Data: 2012-08-29 00:25:03
Temat: Dwa Demony antymiłości.
Od: Nemezis <s...@g...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Najpierw bądź sobą!
Erich Fromm wyróżnił niegdyś dwie postawy: prawdziwie ludzką postawę
"być" i współczesną, wyrosłą z myślenia w kategoriach
kapitalistycznego rynku, postawę "mieć". Rozpowszechnienie się tej
drugiej miało zdaniem Fromma przyczynić się do uprzedmiotowienia
stosunków pomiędzy ludźmi, a tym samym do zastąpienia miłości
pragnieniem posiadania możliwie najlepszego z rynkowego punktu
widzenia partnera. Opisana przez Fromma postawa nie wykazuje symptomów
zaniku - zwłaszcza w naszej części świata - coraz częściej jednak
towarzyszy jej równie szkodliwy dla miłości kult skutecznego działania
- zachowania nastawionego przede wszystkim na cel - nie zaś na
ekspresję uczuć lub wartości. Modelowym przykładem tej formy
zachowania jest praca z komputerem, polegająca na wykonywaniu serii
celowych uderzeń w klawisze klawiatury, co ma wywołać i na ogół
wywołuje konkretne, oczekiwane skutki, dając jednocześnie złudzenie
partnerstwa - rozumiejącego kontaktu z maszyną. W pracy z komputerem
nie ma miejsca na uczucia, chyba że coś nie działa tak, jak powinno.
Długotrwałe zaangażowanie w tego rodzaju zajęcie sprawia, że stopniowo
wygasa w nas potrzeba ekspresji emocjonalnej i - co za tym idzie -
zdolność, a z czasem i potrzeba, bliskiego kontaktu. Tym właśnie
wytłumaczyć można zaobserwowany przez psychologów fakt, że mężczyźni
spędzający długie godziny przy komputerze często skarżą się na
problemy z potencją. Dzieje się tak dlatego, że seks w ich życiu staje
się jeszcze jednym zadaniem do wykonania, a nie wyrazem potrzeby,
ujawniającej się lub nieujawniającej w kontakcie z kobietą.
Grupą najbardziej poszkodowaną pod tym względem nie są jednak
komputerowcy, lecz najwięksi bohaterowie naszych czasów:
przedsiębiorcy. Badania ujawniły, że blisko 80 procent ludzi biznesu
nigdy nie doświadczyło miłości, a przecież nikt tak jak oni nie dąży
do tego, by "mieć", i nikt tak jak oni nie wierzy w "działanie".
Tymczasem kult działania to również kult instrumentalnego traktowania
innych i samego siebie, to postrzeganie innych jak narzędzi do
realizacji wybranych celów: zrobienia kariery, wzbogacenia się lub
zdobycia władzy. Gdy po latach okazuje się, że ten stosunek do życia i
ludzi nie przynosi spodziewanej satysfakcji, jest już zwykle za późno,
by odnaleźć autentyczne potrzeby, pragnienia i zadowolenie z życia.
Istnieje buddyjska przypowieść, w której uczeń pyta Oświeconego, jak
kochać. - Najpierw bądź sobą! - odpowiada mu Budda.
Niewiasto, ty jesteś wrotami piekieł
Kultura i cywilizacja, w której żyjemy, nie sprzyjają miłości. Pod tym
względem system ekonomiczny, moralność i obyczaje, a nawet dominujący
sposób poznawania świata1 sprzysięgły się i solidarnie występują
przeciwko niej. Trudną do przecenienia, szkodliwą rolę odegrała w tej
mierze religia chrześcijańska ze swoim stosunkiem do kobiet,
potępieniem ciała i ludzkiej seksualności. Święty Augustyn nauczał, że
niewiasta jest bestią ani trwałą, ani stałą i zawiścią swą wstyd
przynosi mężowi, podsyca zło, jest początkiem wszelkich sporów i
waśni. Inny ojciec Kościoła, Tertulian, zwrócił się do kobiet,
określanych przez niego osobliwym mianem janua diaboli z następującym
pouczeniem: Niewiasto, powinnaś zawsze chodzić w łachmanach i żałobie,
ze łzami skruchy, aby ci zapomniano, żeś zgubiła rodzaj ludzki!
Niewiasto, ty jesteś wrotami piekieł!
W pierwszych stuleciach po Chrystusie poglądy takie nie były sprzeczne
z przykazaniem miłości bliźniego, do grona bliźnich nie zaliczano
bowiem kobiet jako istot pozbawionych duszy. Dopiero w V wieku, na
soborze w Macon biskupi, po długiej i burzliwej dyskusji, zdecydowali
(przewagą jednego głosu), że kobiety mają duszę. Nie zmieniło to wiele
stosunku chrześcijan do kobiet. Jeszcze siedem wieków później Św.
Tomasz z Akwinu nazwał kobietę bujnym chwastem, człowiekiem
niedoskonałym, którego ciało dlatego tylko wcześniej się rozwija, bo
ma mniej wartości i przyroda mniej się nim zajmuje. Tymczasem
prawdziwa miłość jest również, a może przede wszystkim, miłością
ciała. Może się wyrażać w matczynej czułości, wzruszeniu na widok
zmarszczek starzejącego się rodzica, w zachwycie uśmiechem ukochanej
kobiety lub w pożądaniu obudzonym kształtem jej pośladków. Ciało i tak
zwana dusza, czyli nasza psychika, stanowią z punktu widzenia miłości
nierozerwalną całość. Niemożliwa jest również miłość samego ciała,
ciało bowiem - żywe ciało - zawsze wyraża pragnienia i emocje.
Potępienie tak zwanego seksu bez miłości oznacza opowiedzenie się za
moralnością, która w swej istocie w miłość godzi. Biologicznym i
psychologicznym sensem ludzkiego seksualizmu jest przecież (poza
prokreacją) podtrzymywanie bliskiej więzi między mężczyzną i kobietą.
Współżycie seksualne równie łatwo prowadzi do miłości, jak miłość do
seksu. Miłość - powtórzmy - jak inne uczucia, dla swej pełni
potrzebuje fizycznego wyrazu. Tłumiąc, co jest codziennym
doświadczeniem nas wszystkich, potrzebę okazania komuś pożądania lub
czułości, tłumimy w samym zalążku rodzące się uczucie. Zauważył to
kiedyś najmądrzejszy bodaj z pisarzy Robert Musil: Do miłości jak do
gniewu można dojść robiąc odpowiednie gesty - zauważył w swojej
najważniejszej zapewne powieści. Zachowania seksualne to również takie
gesty. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że współżycie seksualne
bez odrobiny miłości jest - poza przypadkami patologicznymi -
właściwie niemożliwe. Jeśli tej formy miłości nie zauważamy lub jej
nie cenimy, to przede wszystkim z powodu opartej na uprzedzeniach i
fałszywych wartościach koncepcji miłości, stawiającej najwyżej tak
zwaną miłość czystą lub romantyczną, od której wymagamy, by była
"zawirowaniem duszy". Poddając się uwodzicielskiemu urokowi tego
rodzaju literackich wizji, tracimy z oczu miłość taką, jaka jest
naprawdę.
|