Data: 2010-01-17 21:16:16
Temat: "O Jurku, któremu zabrakło atomów."
Od: XL <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
http://toyah.salon24.pl/149430,o-jurku-ktoremu-zabra
klo-atomow
" Ukazanie się drugiej odsłony Miasta Pana Cogito niefortunnie zbiega się
z doroczną eksplozją absolutnie bezprecedensowego fałszu i zakłamania,
funkcjonującego dziś pod symboliczną już nazwą Wielkiej Orkiestry
Świątecznej Pomocy. Piszę niefortunnie, bo - jak wiemy - dobre towarzystwo
jest w cenie, a złe wręcz przeciwnie. Choć z drugiej strony, można też na
tę zbieżność popatrzeć jak na okazję, by powiedzieć kilka słów prawdy.
Również na tematy o wiele bardziej ogólne, niż sam nędzny geszeft Jerzego
Owsiaka. W ostatnich dniach pojawiło się kilka tekstów (w tym parę
autorstwa wyżej podpisanego), w których starano się zdiagnozować to
niezwykłe zjawisko. Można więc też pewnie zaryzykować nawet opinię, że
wszystko zostało już powiedziane. Ja jednak wciąż czuję, że materia, z
którą przyszło nam się zmierzyć, stawia nieustanny opór i kiedy się wydaje,
że sprawa jest ostatecznie załatwiona, odrastają kolejne łby tego smoka i -
co wydawałoby się niemożliwe - mają się one zupełnie dobrze. Dziś moja
córka - zawodnik naprawdę twardy - poinformowała mnie, że słyszała, że nie
ma w Polsce szpitala, który nie funkcjonowałby bez choćby jednego bardzo
cennego urządzenia zakupionego przez WOŚP. I pyta mnie, jak mi się wydaje:
czy sytuacja, w której Owsiak z jakiegoś powodu przerywa swoją działalność,
wyjeżdża na te swoje ukochane Bahamy, a szpitale przestają otrzymywać to,
co otrzymywały dotychczas, to sytuacja zła czy dobra? Ona wszystko na temat
Owsiaka wie. Nawet nie ma jej co tłumaczyć, z kim mamy do czynienia, bo to,
co trzeba, już dawno dobrze przemyślała i przetrawiła. Ona chce znać
sytuację od strony czysto praktycznej.
Więc zastanawiam się, jak można opisać zjawisko, które na każdym
poziomie - zamysłu, organizacji i wykonania - stanowi czyste zło, a
jednocześnie w jego wyniku otrzymujemy pojedyncze, jednostkowe,
indywidualne dobro? Jak można pokazywać palcem na to zło, kiedy każde nasze
słowo natychmiast spotyka się z jak najbardziej realną i, według wszelkich
rozsądnych standardów, usprawiedliwioną kontrargumentacją? Oczywiście, ja
już to wszystko - zarówno w moich ostatnich tekstach, jak i w dwóch
wpisach sprzed kilku miesięcy - najlepiej jak mogłem wyjaśniłem. I wierzę
głęboko, że dla każdego otwartego umysłu moje słowa powinny stanowić
wystarczający powód do przynajmniej zastanowienia się nad faktyczną istotą
działalności charytatywnej, prowadzonej w taki sposób, jak to robi Owsiak.
Ale i nie tylko Owsiak. To, co on robi, jest znane od setek lat. W końcu
można Owsiaka szanować, ale - bez przesady - przecież on sam tego nie
wymyślił. To, co on robi, to klasyka. Więc i to, co ja piszę, to również
nic bardzo oryginalnego. Pomaganie bliźnim tak, by przy okazji mieć z tego
jak najwięcej dla siebie (czy to przyjemności wymiernych, czy też zwykłej
satysfakcji), zostało przeanalizowane skutecznie przez ludzi o wiele
mądrzejszych od nas. I poddane ocenie druzgocącej.
Czy ci klasyczni już krytycy dobroczynności prowadzonej poza Kościołem
mieli łatwo? Czy na ich argumenty nie przybiegali natychmiast czwórkami
świadkowie tego dobra, które się właśnie urzeczywistniło? Czy nie
pokazywali radosnych twarzy dzieci, które albo odzyskały zdrowie, albo po
prostu zwykłe szczęście - właśnie dzięki tym 'dobrym Samarytanom', ale
przede wszystkim wbrew zrzędzeniu 'niedzielnych filozofów'? Czy nawet tak
solidny, wydawałoby się, argument, jak ten najstarszy: Kiedy więc dajesz
jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na
ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam: ci otrzymali już
swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka
co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój,
który widzi w ukryciu, odda tobie. (Mt 6.3), nie spotykał się ze
wzruszeniem ramion i niezmiennym pytaniem: ,,I co z tego, skoro ktoś dostał
życie?"
Obawiam się zatem, że choćbyśmy dyskutowali do końca świata (albo nawet
- jak woli mówić ten przebiegły człowiek - jeszcze dłużej!), zawsze w końcu
staniemy przed ścianą utworzoną z czystej, niewzruszonej praktyki. Z -
można by rzec - prawdziwej, niepodważalnej fizyki. I właśnie to jest ten
moment, żeby powiedzieć coś na temat fizyki. I matematyki. A tym samym
pokazać, że może warto było po raz kolejny próbować zaczepić ten tak
wyślizgujący się nam z rąk temat.
Roald Dahl w swoich wspomnieniach z lat szkolnych opowiada o
zdziwaczałym nauczycielu matematyki, który pewnego dnia dał swoim uczniom
niezwykłą zagadkę. Wyjął mianowicie papierową chusteczkę, pomachał nią i
powiedział tak: Ta chusteczka ma grubość 1/100 cala. Składam ją na pół.
Osiąga grubość 2/100 cala. Składam ponownie - robi się gruba na 4/100 cala.
Składam raz jeszcze i teraz ona ma grubość 8/100 cala. Zagadka brzmi
następująco. Jak ona będzie gruba, kiedy złożę ją pięćdziesiąt razy?
Oczywiście, żadne dziecko - mimo że to była bardzo dobra prywatna szkoła,
a dzieci - angielskie, a i czasy bardzo przed-internetowe - nie umiało
nawet się zbliżyć do poprawnej odpowiedzi. Nie było nawet w stanie pojąć
całej idei, kryjącej się za tą zagadką. Otóż odpowiedź brzmiała
następująco: chusteczka osiągnie grubość jak stąd do księżyca... Więc tak.
To jest właściwa odpowiedź. Jak ktoś ma dobry kalkulator, to niech sobie
sprawdzi.
Kiedy po raz pierwszy czytałem ten tekst Dahla, byłem zachwycony a
jednocześnie oszołomiony i oczywiście nicnierozumiejący. Pewnego dnia
jednak spotkałem mojego znajomego, wybitnego fizyka, matematyka i w ogóle
pod wieloma względami osobę szczególną. I od razu postanowiłem wykorzystać
okazję i zwróciłem się do niego z dahlowską zagadką. On spojrzał na mnie
bez szczególnego zainteresowania, wzruszył ramionami i odparł: Nie wolno
mieszać fizyki z matematyką. W chusteczce nie ma wystarczającej liczby
atomów, żeby się tak dała rozciągnąć.
I to jest właśnie to, co mi się przypomniało, kiedy dziś, z jednej
strony próbuję opisać to, co widzę, gdy patrzę na owsiakowe szaleństwo, a z
drugiej strony słyszę te niewzruszone argumenty i absolutnie rzeczowe
dowody na to, jak bardzo moje pretensje są małe i bezsensowne. Sprawa
Wielkiej Orkiestry, tych wszystkich serduszek, puszek, tych Bahamów, tych
fundacji, tego Woodstocku, tych rachunków - sprawdzonych i niesprawdzonych
- w ogóle nie nadaje się do dyskusji. Nie ma żadnego sposobu, żeby ten
problem rozstrzygnąć w sposób ostateczny. W Wielkiej Orkiestrze Świątecznej
Pomocy nie ma wystarczającej liczby atomów, żeby sięgnąć tego pierwszego
punktu, w którym zaczyna się dobroczynność.
Nie można mieszać fizyki i matematyki. I na tym kończymy sprawę Owsiaka."
----------------------------------------------------
---------------------
I dwa z komentarzy pod tekstem:
1)
"Piszesz tak:
'Bo wbrew pozorom, WOŚP to nie Owsiak, a tysiące anonimowych ludzi, którzy
nie biorą serduszek, tylko zatrzymają się, wrzucą jałmużnę i idą dalej.'
Wbrew JAKIM pozorom? Tym, którym dałeś się zwieść?
Rzecz w notce Gospodarza Bloga jest o dobroczynności. Nie o nazwisku,
twarzy, czy przykrywce. Ta jest dziś taka, a jutro już zupełnie inna. Nie
ma się czym przejmować.
Stwierdziwszy powyższe, masz słuszność! Cała pierwsza część twojego
stwierdzenia jest słuszna, a WOŚP to rzeczywiście "nie Owsiak". Kłopot mam
jednak z drugą częścią twojej gromkiej wypowiedzi, bo jest ona tak
jednostronna, że aż kłamliwa.
Obok darczyńców udział w imprezie biorą bowiem zastępy mącicieli. Od
producentów domajają się cen wynoszących 1/4 katalogowej - jak myślisz, czy
nie kosztem SERWISU tych urządzeń w przyszłości? Bo serwis kosztuje,
natomiast wyprodukowanie (przy dzisiejszych możliwościach technik
wytwórczych) niekoniecznie. Niektóre z urządzeń można by rozdawać, byle by
odbiorca SERWIS zamówił. Zaczynasz pojmować pierwszą tajemnicę chucpy
WOŚP-owej, skrywaną oczywiście skrzętnie przed nieświadomym tych faktów
społeczeństwem?
A tam jest jeszcze więcej: organizatorzy, dziennikarze, nieświadomi
uczestnicy, świadomi agitatorzy...
Na wołowej skórze nie spiszesz nacisków, półprawd, i przekrętów. Widocznych
już przy pierwszym kursorycznym rzucie okiem, i to z daleka. Więc rzucaj.
Bez bielma."
2)
"Pochwalę Ci się, że nigdy nie dałem na Owsiaka nawet złotówki. Nie podoba
mi się ten człowiek, drażni mnie i absolutnie nie budzi zaufania.
Dziwi mnie szczerze, że - jak widać po salonowych wpisach i dyskusjach -
jest aż tylu naiwnych to zaufanie mu okazujących. Ba, bić się prawie są
gotowi i wyzywać.
Dla mnie cała ta akcja zbiórki pieniędzy na sprzęt do leczenia dzieci w
państwowych szpitalach jest kompromitującym przejawem nieudolności państwa.
Ludzie płacący co miesiąc kilkaset złotych podatków m.in. na leczenie
dzieci, wierzą, że więcej dobrego robią kupując jakieś serduszko za złotych
pięć.
Owsiak się szczyci, że takie przedsięwzięcie udało się tylko w Polsce. A to
przecież raczej powód do wstydu. Przynajmniej dla władz powinien to być
powód do wstydu.
A dzieci to tak wygodna i pewna tarcza!
Pamiętam, jak na którejś z Komisji Śledczych zaimponowała mi, na swój
sposób, Jolanta Kwaśniewska. Zapytana o to, czy spotkała się kiedyś z Kuną,
Żaglem czy jakimś innym diabłem, odpowiedziała spokojnie i rzeczowo, że
tak, na organizowanym przez jej Fundację turnieju dzieci na wózkach
inwalidzkich.
W praktyce zamknęła tą odpowiedzią usta pytających.
Jak powiedziałem, ja temu człowiekowi nie wierzę i nie będzie dla mnie
jakimkolwiek zaskoczeniem, kiedy któregoś dnia bańka pryśnie i dowiemy się
o jakiś skandalach.
Mam nadzieję, że tej chwili doczekamy."
Pod całością się podpisuję, ale co do ostatniego zdania - mam nadzieję, że
NIE doczekamy. Bo to by pozbawiło ufnych i dobrych ludzi wszelkiej nadziei
i wiary w jakikolwiek sens bycia dobrym.
Notabene:
http://www.bryk.pl/teksty/liceum/pozosta%C5%82e/mate
matyka/23432-historyjka_matematyczna.html#forward
--
Ikselka - z zaświatów //Dałam, no, znowu jak co roku dałam "na Owsiaka".
Opadli nas dwoje czterej!!! nachalni "puszkarze" pod kościołem, ci sami i
przed, i po mszy, a głupio było nie dać, kiedy człowiekowi wobec reszty
zmierzających do i z kościoła współwierców 4 puszki na raz się przed nos
wepchały. Ale to ostatni raz, od przyszłego roku się zdecydowanie opędzę,
choćby kijem. Tak postanowiliśmy z MŚK właśnie przed chwilą, niemal w tym
momencie, kiedy to piszę.
Tęskniących pozdrawiam; wrócę za czas niedługi :-***
|