkie, gdyż oranie
jest zupełnie bezcelowe: gleby po prostu nie ma! Jest tylko piasek. W
dodatku ten piach nie trzyma wilgoci, więc konieczne stało się ustawiczne
zraszanie pól. Do wody dodaje się więc chemikalia i jakoś to wszystko
rośnie.

Ludzie o nieco wyrobionym smaku zauważają, że coś tu nie tak, jak być
powinno. Płody rolne mają inny smak. I to jest zrozumiałe: skoro zamiast 60
składników normalnie pobieranych z gleby, te warzywa i niektóre owoce
zwierają ich jedynie 45. O niesamowitym zubożeniu wartości odżywczych
lepiej już tu nie wspominać.

Gdyby tego było konsumentowi jeszcze za mało, to resztę załatwi manipulacja
genetyczna, mająca rzekomo ,,ulepszyć" płody rolne. Tak więc powstały na
przykład ,,pomidory", które są twarde, nie mają smaku, lub smak pomidorów
niedojrzałych nawet po upływie kilkunastu dni leżakowania. Mogą znacznie
dłużej być przechowywane, więc leżą na półkach supermarketów tygodniami i
ani rusz nie mogą się zepsuć... i psują się inaczej niż prawdziwe, naturalne
pomidory. Pojawiają się na nich czarne plamy, ta czerń wgłębia się coraz
bardziej, aż wreszcie wyrzucamy te i tak mało jadalne pomidory. Pożywność
tych owoców jest bliska zeru. A szkodliwość: jeszcze nie zbadana...

,,Poprawia się" teraz genetycznie także kukurydzę. Jest nawet o to już spór
dość poważny. Europa nie życzy sobie takiej kukurydzy, a Stany Zjednoczone
starają się zmusić Europę do nabywania tej genetycznie zmodyfikowanej
kukurydzy. Ani przez chwilę nie powinniśmy wątpić że taka kukurydza jest
gorsza od naturalnej, a nawet bardzo szkodliwa na dłuższą metę.

Kontrowersyjna jest także sprawa mleka. Na opakowaniach pisze się, że jest
ono wzbogacone witaminą A i D, oraz że jest pasteryzowane i homogenizowane.
W tych sformułowaniach kryje się bezczelne łgarstwo! Po pierwsze,
normalnego mleka nie trzeba ,,wzbogacać" witaminami, gdyż normalnie ono je
zawiera. Tymczasem z mleka usuwa się naturalne witaminy i zastępuje
syntetycznymi. Na tym polega to ,,wzbogacenie". Mało kto wie, że witaminy
syntetyczne są prawoskrętnymi związkami organicznymi, podczas gdy naturalne
są lewoskrętne. Polega to na tym, że budowa cząsteczki syntetycznej jest
jakby ,,zwierciadlanym" odbiciem budowy cząsteczki witamin naturalnych. Niby
to jest to samo, ale nie jest. Przy czym witaminy syntetyczne są zwykle
szkodliwe dla organizmu, a nie pożyteczne. To tyle o ,,wzbogaceniu". Starsi
pamiętają, że pasteryzacja polega na podgrzewaniu do 80 stopni Celsjusza w
ciągu około 20 minut, co gwarantowało zabicie różnych bakterii (chodziło
głównie o pałeczki Kocha czyli bakterie gruźlicy). Obecnie żadnego
podgrzewania nie stosuje się. Zamiast tego, mleko jest schładzane w
cysternach do określonej temperatury, co ma rzekomo normalną pasteryzację
zastępować. Nie mam pewności...

Także i homogenizację pamiętać muszą niektórzy jako proces dokonywany w
wirówkach. Na farmach w Ameryce wirówki nie znajdziemy. Homogenizację
wykonuje się w krowie. Dodaje się do ich pożywienia środki powierzchniowo
czynne, czyli emulgatory, w rodzaju trójfosforanu sodu, aby wyprodukowane
przez krowę mleko było ,,homogenizowane", czyli aby śmietanka nie oddzielała
się od mleka, tworząc bardziej trwałą zawiesinę tłuszczu w wodzie.
Szkodliwość tego polega na tym, że rozdrobnione cząsteczki tłuszczu z
łatwością przenikają do krwi, omijając proces trawienia. Wskutek tego na
ściankach arterii i żył odkłada się niestrawiony tłuszcz, a ludziska nie
wiedzą skąd się bierze tak nagminne występowanie nadmiaru cholesterolu jak
również szereg chorób systemu krwionośnego...

Z tych to przyczyn, ,,zaleca się" spożywanie mleka chudego: 1 lub 2
procentowego. Znów oszustwo! Oczywiście chude mleko wyprodukowane w opisany
powyżej sposób jest mniej szkodliwe od mleka pełnotłustego, ale prawdy
konsument w ten sposób się nie dowie... To mleko, którym dziś karmi się
miliony ludzi, to po prostu trucizna!

Doszło zresztą już i do tego, że celem uzyskania mleka chudego nie odciąga
się tłuszczu w wirówce, lecz zadaje krowom odpowiednią mieszankę sztucznej
paszy, tak skalkulowaną aby produkt miał 1,2 procent tłuszczu. Proste,
prawda?

Ostatnio szum ,,straszny" w Europie spowodowany był tak zwaną chorobą
,,wściekłych" krów. Krowy chorują, a więc trzeba je zniszczyć, gdyż ich
mięso zawiera substancje wywołujące śmiertelne schorzenia u ludzi. A
spowodowali ten dramat znów ,,uczeni, poprawiacze natury" w Anglii. Najpierw
zastosowano zamiast strzyżenia owiec podawanie im chemicznych leków
(stosowanych bezskutecznie w terapii przeciwrakowej), powodujących
gwałtowne ,,łysienie", wypadanie sierści. Wkrótce okazało się, że mięso tych
owiec może ludziom zaszkodzić, więc z owiec wykorzystywano sierść i skórę,
a mięso trzeba było zniszczyć. A szkoda było. Więc wpadli ,,panowie
naukowcy" na pomysł, aby zatrute mięso przerabiać na mączkę i dodawać do
paszy... Do paszy? Ale chyba nie krowom? Przecież krowy są trawożerne i
przeżuwające. Ich organizm nie jest zdolny do odpowiedniego trawienia
czystego białka. Jaki idiota wpadł na pomysł karmienia krów mięsem?! A no
cóż, stało się. Po pewnym czasie krowy zaczęły chorować. Musiały! I nikt
nie pomyślał, że to może okazać się niebezpieczne także i dla ludzi!

Od lat pięćdziesiątych było wiadomo, że pracownicy zatrudnieni w fabrykach
środków ,,ochrony roślin" (DDT, HCH, PCB itp.) zapadają na bezpłodność.
Kobiety miały też liczne poronienia.

Stosowane na ogromną skalę prawie na całym świecie, poprzez opryskiwanie
roślin oraz poprzez tzw. trucizny systemiczne, dodawane wraz z nawozami
sztucznymi do ,,gleby" - zatruwane są właściwie wszystkie płody rolne.
Trucizny te mają nadto cechę łatwego kumulowania się w organizmie; są
trudne do usunięcia z organizmu. Skutek, tej radosnej twórczości ku
maksymalnym zyskom jest taki, że wyrosły nam już dwa pokolenia odpowiednio
zatrutych ludzi.

Przemysłowi chemicznemu było jednak i tego za mało. Karmi się więc bydło i
kury masowo hormonami. Estrogenopochodne (hormony żeńskie) oraz hormon
wzrostu, aby przyśpieszyć zwiększanie wagi, zwiększanie produkcji mleka
itp.

Dopiero teraz ,,panowie naukowcy" stwierdzili zmiany płciowe np. u ryb,
ptaków, krokodyli itd. Niechętnie wspomina się o tym, że identyczne zmiany
muszą występować także u ludzi.

Nadmiar tzw. środków ochrony roślin (pestycydów, czyli środków
owadobójczych, grzybobójczych, pleśniobójczych itp.) trafiających do
organizmów kobiet, a także i nadmiar hormonów żeńskich (estrogenu) i
wzrostu, powoduje nagminne występowanie raka piersi, raka jajników i innych
form rakowacenia, nie mówiąc już o coraz częściej dziś występującej
bezpłodności.

U młodych mężczyzn występują jeszcze gorsze objawy. Stwierdzono na
przykład, nie zstępowanie jąder do moszny u chłopców, jak również
nienaturalnie zmniejszone rozmiary prącia. Niepłodność mężczyzn także jest
coraz częstszym zjawiskiem. Ilość plemników w spermie spadła o 50%
przeciętnie. Pojawiają się także liczne przypadki raka jąder.

Skutek jest taki, że chłopcy upodobniają się do dziewczynek.

A teraz rozpatrzmy problem jaj kurzych. Niektórzy uwierzyli propagandzie,
jakoby żółtka zawierały rzekomo szkodliwy cholesterol i jedzą już tylko
białko. Tymczasem żółtko zawiera nie tylko pożyteczny (dobry) cholesterol,
lecz także dużą ilość lecytyny, która właśnie ułatwia trawienie tłuszczu.
To lecytyna powoduje, że im więcej jaj w cieście drożdżowym, tym dłużej to
ciasto przechowuje się w stanie świeżości. Nadto, co jeszcze ważniejsze, w
żółtku jest cholina, absolutnie niezbędna dla pracy mózgu. Ktoś, kto
powstrzymuje się od konsumowania całych jaj (zgodnie z życzeniem
,,poprawiaczy natury"), ten nie tylko jest nierozsądny, ale zapewnia sobie
coraz większe ogłupienie, pozbawiając swój mózg niezbędnych składników
pożywienia.

Skąd się jednak ta ,,teoria" o szkodliwości jaj wzięła? Nie jest ona tak
całkiem pozbawiona słuszności, choć tylko w stosunku do jaj białych,
produkowanych przez kury z gatunku leghornów, które są również białe jak
ich jajka. Ten gatunek kur hoduje się także na tak zwane ,,brojlery". Te
znoszące jaja karmi się nie tylko ogromną ilością antybiotyków, lecz także
i hormonami żeńskimi, aby ,,sypały" jajami w jak największej ilości. Te
syntetyczne hormony są rakotwórcze, nie mówiąc o innych rodzajach
szkodliwości, o czym tu już wspomniałem. Te białe jaja są rzeczywiście
trujące, a szczególnie ich żółtko. Nikt jednak nie odważy się napisać czy
powiedzieć dlaczego. Natomiast kury z gatunku zwanego ,,karmazynami" o
piórach w kolorze złocistego brązu w różnych odcieniach, nie nadają się do
,,fabrycznej" hodowli i dlatego nie hoduje się ich ani na ,,brojlery", ani na
kury znoszące masowo jaja. Karmazyny lubią biegać na świeżym powietrzu i
dziobać sobie robaczki. W zamkniętych klatkach wyginęłyby, a hodowca nie
dorobiłby się ani jaj, ani szybkiego wzrostu na mięso. Dzięki tej
właściwości karmazynów ich brązowe jajka są niezatrute, zdrowe i pożywne,
tak jak i ich mięso.

Niedawno toczyła się wojna między Europą a Ameryką o wino. A raczej o
siarkę. W Stanach Zjednoczonych do wszelkich napoi dodawane są związki
siarki. Rzekomo celem zabezpieczenia przed psuciem się, a w rzeczywistości
jedynie po to, aby napoje mogły stać na półkach supermarketów po wsze
czasy, bez żadnych widocznych zmian chemicznych. Coca Cola jest i tak
trucizną więc dodatek siarki do niej nie robi już żadnej różnicy. Lecz
dodawanie siarki do wina każdy szlachetny producent wina uzna za zbrodnię.
Na tym nie kończy się jednak szkodliwe stosowanie związków siarki. W
supermarketach zrasza się automatycznie warzywa, aby wyglądały świeżo,
jakby prosto z pola. Do wody zraszającej dodaje się także siarkę, co
rzeczywiście przedłuża okres przechowywania warzyw, szczególnie zielonych.

Niezorientowany czytelnik zapyta zapewne: a co w tym złego? Otóż siarka
wzmaga pragnienie, czyli jest to wspaniały środek na przyzwyczajenie
młodzieży do ustawicznego picia np. ,,Coca Cola" i innych napojów. Powoduje
ona także suchość jamy ustnej i warg, co z kolei zapewnia duże obroty
producentom różnych maści i sztyftów, stosowanych na suche wargi. Interes
leci.

Na tym jednak nie koniec. Stałe ,,ładowanie się" siarką powoduje astmę oraz
wszelkiego rodzaju alergie. Na alergiach sprawa się nie kończy. Powstają
bardzo specyficzne uczulenia, a właściwie organiczna nieprzyswajalność
niektórych składników pożywienia. Jeśli Chińczycy nie są zdolni do
trawienia laktozy, to wynika to z faktu, że w ciągu całej swej historii
nigdy nie pili mleka krowiego, ani wyrobów z tego mleka. Mleczko
przygotowują sobie z soi, a nawet z tego mleczka wytwarzają swego rodzaju
,,ser", zwany tofu. Nie można im tego brać za złe. Nie miało jednak żadnego
sensu ,,hodowanie" nowego pokolenia Amerykanów z taką samą organiczną
awersją do krowiego mleka. Przyczyna zresztą nie tylko w odzwyczajeniu się
od picia krowiego mleka. Konsumowanie żywności naszpikowanej antybiotykami
powoduje, że w przewodzie pokarmowym konsumenta zabite są także i te
mikroorganizmy, które są do prawidłowego procesu trawienia wręcz niezbędne.
Brak w żołądku i kiszkach bakterii zwanej Acidophillus (która powoduje
skwaszenie mleka) powoduje, że organizm nie jest w stanie strawić cukru
mlecznego, czyli laktozy. Cała masa Amerykanów, zanim zabierze się do
ulubionych lodów, musi zażyć parę tabletek wprowadzających te bakterie do
organizmu. A wielu poszło w ślady Chińczyków posila się już tylko mleczkiem
z soi oraz serkiem tofu.

Wiemy dobrze, że ziarno wszelkiego rodzaju włącznie z mąkami, dość szybko
ulega zepsuciu, jeśli jest źle przechowywane. Przede wszystkim, fakt iż
wszelkie ziarno zawiera w sobie tłuszcz roślinny i olejki, powoduje, iż
ziarno, kasze i mąki jełczeją. Nadmiernie uprzemysłowiona produkcja rolna,
a także interes ogromnych koncernów, które wyrugowały już z roli drobnych
rolników, skłoniły do szukania sposobów zapobiegania jełczeniu. Wynaleziono
procesy chemiczne, przy pomocy których usuwa się z ziarna wszelki tłuszcz.
Mąka z takiego ziarna jest ,,jałowa", sucha, a pieczywo z takiej mąki ma
konsystencję waty. Wartość odżywcza? Minimalna. Co gorsza, do pieczywa
dodaje się teraz kilkanaście chemikaliów. Każdy z nas wie, że chleb składa
się głównie z mąki, wody, soli i drożdży lub tzw. ,,zakwaski". W
,,fabrycznym" chlebie, jeśli zadamy sobie trud przeczytania drobniuteńkimi
literkami wyliczonych składników tego ,,pieczywa", znajdziemy kilkanaście
chemikaliów, które może są potrzebne producentom, ale które są szkodliwe
dla konsumenta. Wystarczy, że wspomnę tu o bromku sodu. Związki bromu
skutecznie powodują zanik popędu płciowego, a spożywany od dziecka wraz z
,,chlebem naszym powszednim" mogą zagwarantować bezpłodność. A być może o to
właśnie elicie rządzącej światem chodzi. Główny składnik zboża, odciągany
chemicznie, to gluten. Ten to gluten właśnie gwarantuje, że ciasto trzyma
się kupy. Z mąki pozbawionej glutenu nie można zrobić ani dobrych klusek,
ani dobrego ciasta. Zrobienie ciasta drożdżowego na przykład z mąki bez
glutenu nie jest po prostu możliwe. Wyrosło jednak już drugie pokolenie w
Ameryce, wyhodowane na ,,pieczywie" pozbawionym glutenu, ale naszpikowanym
bromem... Oczywiście, z czasem wytworzyła się niezdolność organiczna
trawienia glutenu. Leczą się teraz z tego unikając zdrowych wyrobów
piekarniczych.

Jest jeszcze parę problemów związanych z naszym tematem. Na przykład z
pierwszej wojny światowej została cała masa chloru, który miał być użyty do
produkcji gazów bojowych czyli trujących. Wpadli więc panowie przemysłowcy
na genialny pomysł: wtrynić ten chlor wszystkim miastom, jako środek
dezynfekujący wodę pitną. No i mieliśmy wodę w kranie... z chlorem. Po
drugiej wojnie światowej zostało producentom chemikaliów za dużo fluoru,
także mającego służyć do produkcji środków trujących. Chlor i fluor są
tanim dodatkiem do wody, ale ilości zużywane do tego celu są tak wielkie,
że niejeden przemysłowiec napchał sobie milionów do portfela...

Wmawia się jeszcze uparcie oponującemu społeczeństwu, że to nieprawda,
jakoby fluor był szkodliwy! Jak on genialnie ,,konserwuje" zęby, zapobiega
próchnicy i temu podobne brednie. Chlor i fluor są najbardziej ,,czynnymi"
pierwiastkami. Łączą się ze wszystkimi innymi z ogromną łatwością. Rzecz
jasna, działają także i dezynfekująco, to prawda, ale po drodze niszczą
szkliwo uzębienia (a na tym zarabiają dentyści...), a także uszkadzają zdrowe
tkanki. Na dłuższą metę mogą działać nawet rakotwórczo. No ale
najważniejsze, że przemysł chemiczny nie tylko pozbył się powojennych
nadwyżek, ale i ,,wykształcił" sobie wiernych odbiorców ogromnej ilości
chloru i fluoru, gwarantując stałe i spore dochody. Żeby czytelnik nie
zaczął wątpić w dobre intencje autora i nie zarzucił mu opuszczenia jeszcze
jednego dodatku do wody to zaraz udowodnię, że i o fenolu nie zapomniałem.
Fenol jest odpadem przemysłu chemicznego. Też bardzo tani. Także
dezynfekujący, bakteriobójczy, a i owszem, niemniej od chloru i fluoru
szkodliwy. Zamiast odpowiednich urządzeń oczyszczania wody pitnej, taniej
jest dostarczać biednym ludziom ,,kranówkę", obficie nasyconą truciznami.
Społeczeństwo jest z natury rzeczy nieruchawe, niezdolne do
samoorganizacji. Nawet kiedy dowie się o tym wszystkim i przekona o
słuszności zawartych w tym artykule twierdzeń, to i tak nie zaprotestuje,
nie podniesie się do ogólnonarodowego buntu przeciwko trucicielom.

Nadmierna chemizacja rolnictwa i wielu innych dziedzin naszego życia
powoduje, że rzeki są coraz bardziej zatrute. Te trucizny bowiem, poprzez
glebę, z kanalizacji i innych ścieków, wcześniej czy później, muszą
przecież trafić do wód podskórnych i do rzek. Zatrute rzeki to coraz
większy brak wody pitnej. No i brak ryb. Wprowadzenie ,,nowoczesnego"
rolnictwa np. w Afryce, spowodowało ostatnio zatrucie całych plemion i
pozbawienie ich pożywienia, gdyż woda w rzekach jest trująca, a ryby
pozdychały.

Będzie coraz mniej Murzynów..., czy to aby też nie celowe? Mało to wojen
morderczych i głodu w Afryce? Przepraszam, nie dotyczy to tylko Murzynów.
Nie tak dawno temu telewizja ,,doniosła", że ten sam problem dotknął i
Rosjan. Przyczyna nieco inna, ale skutek ten sam. Elektrownia atomowa w
Krasnojarsku, znanym dotychczas jako ,,K 26" zatruła całą okolicę, skażając
radioaktywnie rzekę Jenisej. Nowoczesność gwarantuje nam coraz lepsze
życie!?

Im dłuższy robi się ten artykuł, tym bardziej dochodzę do wniosku, że
wyczerpanie tego tematu nie jest możliwe. Trzeba by chyba całą książkę
napisać, a i co tydzień drukować do niej uzupełnienia, gdyż pomysłowość
ludzka w truciu swych bliźnich jest wprost niewyczerpana...

Wyobraźmy sobie, że do jakiegoś artykułu spożywczego, do jakiegoś przetworu
warto by dodać środek zakwaszający. W niektórych przetworach dodatek
słabego kwasu bywa niezmiernie pożyteczny. A mamy do wyboru cały szereg
różnych kwasów. Najpożyteczniej byłoby wykorzystanie np. kwasu
askorbinowego. Nie jest wcale drogi, a to przecież czysta witamina C, o ile
nie jest wytworzony syntetycznie. Pamiętają czytelnicy, co wcześniej
napisałem o związkach organicznych naturalnych, które są w swej budowie
lewoskrętne, i o związkach syntetycznych, prawoskrętnych. Niby podobne ale
wcale nie to samo. Tymczasem, jeśli zechce ktoś zadać sobie trud
przestudiowania składników wymienianych na etykietkach przetworów
spożywczych, to zauważy, że zamiast pożytecznego kwasu askorbinowego,
dodawany jest kwas cytrynowy. Potrafią nawet bezczelnie napisać na
opakowaniu ,,naturalny kwasek cytrynowy". A to jest bujda. Kto by wysilał
się produkować naturalny, bawić się w ekstrakcję cytryn, kiedy kwas
cytrynowy kosztuje dziesięciokrotnie taniej? Nie poruszałbym tej sprawy,
gdyby ten kwasek cytrynowy dodawano tylko do niektórych przetworów, gdzie
jego zastosowanie byłoby jakoś ,,spożywczo" usprawiedliwione.

Tymczasem rzeczywistość przechodzi wszelkie oczekiwania! Kwasek cytrynowy
można znaleźć teraz, od paru lat, prawie w każdym przetworze! Nawet we
wszystkich pożywkach dla niemowląt, nawet w przetworach, które z natury
rzeczy i tak są już kwaśne! Nawet w przetworach gdzie już dodano parę
innych kwasów, potrzebnych czy nie to obojętne, ale niejednokrotnie
widziałem artykuły spożywcze, do których dodano dwa różne kwasy, a kwasek
cytrynowy, jako trzeci na dokładkę!

Nigdy bym się nie domyślił, czym kierują się producenci dodając kwasek
cytrynowy do przetworów, prawie do wszystkich przetworów znajdujących się
na półkach sklepowych, gdybym nie zetknął się przypadkiem z rodakiem,
pracującym swego czasu w jakimś ,,tajnym" instytucie naukowym w USA. Robiono
tam doświadczenia z działaniem kwasu cytrynowego na pracę neuronów w mózgu.
Stwierdzono, że kwas cytrynowy (syntetyczny, oczywiście) narusza system
przewodnictwa elektrochemicznego w pracy komórek mózgowych. Inaczej mówiąc,
jest w stanie z normalnego człowieka zrobić... bezmózgowca.

Innymi słowy, kwasek cytrynowy może być stosowany jako środek zmieniający
układy chemiczne w mózgu w sposób umyślny i celowy. Trudno mi uwierzyć, aby
producenci przetworów spożywczych o tym wiedzieli. Najwidoczniej podano im
coś zupełnie innego do wierzenia. Może przekonano ich, że dodatek kwasu
cytrynowego ,,uszlachetnia" przetwory. może ma gwarantować jeszcze większą
trwałość produktu. No, jakoś ich do tego nakłoniono. Podejrzewam jednak że
ci, co ich do tego nakłaniali, wiedzieli o rzeczywistym celu: hodowanie
tępaków, którzy nigdy nie będą opierać się ,,demokratycznej" władzy...
A co zrobiono z naszymi pięknymi kobietami?

Najpierw wmówiono im, że podpaska higieniczna nie jest tak wygodna w
użyciu, jak prosty tamponik, wprowadzany do pochwy przy pomocy fikuśnego
urządzenia z tworzywa sztucznego i wyciągany potem za nitką. Skoro jednak
mały tampon nie jest w stanie wchłonąć całej ilości krwi wydzielanej
podczas miesiączkowania, więc nasączono tamponik środkiem chemicznym,
hamującym skutecznie wydzielanie krwi. Po dłuższym stosowaniu tamponów
organizm ,,przyzwyczaja się" i wydziela tej krwi coraz mniej. Skutek tego
jest dwojaki: po pierwsze: zmniejsza się także wydzielanie śluzu w pochwie,
wnętrze pochwy staje się suche, stwardniałe, jak skóra na pięcie, traci
elastyczność. Jednym słowem, to już nie to co było... A po drugie: skłonność
do rakowacenia, powolna utrata płodności. ,,Pomaga" w tym także stosowanie
środków antykoncepcyjnych.

Zatrute pożywienie, nadmiar hormonów żeńskich, powodują w efekcie u kobiet
znacznie zwiększoną skłonność do raka piersi (zwyrodnienie gruczołów
mlecznych). Jeśli już przypadkiem zajdzie taka niewiasta w ciążę, to zaleca
się jej niekarmienie niemowlęcia własnym mlekiem. Teraz dopiero zaczyna się
tę śrubę odkręcać. Do tej pory ładowano jej po prostu zastrzyk (szkodliwy),
który powodował nagłe a całkowite zahamowanie pracy gruczołów mlecznych.
Niemowlę karmi się więc nagminnie preparatem ,,Symilac", który do mleka
matki podobny jest raczej tylko z nazwy. Dziecko rośnie więc od razu z
ograniczoną zdolnością do trawienia mleka i przetworów mlecznych... jeszcze
jeden kandydat do leczenia. Przemysł farmaceutyczny i lekarze będą mieli z
niego pociechę do końca życia...

Skoro piersi nie służą do produkcji mleka, to organizm, zgodnie ze swą
wrodzoną zdolnością przystosowawczą, spowodował zanik gruczołów
piersiowych. Piersi naszych pięknych dziewic stały się obwisłymi omletami.
Usiłowano z tego zrobić ,,modę", nakłaniając dziewczyny do krańcowego
odchudzania się. W końcu jednak męskie wymagania estetyczne wzięły górę i w
modę znów weszły piersi o normalnych, a nawet bujnych kształtach.

Problem powstał, jak tej brzydocie zaradzić w sposób techniczny, a i
dochodowy. Wynaleziono więc piersi sztuczne, z galaretki silikonowej, które
po prostu ,,wstawia się" w resztki skóry kobiecych piersi za pomocą zabiegu
chirurgicznego. Pierś ma wygląd wspaniały, choć w dotyku podobno jest
bardzo nieprzyjemna. Nie wiem, nie miałem z taką niewiastą do czynienia.
Faktem jest atoli, że ta galaretka nie jest trwała, jakby się chciało, czy
jak ją reklamowano. Po paru latach zdarza się, zaczyna ,,wyciekać",
przedostając się do organizmu kobiety, poważnie go zatruwając. Trzeba robić
nową operację.

Wyżej opisane ,,udogodnienia" dla kobiet powodują, że zjawiskiem dziś już
powszednim i nader częstym są rak piersi, rak macicy, nowotwory niezłośliwe
jajników, przedwczesne chirurgiczne usuwanie macicy, bezpłodność itp.

W Stanach Zjednoczonych około połowa kobiet po przekroczeniu 35 roku życia
albo ma już wyciętą macicę, albo już rodziła z zastosowaniem carskiego
cięcia, gdyż pochwa i układ kostny biodrowy nie nadają się do
przeprowadzenia płodu normalną drogą.

Elita rządząca tym światem jest z tych wszystkich spraw niezmiernie
zadowolona. Po pierwsze: stale zwiększają się zyski. Przemysł chemiczny,
szpitale, lekarze etc. Wszyscy mają pełne ręce roboty. A po drugie:
przyrost naturalny ,,gojów" ulega zahamowaniu. Straszy się ludzi, że nadmiar
zaludnienia jest dla nas groźny. A i to nie jest prawdą.

Jakiś bałwan w polskojęzycznej prasie w USA napisał ostatnio takie bzdury,
że gdyby zaludnienie na świecie wzrosło do 2,000 miliardów (teraz mamy
około 6 miliardów), to ci ludzie ważyliby więcej niż kula ziemska, a jej
skorupa nie wytrzymałaby tego ciężaru.

Dureń nie ma pojęcia o fizyce i biologii. Po pierwsze: ,,skorupa" Ziemi
wszystko wytrzyma, gdyż to nie jest ,,skorupa" pod którą jest pusto, lecz
przeciwnie, jądro Ziemi jest jeszcze bardziej ciężkie od tej ,,skorupy"
cholernie wytrzymałe. A po drugie: kretyn nie wie, że materia jest w pewnym
sensie niezniszczalna i jej ,,ilość" na naszym ziemskim padole jest prawie
niezmienna. Jeśli coś się rodzi i rośnie, to nowa materia jest tworzona z
już istniejącej. A kiedy coś umiera, gnije, lub inaczej rozpada się, to
znów zmienia się w ,,inną" materię, lecz w tej samej ,,ilości". Innymi słowy,
na naszej Ziemi ilość substancji organicznej i nieorganicznej jest prawie
zupełnie niezmienna. Nawet, gdyby ludzkość rozmnożyła się niepomiernie, to
ciała ludzkie byłyby i tak zbudowane z materii już na świecie istniejącej.
Trywializując to zagadnienie, wystarczy czytelnikom przypomnieć, że dla
wyhodowania jednej świni trzeba sporej ilości ziemniaków i innej paszy, a
po skonsumowaniu tejże świni zbudujemy sobie nieco mięśni, zużyjemy część
jej mięsa w postaci energii, a resztę i tak wydalimy. Niestety, te
wydaliny, zamiast posłużyć jako wspaniały nawóz naturalny, zostaną
zmarnowane...

A wszystko to zło dzieje się dlatego, że ,,panowie materialiści" nie mają
zamiaru docenić genialności naszego Stwórcy, który urządził nam ,,ten
najlepszy ze światów" w postaci jednej wielkiej automatycznej przetwórni
odpadków użytkowych, w której nic absolutnie nie jest zmarnowane, a
wszystko odnawia się i rośnie ku naszemu pożytkowi. ,,Naprawiacze" tego
świata w swej pysze, zdolni są jedynie do zepsucia, zniszczenia tego, co
nam Pan Bóg dał.

-----------------
Mój komentarz: Kim jest, a raczej był, bo zmarł w 2000 roku, autor tego
tekstu poszukajcie sobie sami, ja miałam przy tym świetną zabawę
(najbardziej podobała mi się gazeta Jidisze Cajtung).

Tak, panowie racjonaliści, cytryna to nie to samo, co chemicznie uzyskany
kwas cytrynowy wymieszany cukrem i ze sztucznymi aromatami, enzymami i
barwnikami. Natury nie da się podrobić nawet w najlepszym laboratorium i
nawet z zastosowaniem najnowocześniejszej technologii.

Zmodyfikowane pomidory psują się inaczej, niż normalne - dostają czarnych
plam. To samo dzieje się ostatnio z marchwią, co od kilku już lat budzi
moje podejrzenia, co do jej rzekomej ,,naturalności". Żyję na tym świecie od
dawna i pamiętam, że kiedyś marchew po prostu się marszczyła i usychała.
Dziś pojawiają się na niej czarne, coraz większe plamy, aż w końcu cała
czernieje i zaczyna wydzielać kwaśny zapach, przywabiający muszki owocowe.
Wiem, że w SGGW opatentowano (rzecz jasna dla kasy) kilka odmian marchwi
GMO, ale nigdy nie słyszałam i nie widziałam, żeby ktokolwiek informował o
tym nabywców nasion.

Domaganie się zdrowej, tradycyjnej żywności jest oczywiście dla panów
,,racjonalistów" przejawem zabobonnego lęku przed nieuniknionym postępem i
nowoczesnością. Nowoczesny człowiek jak wiadomo powinien być cyborgiem, ze
sztucznym sercem, wątrobą i nerkami, z mózgiem wspomaganym przez mikrochipy
z wbudowaną wiedzą encyklopedyczną i fachową, wyświetlaną na żądanie w
sztucznych, wielofunkcyjnych elektronicznych oczach. Oczywiście temu
wspaniałemu tworowi biotechnologii zacofane, naturalne warzywa muszą
szkodzić, tworząc zgrzytające złogi minerałów i witamin w przegubach
obrotowych kończyn i dźwigni poruszających gałkami ocznymi...

Wiem, jestem starą, ciemną czarownicą, blokującą świetlany rozwój
ludzkości, bo nie rozumiem, dlaczego komukolwiek mogłaby się nie podobać
stara Matka Natura, taka, jaka została stworzona na początku i ulepszona
przez pokolenia mądrych rolników i ogrodników. I proszę mi nie wmawiać, że
rolnictwo zawsze stosowało modyfikacje genetyczne. Takie gadanie świadczy o
totalnym braku wiedzy z dziedziny genetyki.
"
--

Ikselka.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2009-11-25 11:06:53

Temat: Re: Co jemy.
Od: Bbjk <b...@q...pl> szukaj wiadomości tego autora

[ciach bzdety]
http://atrapa.net/legendy -> tu więcej rewelacji podobnego pokroju.
--
BBjk

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2009-11-25 17:10:17

Temat: Re: Co jemy.
Od: maciej debski <m...@b...pl> szukaj wiadomości tego autora

On Nov 25, 9:29 am, XL <i...@g...pl> wrote:
> http://astromaria.wordpress.com/2009/09/26/trujaca-z
mieniajaca-plec-z...
>
> "Trująca, zmieniająca płeć żywność
>
> Opublikował/a astromaria w dniu 26/09/2009
>
> Autor: Konstanty Z. Hanff
> "Uczeni" bawią się w Pana Boga i "poprawiają" naturę. Skutki tej "zabawy"
> nie dały na siebie długo czekać.
[...]

co za nieskonczone bzdury...
docenic jednak nalezy niezwykla plodnosc i bujna wyobraznie Kostka Z.
najbardziej podobal mi sie fragment o suchej jak skora na piecie
pochwie.
przerazajace tylko ze tacy pseudoprorocy znajduja posluch.

mac

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2009-11-25 17:40:31

Temat: Re: Co jemy.
Od: XL <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Wed, 25 Nov 2009 09:10:17 -0800 (PST), maciej debski napisał(a):

> co za nieskonczone bzdury...

Nie. To wszystko prawda.
--

Ikselka.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2009-11-25 20:07:53

Temat: Re: Co jemy.
Od: "Dariusz K. Ładziak" <l...@w...pdi.net> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik XL napisał:
>
> http://astromaria.wordpress.com/2009/09/26/trujaca-z
mieniajaca-plec-zywnosc/
>
> "Trująca, zmieniająca płeć żywność
>
> Opublikował/a astromaria w dniu 26/09/2009
>
> Autor: Konstanty Z. Hanff

[...]

Żeby jeszcze facet wiedział o czym pisze to już w ogóle byłoby świetnie.

--
Darek

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2009-11-27 09:01:35

Temat: Re: Co jemy.
Od: Theli <p...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Bbjk pisze:
> [ciach bzdety]
> http://atrapa.net/legendy -> tu więcej rewelacji podobnego pokroju.

Nie no, dajesz Ikselce kolejne tematy do dyskusji? Przeciez ona w to
wszystko uwierzy. Albo ma znajomych, ktorym to wszystko sie przytrafilo.

th

--
http://nitkowo.bloog.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2009-11-27 16:50:41

Temat: Re: Co jemy.
Od: XL <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Wed, 25 Nov 2009 12:06:53 +0100, Bbjk napisał(a):

> [ciach bzdety]
> http://atrapa.net/legendy -> tu więcej rewelacji podobnego pokroju.

Jaki pokrój, taka stronka. Czy odwrotnie? - wszystko jedno.
--

Ikselka.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Re: O słodzikach.
Re: Co jemy.
która odmiana melona jest pomarańczowa w środku?
koreczki śledziowe bez substancji słodzącej?
Surówka z JARMUŻU

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Polska [masowo - przyp. JMJ] importuje paprykę, a polska gnije na polach
Saturator do wody gazowanej CO2.
Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5

zobacz wszyskie »