| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2013-06-28 10:27:12
Temat: Krwawy obłęd- czyli jak zydowski lekarz wynalazł dla niemców podział rasowy?Krwawy obłęd
18 cze, 14:59 Frank Thadeusz / Der Spiegel Der Spiegel
Jeszcze przed epoką nazizmu niemieccy lekarze propagowali podział rasowy i tak zwaną
czystość krwi. Obsesja ta doprowadziła do powstania wielu absurdalnych teorii,
których trzymano się uparcie przez lata, potem zaś zainteresował się nimi Adolf
Hitler. Ale spowodowały one również niejeden przełom w nauce.
Dla większości ludzi I wojna światowa była katastrofą o niewyobrażalnych rozmiarach.
Dla Ludwika Hirszfelda okazała się jednak szczęśliwym zrządzeniem losu. Lekarz wraz
ze swoją żoną Hanną kierował w Salonikach w Grecji laboratorium bakteriologicznym,
które miało niemal nieograniczony dostęp do ludzkich obiektów doświadczalnych -
żołnierzy z Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch , Rosji i Serbii, którzy w tym portowym
mieście otoczeni zostali przez oddziały niemieckie.
Na potrzeby owych największych jak dotychczas badań terenowych w historii medycyny
Hirszfeld pobierał jeńcom krew. Konieczność udziału w tym gigantycznym eksperymencie
osładzał żołnierzom poszczególnych nacji w różnorodny sposób. "W przypadku Anglików
wystarczyło nadmienić, że chodzi tu o cele naukowe" - napisał w swoim pamiętniku.
"Francuskim przyjaciołom" pomysłowy doktor udzielał porad, jak w przypadku specyfiki
swojej krwi "mogą bezkarnie i zdrowo grzeszyć". Łatwo udawało się przekonać również
żołnierzy z Senegalu, służących w oddziałach kolonialnych armii francuskiej. "Czarnym
mówiliśmy, że badanie wiąże się z ewentualnym urlopem, a wtedy natychmiast wyciągali
swoje czarne ręce".
Tak oto w ciągu kilku miesięcy udało się coś, na co normalnie potrzeba byłoby całych
lat - entuzjazmował się Hirszfeld. W tym czasie doprowadził do określenia grup krwi 8
tysięcy ludzi pochodzących z najróżniejszych krajów. Po analizie zgromadzonych danych
uczony wiedział już, że dokonał przełomowego odkrycia. "Grupa krwi A wiązała się
głównie z białą, europejską >>rasą<<, podczas gdy grupa B przypisywana była przede
wszystkim >>rasom<< ciemnoskórym" - stwierdziła szwajcarska historyczka Myriam Spörri
w wydanej niedawno rozprawie na temat kulturowej historii badań nad grupami krwi.
Wraz ze swoim kolegą Emilem von Dungernem Hirszfeld w 1910 roku stworzył używany
potem na całym świecie podział na grupy krwi: A, B, AB i 0. Inny jego kolega, Karl
Landsteiner już w 1901 roku odkrył, że w czerwonych ciałkach krwi występują w ogóle
jakieś antygeny.
W 1941 roku Hirszfeld trafił do warszawskiego getta, udało mu się jednak przeżyć.
Dotychczas ów żydowski naukowiec był ponad wszelkim podejrzeniem o to, że w swoich
pracach badawczych kierował się jakimikolwiek motywami rasistowskimi. Historyczka
Spörri doszła jednak do całkiem innego wniosku.
Stworzone przez Hirszfelda placówki badawcze od początku były "naładowane eugeniką" -
stwierdziła szwajcarska specjalistka. Jeszcze podczas internowania nauczał w swoich
wykładach, "że podział na grupy krwi wśród Żydów jest niemal identyczny jak w
narodzie ich >>żywicieli<<".
Z owym przerażającym z dzisiejszej perspektywy słownictwem pochodzący z Warszawy
naukowiec nie był bynajmniej wyjątkiem. Berliński serolog Fritz Schiff na przykład
żądał na łamach fachowego pisma "Żydowskie badania genealogiczne", by różnice
występujące między rodzajami krwi różnych grup żydowskich rozpatrywać "jako oznakę
>>dopasowywania się<< do danego >>narodu żywicieli<<".
Małżeństwo Hirszfeldów już w latach osiemdziesiątych - pisze Spörri - zaczęło
rozpowszechniać wątpliwe teorie. "Wprowadzona przez nich fantazja na temat
>>czystości krwi<< trzymała się uparcie i nie podawano jej w wątpliwość nawet pomimo
nowych naukowych wniosków".
Obsesyjne zainteresowanie czystością krwi łączyło wówczas nieomal wszystkich
specjalistów działających w tej dziedzinie. Na długie lata przed objęciem władzy
przez nazistów żydowscy i nieżydowscy badacze grup krwi tropili, jak gdyby było to
zupełnie oczywiste, cechy i mieszanki rasowe.
Myriam Spörri w swojej rozprawie po raz pierwszy ukazuje wspólnotę uczonych, którzy
według dzisiejszej miary pasowali do siebie jak ogień i woda i których działalność w
dużym stopniu zniknęła już ze świadomości społecznej. Byli tam z jednej strony
naukowcy o liberalnych poglądach i żydowskim pochodzeniu, jak Hirszfeld, Schiff czy
Landsteiner. Z drugiej strony zaś reakcyjna grupa skupiona wokół Otto Rechego,
antropologa z Hamburga, który w 1926 roku założył Niemieckie Towarzystwo Badań nad
Grupami Krwi.
Co zadziwiające z dzisiejszego punktu widzenia, owi tak różnorodni badacze w
rzeczywistości bardzo często się ze sobą w pełni zgadzali. W 1929 roku na przykład
Karl Landsteiner, który wyemigrował do Nowego Jorku, podczas odwiedzin w ojczyźnie
postanowił spotkać się z obskuranckim badaczem ras Rechem. Ten późniejszy czciciel
Hitlera, o poglądach narodowych, pisał potem w liście do jednego z kolegów z
mieszaniną podziwu i drwiny: "Landsteiner jest wysokim, szczupłym, dobrze
wyglądającym mężczyzną z solidną blizną po studenckim pojedynku na prawym policzku;
ten typ rasowy nie przyciąga zbytniej uwagi... ale wyprodukował parę bardzo dobrych
idei".
Ową problematyką zainteresował się potem ogromnie Adolf Hitler, czerpiąc zresztą
swoją wiedzę z dość prymitywnych źródeł. Inspiracją do wydanej w 1935 roku ustawy o
ochronie niemieckiej krwi i niemieckiego honoru stało się dla dyktatora niesmaczne
brukowe powieścidło "Grzech przeciwko krwi" z 1917 roku.
REKLAMA
W sumie jednak zwodnicza wiara w czystość krwi nie tylko spowodowała regres w
badaniach medycznych, ale po części pchnęła je nawet naprzód. Niemieccy naukowcy
zaczęli na przykład przodować w dziedzinie określania dziedziczności grup krwi. W
Niemczech w 1924 roku po raz pierwszy na świecie wykorzystano odkrycie grup krwi w
sprawie sądowej - procesie o ustalenie ojcostwa.
Zaraz na początku XX wieku niemieccy specjaliści medycyny sądowej dokonali jeszcze
innego majstersztyku: dzięki badaniom krwi udało im się przechytrzyć seryjnego
mordercę. Czeladnik stolarski Ludwig Tessnow został oskarżony o zamordowanie czworga
dzieci. Na jego winę wskazywało poplamione krwią ubranie. Osaczony Tessnow, nie mając
pojęcia o możliwościach, jakimi dysponowała już medycyna, twierdził, że plamy te
pochodzą od bejcy do drewna. Specjaliści za pomocą specjalnego testu stwierdzili
jednak, że jest to ludzka krew. W 1904 roku Tessnow został stracony.
Za ogromnie niebezpieczną niemieccy lekarze uważali natomiast transfuzję, obawiając
się zanieczyszczeń. Tymczasem owa metoda ratująca życie stosowana była z powodzeniem
już od końca pierwszej wojny światowej w brytyjskich i amerykańskich szpitalach.
Większości lekarzy nad Renem czymś niewyobrażalnym wydawało się jednak zmieszanie
krwi Niemca z krwią człowieka narodowości żydowskiej. Również transfuzje między
mężczyznami i kobietami były dla doktorów rzeczą mocno podejrzaną, obawiali się
bowiem, że wraz z owym "sokiem życia" męski biorca mógłby nabrać cech płci
przeciwnej.
Podstawy owego fanatyzmu stworzyli właśnie Hirszfeldowie swoimi badaniami
poświęconymi grupom krwi. "British Medical Journal" odmówił nawet z początku ich
wydrukowania. Ludwik Hirszfeld pocieszał się myślą, że również teoria względności
Einsteina nie od razu spotkała się z należnym jej uznaniem. Fantastycznie brzmiące
wyniki prac badawczych w obozie jenieckim opublikowało w końcu brytyjskie fachowe
pismo "The Lancet".
Ówcześni badacze, tacy jak Hirszfeld, traktowali jako rzecz całkowicie oczywistą, że
poszczególne grupy krwi są oznaką bardziej lub mniej wartościowych właściwości
związanych z daną rasą. Byli przekonani, że z krwi odczytać można też cechy
osobowości.
Aby wyjaśnić, skąd biorą się różne grupy krwi, Ludwik Hirszfeld wysnuł zupełnie
absurdalną z dzisiejszego punktu widzenia teorię. Według niej w zamierzchłych czasach
istniały "dwie rasy pierwotne" - posiadacze grupy A, którzy żyli na Północy i na
Zachodzie, oraz ludzie z grupą B, osiadli na Wschodzie i Południu. W wyniku
stopniowego mieszania się owych ludów w ciągu kolejnych tysiącleci powstały pozostałe
grupy - spekulował Hirszfeld.
W owym zmieszaniu się krwi zarówno liberalni uczeni, jak i narodowi podżegacze
widzieli ludzki grzech pierworodny. Fakt, że uczestniczący w tym żydowscy badacze
przygotowali tym samym grunt pod radykalny antysemityzm, zdaniem historyczki Spörri
nie jest rzeczą tak zdumiewającą, jak mogłoby się to wydawać, "ponieważ nie czuli się
oni w pierwszym rzędzie Żydami, lecz naukowcami".
Grupę B wszyscy uczeni uważali zgodnie za objaw degeneracji. Bakteriolog Max Gundel
wśród obdarzonych nią ludzi widział "osobników, których należałoby określić jako mało
wartościowych". Jego zdaniem ta grupa krwi była szczególnie często spotykana "u
psychopatów, histeryków i alkoholików, jak również u brunetów".
W jaki sposób właściwie doszło do powstania różnych grup krwi, po dziś dzień
pozostaje zagadką. Wiadomo jednak, że grupa 0 częściej występuje w Ameryce i Afryce.
W Azji spotyka się głównie typ B, w Europie zaś A.
Klucz do zrozumienia grup krwi badacze postrzegają w ich szczególnych właściwościach.
I tak typ 0 jest bardziej od innych odporny na malarię i powstał prawdopodobnie już
przed milionami lat w Afryce, jako mutacja typu A, będąca wynikiem ewolucyjnego planu
ratunkowego. Typ B z kolei jest lepiej uzbrojony przeciwko zarazkom dżumy,
rozpowszechnił się więc w regionach, w których choroba ta zbierała najbardziej obfite
żniwo. Z cechami charakteru grupy krwi nie mają absolutnie nic wspólnego.
Ale w latach Republiki Weimarskiej przeciwny pogląd popularny był nawet w wymiarze
sprawiedliwości. Wielu sędziów w swoich wyrokach przykładało wielką wagę do tego,
jaką grupę krwi ma oskarżony. Pokazuje to na przykład przypadek zamordowanego
chłopca, Helmuta Daubego. Jego szkolnego kolegę Karla Hussmanna podejrzewano o to, że
najpierw poderżnął Daubemu gardło, a następnie odciął mu genitalia. Nie można było
jednak na sto procent udowodnić mu winy. "Hussmann mógł mówić o dużym szczęściu, bo
miał grupę 0, a nie B. Wielu lekarzy uważało tę drugą jako szczególnie
rozpowszechnioną wśród zbrodniarzy" - pisze Myriam Spörri.
Pewien doktor z polikliniki w Monachium po intensywnych badaniach nad stolcem uroił
sobie nawet, że wpadł na niezwykle istotny trop. "Czas trwania defekacji różni się w
zależności od grupy krwi. W przypadku typu A wymaga ona zaledwie kilku minut, podczas
gdy typ B potrzebuje na to znacznie więcej czasu (od 20 do 40 minut)" - pisał. Długi
pobyt w toalecie badacze krwi przypisywali głównie mieszkańcom dużych miast na
wschodzie kraju - w Lipsku czy w Berlinie. Bardziej szlachetny i ceniony typ A
odnajdywali przede wszystkim wśród ludności wiejskiej w zachodnich Niemczech.
Obowiązujący wśród naukowców maniakalny dogmat o czystości rasowej fatalnie wpłynął w
Niemczech na rozwój krwiodawstwa. Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej
Brytanii czy Francji zaraz po pierwszej wojnie światowej stworzono mnóstwo stacji
krwiodawstwa, Niemcy znalazły się w owej dziedzinie daleko w tyle. Z obawy przed
zmieszaniem i zanieczyszczeniem tamtejsi lekarze przetaczali w dodatku wyłącznie
stuprocentową świeżą krew bezpośrednio od dawcy do żył pacjenta. Amerykanie zaś
używali już w tamtym czasie krwi, której krzepnięciu zapobiegano za pomocą dodawania
cytrynianu sodu.
Dla chorych owa nowość była prawdziwym błogosławieństwem, dzięki niej bowiem krew w
wyniku transfuzji nie zbijała się już w grudki. Niemieckim medykom jednak taka
konserwa wydawała się niebezpiecznym sztucznym produktem, choć niektórzy z nich
doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że niemiecka metoda ma wiele poważnych wad.
Bezpośrednie przetaczanie czystej krwi wymagało na przykład, by dawca i biorca leżeli
w tym czasie obok siebie na pryczy. "Przy prowadzeniu wielu transfuzji kilka razy
zdarzyło nam się, że ekstremalna sytuacja, gdy tuż obok znajdował się umierający
człowiek, wywoływała u dawcy silną niechęć, którą potęgowała jeszcze nerwowość
otoczenia" - skarżył się austriacki chirurg Burghard Breitner.
Dopiero rozpad Niemiec po II wojnie światowej położył niemal całkowicie kres owemu
krwawemu obłędowi. Badania nad grupami krwi "służyły złej sprawie" - przyznał również
Ludwik Hirszfeld. Z sobą samym zmarły w 1954 roku uczony doszedł do ładu. Czuł się w
obowiązku - napisał później w swoich pamiętnikach - "występować przeciwko takiemu
nadużywaniu nauki".
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/krwawy-obled,1,55435
53,kiosk-wiadomosc.html
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |