Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Białe małżeństwo po pierwszej ciąży. Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.

« poprzedni post
Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!new
sgate.onet.pl!niusy.onet.pl
From: "TAki Ktoś" <n...@a...pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Date: 7 Feb 2004 02:34:05 +0100
Organization: Onet.pl SA
Lines: 338
Message-ID: <5...@n...onet.pl>
References: <5...@n...onet.pl>
NNTP-Posting-Host: newsgate.onet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: newsgate.test.onet.pl 1076117645 4460 213.180.130.18 (7 Feb 2004 01:34:05
GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 7 Feb 2004 01:34:05 GMT
Content-Disposition: inline
X-Mailer: http://niusy.onet.pl
X-Forwarded-For: 81.190.8.235, 192.168.243.39
X-User-Agent: Mozilla/4.0 (compatible; MSIE 5.01; Windows NT 5.0)
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:253814
Ukryj nagłówki

Odpowiedź przeznaczona także dla edgar'a (no i innych też)

> Czasem jest nim zwykłe nakładające się przemęczenie
> i brak tzw. warunków
> więc dziecko stanowić może rekwizyt "odstraszający"
> napalonego męża.

O proszę. To jest właśnie techniczne podejście do sprawy.
Dzięki.

> Jeśli nie pomoże przeprowadzka do nowego mieszkania

No zobaczymy.
Teraz sobie uświadomiłem, że w tym wszystkim jest coś, co
pominąłem, a mianowicie to, że moja luba dość ciężko
przeżyła ciążę i poród (w sensie fizycznym), ogólnie
też wydaje się być osobą, którą męczy zgiełk zbyt wielu
ludzi (jest przesadnie, wręcz teatralnie grzeczna
w sytuacjach publicznych i kosztuje to ją wiele wysiłku.
W jakiś sposób przekłada się to na lęk przed dużą gromadką
dzieci). Czyli także ma duże obawy przed tym, czy
wytrzyma zarówno poród jak i wychowywanie dalszych
dzieci. Ma to zapewne podłoże w pewnych, wg.
mnie patologicznych, układach z rodzicami, ale może nie
o tym teraz. W każdym bądź razie ogólnie wizja większej
ilości dzieci wydaje jej się trudna, zaś mnie odwrotnie:
przeraża mnie wizja wychowywania jedynaka. Więc tu mamy
głębszy konflikt, który się po przejściach z ciąży
i pierwszego okresu opieki nad dzieckiem skrystalizował
i umocnił.
Myślę, że jesteśmy zdolni do adopcji, ale to tylko
rozwiązywałoby kwestię ciąży, resztę raczej dodatkowo
utrudnia.
Myślę jednak, że jej samoocena własnych możliwości
wychowawczych jest zaniżona (niekorzystny wpływ jej matki
mającej skłonność do poniżania swoich dzieci w sytuacjach
publicznych, wychowywanie w poczuciu wstydu z wyraźnymi
aluzjami seksualnymi "nieładnie się bawisz dziewczynko"
- takie chore pojęcie zaangażowania religijnego, grzechu
itp), a oceniam to po tym, jak widzę jak sobie radzi z
córką. W wielu sytuacjach dużo lepiej niż ja (bywam
agresywny i mam skłonności do przemocy fizycznej,
po ojcu bezpośrednio, jak sadzę).

> ...czy małżonka nie należy do tych pań które
> seks traktują jako wyłączny środek do posiadania dziecka
> tak się może zdarzyć (choć wydaje mi się to dość rzadkie).
No więc, z tego, co napisałem wyżej, raczej chyba nie ?

> Dość podobna sytuacja dotyczy manipulacji seksem
> w których żona stosuje go jako rodzaj marchewki.

No i tu już jesteśmy bliżej. Odczuwam to nierzadko
jako próby manipulowania mną, tyle że w dużej części
nieuświadomione. W ten sposób wg. mnie powtarza
schemat wyuczony przez matkę, w której kwestie "seks-
poniżanie-kontrolowanie" ściśle się ze sobą łączyły
(ach, teść to złoty człowiek, złego słowa o żonie
nie powie. No i przetrwał ... Ale grzech zaniechania
wg. mnie popełnił gruby). Co do jej matki - czyli mojej
teściowej - znamienne jest to, że wychowywała się
bez ojca, który zginął w pierwszych dniach wojny.
Charakterystyczna (z opowieści) jest sytuacja, w
której jako mała dziewczynka zbuntowała się przeciwko
"nowym kandydatom" i skutecznie zniechęciła swoją
matkę (a babkę mojej żony) do ponownego zamażpójścia.
Moja żona zaś, jako dziecko, miała bardzo bliski
kontakt z babcią, która w pewnym okresie życia wręcz
zastępowała jej matkę (co akurat wydaje mi się
pozytywnym akcentem, paradoksalnie - porównując
ze starszą siostrą, ale o tym już sza).


> W pozostałych przypadkach można się dogadać
I tu można się dogadać ... Ale z pomocą :)
Przetrwaliśmy do teraz, to i dalej pójdzie.
To, co już musieliśmy przepracować, to pewnie
dla niejednego małżeństwa byłoby i po trzykroć
nadto.

> Trudno przyznać się przed sobą i co gorsza przed żoną
> do poczucia odrzucenia, bądź poczucia małej atrakcyjności
> jako partnera i co tam jeszce taka sytuacja może
> w człowieku wyzwolić (lista jest długa
> i to samych nieprzyjemnych rzeczy ;-)
> na dodatek drażliwych
> /zauważ ton swojej odpowiedzi "... z Gormenghast" /
Pomińmy to na razie. Po całym dniu oczekiwania
(sfrustrowany jestem jak mówiłem ;) dostałem
odpowiedź delikatnie rzecz biorąc "płytką".
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie dałem dużo
informacji, ale nie chciałem zbyt szybko
wprowadzać własnych interpretacji i ocen.
Dlatego właśnie, że sam dużo widzę, chciałem
by spojrzał na to ktoś, kto jest zdolny
do wychwytywania niuansów i subtelności i np.
ocenił też moją w tym wszystkim wiarygodność
relacji. Ktoś, kto ma wiedzę szeroką, a nie
taką jaką ja mam :). Ktoś, kto potrafi wyważyć
podawane szczegóły, odfiltrować, oddzielić
"świadczące za mną" od "świadczących za nią",
znaleźć, jak to widziałem w innym Twoim poście,
pewien ogólny schemat, "rekwizyty", "sytuacje
zwrotne", "substytuty" itp. Nie znam się na
tym, bo wykształcenia psychologicznego nie mam.
Czytałem jedynie trochę książek, np.
Eichelbergera "Kobieta bez winy i wstydu",
"Zdradzony przez ojca" i tą z Samsonem,
zaglądałem z zaciekawieniem do "W co grają
ludzie" (psychologia transakcyjna). I
sporo "starożytnych z rejonów Tybetu" :).

> A w zasadzie partner powinien poznać tę listę
> i to na spokojnie, żeby tego nie olać.

Kiedyś bardzo dużo opisywalismy sobie w listach.
Wydaje mi się, że już sobie bardzo wiele powiedzieliśmy
i na spokojnie, i w gniewie i, ostatnio chyba najczęściej,
w żarcie. Tzn. uciekłem z wieloma kwestiami w groteskę,
co pozwala mi się wobec żony wyrażać i sygnalizować,
że nie jest OK, że teraz właśnie bym chciał to i tamto,
ale bez wprowadzania napięć, żadnych szantaży emocjonalnych,
że nie daję rady i mam dość (oczywiście nie zawsze jest
tak różowo, w końcu bywam zmordowany po robocie, ona też
...). Mamy jakiś tam system "zastępczy" bardzo ograniczonego
kontaktu cielesnego (dopiero teraz sobie to uświadomiłem).
Więc pozostajemy sobie bliscy. Nie odczuwam tego jako
"sytuacji bez wyjścia". Jest to pewien okres przeczekania.
Jak będzie nowe mieszkanie to temat otworzę "na nowo".
To za jakiś miesiąc - dwa. A wstęp może uczynię wcześniej,
posiłkując się zdobytą tutaj (i gdzie indziej ?) wiedzą.

> Niestety nie da się rozwiązać problemu bez
> szczerej aż do bólu rozmowy, która jest o tyle
> trudna, że po dwu latach ciężko prowadzić ją na spokojnie.

Tzn. z tymi dwoma latami to nie jest aż tak do końca,
bo zaraz po ciąży "zdarzało się" (na palcach jednej ręki ?)
Ostatnie kilka miesięcy zaś jest "suche kompletnie".
Może ma to wszystko związek z tym, że po ciąży żona
podjęła nową pracę, a od tych paru miesięcy problemy się
tam nasiliły ? Ale to ma chyba generalnie mały wpływ,
bo wydaje mi się, że inne czynniki są dominujące.

Co do rozmów: rozmawialiśmy, nie raz, szczerze.
Tylko mam wrażenie, że luba chwyta się tematów
zastępczych. Po prostu czuje "nie", ale chce to
zbyt prosto wytłumaczyć, zepchnąć. Ona w sumie
bardzo dobrze wie, co ja chcę i myślę, bo wyrażam
się precyzyjnie i prosto, do tego przybrałem
formę żartu, jak wspomniałem, dla stonowania.
Tylko, że ona nie traktuje tego poważnie.
Nie chce uznać tego za "obiektywne" problemy.
Skoro ja tak sobie dobrze radzę z własnym
cierpieniem, żartuję (albo się cholernie
wściekam ...), to może tak się da całe życie ?
Myślę, że tak próbuje to załatwić.
Ale ja nie mogę na to pozwolić, bo to
nie jest takie proste.

> Jeśli ty zdecydujesz się na otwartą
> rozmowę w tej sprawie istnieje
> jeszcze możliwość, że partnerka nie będzie
> zainteresowana rozwiązaniem problemu
> i nie dopuści do tego prowokując kłótnie,
> podając fałszywe tropy, lub w inny sposób
> blokując otwartą komunikację.
I tu jest właśnie dużo do zastanowienia.
"Podaje fałszywe tropy", czyli wymyśla
tematy zastępcze. Sytuacja jest jednak nie do końca
oczywista, bo problemy, które zgłasza nie są
bagatelne. A wśród nich: "skończ studia".
Ale to też temat spory. Krótko: żona jest
ładnych parę lat ode mnie starsza, pani
magister, a ja ciągle student, z ciężką
historią nauki zresztą (przenosiny między
uczelniami - ślub - i stąd komplikacje).
Ale zarabiam więcej i dużo łatwiej znajduję
pracę. Tak więc nie jestem społecznie
niedojrzały do roli meża i ojca. Ten argument
jest silny, ale chyba zbyt "łatwy". Pozwala
jej unikać rozmowy na temat.

A ostatnio usłyszałem: "zrób obiad
wg. tego tu przepisu, a zasłużysz na raz",
(nie użyła słowa zasłużysz, raczej była
to odpowiedź na moje pytanie, "kiedy ?").

To co mnie jednak martwi, to to, że
niezależnie od treści "zadań", sam
fakt ich istnienia jest dla mnie
problemem. Uważam sytuację za niesymetryczną
(czyt: niesprawiedliwą) ja nie uzależniam
seksu od czegokolwiek innego,
jedynie CZASEM od zmęczenia (może raz
mi się zdarzyło ... ).
Luba robi to zaś permanentnie (choćby
i przed chwilą - gardło ją boli
i chyba bedzie chorować. Ale chwilę
wcześniej brała kąpiel i łaziła potem
nago i boso po mieszkaniu, po
kuchennych, zimnych kaflach ;)))).
A - to też harakterystyczne - jest
domową ekshibicjonistką. Lubi mi się
pokazywać nago, np. w przelocie, na
chwilkę. Niby to przypadkiem, z
konieczności, ale czemu aż tyle było
widać i dlaczego zazwyczaj coś do mnie
mówi, każąc skupić się na sobie :))) ?
To pytanie retoryczne. Jak widać -
podtrzymuje napięcie. Prowokuje.
Prowokuje drobny kontak fizyczny typu
"uszczypnięcie". Ale już nie cztery.
Wtedy jest już za daleko ...
W tej chwili ja jej daję sygnały
chęci po kilknaście razy dziennie,
z humorem. Krótkie, proste, przemijające.
Odpowiadam na te ekshib. zaczepki.
I badam jej reakcje.
Stabilne i przychylne. Samopoczucie
OK.:). I na tym się kończy.
Jakikolwiek bardziej zdecydowany
ruch powoduje grymas na twarzy i
coś ją boli (okres się zaczyna, szew
poporodowy, kręgosłup w krzyżu,
głowa - często, zimno jej, blizna
po czymś tam).

> Niestety, może być też tak
> że i ty będziesz źródłem takiego braku porozumienia
> zapewne dobrze wiesz, że trudno znaleźć jednego "winnego"
> kłopotów w związku dwojga ludzi. To też trzeba
> bynajmniej nie teoretycznie założyć.

A to się zgadza. Ja to osobna kwestia.
Moi rozwiedzeni (mniej więcej w tym samym czasie, co
brałem ślub) rodzice, moje młodsze rodzeństwo,
agresywny ojciec (też się wychowywał bez ojca (!),
ale pod "okiem" sporo starszego rodzeństwa).

> Wtedy warto pójść do kogoś znającego się na terapii
> małżeńskiej, bo inaczej będziecie tylko się kłócić
> i niewiele będzie z tego wynikać.

OK. W tym kierunku zmierzam. W sumie cały czas myślałem,
żeby z tym iść do ginekologa albo do psychologa.
Ale jest jeszcze przecież seksuolog pośrodku.
Zobaczę. Właśnie nie wiem, kto będzie
najodpowiedniejszy.

> Zakładam, że do rozmów nie dochodzi
> lub są niekonstruktywne
Dochodziło i były niekonstruktywne,
lub konstruktywne "lokalnie", czyli
np. na jeden raz, ale niewspółmiernym
kosztem i na bardzo dziwnych warunkach.
I mało satysfakcjonujący "raz", schematyczny
(żona, jak to sobie żartujemy z tego,
uwielbia pozycję "na lalę", czyli
kładzie się na plecach, zamyka oczy
- taka lepsza lala z bajerami, jak widać
- i tak już zostaje do końca... :))
Pasjonujące, co nie ? Hi, hi ... Tylko
gdzie ta fantazja i otwartość jeszcze
sprzed ślubu ? Z pierwszych spotkań ?
No nie ma ... Lala i mocna stymulacja
oralna ... Ech ... Schemat. Mówię jej:
zrób chociaż użytek z rąk. Ale zapomina.
No i nie dziwne. Mało w tym całego ciała,
a silne skupienie tylko na "wybranych
sferach").
To nie za bardzo ma sens, bo luba
wyciąga na wierzch wszystkie grzechy,
jakie w naszej historii popełniłem, wpada
w depresję i mówi, "że tego nie widzi,
że nie wie, jak to będzie, że ma dość,
że mam się wyprowadzić". Wg. mnie czegoś
unika, bo wystarczy samych "rozmów" nie
aranżować, a wszystko zaczyna funkcjonować
stabilnie - sprzeczki są drobne i łatwo
je w żart obracać, są wspólne pomysły,
fantazje, zabawy z dzieckiem, planowanie
operacji finansowych, opowiadanie "co
w pracy". Wszystko niby OK.
Tylko, jak "przycisnę" w kierunku seksu,
to nagle się robi ciężko i okazuje
się, że "to wszystko nie ma sensu".
Są jeszcze inne tego typu lęki,
np. spotkanie z moim ojcem. Moja
luba od ślubu się z nim nie widziała,
a i mi ostro kontakt utrudniła. Fakt,
że facet ostro namieszał, bo
ogólnie było niezłe zamieszanie -
moi rodzice rozwód, my - ślub i kwestie
"czy ta pani (nowa ojca)" powinna
zostać zaproszona. No ale to już było
5 lat temu.

> Nie piszesz co przeżywa twoja partnerka,
> co ci mówi w "tym temacie",
> co się dzieje z jej emocjami
Coś już napisałem ...

> możliwe więc że masz tu jeszcze
> niewystarczającą wiedzę
> czyli trzeba "zbadać sprawę"
No i badamy ...

> Oczywiste jest jednak, że mogę się mylić
> w końcu z wami nie mieszkam,
> odpowiedz moja jest wiec
> z koniecznosci nieco stereotypowa.
Jasne... Jak też i mój sposób przedstawienia
sytuacji ...

Aha. Żyjemy bardzo blisko z teściami (moimi
a jej rodzicami).
Mama (tak, ta mama) zajmuje się opieką nad
naszą córką (jak jesteśmy w pracy). Oboje z
żoną zdajemy sobie dość dobrze sprawę z tego,
jakie błędy popełniła na swoich dzieciach,
więc jesteśmy uważni. Wychwytujemy sytuacje
typu zawstydzanie i inne zagrywki "ideologiczne"
i interweniujemy, stanowczo, razem.
Mama wydaje się to rozumieć i akceptować.
Moja żona w bardzo dużym stopniu uświadamia
sobie, jakich krzywd doznała jako dziecko,
natomiast co innego skłonność do powielania
podobnych zachowań "pod innym kapturkiem",
które już tylko ja obserwuję i traktuję
powaznie, ale jestem raczej za słaby, żeby
to umiejętnie ugryźć.

Dużo tu napisałem ... Nie wiem, czy nie za dużo,
jak na pub. Ale puszczam [w akcie desperacji ...] :)

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

 

Zobacz także


Następne z tego wątku Najnowsze wątki z tej grupy Najnowsze wątki
07.02 cbnet
07.02 cbnet
07.02 ... z Gormenghast
07.02 EvaTM
07.02 Pyzol
07.02 Slawek [am-pm]
07.02 tycztom
07.02 Slawek [am-pm]
07.02 EvaTM
07.02 EvaTM
07.02 Pyzol
07.02 n...@a...pl
07.02 Pyzol
07.02 cbnet
07.02 Pyzol
Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6
Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?
Trzy łyki eko-logiki ?????
Jak Ursula ze szprycerami interesik zrobiła. ?
Naukowy dowód istnienia Boga.
Aktualizacja hasła dla Polski.
Kup pan elektryka ?
Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Senet parts 1-3
Senet parts 1-3
Chess
Chess
Vitruvian Man - parts 7-11a
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 1-6
Vitruvian Man - parts 1-6
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6