Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Odp: Czy politycy są dobrymi psychologami?

Grupy

Szukaj w grupach

 

Odp: Czy politycy są dobrymi psychologami?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2000-01-07 00:25:37

Temat: Odp: Czy politycy są dobrymi psychologami?
Od: "Asmira" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Duch<-> <a...@f...onet.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:Gk4d4.24191$N...@n...tpnet.pl...
> > U nas wciąż jeszcze marketing polityczny znajduje się na bardzo nędznym
> > poziomie. Jak do tej pory wypadki robienia naprawde profesjonalnych kamp
> anii
> > były pojedyncze. I z braku czegoś lepszego ze strony konkurentów,
okazały
> > się również skuteczne.
>
> Wiesz co? Rzeczywiscie, zapomnialem o "profesjonalnej kampani" czyli o
> zacheceniu do programu danej partji. Ale chyba nie tedy droga.
> Tzn. ta kampania jest dobra, z tym wydaje mi sie, ze sa bardziej skuteczne
> srodki:
> 1. po pierwsze "krzywda": "Jestescie pokrzywdzeni i nalezy wam sie zadoscu
> czynienie
> i my wam to damy, to co wam sie slusznie nalezy, glosujcie na
nas!"(...)

> > Nie sądzę by politycy stosowali jakieś szersze kampanie z wykorzystaniem
> > technik socjotechniocznych, czy wiedzy z zakresu psychologii.
>
> Nasi - polscy - nie. Bill & company stosuja i to na bardzo zaawansowanym p
> oziomie.
> Z tym, ze bardzo zaawansowany oznacza "subtelny i malo widoczny". To
troche
> tak jak
> z kobieta: "im mniej zauwazalny, makijaz, tym lepiej" (nie mowie o braku m
> akijazu :-))) )

Czytałam jakiś czas temu wypowiedź ludzi, którzy robili kampanię naszemu
prezydentowi (pracowali również dla B.Clintona) z której wynikało, że wiele
metod, których byli pewni na naszym gruncie nie zadziałało. Być może problem
był w tym, że nie mieli zbyt dużego pojęcia o warunkach naszego
społeczeństwa.


> > Twierdzę
> > również, ze jest to właściwie nierealne
>
> ... oj jest bardzo realne....

Nie twierdze, że pewne techniki wykorzystane w kampanii nie
przyniosąwymiernych sukcesów, ale stojęna stanowisku, że nie mozna dzieki
zabiegom socjotechnicznym całkowicie kontrolować elektorat.
Podstawową trudnością jest zaangażowanie odpowiednich środków finansowych.
Bo zmanipulować można dokładnie każdą osobę w państwie, tylko pytanie: czy
będzie się to kalkulowało.

>
> .., tak!, wiec w polit-socjotechnice chodzi wlasnie o to,
> zeby oddzialywac na te rozne grupy.... albo na jedna
> ale szeroka.... (np. emerytow, "powinniscie miec podwyzki")
> Przygladaj sie uwazniej Billowi! :-)))

Przygladam się uważnie. Stany Zjednoczone mają to do siebie, że większość
ludzi jest stałym elektoratem którejś partii. Gra toczy się o 17%
niezdecydowanych, którą stanowią w głównej mierze ci, którzy od niedawna są
obywatelami amerykańskimi i młodzi ludzie, którzy głosują po raz pierwszy.
Rozumiem, że w tej grze cel uświęca środki, i że wszystkie chwyty są
dozwolone.

>
> > Poza tym kandydaci również są ludźmi i czesto
> > popełniają błędy po prostu wynikające z ich ludziej natury - ulegają
> > emocjom, boją się przesadnie o własny wizerunek, uwazają, ze są "lepsi'
i
> > mądrzejsi od ludzi ze swojego sztabu wyborczego, itp.
>
> Tak! Ale piszesz o naszych, polskich politykach: dla jednych z nich
> najwazniejsza jest dobro gospodarki, dla innych majatek,
> jeszcze innych zemsta na przeciwniku.
> Zabiegi "socjo-technicznymi" do zjednywania sobie jak najwiekszej liczby l
> udzi,
> nie sa jeszcze tak bardzo zaawansowane, jak u Billa.

Jeżeli Clinton tak całkowicie poddawałby się swojemu sztabowi wyborczemu,
znaczyłoy to wyłącznie tyle, że to nie on rządzi Stanami, ale jest ktoś
jeszcze.
>
> > Psychologii w polityce jest tak samo dużo jak i w innych dziedzinach
życia
> > społecznego.
>
> Zycia Spolecznego czyli np. spoleczne skladki dobroczynne, polityka, spole
> czna sluzba zdrowia,
> sprawiedliwosc spoleczna - to tak, jest duzo psychologii.

Rozumiem, że wypowiedź ironiczna.
>
> > Polityków jednak jest moim zdaniem o wiele łatwiej
> > "zlustrować", poznać ich mechanizmy działania (to moje własne
> > doswiadczenie).
>
> Nie rozumiem...

Wystarczy poobserwować ich na wiecach, podejść i podać rękę, zadeklarować
się jako zwolennik. W Polsce bardzo łatwo wkręcić się do najbliższego
otoczenia, czy nawet do robienia kampanii.

>
> Bo jak chcesz rozpatrywac plan gosp. normalne tj. pod wzgledem
skutecznosci
> gospodarczej, to taki program moze byc naprawde dobry,
> ale "lud" wybierze *nie* ten program,
> ale polityka ktory pociagnie ich przy pomocy sztuczek socjotechnicznych,
> (mniejsza o dobry program).

To czy program prawicowy, czy lewicowy jest tym "dobrym/złym" to wyłącznie
kwestie doktrynalne. Bo odróznić można jeszcze program realny od pobożnych
życzeń.
Rozumiem, że chodzi ci głównie o to czy można osiągnąć skuteczność
polityczną dzięki zabiegom socjotechnicznym.
Wyobraź sobie sytuację, że wszystkie partie najmujasuper fachowców - nie
tylko od socjotechniki, ale i politologów, wrózki, chirurgów plastycznych
itd. Wszystkie kampanie przygotowuje się w najdrobniejszych szczegółach. Jak
myślisz, kto wygra?
>
> Uzyje nazwiska: Gronkiewicz-Waltz (nie jestem ani przeciwnikiem ani zwolen
> nikiem, to
> niewazne!)
> Patrze kiedys na TV pare dni i ...czemu tak czesto ja pokazuja (jak
nigdy?)
> i to w dosc
> pozytywnym swietle? Efekt? Poparcie okolo 25%. Ale za 2 tygodnie... cisza.
> Nie widze jej. I tak do konca. I oczywiscie poparcie zaczelo regularnie sp
> adac, az do
> chyba +- 1%.
> Z tym, ze byl to nowy polityk na scenie. Na starych politykow, "reklama te
> lewizyjna"
> wplywa toporniej bo ludzie maja juz na ich temat "utarty poglad".
>
> .... ot prosze! Kolejna "zasada" w zabiegach "polit-socjo-technicznych".
>
> Pozdrawiam, Duch, a...@p...com
>
To co opisałeś było wyłącznie popisem władzy już istniejacej. Wiadomo, że
duże firmy sondażowe mają jakąś tam renomę i wiarygodność. Jak się im
odpowiednio zapłaci, podejrzewam, że mogą ogłosić wyniki trochę "lepsze".
Dotyczy to również telewizji.
Dokładnie pamiętam panikę po wyborach, kiedy jeszcze AWS nie miał
szczególnego wpływu na wewnętrzne sprawy TVP, a oni już zapobiegawczo
puszczali programy wybitnie katolickie.

Pozdrawiam
Asmira




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2000-01-07 09:12:36

Temat: Odp: Czy politycy są dobrymi psychologami?
Od: "Duch<->" <a...@f...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Czytałam jakiś czas temu wypowiedź ludzi, którzy robili kampanię naszemu
> prezydentowi (pracowali również dla B.Clintona) z której wynikało, że
wiele
> metod, których byli pewni na naszym gruncie nie zadziałało. Być może
problem
> był w tym, że nie mieli zbyt dużego pojęcia o warunkach naszego
> społeczeństwa.

Tez tak mysle. Czesc pewnie bedzie dzialala, ale czesc zabiegow trzeba
dostosowac do naszego speleczestwa, a czesc calkowiecie nowych wymyslec.

Bardzo ciekawe jakies sa te soc-metody?

> Nie twierdze, że pewne techniki wykorzystane w kampanii nie
> przyniosąwymiernych sukcesów, ale stojęna stanowisku, że nie mozna dzieki
> zabiegom socjotechnicznym całkowicie kontrolować elektorat.
> Podstawową trudnością jest zaangażowanie odpowiednich środków finansowych.
> Bo zmanipulować można dokładnie każdą osobę w państwie, tylko pytanie: czy
> będzie się to kalkulowało.

Moze tak: dzieki soc-technikom mozna wiele zdzialac ale nie wszystkie
sztuczki
sie udaja, czasami mozna nawet wyjsc gorzej. Co do zabiegow Bill (z
Lewinski),
do konca nie bylo wiadomo, jaki bedzie efekt (czyli rezultat "ankiet
popularnosci").

> Stany Zjednoczone mają to do siebie, że większość
> ludzi jest stałym elektoratem którejś partii. Gra toczy się o 17%
> niezdecydowanych, którą stanowią w głównej mierze ci, którzy od niedawna

> obywatelami amerykańskimi i młodzi ludzie, którzy głosują po raz pierwszy.
> Rozumiem, że w tej grze cel uświęca środki, i że wszystkie chwyty są
> dozwolone.

Zgoda. Z tym "cel uswieca srodki" jak zauwazylem jest tak: bylo kiedys
2 politykow: jeden powiedzial prawde, drugi "byl eleastyczny"
(czyli troche krecil, kombinowal, tak pod publike) i w efekcie jakiegos
tam sporu ludzie - na pytanie kto ma racje - wskazali na tego drugiego.
Bo emocje ludzi: to klucz (a nie portfele, czy prawda)

> Jeżeli Clinton tak całkowicie poddawałby się swojemu sztabowi wyborczemu,
> znaczyłoy to wyłącznie tyle, że to nie on rządzi Stanami, ale jest ktoś
> jeszcze.

Mysle, ze sie poddaje i to calkowiecie (ale, bo chce i ufa sztabowi, w koncu
to on go "wypromowal").
Napisales:
> Poza tym kandydaci również są ludźmi i czesto
> popełniają błędy po prostu wynikające z ich ludziej natury - ulegają
> emocjom, boją się przesadnie o własny wizerunek, uwazają, ze są "lepsi' i
> mądrzejsi od ludzi ze swojego sztabu wyborczego, itp.

Wlasnie. Jesli Bill ma do wyboru, swoje emocje lub te co mu proponuje
(lub na ktore pozwala) sztab, to wybiera sztab, sztab wie lepiej, to jasne.

> > Zycia Spolecznego czyli np. spoleczne skladki dobroczynne, polityka,
spole
> > czna sluzba zdrowia,
> > sprawiedliwosc spoleczna - to tak, jest duzo psychologii.
>
> Rozumiem, że wypowiedź ironiczna.

Nie ironiczna, dlaczego? No moze troche ;-). Np. ksztalt
naszej sluzba zdrowia jest wynikiem przepychanek pomiedzy pewnymi
emocjami ludzi a racjonalnoscia, z przewaga oczywiscie tego pierwszego,
tak mi sie wydaje. Ale to psychologia "nieswiadoma", nikt tym nie steruje.

> To czy program prawicowy, czy lewicowy jest tym "dobrym/złym" to wyłącznie
> kwestie doktrynalne. Bo odróznić można jeszcze program realny od pobożnych
> życzeń.

Wlasnie, bo co to znaczy dobry program? W tym prawdziwym znaczeniu:
"dobry", czy to oznacza, ze jest on realny - wykonalny, a nie tylko pobozne
rzyczenia?
Raczej tak.
A co do planu ktory jest wykonalny, ma poparcie spoleczne, ale w dalszej
konsekwencji doprowadzi do upadku panstwa?
Np. "3/4 majateku panstwa oraz bogatszych nalezy rozdac wsrod biednych.
I kazdy sredniak i biedny dostanie okolo 3000 PLN".
Wykonalny? Tak (choc na karabinach). Bedzie mial wiekszosciowe poparcie?
Tak.
Ale wiadomo zly. Dlaczego?
Bo niszczy pewne uklady/struktury spoleczne? To co, moze one nie byly
sprawiedliwe?
Jak to ocenic?

> Rozumiem, że chodzi ci głównie o to czy można osiągnąć skuteczność
> polityczną dzięki zabiegom socjotechnicznym.
> Wyobraź sobie sytuację, że wszystkie partie najmujasuper fachowców - nie
> tylko od socjotechniki, ale i politologów, wrózki, chirurgów plastycznych
> itd. Wszystkie kampanie przygotowuje się w najdrobniejszych szczegółach.
Jak
> myślisz, kto wygra?

Niewiadomo :-). Ale jezeli polit-soc-technik walczy z "normalniakiem", to
wygrywa
sco-technik i dlatego soc-technikow bedzie coraz wiecej i beda coraz lepsi.
A .... przeciez, kilku amerykanskich kandydatow na prezydenta dokonywalo
liftingu
(przynajmiej od czasu powstania telewizji), pamieta jednego ktory wykonal
korekcje
zebow bo niekorzystnie wygladal podczas usmiechu (nie pamietam ktory).
Nastepny fakt: od czasu powstania telewizji, w ameryce zaczeli wygrywac
tylko *mlodsi*
kandydaci i od tego czasu ani razu nie zostal wybrany starszy (no, moze tyko
raz), czyli
wygrywa rowniez prezencja, duch mlodosci. :-)))

> To co opisałeś było wyłącznie popisem władzy już istniejacej. Wiadomo, że
> duże firmy sondażowe mają jakąś tam renomę i wiarygodność. Jak się im
> odpowiednio zapłaci, podejrzewam, że mogą ogłosić wyniki trochę "lepsze".
> Dotyczy to również telewizji.

Zgoda. I co wiecej. Jak "wychodzi" nagle w sondazach, ze ktos ma poparcie
to ludzie zaczynaja tez jego popierac i "pobozne zyczenie staje sie faktem".

Pozdufka,
Duch, a...@p...com



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-01-07 13:38:49

Temat: Odp: Czy politycy są dobrymi psychologami?
Od: "Asmira" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Duch<-> <a...@f...onet.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:86id4.26482$N...@n...tpnet.pl...
>
> Tez tak mysle. Czesc pewnie bedzie dzialala, ale czesc zabiegow trzeba
> dostosowac do naszego speleczestwa, a czesc calkowiecie nowych wymyslec.
>
> Bardzo ciekawe jakies sa te soc-metody?

Jejku, ty ciągle w socjotechnice widzisz metodę na rozwiązanie problemów
partii, która nie ma większego poparcia. Wierz mi, kilka sztuczek nie
wystarczy, by partia zdobyła władzę. Podkreślam - na sukces składa się
mnóstwo czynników i praca bardzo wielu osób - specjaliści od zachowań
społecznych stanowią raczej niewielką grupę, i nie zawsze to oni kierują
kampanią.
>
> > Nie twierdze, że pewne techniki wykorzystane w kampanii nie
> > przyniosąwymiernych sukcesów, ale stojęna stanowisku, że nie mozna
dzieki
> > zabiegom socjotechnicznym całkowicie kontrolować elektorat.
> > Podstawową trudnością jest zaangażowanie odpowiednich środków
finansowych.
> > Bo zmanipulować można dokładnie każdą osobę w państwie, tylko pytanie:
czy
> > będzie się to kalkulowało.
>
> Moze tak: dzieki soc-technikom mozna wiele zdzialac ale nie wszystkie
> sztuczki
> sie udaja, czasami mozna nawet wyjsc gorzej. Co do zabiegow Bill (z
> Lewinski),
> do konca nie bylo wiadomo, jaki bedzie efekt (czyli rezultat "ankiet
> popularnosci").

O to mniej więcej chodzi. Nie da się do końca przewidzieć efektów podjętych
działań. Może się zdarzyć, że w pewnym momencie wyskakuje nieznana do tej
pory okoliczność i aby zniwelować jej skutki trzeba się nieźle nakombinować.
Troszkę tych tematów dotykają "Barwy kampanii" - taka sobie średnia
beletrystyka, ale w przeciwieństwie do filmu ma się okazję przemyśleć kilka
rzeczy. Także książka Lisa "Jak się to robi w Ameryce" nieco odkoloryzowuje
całą imprezę zwaną kampanią wyborczą.
>
>
> Zgoda. Z tym "cel uswieca srodki" jak zauwazylem jest tak: bylo kiedys
> 2 politykow: jeden powiedzial prawde, drugi "byl eleastyczny"
> (czyli troche krecil, kombinowal, tak pod publike) i w efekcie jakiegos
> tam sporu ludzie - na pytanie kto ma racje - wskazali na tego drugiego.
> Bo emocje ludzi: to klucz (a nie portfele, czy prawda)

Oczywiście - gra na emocjach to najprostszy sposób perswazji.
Dawno, dawno temu, na samym początku wojny w Zatoce Perskiej, w
amerykańskich kanałach telewizyjnych pokazała się dziewczynka, która łakając
opowiadała, że WIDZIAŁA jak to wstrętni irakijscy żołnierze weszli do
kuwejckiego szpitala i wyrzucali dzieci z inkubatorów.
Po latach okazało się, że najpierw przeprowadzono badania, które wykazały,
że właśnie na tego rodzaju wiadomość amerykanie przeładują karabiny. No i
ujawniła się też tożsamość tej dziewczynki - była to córeczka ambasadora
Kuwejtu w USA.
>
> > Jeżeli Clinton tak całkowicie poddawałby się swojemu sztabowi
wyborczemu,
> > znaczyłoy to wyłącznie tyle, że to nie on rządzi Stanami, ale jest ktoś
> > jeszcze.
>
> Mysle, ze sie poddaje i to calkowiecie (ale, bo chce i ufa sztabowi, w
koncu
> to on go "wypromowal").

Trudno mówić o "zaufaniu" kiedy wszyscy mają się zachowywać jak szczwane
lisy. W tego rodzaju strukturach trudno mówić o demokracji, musi być osoba,
która jednoosobowo podejmuje ostateczne decyzje. Pytanie: kto nią jest?

> Napisales:
> > Poza tym kandydaci również są ludźmi i czesto
> > popełniają błędy po prostu wynikające z ich ludziej natury - ulegają
> > emocjom, boją się przesadnie o własny wizerunek, uwazają, ze są "lepsi'
i
> > mądrzejsi od ludzi ze swojego sztabu wyborczego, itp.
>
> Wlasnie. Jesli Bill ma do wyboru, swoje emocje lub te co mu proponuje
> (lub na ktore pozwala) sztab, to wybiera sztab, sztab wie lepiej, to
jasne.

W sumie też tak myślę. Generalnie bardzo nisko cenię p. Clintona (i to nawet
nie ze względu na wielkie afery). Dla mnie jest zwykłym drobnym krętaczem,
chociaż dla naszej dyskusji tego rodzaju opinie nie mają znaczenia.
Powtarzam - w tym sztabie jest jedna osoba, która decyduje o opcji, którą
zastosują. Najprawdopodobniej nie jest nią B. Clinton.

> > > Zycia Spolecznego czyli np. spoleczne skladki dobroczynne, polityka,
> spole
> > > czna sluzba zdrowia,
> > > sprawiedliwosc spoleczna - to tak, jest duzo psychologii.
> >
> > Rozumiem, że wypowiedź ironiczna.
>
> Nie ironiczna, dlaczego? No moze troche ;-). Np. ksztalt
> naszej sluzba zdrowia jest wynikiem przepychanek pomiedzy pewnymi
> emocjami ludzi a racjonalnoscia, z przewaga oczywiscie tego pierwszego,
> tak mi sie wydaje. Ale to psychologia "nieswiadoma", nikt tym nie steruje.

Życia społecznego, tzn. czyli zgodnie z ogólnie przyjętymi kanonami
terminologii wszystkich tych sytuacji w któych mamy do czynienia z
interakcjami międzyludzkimi - począwszy od zawierania małzeństw na wielkim
biznesie kończąc.
To co wymieniłeś, też leży w gestii polityki, konkretniej jej działu zwanego
polityką społeczną.
>
> > To czy program prawicowy, czy lewicowy jest tym "dobrym/złym" to
wyłącznie
> > kwestie doktrynalne. Bo odróznić można jeszcze program realny od
pobożnych
> > życzeń.
>
> Wlasnie, bo co to znaczy dobry program? W tym prawdziwym znaczeniu:
> "dobry", czy to oznacza, ze jest on realny - wykonalny, a nie tylko
pobozne
> rzyczenia?
> Raczej tak.
> A co do planu ktory jest wykonalny, ma poparcie spoleczne, ale w dalszej
> konsekwencji doprowadzi do upadku panstwa?
> Np. "3/4 majateku panstwa oraz bogatszych nalezy rozdac wsrod biednych.
> I kazdy sredniak i biedny dostanie okolo 3000 PLN".
> Wykonalny? Tak (choc na karabinach). Bedzie mial wiekszosciowe poparcie?
> Tak.
> Ale wiadomo zly. Dlaczego?
> Bo niszczy pewne uklady/struktury spoleczne? To co, moze one nie byly
> sprawiedliwe?
> Jak to ocenic?

Swoją wypowiedzią mógłbyś otworzyć nóz w kieszeni niejednemu
socjaldemokracie. Jeżeli interesuje cię marketing polityczny, to pierwszy
krok jaki musisz podjąć to wyzbyć się wpływu twoich osobistych przekonań na
ocenę sytuacji (przede wszystkim w kategoriach "lepsze/gorsze"). To
podstawowy błąd, za który się płaci kolejnymi porażkami. Nie mówię by być
osobą bezideową, ale trzeba wypracować sobie pewien dystans, tak aby twoje
przekonania, i twój system wartości nie miał wpływu na jasność twojego
myślenia.

>
> Niewiadomo :-). Ale jezeli polit-soc-technik walczy z "normalniakiem", to
> wygrywa
> sco-technik i dlatego soc-technikow bedzie coraz wiecej i beda coraz
lepsi.
> A .... przeciez, kilku amerykanskich kandydatow na prezydenta dokonywalo
> liftingu
> (przynajmiej od czasu powstania telewizji), pamieta jednego ktory wykonal
> korekcje
> zebow bo niekorzystnie wygladal podczas usmiechu (nie pamietam ktory).
> Nastepny fakt: od czasu powstania telewizji, w ameryce zaczeli wygrywac
> tylko *mlodsi*
> kandydaci i od tego czasu ani razu nie zostal wybrany starszy (no, moze
tyko
> raz), czyli
> wygrywa rowniez prezencja, duch mlodosci. :-)))

Czyli "normalniacy" wcale nie mają ochoty zdobywać władzy (zachowują się
niekonsekwentnie). Bo pewne zabiegi są obowiązkowe.
Można spokojnie porównać to do producenta jakiegoś produktu, który
nieszczególnie dużo uwagi poświęca zachęcaniu klientów do zakupu tegoż
produktu.

Wygląd jest sprawą oczywistą. Prosta zależność, bardziej lubimy osoby ładne
i to im przypisujemy cechy pozytywne. Nie ma w tym żadnej wiekszej
filozofii. Jak myślisz, dlaczego spędzam codziennie dobrą chwilę przed
lustrem, kosztuję się na ubrania zgodne z moją wizją siebie, czy używam
perfum identyfikujących mnie?
Dodam, że nie mam zamiaru bawić się w pierwszoliniową politykę.
>
> > To co opisałeś było wyłącznie popisem władzy już istniejacej. Wiadomo,
że
> > duże firmy sondażowe mają jakąś tam renomę i wiarygodność. Jak się im
> > odpowiednio zapłaci, podejrzewam, że mogą ogłosić wyniki trochę
"lepsze".
> > Dotyczy to również telewizji.
>
> Zgoda. I co wiecej. Jak "wychodzi" nagle w sondazach, ze ktos ma poparcie
> to ludzie zaczynaja tez jego popierac i "pobozne zyczenie staje sie
faktem".
>

Ten temat akurat jest dla mnie bardzo interesującym. Głównie ze względu na
to, że szukam sposobu jak zniwelować wpływ tego rodzaju danych na elektorat.

Pozdrawiam
Asmira



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-01-07 18:12:37

Temat: Odp: Czy politycy są dobrymi psychologami?
Od: "Duch<->" <a...@f...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Jejku, ty ciągle w socjotechnice widzisz metodę na rozwiązanie problemów
> partii, która nie ma większego poparcia. Wierz mi, kilka sztuczek nie
> wystarczy, by partia zdobyła władzę.

Fakt, dla partii ktora "startuje", sztuczki socjotechniczne
sie malo przydarza, bo chocby jak je oglosic, jesli brak dostepu do
telewizji
i prasy?
Wczesniej chodzilo mi istniejace juz na rynku partie polityczna.

Co do partii "startujacej": marne szanse.
Po pierwsze jesli takowa XY zaczyna sie "wgryzac" w scene polityczna
(w Polsce),
i rzeczywiscie zaczyna zyskiwac popularnosc, to juz istniejace partie
(a raczej uklady ktore za nimi stoja, czyli np dostep do telewiji, radia)
solidarnie zjednocza sie przeciwko takowej i albo nastapi cisza
w mediach, albo okaze sie, ze np. lider partii XY ma nielegelne
mieszkanie na ..., albo bije zone (Tyminski, prawda?).
A to, ze to byla nieprawda? A kogo po 4 latach bedzie interesowac,
ze to byla nieprawda (zreszta: patrz nizej, przyklad wojny w zatoce)?

> Podkreślam - na sukces składa się
> mnóstwo czynników i praca bardzo wielu osób - specjaliści od zachowań
> społecznych stanowią raczej niewielką grupę, i nie zawsze to oni kierują
> kampanią.

A jakie to sa czynniki? Czesc juz byla wymieniona. Moze zrobic liste?

> O to mniej więcej chodzi. Nie da się do końca przewidzieć efektów
podjętych
> działań. Może się zdarzyć, że w pewnym momencie wyskakuje nieznana do tej
> pory okoliczność i aby zniwelować jej skutki trzeba się nieźle
nakombinować.
> Troszkę tych tematów dotykają "Barwy kampanii" - taka sobie średnia
> beletrystyka, ale w przeciwieństwie do filmu ma się okazję przemyśleć
kilka
> rzeczy. Także książka Lisa "Jak się to robi w Ameryce" nieco
odkoloryzowuje
> całą imprezę zwaną kampanią wyborczą.

Juz czuje, ze ta druga pozycja bedzie lepsza, musze ja przeczytac.

> Oczywiście - gra na emocjach to najprostszy sposób perswazji.
> Dawno, dawno temu, na samym początku wojny w Zatoce Perskiej, w
> amerykańskich kanałach telewizyjnych pokazała się dziewczynka, która
łakając
> opowiadała, że WIDZIAŁA jak to wstrętni irakijscy żołnierze weszli do
> kuwejckiego szpitala i wyrzucali dzieci z inkubatorów.
> Po latach okazało się, że najpierw przeprowadzono badania, które wykazały,
> że właśnie na tego rodzaju wiadomość amerykanie przeładują karabiny. No i
> ujawniła się też tożsamość tej dziewczynki - była to córeczka ambasadora
> Kuwejtu w USA.

Dokladnie. I jeszcze jedno: okazalo sie, ze to byla nieprawda
(nie-bylo dzieci wyrzucanych z inkubatorow).
Czy ktos teraz odwola tamta wojne? ;-)

> Trudno mówić o "zaufaniu" kiedy wszyscy mają się zachowywać jak szczwane
> lisy. W tego rodzaju strukturach trudno mówić o demokracji, musi być
osoba,
> która jednoosobowo podejmuje ostateczne decyzje. Pytanie: kto nią jest?
> Powtarzam - w tym sztabie jest jedna osoba, która decyduje o opcji, którą
> zastosują. Najprawdopodobniej nie jest nią B. Clinton.

W przypadku Clintona pewien sztab dobrze zgranych ludzi, chyba czytalem
nawet ich biografie.
W przypadku np. polskich politykow-liderow, raczej oni sami dla siebie,
chyba ze Alex.

> W sumie też tak myślę. Generalnie bardzo nisko cenię p. Clintona (i to
nawet
> nie ze względu na wielkie afery). Dla mnie jest zwykłym drobnym krętaczem,
> chociaż dla naszej dyskusji tego rodzaju opinie nie mają znaczenia.

Wlasnie ;-)

> To co wymieniłeś, też leży w gestii polityki, konkretniej jej działu
zwanego
> polityką społeczną.

To sorry, rzeczywiscie, chodzi pewnie o polityką społeczną.

> Swoją wypowiedzią mógłbyś otworzyć nóz w kieszeni niejednemu
> socjaldemokracie.

Pewnie tak.

> Jeżeli interesuje cię marketing polityczny, to pierwszy
> krok jaki musisz podjąć to wyzbyć się wpływu twoich osobistych przekonań
na
> ocenę sytuacji (przede wszystkim w kategoriach "lepsze/gorsze"). To
> podstawowy błąd, za który się płaci kolejnymi porażkami. Nie mówię by być
> osobą bezideową, ale trzeba wypracować sobie pewien dystans, tak aby twoje
> przekonania, i twój system wartości nie miał wpływu na jasność twojego
> myślenia.

Zgodze sie.

> Czyli "normalniacy" wcale nie mają ochoty zdobywać władzy (zachowują się
> niekonsekwentnie). Bo pewne zabiegi są obowiązkowe.
> Można spokojnie porównać to do producenta jakiegoś produktu, który
> nieszczególnie dużo uwagi poświęca zachęcaniu klientów do zakupu tegoż
> produktu.

Zgoda. Ale co gdy nalezy wybrac:
albo dobro ludzi (np. gosopdarki), albo popularnosc i poparcie ludzi,
nie baczac na rozsadek. Ten polityk ktory wybiera popularnosc - wygrywa.
Zreszta widac to po aktualnym rzadzie.
Czy myslisz, ze dalo sie tak zrobic, zeby aktualny rzad nie stracil tak
duzo popularnosci? Moze...

> Wygląd jest sprawą oczywistą. Prosta zależność, bardziej lubimy osoby
ładne
> i to im przypisujemy cechy pozytywne. Nie ma w tym żadnej wiekszej
> filozofii. Jak myślisz, dlaczego spędzam codziennie dobrą chwilę przed
> lustrem, kosztuję się na ubrania zgodne z moją wizją siebie, czy używam
> perfum identyfikujących mnie?
> Dodam, że nie mam zamiaru bawić się w pierwszoliniową politykę.

> Ten temat akurat jest dla mnie bardzo interesującym. Głównie ze względu na
> to, że szukam sposobu jak zniwelować wpływ tego rodzaju danych na
elektorat.

Glosno mysle:

hmmm... pierwsze pytanie: dlaczego ludzie lubia tego polityka ktora ma
popularnosc.
A czemu nie lubia tego ktory jest niepopulany?
Bo meze byc opluwany...
Jak powiem: "Lubie tego polityka X'a",
a ktos mi powie: "Co? tego matola?"
To jak mam go bronic, jesli wszyscy tak twierdza?
I czy nie bedzie mi przykro?
Tak!
Albo zelazna logika i *prawda*
moze kogos przekonac do X'a i to po pewnym czasie,
albo poprzez emocje *ten X jest OK, ale jego przeciwnik
Y to zlodziej, zobacz jak on..."
A wiec wole polityka ktory ma popularnosc bo jest dobry
(w koncu "wszyscy to wiedza") i moge twardo za nim stac bo
"wiadomo, ze mam racje", moge sie bronic w razie ataku.

Pozdrawiam,
Duch, a...@p...com




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-01-08 13:45:15

Temat: Odp: Czy politycy są dobrymi psychologami?
Od: "Asmira" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Duch<-> <a...@f...onet.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:p0qd4.28509$N...@n...tpnet.pl...
>
> Fakt, dla partii ktora "startuje", sztuczki socjotechniczne
> sie malo przydarza, bo chocby jak je oglosic, jesli brak dostepu do
> telewizji
> i prasy?
> Wczesniej chodzilo mi istniejace juz na rynku partie polityczna.

Pamietasz zapewne kampanię parlamentarna UW. Była nieźle przygotowana,
mnóstwo ludzi przy niej pracowało, w dodatku sporo specjalistów. Wprawdzie
wynik osiągnęła niezły, ale nie sądzę by UW, jako partię władzy tak do końca
satysfakcjonował. Swoją drogą, to dla mnie kreowanie Balcerowicza na
charyzmatycznego lidera wydawało się nieco śmiesznym, zwłaszcza, że wewntrz
UW jest sporo gwiazd, przy których to jego świecenie nie jest az takie
jaskrawe.
>
> Co do partii "startujacej": marne szanse.
> Po pierwsze jesli takowa XY zaczyna sie "wgryzac" w scene polityczna
> (w Polsce),
> i rzeczywiscie zaczyna zyskiwac popularnosc, to juz istniejace partie
> (a raczej uklady ktore za nimi stoja, czyli np dostep do telewiji, radia)
> solidarnie zjednocza sie przeciwko takowej i albo nastapi cisza
> w mediach, albo okaze sie, ze np. lider partii XY ma nielegelne
> mieszkanie na ..., albo bije zone (Tyminski, prawda?).
> A to, ze to byla nieprawda? A kogo po 4 latach bedzie interesowac,
> ze to byla nieprawda (zreszta: patrz nizej, przyklad wojny w zatoce)?

A pamiętasz, jak Tymiński mówił o tajnych dokumentach ze swojej "czarnej
teczki" i o tym, jak robi się na niego nagonkę?
Zresztą on wykorzystał w celu zdobycia głosów metodę osobistego
zaangażowania.
Innym faktem jest to, że i tak by nie wygrał. Pamietam ludzi, zaciekłych
przeciwników p. Wałesy, którzy szli na niego głosować tylko dlatego, by nie
zwiekszać szans p. Tymińskiemu.
>
> > Podkreślam - na sukces składa się
> > mnóstwo czynników i praca bardzo wielu osób - specjaliści od zachowań
> > społecznych stanowią raczej niewielką grupę, i nie zawsze to oni kierują
> > kampanią.
>
> A jakie to sa czynniki? Czesc juz byla wymieniona. Moze zrobic liste?

Trudno tak wymienic bez dogłebnego przemyślenia sprawy. Ale na pewno ma
wpływ:
- tradycja polityczna (uwarunkowania historyczne)
- poprzednio rządzący i ich dokonania
- forma systemu partyjnego (wielopartyjny, wielopartyjne z partią
dominującą, dwu-i-pół-partyjny, dwupartyjny)
- forma systemu wyborczego (przyjęta ordynacja - większościowa,
proporcjonalna, metoda przeliczania głosów na mandaty, wielkość okręgów
wyborczych)
- dostęp do środków masowego przekazu
- finanse partii

Na pewno coś jeszcze się znajdzie, poza takimi elementami peryferyjnymi jak
wygląd lidera czy aktualnie panująca "moda" polityczna
>
>
> Dokladnie. I jeszcze jedno: okazalo sie, ze to byla nieprawda
> (nie-bylo dzieci wyrzucanych z inkubatorow).
> Czy ktos teraz odwola tamta wojne? ;-)

I tego rodzaju manipulacje przeprowadza się dosyć często. Wiele osób
podejrzewa, że takimi również mogły być ataki terrorystyczne "czeczeńskich
bojowników" w Moskwie.

>
> > Trudno mówić o "zaufaniu" kiedy wszyscy mają się zachowywać jak szczwane
> > lisy. W tego rodzaju strukturach trudno mówić o demokracji, musi być
> osoba,
> > która jednoosobowo podejmuje ostateczne decyzje. Pytanie: kto nią jest?
> > Powtarzam - w tym sztabie jest jedna osoba, która decyduje o opcji,
którą
> > zastosują. Najprawdopodobniej nie jest nią B. Clinton.
>
> W przypadku Clintona pewien sztab dobrze zgranych ludzi, chyba czytalem
> nawet ich biografie.
> W przypadku np. polskich politykow-liderow, raczej oni sami dla siebie,
> chyba ze Alex.

Nie oczekuj, że tego rodzaju wiadomości ujrzą światło dzienne. Takie
"książeczki" również mają swoje zadania propagandowe - "patrzcie, jakim
jesteśmy fajnym zespołem, pracujemy i jednocześnie dobrze, po przyjacielsku,
się bawimy". A tu co chwila wychodzą kwiatki jak nagła śmierć bliskiego
współpracownika p. H. Clinton, oskarżenia coraz to nowych kobiet, mętne
sprawy finansowe. Pomyśl, ile spraw w ogóle nie wypłynęło na forum opinii
publicznej.
Powiem, że dla jednego tylko kandydata na posła, który nie miał w ogóle nic
szczególnego na sumieniu, "rozmywaliśmy" kilkanaście spraw.

>
> > Czyli "normalniacy" wcale nie mają ochoty zdobywać władzy (zachowują się
> > niekonsekwentnie). Bo pewne zabiegi są obowiązkowe.
> > Można spokojnie porównać to do producenta jakiegoś produktu, który
> > nieszczególnie dużo uwagi poświęca zachęcaniu klientów do zakupu tegoż
> > produktu.
>
> Zgoda. Ale co gdy nalezy wybrac:
> albo dobro ludzi (np. gosopdarki), albo popularnosc i poparcie ludzi,
> nie baczac na rozsadek. Ten polityk ktory wybiera popularnosc - wygrywa.
> Zreszta widac to po aktualnym rzadzie.
> Czy myslisz, ze dalo sie tak zrobic, zeby aktualny rzad nie stracil tak
> duzo popularnosci? Moze...

To jest jedyna szansa (moim zdaniem) dla niektórych partii. Startować pod
hasłami bardzo umiarkowanymi, a po wygranych wyborach zrobić to co się chce.

Myślę, że mnóstwo rzeczy można było zrobić w związku z reformami, nie tracąc
poparcia. Przede wszystkim pchnąć reformy zaraz po przejęciu władzy (w końcu
się chwalili, że mają gotowe pakiety ustaw i fachowców zdolnych te ustawy
zrealizować). Po drugie - zrobić bardzo intensywną kampanię informującą w
zwiazku z reformami. Każdego lekarza przeegzaminować z zasad reformy,
każdego urzędnika tak by w środku nocy śpiewająco wyszczególniał uprawnienia
wszystkich szczebli.
Rząd nie wykorzystał swoich szans, nie robił i nie robi sobie PR (powinien
się uczyć od TPsa).

>
> > Wygląd jest sprawą oczywistą. Prosta zależność, bardziej lubimy osoby
> ładne
> > i to im przypisujemy cechy pozytywne. Nie ma w tym żadnej wiekszej
> > filozofii. Jak myślisz, dlaczego spędzam codziennie dobrą chwilę przed
> > lustrem, kosztuję się na ubrania zgodne z moją wizją siebie, czy używam
> > perfum identyfikujących mnie?
> > Dodam, że nie mam zamiaru bawić się w pierwszoliniową politykę.
>
> > Ten temat akurat jest dla mnie bardzo interesującym. Głównie ze względu
na
> > to, że szukam sposobu jak zniwelować wpływ tego rodzaju danych na
> elektorat.
>
> Glosno mysle:
>
> hmmm... pierwsze pytanie: dlaczego ludzie lubia tego polityka ktora ma
> popularnosc.
> A czemu nie lubia tego ktory jest niepopulany?
> Bo meze byc opluwany...
> Jak powiem: "Lubie tego polityka X'a",
> a ktos mi powie: "Co? tego matola?"
> To jak mam go bronic, jesli wszyscy tak twierdza?
> I czy nie bedzie mi przykro?
> Tak!
> Albo zelazna logika i *prawda*
> moze kogos przekonac do X'a i to po pewnym czasie,
> albo poprzez emocje *ten X jest OK, ale jego przeciwnik
> Y to zlodziej, zobacz jak on..."
> A wiec wole polityka ktory ma popularnosc bo jest dobry
> (w koncu "wszyscy to wiedza") i moge twardo za nim stac bo
> "wiadomo, ze mam racje", moge sie bronic w razie ataku.

Oczywiście ten tok myślenia po części się sprawdza, ja jednak wciąż mnie
zastanawia jakie kroki należy przesięwziąć, by nie było takiego prostego
przełożenia - wyniki badania opinii publicznej - elektorat przy potencjalnym
zwycięzcy - wygrane wybory.

Pozdrawiam
Asmira



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Re: 2000
Rozumiec...
Re: Pytanie
Re: Jak zwariować / jak nie zwariować?
Re: Prawda czy obłuda?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »