Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.onet.pl!news.memax.k
rakow.pl!news.dtcentrum.com!bti.pl!orion.cst.tpsa.pl!news.tpnet.pl!not-for-mail
From: "Duch<->" <a...@f...onet.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
References: <CREc4.18845$N3.441883@news.tpnet.pl>
<y0Ic4.19636$N3.459540@news.tpnet.pl>
<Gk4d4.24191$N3.569638@news.tpnet.pl>
<5oad4.25698$N3.596931@news.tpnet.pl>
<86id4.26482$N3.616018@news.tpnet.pl>
<J%ld4.27563$N3.635380@news.tpnet.pl>
Subject: Odp: Czy politycy są dobrymi psychologami?
Lines: 148
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 5.00.2417.2000
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V5.00.2314.1300
Message-ID: <p0qd4.28509$N3.658164@news.tpnet.pl>
Date: Fri, 07 Jan 2000 18:12:37 GMT
NNTP-Posting-Host: 212.160.167.115
X-Complaints-To: a...@t...pl
X-Trace: news.tpnet.pl 947268757 212.160.167.115 (Fri, 07 Jan 2000 19:12:37 MET)
NNTP-Posting-Date: Fri, 07 Jan 2000 19:12:37 MET
Organization: TPNET - http://www.tpnet.pl
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:37295
Ukryj nagłówki
> Jejku, ty ciągle w socjotechnice widzisz metodę na rozwiązanie problemów
> partii, która nie ma większego poparcia. Wierz mi, kilka sztuczek nie
> wystarczy, by partia zdobyła władzę.
Fakt, dla partii ktora "startuje", sztuczki socjotechniczne
sie malo przydarza, bo chocby jak je oglosic, jesli brak dostepu do
telewizji
i prasy?
Wczesniej chodzilo mi istniejace juz na rynku partie polityczna.
Co do partii "startujacej": marne szanse.
Po pierwsze jesli takowa XY zaczyna sie "wgryzac" w scene polityczna
(w Polsce),
i rzeczywiscie zaczyna zyskiwac popularnosc, to juz istniejace partie
(a raczej uklady ktore za nimi stoja, czyli np dostep do telewiji, radia)
solidarnie zjednocza sie przeciwko takowej i albo nastapi cisza
w mediach, albo okaze sie, ze np. lider partii XY ma nielegelne
mieszkanie na ..., albo bije zone (Tyminski, prawda?).
A to, ze to byla nieprawda? A kogo po 4 latach bedzie interesowac,
ze to byla nieprawda (zreszta: patrz nizej, przyklad wojny w zatoce)?
> Podkreślam - na sukces składa się
> mnóstwo czynników i praca bardzo wielu osób - specjaliści od zachowań
> społecznych stanowią raczej niewielką grupę, i nie zawsze to oni kierują
> kampanią.
A jakie to sa czynniki? Czesc juz byla wymieniona. Moze zrobic liste?
> O to mniej więcej chodzi. Nie da się do końca przewidzieć efektów
podjętych
> działań. Może się zdarzyć, że w pewnym momencie wyskakuje nieznana do tej
> pory okoliczność i aby zniwelować jej skutki trzeba się nieźle
nakombinować.
> Troszkę tych tematów dotykają "Barwy kampanii" - taka sobie średnia
> beletrystyka, ale w przeciwieństwie do filmu ma się okazję przemyśleć
kilka
> rzeczy. Także książka Lisa "Jak się to robi w Ameryce" nieco
odkoloryzowuje
> całą imprezę zwaną kampanią wyborczą.
Juz czuje, ze ta druga pozycja bedzie lepsza, musze ja przeczytac.
> Oczywiście - gra na emocjach to najprostszy sposób perswazji.
> Dawno, dawno temu, na samym początku wojny w Zatoce Perskiej, w
> amerykańskich kanałach telewizyjnych pokazała się dziewczynka, która
łakając
> opowiadała, że WIDZIAŁA jak to wstrętni irakijscy żołnierze weszli do
> kuwejckiego szpitala i wyrzucali dzieci z inkubatorów.
> Po latach okazało się, że najpierw przeprowadzono badania, które wykazały,
> że właśnie na tego rodzaju wiadomość amerykanie przeładują karabiny. No i
> ujawniła się też tożsamość tej dziewczynki - była to córeczka ambasadora
> Kuwejtu w USA.
Dokladnie. I jeszcze jedno: okazalo sie, ze to byla nieprawda
(nie-bylo dzieci wyrzucanych z inkubatorow).
Czy ktos teraz odwola tamta wojne? ;-)
> Trudno mówić o "zaufaniu" kiedy wszyscy mają się zachowywać jak szczwane
> lisy. W tego rodzaju strukturach trudno mówić o demokracji, musi być
osoba,
> która jednoosobowo podejmuje ostateczne decyzje. Pytanie: kto nią jest?
> Powtarzam - w tym sztabie jest jedna osoba, która decyduje o opcji, którą
> zastosują. Najprawdopodobniej nie jest nią B. Clinton.
W przypadku Clintona pewien sztab dobrze zgranych ludzi, chyba czytalem
nawet ich biografie.
W przypadku np. polskich politykow-liderow, raczej oni sami dla siebie,
chyba ze Alex.
> W sumie też tak myślę. Generalnie bardzo nisko cenię p. Clintona (i to
nawet
> nie ze względu na wielkie afery). Dla mnie jest zwykłym drobnym krętaczem,
> chociaż dla naszej dyskusji tego rodzaju opinie nie mają znaczenia.
Wlasnie ;-)
> To co wymieniłeś, też leży w gestii polityki, konkretniej jej działu
zwanego
> polityką społeczną.
To sorry, rzeczywiscie, chodzi pewnie o polityką społeczną.
> Swoją wypowiedzią mógłbyś otworzyć nóz w kieszeni niejednemu
> socjaldemokracie.
Pewnie tak.
> Jeżeli interesuje cię marketing polityczny, to pierwszy
> krok jaki musisz podjąć to wyzbyć się wpływu twoich osobistych przekonań
na
> ocenę sytuacji (przede wszystkim w kategoriach "lepsze/gorsze"). To
> podstawowy błąd, za który się płaci kolejnymi porażkami. Nie mówię by być
> osobą bezideową, ale trzeba wypracować sobie pewien dystans, tak aby twoje
> przekonania, i twój system wartości nie miał wpływu na jasność twojego
> myślenia.
Zgodze sie.
> Czyli "normalniacy" wcale nie mają ochoty zdobywać władzy (zachowują się
> niekonsekwentnie). Bo pewne zabiegi są obowiązkowe.
> Można spokojnie porównać to do producenta jakiegoś produktu, który
> nieszczególnie dużo uwagi poświęca zachęcaniu klientów do zakupu tegoż
> produktu.
Zgoda. Ale co gdy nalezy wybrac:
albo dobro ludzi (np. gosopdarki), albo popularnosc i poparcie ludzi,
nie baczac na rozsadek. Ten polityk ktory wybiera popularnosc - wygrywa.
Zreszta widac to po aktualnym rzadzie.
Czy myslisz, ze dalo sie tak zrobic, zeby aktualny rzad nie stracil tak
duzo popularnosci? Moze...
> Wygląd jest sprawą oczywistą. Prosta zależność, bardziej lubimy osoby
ładne
> i to im przypisujemy cechy pozytywne. Nie ma w tym żadnej wiekszej
> filozofii. Jak myślisz, dlaczego spędzam codziennie dobrą chwilę przed
> lustrem, kosztuję się na ubrania zgodne z moją wizją siebie, czy używam
> perfum identyfikujących mnie?
> Dodam, że nie mam zamiaru bawić się w pierwszoliniową politykę.
> Ten temat akurat jest dla mnie bardzo interesującym. Głównie ze względu na
> to, że szukam sposobu jak zniwelować wpływ tego rodzaju danych na
elektorat.
Glosno mysle:
hmmm... pierwsze pytanie: dlaczego ludzie lubia tego polityka ktora ma
popularnosc.
A czemu nie lubia tego ktory jest niepopulany?
Bo meze byc opluwany...
Jak powiem: "Lubie tego polityka X'a",
a ktos mi powie: "Co? tego matola?"
To jak mam go bronic, jesli wszyscy tak twierdza?
I czy nie bedzie mi przykro?
Tak!
Albo zelazna logika i *prawda*
moze kogos przekonac do X'a i to po pewnym czasie,
albo poprzez emocje *ten X jest OK, ale jego przeciwnik
Y to zlodziej, zobacz jak on..."
A wiec wole polityka ktory ma popularnosc bo jest dobry
(w koncu "wszyscy to wiedza") i moge twardo za nim stac bo
"wiadomo, ze mam racje", moge sie bronic w razie ataku.
Pozdrawiam,
Duch, a...@p...com
|