Data: 2005-11-22 08:29:38
Temat: Re: Alkohol, czy pic?
Od: "Krzysztof (Suzuki Kokushu)" <k...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W formie komentarza: we wspomnieniach profesora Kornela Michejdy (jak ktoś
nie wie: kierownik chirurgii we Wilnie przed wojną, potem na Czerwonej
Chirurgii w Krakowie) taki przypadek: ciężko zachorował syn znanego
lekarza, sławnego działacza antyalkoholowego. Ojciec zwrócił się więc do
tegoż Michejdy słowami 'dla mojego syna wszystko... nawet, jeśli dla
ratowania życia będzie potrzebny alkohol, to zgadzam się'. Na szczęście
*nie okazało się to konieczne*.
Tak wiec _trochę umiaru_, bo można się narazić na śmieszność. Koledze
(confrere?) Fizziemu przypominam: dosis sola fecit venenum.
Argumentacja iż alkohol ścina białko więc jest szkodliwy jest bałamutna, bo
wiele jest substancji, które działają podobnie brutalnie, a trudno nazwać
je truciznami. Choćby prawie-fatalna historia odkrycia PGI2. Oczywiście
nikt rozsądny nie neguje, że nadużywanie alkoholu zdrowiu szkodzi, ale
twierdzenie, że nie pije się *wcale* aby zachować zdrowie jest albo
nadużyciem - bo używamy nibynaukowej argumentacji do uzasadnienia
światopoglądu - analogiczny mechanizm jak w wypadku niektórych metod
antykoncepcji - albo jest przejawem właśnie *chorobliwej* troski o zdrowie.
Czego nikomu nie życzę.
(NB. sygnaturka się sama taka wylosowała, to chyba Chesterton napisał, że
przypadek to duchowa odmiana kalamburu, tak więc pewne wsparcie mam... co
zresztą pamiętając co się w Kanie działo jest oczywiste ;-) )
--
Krzysiek, EBP
Chi beve birra campa cent'anni
|