Data: 2005-10-06 14:49:00
Temat: Co to jest szczęście...
Od: "Sky" <s...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Równanie szczęścia
Czy jesteście szczęśliwi?
Naukowcy, ekonomiści, nobliści szukają za was odpowiedzi na to pytanie.
Witamy w świecie, w którym szczęście jest matematycznym równaniem.
14 sierpnia tego roku profesor Glenn Firebaugh z wydziału socjologii
uniwersytetu w Pensylwanii odkrył, że pieniądze nie dają szczęścia.
Trzydzieści lat żmudnych badań i wnikliwych obliczeń, by dojść do wniosku,
którego sensu od lat nikt już nie podważa!
Firebaugh dowodzi, że im większy dochód, tym bardziej spada indywidualne
poczucie szczęścia, a bogactwo narodu wcale nie wpływa matematycznie na
dobro jego członków. (...)
W państwach, w których PKB (produkt krajowy brutto) przewyższa 15 tysięcy
dolarów rocznie, poziom społecznego rozwoju nie idzie w parze z poczuciem
szczęścia. Ten bilans jest szokujący dla Stanów Zjednoczonych: od 1961 roku,
choć PKB nie przestaje rosnąć, spada tam odsetek ludzi szczęśliwych.
W skali od 1 do 10 wygląda to tak: Francuzi (6,6) zdają się być narodem
szczęśliwszym niż Rosjanie (4,4) czy Mołdawianie (3,5), w poczuciu
satysfakcji przewyższają ich Duńczycy (8), Meksykanie (7,5), obywatele Ghany
(7,7) i Salwadoru (7,2). Ekonomiści mają na to wytłumaczenie: bogate narody
wykazują uzależnienie od komfortu. Specjaliści nazywają to zjawisko
"hedonistycznym ciągiem" - standardy życia są coraz wyższe, szybko się do
tego przyzwyczajamy, aż w końcu nie robi to nam różnicy. Przesyt szczęścia
zabija szczęście. (...)
Badanie szczęścia stało się już odrębną nauką. W Wielkiej Brytanii ogromną
popularnością cieszy się książka lorda Layarda "Szczęście, lekcje nowej
nauki" (Happiness, Lessons From a New Science). Jej autor, profesor London
School of Economics i ekspert brytyjskiego rządu, stwierdza: " Przez
pięćdziesiąt lat poczucie szczęścia nie wzrosło. Nie powinno nas to jednak
martwić, ponieważ i tak żyjemy w najszczęśliwszym społeczeństwie, jakie
kiedykolwiek istniało. Czy nie byłoby jednak lepiej, gdybyśmy to jakoś
wykorzystali?"
Amerykański Instytut Badań Nad Starzeniem się finansuje program
poszukiwania nowego wskaźnika szczęścia. Projektem gromadzącym socjologów,
psychologów i ekonomistów w uniwersytecie w Princeton kierują Alan B.
Krueger i Daniel Kahneman. Ten ostatni otrzymał w 2002 roku nagrodę Nobla z
dziedziny ekonomii za "wprowadzenie do nauk ekonomicznych osiągnięć z
dziedziny psychologii, w szczególności dotyczących dokonywania ocen i
decyzji podejmowanych w stanie niepewności".
Przedsięwzięcie ma na celu wprowadzenie do PKB wskaźnika szczęścia. Do tej
pory opierał się on albo na analizie takich czynników, jak dochody, stan
cywilny, zatrudnienie, zdrowie, albo na indywidualnych kwestionariuszach
samooceny. (Mężczyźni wśród źródeł szczęścia wymieniali aktywność seksualną,
sport i jakość życia, kobiety zaś pomoc innym).
Daniel Kahneman opublikował w "Science" pierwsze wyniki swoich analiz po
zbadaniu 999 kobiet z Teksasu. Co je uszczęśliwia? Relaks z koleżankami,
spotkania ze znajomymi, zakupy z mężem, samotne gotowanie. Kobiety te
najmniej cenią sobie kontakty z szefem, dojazdy do pracy, zajmowanie się
dziećmi i domem.
"W czasach bezradności wobec zaangażowania politycznego, dominacji strachu
czy znudzenia badania nad szczęściem pozwolą rządowi jeszcze raz przemyśleć
swoją ofertę dla obywateli" - zauważa dr Catherine Fieshi, która zajmuje się
badaniem uczuć w polityce, a jej klientami są członkowie Partii Pracy i
gabinetu Tony'ego Blaira.
Naukowcy pracują nad szczęściem, rozumiejąc wpływ wyników swoich badań na
politykę ekonomiczną i społeczną. Politycy nie mogą oczywiście ingerować w
relacje rodzinne czy wiarę w Boga. Mogą jednak działać w sferze
zatrudnienia.
I tu pojawiają się sprzeczności - z jednej strony bezrobocie odczuwane jest
jako silne zagrożenie dla szczęścia (Layard logicznie stwierdza:
"Jakakolwiek praca jest lepsza niż żadna"), z drugiej zaś niepewność w pracy
może być jednym z głównych powodów poczucia niepokoju.
Kolejnym problemem okazuje się mobilność geograficzna, napędzająca pracę w
takim państwie jak USA. Większość ekonomistów popiera ruchliwość
mieszkańców. Tymczasem wiadomo, że powoduje ona zrywanie więzi rodzinnych i
zwiększa przestępczość. Brak stałego miejsca zamieszkania ma także silny
wpływ na zdrowie - choroba umysłowa łatwiej rozwija się w środowisku ludzi
stanowiących mniejszość danej spoleczności.
Czy w takim razie czeka nas nieszczęśliwa przyszłość? Specjaliści zwracają
uwagę, że ludziom niezbędna jest wolność osobista. Dobry początek to więcej
możliwości wyrażania poglądów - na przykład częstsze referenda. Jeśli rządy
chcą poparcia szczęśliwych obywateli, niech działają.
http://wiadomosci.onet.pl/1252649,242,kioskart.html
|