Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!new
sfeed.tpinternet.pl!atlantis.news.tpi.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: "Edycja" <r...@i...pl>
Newsgroups: pl.soc.inwalidzi
Subject: Motyle
Date: Sun, 18 Jan 2004 23:20:39 +0100
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
Lines: 180
Message-ID: <buf0t4$3p1$1@atlantis.news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: bb156.neoplus.adsl.tpnet.pl
X-Trace: atlantis.news.tpi.pl 1074464486 3873 80.54.173.156 (18 Jan 2004 22:21:26
GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Sun, 18 Jan 2004 22:21:26 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2600.0000
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2600.0000
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.inwalidzi:35157
Ukryj nagłówki
Motyle
Zerowa doba
Zadziwiające. Moje myśli gromadzą się tylko wokół palców dłoni. Wiem, leżę
na brzuchu, przeszkadza mi dziwne pieczenie, mam wrażenie, że szczypie mnie
skóra na plecach. Nie czuję żadnego zapachu. Zaczynam poruszać palcami.
Słyszę: "Budzi się. Rusza palcami".
Pierwsza doba
Na Oddziałach Intensywnej Opieki Medycznej najbardziej nie podoba mi się to,
że trzeba tam leżeć nago. Pamiętam, że wczoraj było mi bardzo zimno i że
ktoś systematycznie uderzał mnie po twarzy. Wcześniej trudno było oddychać,
nie potrafiłam nawet szeptać.
Druga doba
Wciąż tu jestem. Zaczynam dostrzegać innych ludzi wokół siebie. Mogę ugiąć
nogi w kolanach. Delikatnie odchylam prześcieradło, które mnie przyciska.
Widzę przeraźliwie chudą nogę. Ten fragment ciała drży, wydaje się, że
ciężko mu z bladym płatem skóry. Jestem przerażona, myślę: "To nie mogę być
ja, to nie mój kolor, nie mój kształt, to jakieś obce". Czuję, że wypływa ze
mnie kobieta, przestraszona unosi się nad łóżkiem, kuli się wysoko w samym
rogu sufitu i przygląda nieufnie.
Już wiem, że obok mnie leży mężczyzna. Jest przytomny, czasem słyszę jego
głos, bo zdarza się, że rozmawia z pielęgniarkami. Jestem zdziwiona,
ponieważ nigdy się nie skarży, nie mówi, że go boli, nie prosi o zastrzyki,
nie krzyczy, że się dusi, nie woła anestezjologa. Podsłuchałam, co mu się
stało. Jest drwalem, mieszka w Bieszczadach. Tydzień temu przygniotło go
drzewo, widać musiało z nim być bardzo źle, skoro trafił aż tutaj. Nie wiem
jak przeżył transport, czyżby był aż tak silny?
Próbuję czytać gazetę, ale nie potrafię. Męczę się już po kilku sekundach.
Trudno mi utrzymać ją w dłoniach, trudno mi skupić wzrok i poskładać litery
w wyraz. Jestem zła na siebie, dziś już pięć razy błagałam o zastrzyk, trzy
razy prosiłam o tlen, co chwilę zagląda do mnie anestezjolog. Nie lubię go:
ma jasnoniebieskie oczy, niemalże przeźroczyste, bladą skórę i traktuje mnie
jak przedmiot. Nigdy nic do mnie nie mówi, tylko nachyla się, świeci czymś
w oczy i przez kilka chwil gapi mi się w twarz.
Straszne zamieszanie dzisiaj na oddziale, ciągle kogoś dowożą. Za ścianą
jest izba przyjęć, w nocy znowu wszystko słyszałam. Jakaś staruszka
krzyczała, bo bała się włożenia cewnika. Nie umiem tego znosić, nie umiem.
Pierwszy raz położono mnie na bok, twarzą do Drwala. On również leży na
boku, wydaje mi się, że ściągają mu jakiś płyn z płuc. Jestem wściekła, że
nie odwrócono mnie w drugą stronę. Próbuję mieć zamknięte oczy, wmawiam
sobie, że jestem bardzo śpiąca. Na nic wszystko, coś uparcie ciągnie powieki
do góry. Patrzę na Drwala: ma otwarte oczy. Czuję jak jego wzrok odbija się
ode mnie. Zaczynam się bać: "Jeśli moje ramiona, mój obojczyk i piersi
wyglądają tak jak noga, jeśli skóra jest tak samo plastikowa?" Przeczuwam,
że szybki oddech odsłania niebieskie żyłki. Czuję ciężar tej krwistej
pajęczyny. Prześcieradło osunęło się tak nisko.
Przyglądam się Drwalowi. Dzieli nas nie więcej niż półtora metra. Jest
odkryty, ma siną skórę, ma cewnik. Widzę go dokładnie, widzę foliowy
woreczek wypełniony ciemną cieczą, kilka rurek, kolejne woreczki - musi mieć
jakieś sączki. Chyba dręczę go tymi oczami, śledzę każdy ślad po ukłuciu.
Teraz już wiem, jego mężczyzna musi być w innym rogu sufitu, uciekł tak samo
jak moja kobieta. Wyraźnie słyszę przestraszony trzepot skrzydeł, obijają
się o ściany i szyby. Oboje chcą do światła, ale nie mogą nas teraz opuścić,
nie mogą.
Zaczyna mnie mocno boleć, leżę już tak chyba od 10 minut. Czy zapomnieli o
mnie? Czy nikt mnie nie odwróci? Wstydzę się odezwać, wstydzę prosić, czuję,
że uwaga należy się teraz jemu. Zastanawiam się, ile mogę mieć szwów? Co
teraz przypomina moje ciało? Czy on patrzy na mój cewnik?
Słyszę głos, cichy, głęboki, aksamitny: "Nie bój się mały kwiatuszku, nie
bój się. Jesteś śliczna, zobaczysz, będziesz jeszcze biegać po łące". Czy mi
się wydaje, czy mam gorączkę, czy tracę ponownie przytomność, czy to
omdlenie. Szepczę: "Mówiłeś do mnie?". Słyszę: "Mówiłem". Niewiarygodne, nie
zdawało mi się. Wiem, jak w takim stanie męczą słowa, jak trudno mówić. W
nocy płakałam nad tym, że w takich miejscach słowa trącą wrodzony wdzięk, a
zdania są krótkie, potykają się i brzmią głucho. Staram się być odważna:
"Twój mężczyzna jest piękny, jeśli się postarasz zobaczysz go tam, w górze,
pod sufitem, trzepocze się razem z moją kobietą". On: "Trzeba prosić ich
żeby zostali, żeby wrócili". Jednak nie zwariowałam, jednak oni naprawdę tam
są. Nie jestem sama w przeczuciach. Nie jestem osamotniona. Mówię:
"Chciałabym odzyskać wiarę w słowa". On zaczyna opowiadać. Niemożliwe,
atakują mnie uśmiechy. Opowiada o pracy, o górach, o tym, jak należy
rozmawiać z drzewami i że w ogóle należy. Że nie ma żalu do drzew, że
należało mu się w końcu, że jest młody, że jeszcze nie kochał kobiety, że tu
pracują śliczne dziewczyny i cieszy się, że jest na tyle silny, aby móc je
podziwiać. Zaczynam nazywać go Moim Drwalem.
Trzecia doba
Dzisiaj przewrócono mnie na drugi bok. Wcześniej wyjęto mi cewnik, miałam
spróbować wykorzystać basen. Nie udało się, nie byłam w stanie unieść ud,
ból był silniejszy. Z powrotem mam więc foliowy woreczek, wypełniony czystą
cieczą. Ciecz w woreczku Mojego Drwala nie jest czysta. To podobno bardzo
źle, staram się nie myśleć o tym. Mój Drwal dzisiaj cały czas leży na
plecach. Pytam go, jak wyglądam od tyłu, ale nie może odwrócić głowy i nic
nie wiem. Nadal czuję pieczenie, wciąż narzekam. Na szczęście od jakiejś
godziny otacza mnie aksamitny głos, tym razem dowiaduję się, jak należy
uczyć się od drzew, jak je dotykać i prowokować do oddania wiary.
Czwarta doba
Umarł Drwal. Na oddziale małe zamieszanie, bo ktoś wybił szybę w sąsiedniej
sali. Ja wiem kto, ale się nie przyznaję. Zrobił to mężczyzna Mojego Drwala,
roztrzepotał się na dobre, nie wytrzymał, uciekł kilka godzin wcześniej i w
popłochu wybił szybę. Światło okazało się jedynym kierunkowskazem. Moja
kobieta drży. Nadal jest przestraszonym motylem.
Kilka miesięcy później
Dobrze, że przyzwyczaiłam się spać przy otwartym oknie. Rano chłodne powietr
ze pomaga wstać z łóżka. Jeszcze nie biegam po łące, jeszcze nie mam odwagi.
Na razie spaceruję, czasem jeszcze potykam się, trochę kuleję, trochę za
głośno oddycham. Moja kobieta nadal jest drżącym motylem, tyle że trzepocze
się bliżej, nie umyka już pod sufit, ale błąka się za mną jak cień.
Dzisiaj postanowiłam być odważna. Weszłam do pokoju, pozamykałam drzwi i
okna. Trochę duszno, ale nie mogę pozwolić, aby uciekła. Nie chcę, aby
strach przydusił w niej zdrowy rozsądek i. i przywiązanie do mnie.
Postawiłam przed sobą wielkie lustro. Jest lato, złociste słońce zatrzymało
się na mnie. Mam na sobie zwiewną, letnią sukienkę: jest grafitowa, ma dwa
ramiączka i sięga mi do kolan. Wystarczy mały ruch, niewielki wysiłek.
Patrzę do góry: motyl obija się o ściany, drży bardziej ode mnie. Ale ja już
postanowiłam. Jestem zdecydowana. Opuszczam jedno ramiączko, potem drugie.
Sukienka opada na podłogę. Nic się nie dzieje, nic. Nikt nie wybija szyby,
nie przygniata mnie rozpacz, nie pękają skrzydła motyla. Cisza. Przyglądam
się uważnie osobie w lustrze. Często wyobrażałam sobie "konsekwencje", tylko
nie umiałam ich nazwać, bo słowa, tak sądziłam, słowa przestały mi sprzyjać.
Zaczynam od dołu: ładnie ukształtowane łydki, lewe udo nieco chudsze od
prawego. To moja wina, zaniedbałam nogi, skupiając uwagę na sercu, płucach,
zapomniałam o nich. Ale to nic, są ładne, mają świeżą skórę, miodowy kolor i
twarde mięśnie. Przyglądam się dalej: brzuch jest płaski, mam wrażenia, że
zawsze był taki. Bałam się o piersi: jedna trochę większa od drugiej, ale -
dziwne - nie przeszkadza mi to, bo jestem pewna, że nadal potrzebują
pieszczot. Podnoszę wysoko ręce, rozpuszczam włosy, opadają na plecy i wcale
nie potykają się o blizny. Zaczynam cieszyć się, że naprawiali mnie od tyłu.
Uśmiecham się, osoba w lustrze odwzajemnia uśmiech.
Czuję delikatny dotyk skrzydeł na plecach. Trwam w bezruchu, od wielu
miesięcy nie była tak nisko. Nie chcę jej spłoszyć. Nieśmiało odwracam
głowę: nie ucieka. Myślę: "Duszno tu". Podchodzę do okna, otwieram je i wiem
już, wiem że nic się nie stanie.
Słońce wypełnia pokój. Serce bije mi szybciej, ale nie jest to niebezpieczny
rytm, bije mi rytmem motylim. Domyślam się, że kobieta się nie zmieniła, że
wciąż jest ta sama, tylko przez jakiś czas, jakiś czas musiałyśmy odpocząć
od siebie. Zaczynam ugniatać dłońmi włosy i śmiać się wspólnym śmiechem.
Myślę, że świeża trawa warta jest moich stóp, nawet jeśli nie biegną. Mówię:
"Razem będzie nam łatwiej, razem będziemy silniejsze".
|