Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!mat.uni.torun.pl!news.man.torun.pl!n
ews.man.poznan.pl!news.man.lodz.pl!lublin.pl!news.onet.pl!not-for-mail
From: JamesBonBush <a...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Life's a journey not a destination!
Date: Wed, 17 Jan 2001 20:20:09 +0100
Organization: news.onet.pl
Lines: 116
Sender: [attic friko4.onet.pl]@pc189.krakow.ppp.tpnet.pl
Message-ID: <3...@p...onet.pl>
NNTP-Posting-Host: pc189.krakow.ppp.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=iso-8859-2
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: news.onet.pl 979773669 22664 212.160.4.189 (17 Jan 2001 23:21:09 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 17 Jan 2001 23:21:09 GMT
X-Accept-Language: pl
X-Mailer: Mozilla 4.73 [en] (Win98; I)
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:70698
Ukryj nagłówki
Czasami ludzie (np. ja w tej chwili) zastanawiają się do czego jest
im potrzebna cała klawiatura komputera. Czy nie wystarczyłby nam
wszystkim zwykły joystick, cztery przyciski i jakaś gałka, tudzież
ewentualnie pokrętło. John siedział wkurwiony na cały świat na w swoim
malutkim i skromnym pokoiku na wieży. Zastanawiał się nad tym co mówiły
już od 2 godzin jakieś dwie lesbijki w radio, którego słuchał już od
wczoraj, o tym czy lepiej być dzieckiem w rodzinie najmłodszym, średnim,
czy najstarszym. On sam był jedynakiem tak więc nigdy się nie przekonał
na własnej skórze które rozwiązanie jest najbardziej korzystne. Był
zawsze oczkiem w głowie swoich rodziców, jednak pewnego pięknego dnia
wkurwił się i zaczął życie na własny rachunek. Na początku ostro
dealował pod blokiem i musiał uwijać się jak wiewiórka w rui bo stara
nigdy nie mówiła kiedy wraca do domu, a gdyby do nakryła na tym jak
namawia córkę sąsiada, w której sama się podkochiwała, do seksu po LSD,
z pewnością skroiła by mu manto stulecia. Jednak on nie przejmował się
tym i czasami jeszcze gwałcił małą na schodach do piwnicy gdy jego matka
wracała do domu i zaczynała się drzeć w niebogłosy bo skarpetki, które
John obiecał sprzątnąć, cały czas śmierdząc zalegały na podłodze.
Zapinał wtedy rozporek i czym prędzej wyrywał w diabły byle dalej i
dalej. Często włóczył się z kolegami po dachach okolicznych budynków.
Wszyscy byli szczęśliwi, pili piwo, spacerowali po krawędzi i
zastanawiali się kim będą w przyszłości. Żaden z nich jeszcze sobie nie
zdawał sprawy z tego, iż już niedługo życie zmusi ich do opuszczenia
rodzinnych pieleszy i udania się w wielka podróż ich życia, podróż która
zmieni wszystko i nada wszystkiemu sens. Stojąc na krawędzi dachu i
bujając się w przód i w tył wszyscy marzyli o dalekich odległych
krainach i o tym, że nigdy mogą ich nie zobaczyć, że mimo tego iż
wszyscy bardzo nie chcą, tutaj na dachu będą musieli spędzić całe swoje
życie. W sumie mniej więcej o to im chodziło. Stanie i bujanie się na
dachu było czymś ponad szarość codzienności, w zasadzie zawsze chcieli
tutaj siedzieć. Wszyscy razem byli zgodni co do tego, że nie ma na
świecie gorszej rzeczy jak zejście w dół w bezsensowność codzienności.
Tam w dole czekały na nich ich matki, wprasowane w ich głowy życiowe
cele i aspiracje, zadania domowe, rodzeństwo, cały ten brudny świat.
Stojąc tutaj na górze byli wolni. Zawsze chcieli takimi być i w pewnym
momencie wszyscy jakby na komendę pomyśleli sobie: dobra..! Ten czas
to właśnie teraz. Spadamy stąd. Poczym spojrzeli na siebie olali
wszystko, zaczęli pędzić w dół i po drodze, biegnąc do swoich mieszkań,
umówili się na za dziesięć minut koło trzepaka.
Sekundy płynęły, a ich szczęście razem z nimi (Jak DiCaprio na
Tytanicu). Byli pewni, że nie wrócą tutaj już nigdy że pierwsze 1000
km wspólnego pokonywania świata zrobią bez ani jednego obrócenia się za
siebie. Świat jest przecież taki piękny i taki olbrzymi. Można spędzić
go w sposób konwencjonalny albo zrobić coś i nie chcę słyszeć o
żadnych półśrodkach. John się obudził. Chciał po prostu wstać i wyjść z
tymi samymi kumplami z którymi skakał za młodu po dachach. Wiedział, że
nie ma innej możliwości tylko; albo w ciągu najbliższego tygodnia
wszyscy oni to zrobią, albo już zawsze będą w mniejszym lub większym
stopniu grzać dupę w domu, a w wieku nieszczęsnych 50 lat, wszyscy
zastanawiać się będą dlaczego tego nie zrobili? Ile stracili? Teraz na
szczęście wszystko szło zgodnie z planem, którym był brak planu.
Najważniejsze było to, że byli razem i że ruszyli. Żeby tylko to nie
było tylko na chwilę. Żeby to trwało zawsze.
Fuck... nie ma rozwiązania na problemy świata. Ludziom bardzo trudno
przychodzi twórcze wymyślanie historyjek, znacznie lepiej dopuszcza się
teoretyzowania i relacjonowania. Możemy zatem czekać aż życie napisze
nam scenariusz i możemy mieć nadzieje, że będzie on fajny albo możemy
sobie najpierw wszystko ładnie wykombinować, napisać na karteczce a
później tylko skrzętnie realizować oczywiście przy tym pozostawiając
sobie całkiem sporay margines na wszelkie ewentualne i niespodziewane
zwroty życiowej akcji. Ja wiem, że dojście to tego o czym teraz pisze
jest dla szarych śmiertelników, jak i dla wybitnych jednostek czymś
bardzo szokującym, albowiem wszyscy zostaliśmy wychowani w takim a nie
innym duchu. Nasze myślenie o świecie zostało już wypatrzone i nawet
jeżeli się z tego zniewolenia wyzwolimy, taki i tak pozostanie niesmak.
Chodzi mi tylko o to, aby przekazać innym i sobie przy okazji utrwalić
na papierze, to że życie można spędzić albo w pasywny albo w
samodzielny, niezależny, i aktywny sposób. To jak to się wszystko
potoczy zależy tylko od nas. Wszyscy jesteśmy cykorami, a ja to chyba
już największym. To, że piszę o wielkim buncie wcale nie znaczy, że w
końcu mu się poddam. To że wy sobie zdacie z tego sprawę też nie
oznacza, że już jutro spakujecie walizki i pojedziemy do Azji. Wiem
tylko, ze takie właśnie spakowanie walizek i wyjechanie, albo wyjechanie
nawet bez żadnych walizek jest moim światełkiem w tunelu, światełkiem
które widzę i ku któremu powoli i spokojnie kroczę, ale kroczyć mogę
całe życie stojąc w miejscu. Mogę także wykonać wielki jednorazowy skok.
I wy też możecie!!!, ale niestety pewnie nigdy do tego nie dojdzie, albo
dojdziecie ale tego nie zrobicie. Żyjemy w świecie który ponoć jest już
cały odkryty i który jest pozbawiony w skali globalnej jakichkolwiek
sekretów i tajemnic. W zasadzie nie mas sensu ruszać dupy ze stołka,
jednak przecież dla nas to co jest za rogiem jest bardzo często czymś
zupełnie nowym, tak więc jest szansa aby poczuć się jak Columb
wyruszający w daleki nie znany świat. Co z tego, że wszystko jest
odkryte jeżeli nic mi po tym! Ja chcę wszystko zobaczyć na własne oczy.
Chcę w życiu być maksymalnie doświadczony, chcę przeżyć wszystko i
zobaczyć wszystko. Kurwa jestem pierwszym i chyba jedynym chłopczykiem
który będzie się darł wszystkim do ucha, że jedyne bariery człowieka
tkwią w nim samym i nigdzie indziej. Stereotypy jakichkolwiek zachowań
społecznych są tylko po to aby podpowiedzieć bydłu co maja robić. Ja
broń boże nigdy nie będę owcą albo krową, a już na pewno nie głęboko we
własnych myślach. Moje myśli latają i mogą porwać mnie i każdego kto
zdecyduje się mnie troszkę posłuchać. Czuję, że dotknęła mnie iskierka
boża (albo piekielna :) i krzyczę o tym, ale nie wiem czy to wszystko ma
sens. Mam 100 pomysłów na sekundę. Potrzebuję wreszcie coś zrobić. I nie
chce się uciekać do półśrodków. Wszystko albo nic! (NIKT Z NAS NIE MA
NIESTETY JAJ! NIKT! ;)
Albo nie! Zróbmy tak! Ja jestem pierwszą osobą która takie jaj ma!
Przynajmniej będę ładnie udawał aby zachęcić innych. Albo... co ja w
ogóle mówię? Po prostu chciałbym wyjechać natychmiast z polski. Do
Afryki, albo gdziekolwiek. Wiem! Zrobię to w wakacje. W wakacje zrobimy
pierwszą wielką podróż wycieczkę. Pojedziemy stopem do Afryki jak
pielgrzymi 1500 lat temu. Zbierzemy wszystkich chętnych! Będziemy się
reklamować naszą wyprawę wśród przyjaciół.... co wy na to?
Co wy na to wszystko? Ja to co napisałem ma się do psychologii? Sorki za
przynudzanie :) Pozdrawiam.
JamesBonBush
|