Strona główna Grupy pl.soc.rodzina Chyba mi smutno (dlugie)

Grupy

Szukaj w grupach

 

Chyba mi smutno (dlugie)

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 17


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-08-23 13:01:16

Temat: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: "Andrea " <a...@N...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

Mam Mezczyzne. Kocham go bardzo.
Ale to facet z przeszloscia, a nawet z terazniejszoscia. Kiedy go poznalam
(jeszcze bez emocji, uczuc, romansu) - dobrze ponad dwa lata temu -
wiedzialam, ze ma dzieci i ze mieszka z nimi i ich mama. Wiedzialam, ze to
zwiazek w stanie rozkladu. Potem - duzo potem - cos sie miedzy nami zaczelo
dziac, potem sie pokochalismy. Wersja byla taka, ze mam czekac, bo
wiedzialam, ze on szybko sie stamtad nie wyprowadzi, bo - zeby bylo
smieszniej - dzieli nas prawie 400 km. wiec wyprowadzka wiazalaby sie m.in.
ze zmiana pracy. Na poczatku zapytalam, czy sa malzenstwem - uslyszalam, ze
nie. Dlatego zdecydowałam się na ten związek, jednak slub był dla mnie zawsze
jakims tabu, moja matka tak mnie wychowala &#8211; nie pozwoliłabym sobie na
swiadomy związek z żonatym mezczyzna. A potem ustalilismy, ze czekamy -
robiac wszystko, zeby byc razem. Wszystko, czyli trzeba to jakos madrze
poukladac, bo dobro dzieci, bo ich mama nie jest niczemu winna, bo trzeba
poustalac i poukladac tysiac rzeczy. No wiec czekalam. Minelo ponad rok. Nie
zmienilo sie nic - troche za duzo przeciwnosci napotkalismy (chwilami mialam
wrazenie, ze wszystko sprzeciwilo sie przeciwko nam). Spedzamy ze soba 2
weekendy w miesiacu. Poza tym maile, telefony, SMS-y. Ale to malo.
Wierzylam mu ogromnie, jego slowo bylo dla mnie wlasciwie swiete. Nie mialam
zadnych absolutnie watpliwosci. Az do dnia, w ktorym - przez moich rodzicow,
ktorzy rozmawiali z jego mama (no wiecie - dlugi zwiazek, zdazyli sie
poznac) - dowiedzialam sie, ze on jednak jest zonaty. Tylko oklamal mnie -
wiele wiele miesiecy temu, a potem utrzymywal w tym klamstwie. Co wiecej -
wiele razy rozmawialismy o slubie, przede wszystkim koscielnym - a on takiego
slubu wziac ze mna nie moze, bo po prostu ma juz zone. W pierwszym momencie
wpadlam w histerie, chcialam odejsc. Nie umialam nawet tego. On przepraszal,
prosil o wybaczenie, widzialam i wciaz widze, ze cholernie zle sie czuje z
tym, ze mnie oklamal, ze ma wyrzuty sumienia, ze czuje ze zawiodl moje
zaufanie. Twierdzi, ze po prostu sie bal, ze odejde. I fakt &#8211; znal mnie już
na poczatku na tyle, ze wiedzial, ze odejde.
Teraz mam ogromne problemy z tym, zeby mu zaufac. Kiedy mowi, ze w koncu
wszystko sie pouklada i w koncu bedziemy razem - brakuje mi wiary. Nie umiem
sie pogodzic z tym, ze on jest juz "zajety", nie umiem o nim myslec jako o
_moim_ Mezczyznie, widze go tylko jako meza innej kobiety. Nigdy nie bylam
mocno religijna, ale chcialam wziac slub koscielny - z dwoch powodow. Jednym
z nich byly dziewczece marzenia o bialej sukni, welonie, kosciele... o tym,
ze jak tam wybrany mezczyna mi przysiegnie, to musi sie udac i bedziemy
szczesliwi. A po drugie dlatego, ze jednak jestem wierzaca (w jakis moze
wlasny sposob), i bardzo chcialam, zeby jakis Absolut czuwal nade mna i nad
rodzina, ktora chce zalozyc. Okazalo sie, ze nic z tego - i to w taki raniacy
mnie sposob. Nie umiem myslec o nim jako o swoim narzeczonym - w moich oczach
to maz innej kobiety, ktorym na zawsze zostanie. Propozycja slubu cywilnego
(ktora oczywiscie natychmiast padla) zranila mnie niemal do zywego - moze to
glupie, ale kiedys moglabym zrezygnowac z ceremonii w kosciele, ale teraz nie
moge przestac myslec, ze Ona i tak na zawsze zostanie wazniejsza, ze ja na
zawsze pozostane _druga_ zona, ta gorsza, bo tylko cywilna - a jej przysiegal
przed oltarzem. I ta propozycja slubu cywilnego - Boze, nie moge sie do tego
przemoc, bo widze to tak, jakbym miala podpisac umowe cywilna przed
urzednikiem - gdziez tu miejsce na uczucie? To ma byc gwarancja zwiazku?
Gdybym byla jedyna, pewnie poszlabym do urzedu - z perspektywa bycia "druga" -
nie jestem w stanie sie przemoc.
I coraz czesciej sie zastanawiam, czy ten zwiazek ma racje bytu, czy odbuduje
w sobie zaufanie do niego, czy bede sie umiala przelamac i isc do USC (teraz
to budzi we mnie obrzydzenie, takie samo jak zycie z nim w konkubinacie - ale
zeby nie bylo niedopowiedzen - ja ABSOLUTNIE nie mam NIC przeciwko slubom
cywilnym ani konkubinatowi, po prostu inaczej wyobrazalam sobie _swoje_
zycie, nie widze siebie w takim zwiazku, szczegolnie w tej sytuacji, kiedy
nie mam wyboru). Myslalam, ze z czasem to we mnie przyschnie, ze troszke sie
uspokoje, tymczasem boli coraz bardziej, coraz wiecej zlych emocji we mnie. I
jeszcze w dodatku czekanie, czekanie, czekanie, i swiadomosc, ze Ona to nie
tylko jego byla partnerka, matka jego dzieci, ale tez jego zona, czyli ktos
kim to ja mialam byc. A teraz nie moge. Nigdy nie mogłam, tylko zylam w
sztucznym, stworzonym przez niego swiecie.
Mam znajomego psychologa - ale wstydze sie do niego isc i powiedziec, ze ten
mezczyzna, ktorego zreszta i on zna - oszukiwal mnie tak dlugo. Zadne z moich
przyjaciol nie wie, ze moj "narzeczony" jest zonaty, nikomu nie przyznalam
sie, ze on - wlasnie on - oszukiwal mnie tak dlugo. Walcze z tym sama.
Zaczelam walczyc z nim. Widze, jak go trace - nie dlatego, ze on odchodzi,
ale ze ja sie odsuwam. I strasznie mi szkoda tego, co nas laczylo a juz sie
zepsulo, tego co mogloby nas jeszcze polaczyc, ale odleglosc to psuje, moich
marzen i jego obietnic. Moze - gdyby byl przy mnie - latwiej byloby mi sie z
tym pogodzic, zniesc to. Ale swiadomosc, ze on wciaz jest z Nia powoduje, ze
wszystkiego mi sie odechciewa. Po prostu.
I bardzo mi smutno.
I chyba potrzebowalam to wreszcie z siebie wyrzucic...

A.

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2002-08-23 13:49:24

Temat: Re: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: "Monika Gibes" <i...@p...wp.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Andrea <a...@N...gazeta.pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:ak5bmr$gov$...@n...gazeta.pl...
> Mam Mezczyzne. Kocham go bardzo.
> I ta propozycja slubu cywilnego - Boze, nie moge sie do tego
> przemoc, bo widze to tak, jakbym miala podpisac umowe cywilna przed
> urzednikiem - gdziez tu miejsce na uczucie? To ma byc gwarancja zwiazku?

Popatrz na to na chłodno i pomyśl, jaką gwarancją związku jest ślub
kościelny?
Nie ma gwarancji.

pozdrawiam

Monika

P.s. (po rozwodzie, ale ciągle mogąca stanąć kiedyś w welonie ;-)))



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2002-08-23 14:08:29

Temat: Re: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: Kreska <p...@d...tu> szukaj wiadomości tego autora

"Andrea " <a...@N...gazeta.pl> dnia 23 sie 2002 napisał/a:

> Mam Mezczyzne. Kocham go bardzo. ...
> I bardzo mi smutno.
> I chyba potrzebowalam to wreszcie z siebie wyrzucic...
> A.

Marzeń, z których trzeba zrezygnowac zawsze żal.

Może jeszcze pójdziesz w białej sukni, z welonem, bukietem, powiesz
"tak" mężczyźnie, któremu będziesz ufała, organista zagra marsza...i
żyli długo i szczęśliwie.

Smutek oswój i przetrwaj a potem - głowa do góry:)

pozdrawiam ---- Kreska
--
Życie wcale nie ma obowiązku dawać.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2002-08-23 14:31:51

Temat: Re: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: <d...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Andrea " <a...@N...gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:ak5bmr$gov$1@news.gazeta.pl...
> Mam Mezczyzne. Kocham go bardzo.
> Ale to facet z przeszloscia, a nawet z terazniejszoscia. Kiedy go poznalam
> (jeszcze bez emocji, uczuc, romansu) - dobrze ponad dwa lata temu -
> wiedzialam, ze ma dzieci i ze mieszka z nimi i ich mama. Wiedzialam, ze to
> zwiazek w stanie rozkladu.
[..ciach..]

Moim skromnym zdaniem tracisz czas dla tego mężczyzny.
Z tego co piszesz wynika że on okłamuje Cię w bardzo ważnych sprawach, nie
wróży to dobrze dla żadnego związku.
Pozatym wygląda na to że on próbuje "trzymać dwie sroki za ogon", żyje z
żoną (dlaczego), zbywa Cię obietnicami i zapowiedziami lepszej przyszłości.
Spróbuj sama sobie odpowiedzieć co zrobił do tej pory żeby zakończyć tamten
związek i być z Tobą ?
Popatrz na to z dystansu, zastanów się co byś doradziła przyjaciółce która
byłaby w takiej sytuacji ?
Jaką możesz mieć pewność co do żonatego mężczyzny?
Jeśli nawet i ma szczere chęci, to ma poważne trudności z powodu małżeństwa,
co może spowodować kłopoty w Waszym związku.

Jeżeli chodzi o psychologa, to powinnaś skorzystać z jego pomocy I TO JAK
NAJSZYBCIEJ. Uważam że chyba lepiej żeby to nie był znajomy. Ja sam kiedyś
po wielu oporach poszedłem do psychologa i BARDZO SIĘ CIESZYŁEM, że się w
końcu zdecydowałem. Pomógł naprawdę wiele, uświadomił wiele rzeczy, dostałem
naprawę wiele dobrych porad, NAJWAŻNIEJSZE SPRAWDZONYCH. Co najważniejsze
psycholog ma doświadczenie w SKUTECZNYM rozwiązywaniu podobnych problemów.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Może to co teraz napiszę zszokuje Cię nieco ... ja jestem w podobnej
sytuacji ... tylko że ... w roli takiego żonatego faceta, więc może moja
opinia da Ci spojrzenie z drugiej strony.
Wprawdzie sytuacja nie wyglada dokładnie tak jak u Ciebie. Nie mieszkam ze
swoją żoną ale i nie mamy rozwodu (ja chcę rozwodu po tym co z nią
przeszedłem), mamy dziecko które bardzo kocham. I jest ONA, mieszka daleko.
Wprawdzie nie mamy romansu ale od prawie roku Ona bardzo chce być ze mną.
Pomimo że ja też tego chcę, to znając swoją sytuację odradzam jej takie
rozwiązanie. Nie okłamuję jej, nie obiecuję że zawsze z nią będę, ale sprawy
stawiam jasno. Wiem doskonale że dopóki nie jestem rozwiedziony nie mogę być
dobrym i pewnym "towarzyszem do życia", nie mogę jej teraz obiecać pewnego
związku. ONA nie zwraca uwagi na żadne rozsądne argumenty, gotowa jest mimo
wszystko być ze mną. Swiństwem byłoby gdybym "rezerwował" dla siebie jej
czas, życie, poświęcenie na kiedyś, kiedy juz będę wolny.

Zastanów się czy ten mężczyzna nie zostawia Ciebie na "czarną godzinę" albo
czy nie jesteś tylko jego "kochanką".



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2002-08-23 15:26:17

Temat: Re: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: "Jacek" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


"Kreska" <p...@d...tu> wrote in message
news:Xns9273A363E9FC7rozpoznajmojznak@127.0.0.1...
> "Andrea " <a...@N...gazeta.pl> dnia 23 sie 2002 napisał/a:
>
> > Mam Mezczyzne. Kocham go bardzo. ...
> > I bardzo mi smutno.
> > I chyba potrzebowalam to wreszcie z siebie wyrzucic...
> > A.
>
> Marzeń, z których trzeba zrezygnowac zawsze żal.

Ale czasem trzeba to zrobić by być szczęśliwym, bo może to nie było
marzenie tylko życzenie.

> Może jeszcze pójdziesz w białej sukni, z welonem, bukietem, powiesz
> "tak" mężczyźnie, któremu będziesz ufała, organista zagra marsza...i
> żyli długo i szczęśliwie.

Tak będzie, wierzymy to razem z Tobą

Jacek




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2002-08-23 15:38:16

Temat: Re: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: "Jacek" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


<d...@p...onet.pl> wrote in message news:ak5h58$7mj$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "Andrea " <a...@N...gazeta.pl> napisał w wiadomości
> news:ak5bmr$gov$1@news.gazeta.pl...

Też bylem takim facetem, tyle że ja nie kłamałem tak jak on.

> Moim skromnym zdaniem tracisz czas dla tego mężczyzny.
> Z tego co piszesz wynika że on okłamuje Cię w bardzo ważnych sprawach, nie
> wróży to dobrze dla żadnego związku.

Zgadzam się w 99%

> Pozatym wygląda na to że on próbuje "trzymać dwie sroki za ogon", żyje z
> żoną (dlaczego), zbywa Cię obietnicami i zapowiedziami lepszej
przyszłości.

Jesli go kochasz, a on Cie juz raz zawiódł daj mu skonczony czas na to aby
zamieszkał z Tobą i złożyl wniosek o rozwód.
Jeśli to zrobi masz 1% szansy.

> Spróbuj sama sobie odpowiedzieć co zrobił do tej pory żeby zakończyć
tamten
> związek i być z Tobą ?
> Popatrz na to z dystansu, zastanów się co byś doradziła przyjaciółce która
> byłaby w takiej sytuacji ?

To bardzo cenne rady.

> Jaką możesz mieć pewność co do żonatego mężczyzny?
> Jeśli nawet i ma szczere chęci, to ma poważne trudności z powodu
małżeństwa,
> co może spowodować kłopoty w Waszym związku.

Ja obejrzałbym jego dom, chciałbym zobaczyć jego żonę i jego dzieci.
Pojechałbym do tego miasta żeby zobaczyć atmosferę jego rodziny.
(oczywiście jeśli 1% nadzieji mnie zadawala)



> Jeżeli chodzi o psychologa, to powinnaś skorzystać z jego pomocy I TO JAK
> NAJSZYBCIEJ. Uważam że chyba lepiej żeby to nie był znajomy. Ja sam kiedyś
> po wielu oporach poszedłem do psychologa i BARDZO SIĘ CIESZYŁEM, że się w
> końcu zdecydowałem. Pomógł naprawdę wiele, uświadomił wiele rzeczy,
dostałem
> naprawę wiele dobrych porad, NAJWAŻNIEJSZE SPRAWDZONYCH. Co najważniejsze
> psycholog ma doświadczenie w SKUTECZNYM rozwiązywaniu podobnych problemów.

lepszy byłby ktos obcy, znajomi nie mogą sobie pomagać

> Może to co teraz napiszę zszokuje Cię nieco ... ja jestem w podobnej
> sytuacji ... tylko że ... w roli takiego żonatego faceta, więc może moja
> opinia da Ci spojrzenie z drugiej strony.

Ja byłem, uff i mam to juz za sobą.

> Wprawdzie sytuacja nie wyglada dokładnie tak jak u Ciebie. Nie mieszkam ze
> swoją żoną ale i nie mamy rozwodu (ja chcę rozwodu po tym co z nią
> przeszedłem), mamy dziecko które bardzo kocham. I jest ONA, mieszka
daleko.

Teraz wiem, że mądra żona nigdy nie pozwoli odejść rozsądnemu facetowi,
a zwykle tylko tacy nas interesuje. Z drugiej zaś strony jeśli on jest
rozsądny
i ma rozsądną żonę, to wcześniej czy później do niej wróci. Przecież z
jakiegoś
powodu są razem. prze tyle lat. Może im czegoś brakuje, teraz, ale jak ich
sytuacja
(np Ty) zmusi dojdą do porozumienia.

Może być jednak tak, że jego żona nie umie wybaczyć zdrady,
wbrew wszystkiemu wyrzuci go z domu kiedy się dowie.
To pewna szansa ale czy warto ryzykować związku z bezdomnym
facetem ??? nie wiem ???

> Wprawdzie nie mamy romansu ale od prawie roku Ona bardzo chce być ze mną.
> Pomimo że ja też tego chcę, to znając swoją sytuację odradzam jej takie
> rozwiązanie. Nie okłamuję jej, nie obiecuję że zawsze z nią będę, ale
sprawy
> stawiam jasno.

Ja też stawiałem jasno, a jednak parę błędów popełniłem, dziś bardzo źle mi
z tego powodu. Za bardzo wierzyłem, że wszytko zależy ode mnie. Oj za
bardzo.


>Wiem doskonale że dopóki nie jestem rozwiedziony nie mogę być
> dobrym i pewnym "towarzyszem do życia", nie mogę jej teraz obiecać pewnego
> związku. ONA nie zwraca uwagi na żadne rozsądne argumenty, gotowa jest
mimo
> wszystko być ze mną. Swiństwem byłoby gdybym "rezerwował" dla siebie jej
> czas, życie, poświęcenie na kiedyś, kiedy juz będę wolny.

Kiedy idziemy na piwo ???


> Zastanów się czy ten mężczyzna nie zostawia Ciebie na "czarną godzinę"
albo
> czy nie jesteś tylko jego "kochanką".

Brutalnie: może on ma jakieś inne znajome ??

Jacek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2002-08-23 15:48:14

Temat: Re: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: "Jacek" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora



> Co wiecej -
> wiele razy rozmawialismy o slubie, przede wszystkim koscielnym - a on
takiego
> slubu wziac ze mna nie moze, bo po prostu ma juz zone. W pierwszym
momencie
> wpadlam w histerie, chcialam odejsc.

Tego bym nie wybaczyl, może jednak to Ty mówiłaś o ślubie a on nie zajmował
stanowiska, przemyśl te Wasze rozmowy.

> Twierdzi, ze po prostu sie bal, ze odejde. I fakt &#8211; znal mnie już
> na poczatku na tyle, ze wiedzial, ze odejde.

Na pewno się bał.

> Nigdy nie bylam
> mocno religijna, ale chcialam wziac slub koscielny - z dwoch powodow.
Jednym
> z nich byly dziewczece marzenia o bialej sukni, welonie, kosciele... o
tym,
> ze jak tam wybrany mezczyna mi przysiegnie, to musi sie udac i bedziemy
> szczesliwi.

Do każdego ślubu można isc w bialej sukni.


> A po drugie dlatego, ze jednak jestem wierzaca (w jakis moze
> wlasny sposob), i bardzo chcialam, zeby jakis Absolut czuwal nade mna i
nad
> rodzina, ktora chce zalozyc.

Jak widzisz ślub koscielny niczego nie gwarantuje

> mnie sposob. Nie umiem myslec o nim jako o swoim narzeczonym - w moich
oczach
> to maz innej kobiety, ktorym na zawsze zostanie. Propozycja slubu
cywilnego
> (ktora oczywiscie natychmiast padla) zranila mnie niemal do zywego - moze
to
> glupie, ale kiedys moglabym zrezygnowac z ceremonii w kosciele, ale teraz
nie
> moge przestac myslec, ze Ona i tak na zawsze zostanie wazniejsza, ze ja na
> zawsze pozostane _druga_ zona, ta gorsza, bo tylko cywilna - a jej
przysiegal
> przed oltarzem. I ta propozycja slubu cywilnego - Boze, nie moge sie do
tego
> przemoc, bo widze to tak, jakbym miala podpisac umowe cywilna przed
> urzednikiem - gdziez tu miejsce na uczucie? To ma byc gwarancja zwiazku?

Wiesz co do tego faceta to już wiesz że to niemożliwe.
Z drugiej zaś strony piszesz:
jestem niewierząca
gdzie uczucie
gwarancja związku

Co zrobisz keidys jak spotkasz rozwodnika, i nie bedzie tego magicznego
ślubu.

> Gdybym byla jedyna, pewnie poszlabym do urzedu - z perspektywa bycia
"druga" -
> nie jestem w stanie sie przemoc.

Zostaw go, będzie Ci łatwiej.

> I coraz czesciej sie zastanawiam, czy ten zwiazek ma racje bytu, czy
odbuduje
> w sobie zaufanie do niego, czy bede sie umiala przelamac i isc do USC
(teraz
> to budzi we mnie obrzydzenie, takie samo jak zycie z nim w konkubinacie -
ale
> zeby nie bylo niedopowiedzen - ja ABSOLUTNIE nie mam NIC przeciwko slubom
> cywilnym ani konkubinatowi, po prostu inaczej wyobrazalam sobie _swoje_
> zycie, nie widze siebie w takim zwiazku, szczegolnie w tej sytuacji, kiedy
> nie mam wyboru).

Wydaje mi się że nie to nie dla Ciebie.


pozdrawiam

Jacek




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2002-08-23 16:59:18

Temat: Re: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: <d...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Jacek" <j...@w...pl> napisał w wiadomości
news:ak5ktk$emu$1@news.onet.pl...
> > Użytkownik "Andrea " <a...@N...gazeta.pl> napisał w wiadomości
> > news:ak5bmr$gov$1@news.gazeta.pl...

[..ciach...]
> Jesli go kochasz, a on Cie juz raz zawiódł daj mu skonczony czas na to aby
> zamieszkał z Tobą i złożyl wniosek o rozwód.
> Jeśli to zrobi masz 1% szansy.

... dokładnie !!!. Złota zasada która sprawdza się wszędzie: "nie polegaj na
słowach tylko na czynach" nie opieraj swojego zaufania na jego obietnicach
tylko na konkretnych działaniach. Sprawę potraktuj poważnie i stanowczo tak
aby on (i Ty) nie miał wątpliwości że się wachasz czy żartujesz i że nie
pomogą tym razem kolejne obietnice. Ustalcie to i nie wdawaj się w zbędne
dyskusje na temat terminu (oczywiście termin musi być w miarę realny) czy
zmiany Twojej decyzji. Ucinaj od razu jego próby przekonywania że może by z
tym poczekać albo że to nie jest dobry pomysł (to upewni go o Twoim
zdecydowaniu).
... Oczywiście jeśli chcesz spróbować go zdobyć.

Pomimo tego co wyżej napisałem odradzałbym Ci ten związek i podejmowanie
prób zdobycia tego faceta. Pamietaj o zaufaniu (a właściwie jego braku).
Spróbuj nawet tak, pomyśl (samolubnie) tylko o sobie, jeśli ten związek
okaże się niewypałem, to najbardziej Ty na tym ucierpisz:
- stracisz wiele czasu i energi
- w tym czasie "sprzątną ci sprzed nosa" innych wartościowych facetów
- tak negatywne doświadczenie odciśnie piętno na twojej psychice
- wytworzysz wokół siebie mur obronny, będziesz bała się zaufać innym
mężczyznom (wartościowym)
- ze strony jego żony, rodziny, dzieci będziesz traktowana jako przyczyna
rozpadu ich małżeństwa, prawdopodobnie jego dzieci do końca życia Ci nie
wybaczą i mogą zatruwać Ci życie
- jeżeli zdradza i okłamuje swoją obecną żonę, to czy nie zrobi kiedyś tego
samego Tobie?
- i jeszcze wiele wiele innych minusów ...

Andreo - ponowię swoją proźbę: IDŹ DO PSYCHOLOGA (takiego od spraw
rodzinnych). On ma doświadczenie, niejedno juz widział, słyszał i pomógł
rozwiazać. Nasze rady są oparte na jednostkowych doświadczeniach, psycholog
zna ich setki oraz sposoby na ich rozwiązanie.

[... ciach ...]

> Ja obejrzałbym jego dom, chciałbym zobaczyć jego żonę i jego dzieci.
> Pojechałbym do tego miasta żeby zobaczyć atmosferę jego rodziny.
> (oczywiście jeśli 1% nadzieji mnie zadawala)

... skąd pewność czy to właśnie ten facet nie jest przyczyną rozpadu swego
małżeństwa, czy w przyszłości nie przyczyni się do rozpadu Waszego
ewentualnego małżeństwa (o ile oczywiście takowe zaistnieje)

[... ciach ...]
> > Może to co teraz napiszę zszokuje Cię nieco ... ja jestem w podobnej
> > sytuacji ... tylko że ... w roli takiego żonatego faceta, więc może moja
> > opinia da Ci spojrzenie z drugiej strony.
>
> Ja byłem, uff i mam to juz za sobą.
>
> > Wprawdzie sytuacja nie wyglada dokładnie tak jak u Ciebie. Nie mieszkam
ze
> > swoją żoną ale i nie mamy rozwodu (ja chcę rozwodu po tym co z nią
> > przeszedłem), mamy dziecko które bardzo kocham. I jest ONA, mieszka
> daleko.
>
> Teraz wiem, że mądra żona nigdy nie pozwoli odejść rozsądnemu facetowi,
> a zwykle tylko tacy nas interesuje. Z drugiej zaś strony jeśli on jest
> rozsądny
> i ma rozsądną żonę, to wcześniej czy później do niej wróci. Przecież z
> jakiegoś
> powodu są razem. prze tyle lat. Może im czegoś brakuje, teraz, ale jak ich
> sytuacja
> (np Ty) zmusi dojdą do porozumienia.
>
> Może być jednak tak, że jego żona nie umie wybaczyć zdrady,
> wbrew wszystkiemu wyrzuci go z domu kiedy się dowie.
> To pewna szansa ale czy warto ryzykować związku z bezdomnym
> facetem ??? nie wiem ???

... z tego wnioskuję że jesteś znowu ze swoją żoną Jacku i jakoś się wam
układa ? ;-))
Sam się zastanawiam jak dalej rozwinie się sytuacja w moim przypadku.

... Andreo - sama widzisz nie zadawaj się z żonatymi ;-).

[... ciach ...]

> Kiedy idziemy na piwo ???

... dobry pomysł ;-))))
Może jeszcze namówić Andreę ?

Pozdrawiam
Adam



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2002-08-23 17:17:55

Temat: Re: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: "jacek" <b...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik <d...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:ak5ppo$nej$1@news.onet.pl...

[ciach]

> ... dokładnie !!!. Złota zasada która sprawdza się wszędzie: "nie polegaj
na
> słowach tylko na czynach" nie opieraj swojego zaufania na jego obietnicach
> tylko na konkretnych działaniach. Sprawę potraktuj poważnie i stanowczo
tak
> aby on (i Ty) nie miał wątpliwości że się wachasz czy żartujesz i że nie
> pomogą tym razem kolejne obietnice. Ustalcie to i nie wdawaj się w zbędne
> dyskusje na temat terminu (oczywiście termin musi być w miarę realny) czy
> zmiany Twojej decyzji. Ucinaj od razu jego próby przekonywania że może by
z
> tym poczekać albo że to nie jest dobry pomysł (to upewni go o Twoim
> zdecydowaniu).
> ... Oczywiście jeśli chcesz spróbować go zdobyć.

Kochający facet potrafi załatwić wszystko, pod kilkoma warunkami:
że jest naprawdę extra
że naprawdę kocha

Zgadzam sie z moim przedmówcą.

> Pomimo tego co wyżej napisałem odradzałbym Ci ten związek i podejmowanie
> prób zdobycia tego faceta. Pamietaj o zaufaniu (a właściwie jego braku).
> Spróbuj nawet tak, pomyśl (samolubnie) tylko o sobie, jeśli ten związek
> okaże się niewypałem, to najbardziej Ty na tym ucierpisz:

A będzie bolało jeszcze bradziej niz teraz.

> - stracisz wiele czasu i energi

>"sprzątną ci sprzed nosa" innych wartościowych facetów

jest ich calkiem sporo

> - tak negatywne doświadczenie odciśnie piętno na twojej psychice
> - wytworzysz wokół siebie mur obronny, będziesz bała się zaufać innym
> mężczyznom (wartościowym)

i wtedy bedzie prawdziwy klops

> - ze strony jego żony, rodziny, dzieci będziesz traktowana jako przyczyna
> rozpadu ich małżeństwa, prawdopodobnie jego dzieci do końca życia Ci nie
> wybaczą i mogą zatruwać Ci życie

nie wybaczą i całkiem słusznie

> - jeżeli zdradza i okłamuje swoją obecną żonę, to czy nie zrobi kiedyś
tego
> samego Tobie?

tego nigdy nie da sie okreslic, wiec nie zgadzam sie z tym argumnetem,
moze sie czegos nauczyć

> - i jeszcze wiele wiele innych minusów ...

cale mnóstwo np.
będzie płacił alimenty
będzie jeżdił do dzieci
będzie pędził do nich jak będą chore
będzie odbieral telefony od ex-żony i ją pocieszał

....



> Andreo - ponowię swoją proźbę: IDŹ DO PSYCHOLOGA (takiego od spraw
> rodzinnych). On ma doświadczenie, niejedno juz widział, słyszał i pomógł
> rozwiazać. Nasze rady są oparte na jednostkowych doświadczeniach,
psycholog
> zna ich setki oraz sposoby na ich rozwiązanie.

KONIECZNIE

> ... skąd pewność czy to właśnie ten facet nie jest przyczyną rozpadu swego
> małżeństwa, czy w przyszłości nie przyczyni się do rozpadu Waszego
> ewentualnego małżeństwa (o ile oczywiście takowe zaistnieje)

Skoro Adrea sie w nim zakochała to chyba taki nie jest

> ... z tego wnioskuję że jesteś znowu ze swoją żoną Jacku i jakoś się wam
> układa ? ;-))

Rewelacyjnie, oby tak dalej. :-)))))))))00

> Sam się zastanawiam jak dalej rozwinie się sytuacja w moim przypadku.
>
> ... Andreo - sama widzisz nie zadawaj się z żonatymi ;-).

to niemądry pomysł aby sie z nimi zadawać

> > Kiedy idziemy na piwo ???
>
> ... dobry pomysł ;-))))
> Może jeszcze namówić Andreę ?

Oczywiscie chętnie ja jestem z wrocka
często podrózuje po Polsce

Jacek



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2002-08-23 17:22:30

Temat: Odp: Chyba mi smutno (dlugie)
Od: "Sandra" <d...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Jacek <j...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:ak5lg8$fnm$...@n...onet.pl...
> stanowiska, przemyśl te Wasze rozmowy.

a może był to dialog jednostronny i wsłuchiwanie sie w słowa / a niech się
wygada a jest mi dobrze mieć taką przystań /

> Na pewno się bał.

nie ze wzgledu na wygodnictwo? czy to nie praca w terenie? dobra przystań?
nie chce odpowiedzi ...zainteresowana powinna odp. sobie na te pytania...

> Wydaje mi się że nie to nie dla Ciebie.

nic nie wiadomo... jeśli zainteresowana przemyślała wszystkie aspekty tego
związku? to wszystko może sie wyklarować...

1.rozwod
2.alimenty
3.co jakiś czas podwyższenie alimentów
4.kontakty osobiste z dziećmi w miejscu ich zamieszkania
5.psychiczna odporność na pkt.4 i akceptacja
6.może i alimenty na byłą żonę


Sandra


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

ciche dni?
potrzebna opiekunka do dziecka[LUB]
Rodzice wyjezdzaja dziecko zostaje
Zmiany, jakie w nas zaszły
zaufanie

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »