Data: 2002-12-20 18:24:12
Temat: Re: -
Od: "Janusz H." <h...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
eTaTa news:atv7bs$35b$1@news.onet.pl :
/.../
> | A propos: jakie cechy w praktyce posiada bit (fizycznie)?
>
> Proszem Cię.
> Fizycznie, czyli z punktu widzenia obiektu materialnego, które to
> nie istnieją, sam nie istnieje. Bit - sztucznie wytworzona
> jednostka pojęciowa niezbędna przy używaniu logiki Boolowskiej.
> Pojęcie Bitu informacji jest niepoprawne. Poprawne jest tylko pojęcie
> bitu jako elementu opisywanej rzeczywistości. W tym pojęciu informacja,
> jak też wszystko jest energią. Zjawisko powstania magnetycznej
> iluzji bitu, powstało w układzie pojmowania przez człowieka
> rzeczywistości i jako takie stanowi wartość poznawczą dla człowieka,
> ale nie odzwierciedla stanu faktycznego. Każdy bit powoduje natychmiastową
> reakcję kontr_bitu.
>
> Starczy?
>
> | Jakich cech nie może nie mieć bit, bo "świat nie mógłby istnieć"?
> | Lub: czemuż ta cała materia się organizuje vel trzyma kupy?
>
> :-)
> W dosłownym znaczeniu?
> :-))
Jak już będziesz gasił po wszystkich światło i wracał do domu, to prze-
drukuj sobie powyższe na karteczkę 'na kiedyś'. Bo prócz tych pytanek,
na dowiesz się ode mnie ledwie tyle (o mózgu/umyśle):
<< W rzeczywistości usiłuję uzyskać jasność, która jest nie do końca
przemyślaną, połowiczną wizją. Widzę zygzakowatą lub wijącą się tra-
jektorię. Nawet teraz, gdy mówię o funkcjonale wpływu, widzę sprzę-
żenie i jakąś kupę materii, którą usiłuję zebrać i odepchnąć. To
wszystko ma charakter wizualny. To trudno wyjaśnić. >>
[R.P.Feynman, w: James Gleick, Geniusz, str. 245]
I kawałek wcześniej:
<< Jak wyraził to historyk nauki Gerald Holton: "istnieje odwzorowanie
między mózgiem [...] i prawami natury". Dla Feynmana poszczególne
elementy natury oddziaływały między sobą w wyczuwalnym, nierównym
rytmie. >> [j.w.]
Na razie czuję się, jakbym niemal "znalazł hamiltonian" dla umysłu.
Wlazłbyś mi chłopie do głowy, to byś się dopiero naoglądał/nadziwił...
Więc jeszcze raz: czemuż ta cała materia się organizuje vel trzyma kupy?
Z dopiskiem: nie rozumiem tego, czego nie potrafię sobie wyobrazić
(wizualnie, kinestetycznie, etc.).
Acha, żebyśmy się nie mijali: bit = materia = energia = "matematyczna
jedynka" = myśl (z dokładnością do własności _emergencji_).
BTW:
Eva, a jak ty sobie w ogóle wyobrażasz tę całą "inteligencję duchową"?
/.../
> Dipsom_ania i Eva więżą się dokładnie tym samym mechanizmem.
I ty, i ja też.
Nie mówiłem o kobiecości, a o bardzo istotnej własności materii/umysłu.
Patrz też P.S.
/.../
> Naprawdę nic już dla mnie nie jest dziwne. Dlatego szukam czegoś
> co mogłoby mnie zaskoczyć. W pewien sposób zamyślić.
<< Chociaż masz niewiele ponad dziesięć lat, jesteś stary, bardzo stary,
bo świat jest ciekawy i zadziwiający, a Ty już tego nie widzisz, nie
słyszysz i nie czujesz. Widzieć, słyszeć i stale się dziwić - to znaczy
być przyrodnikiem. To nie jest ważne, czy damy mu "uczoną" nazwę: fizyk,
chemik, biolog, matematyk. Jest to człowiek, który widzi zadziwiające
rzeczy tam, gdzie inni przechodzą obojętnie. Nieważne, czy patrzy się
gołym okiem na kałużę idąc z rodzicami na spacer, czy siedzi w labora-
torium i korzysta z bardzo złożonej aparatury.
W kałuży zabrudzonej benzyną widać niekiedy piękne barwy tęczy. Można
przebiec po niej rozpryskując krople wody, nie zauważając barw.
Ot, widziało się to tyle razy. Można przebiec rozpryskując krople, ale
dziwić się? Dlaczego widzę kolory? Dlaczego woda rozdzieliła się na
kropelki, a nie leci strużkami? Dlaczego woda leci w ogóle, przecież
nikt jej do góry nie podrzucał? Dziwne rzeczy dzieją się wszędzie. Na
każdym kroku jest coś, czego nie rozumiemy. >>
["Czy umiecie się dziwić? Matematyka i fizyka w otaczającym świecie"]
Rzecz do dziesięciolatków, staruszku...
Gdzie ty masz oczy? Nie jesteś "śmieciarka"? To za jakiego diabła (ops
smoka) nie widzisz _gdziekolwiek_ czegoś zaskakującego?
Jeśliś na etapie "psychologia to wielce niezadowalająca nauka", toś
trup. Ani drgnąłeś - bo to już dawno wiadomo.
Koniec 'zdziwy'/rozgryzania? No nijak, jak trup...
P.S.
Evo, nie ma zjawisk (/osób) nieistotnych.
Mam więc dla ciebie taką zagadkę: jaka własność _inteligencji_ (ha, a
jakiego 'typu'?) sprawia, że zachowujemy się (_wszyscy_bez_wyjątków_,
a jedynie z różnym marginesem tolerancji błędu na ten efekt) dokładnie
tak, jak pacjentka C.?
<< Pomyślny bieg spraw był dla C. nie do przyjęcia. Gdy mogła podpisać
umowę o pracę z zamieszkaniem, z dużym polem samodzielności, nie
wytrzymała. Najadła się uspokajających pastylek. Odwieziono ją do
szpitala, potem do ośrodka psychiatrycznego, z którego zadzwoniła do
kogo się dało, aby rozpowiadać, co zrobiła. Czekała, jak dawniej, na
słowa pocieszenia i gratyfikacje. Nie otrzymała ich. Zmusiła jednak
rodziców do tego, by przyjechali po nią i zabrali do domu. Kiedy
zadzwoniła, opowiadając o tym, że chce popełnić znowu samobójstwo, że
ma urojenia itd., powiedziałem jej, że ja na jej miejscu też miałbym
urojenia i popełniłbym samobójstwo. Zamilkła. Opowiedziałem, dlaczego
tak bym postąpił.
Moja mowa była krótka i nieprzyjemna. Powiedziałem C., że nie jest
chora, a wyrachowana i leniwa. I, że powinna wykonać swój zamiar z
innego powodu. Dlatego, bo poniżyła i skompromitowała osoby, które
zaangażowały swój autorytet, aby jej pomoc. Nazwałem takie zachowanie
wyjątkowo bezczelnym. Po czym życzyłem C. miłych wakacji w szpitalu.
Tak zakończyłem rozmowę. Dodałem jeszcze zdanie na temat miłości.
Zauważyłem, że sposób, w jaki ją niszczy i degraduje jest przemyślny
i cyniczny. I, że za grę, którą cynicznie prowadzi musi kiedyś
zapłacić. Nie może więc odgrywać bohaterki i samobójczyni. W ten
sposób pożegnałem się z C. Po dwu miesiącach dostałem wiadomość, że
podjęła pracę z dziećmi. Ale z domu się nie wyniosła.
Ocena zachowania C. w ciągu trzech lat naszej znajomości nie jest
łatwa. Zdumiewa mnie nadal zaciekłość i lęk przed opuszczeniem domu.
Woli chorować, halucynować, psychotyzować swoje życie niż wydostać
się z układów kazirodczych. Zachowuje się tak, jakby czekała na
śmierć ojca, jakby chciała go zabić, w jakiś magiczny sposób. Odgrywa
rolę rencistki, chorej psychicznie, wariatki, samobójczyni. W tej
patologicznej grze C., czuje się wyróżniona i wyniesiona do roli
bohaterki.
Terapia nie jest zakończona, trwa jako gra Dziecka z Rodzicami.
Mediatorami są rożni terapeuci i duchowni. Jest to dla mnie lekcja
poniżania Rodzica przez Dziecko i Dziecka przez Rodzica. Jest to
lekcja pełna kamuflaży, doświadczeń ohydnych i zaskakujących. Warto
odczytać w niej prawdę o niszczącej sile uzależnienia, zamaskowanej
narkomanią i samobójstwem. >>
[Tadeusz Kobierzycki, Poza miłością i wolnością.
Syndrom uzależnienia psychologicznego]
http://www.geocities.com/Athens/Forum/5921/
P.S.S.
<< Chciał trzymać się [Feynman] z dala od tłumu teoretyków. Wiedział, że
nie zna nawet opublikowanych wyników Gell-Manna i innych fizyków wyso-
kich energii, a jednak nie potrafił się zmusić, żeby usiąść i po prostu
przeczytać pisma i preprinty, które codziennie pojawiały się na jego
biurku. Każda nowa praca przypominała mu kryminał z wyjaśnieniem wydru-
kowanym na pierwszej stronie. Chciał przeczytać tylko tyle, żeby zrozu-
mieć problem i następnie rozwiązać go na swój sposób. >>
[James Gleick, Geniusz, str. 337]
|