Data: 2006-02-13 23:15:25
Temat: Re: Człowiek umiera dwa razy [dlugie]
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_onet_pl)@tutaj.nic>
Pokaż wszystkie nagłówki
"vonBraun" <interfere@o~wywal~2.pl> napisał w wiadomości
news:drtnjc$km3$1@news2.ipartners.pl...
Porwał mnie był wydarzeń wir wartki... Tymczasem sprawę ludzkich
części zamiennych znajduję jako z grubsza wyczerpaną. "Wszyscy
zgadzają się ze sobą, a będzie dalej tak jak jest".
> [...] Pamiętasz aferę z Pavulonem? Dla mnie osobiście było w niej
> najciekawsze właśnie to, że pokazała ona po raz kolejny, że jeśli
> stworzyć społeczny mechanizm, który poprzez wiele stadiów pośrednich
> sprzyjał będzie kompromisom moralnym, to nie ma dla tych kompromisów
> moralnych końca, zwłaszcza jeśli towarzyszy im poczucie pełnej
> bezkarności. To przepis na stworzenie potwora z przyzwoitego
> obywatela. W dowolnej grupie ludzi zawsze znajdą się tacy, którzy "na
> wejściu" uważać będą, że ratowanie życia ludzkiego "jest dobre" a
> zabijanie "jest złe" a "na wyjściu" wstrzykną śmiertelny zastrzyk po
> to aby mieć za co pójść z żoną na zakupy do supermarketu.
>
> Otóż obawiam pozostawienia mojego życia na pastwę podobnych
> mechanizmów - mechanizmów, w których wpływowa grupa ludzi ma korzyści
> płynące ze śmierci - mam tu na myśli biorców przeszczepów i ich
> lekarzy (którzy w skrajnych i miejmy nadzieję, że nielicznych
> sytuacjach mogą być biorcami łapówek od biorców przeszczepów, lub co
> powszechniejsze - skorzystają na nich w inny sposób np.: uzyskując
> awans społeczny i ekonomiczny dzięki wykonanym zabiegom).
Wyciąłem wszystko, z czym się zgadzam, a z tym, co zostawiłem, zgadzam
się w dwójnasób. Do beneficjentów procederu dorzuciłbym producentów
leków immunosupresyjnych. Prawdziwa żyła złota - dożywotnia konsumpcja
drogich specyfików, tym globalnie większa, im więcej ludzi przedłużyło swoje
życie dzięki sukcesom transplantologii.
> Większe szanse na zmianę mojej decyzji miałoby jednak uznanie moich
> praw do rzetelnej informacji na wymieniony temat, możliwośc
> zróżnicowania zgody w zależności od sytuacji, wreszcie zaostrzenie
> procedury kwalifikacyjnej - choćby przez tworzenie ciał całkowicie
> niezależnych od danej jednostki szpitalnej, co więcej (właśnie wpadłem
> na wredny pomysł!) orzekającej ZAWSZE przed decyzją rodziny. Wyobraź
> sobie jak dokładnie działaliby członkowie komisji gdyby mieli pewność,
> że w 50% przypadków rodzina może nie zgodzić się na pobranie narządów
> ;-) (a zatem ich decyzję da sie być może zweryfikować!) Mam wrażenie,
> że w tej chwili najmniejszą odpowiedzialność ponosi się wtedy gdy
> chory zostaje zakwalifikowany jako dawca. Po prostu nie ma jak
> stwiedzić pomyłki! Najprostszy sposób aby ZAWSZE MIEĆ RACJĘ. Zatem
> potencjalnie bardziej zagrażająca reputacji lekarzy z takiej komisji
> jest dyskwalifikacja niż kwalifikacja pacjenta - tylko przypadki
> błędnej dyskwalifikacji ZAWSZE są do sprawdzenia!!! Czy taka sytuacja
> tworzy mechanizm (por wyżej o mechanizmach) sprzyjający obiektywizmowi
> - wątpię.
Genialny jest ten "wredny" pomysł! Poszedłbym jednak o krok dalej
w tej wredocie. Powiedz mi, gdzie trafi pacjent wstępnie zakwalifikowany
przez komisję do rozbiórki, ale w sytuacji zawetowania tej decyzji przez
rodzinę pacjenta. Czy przypadkiem nie zostanie (najczęściej) w tym samym
szpitalu? Czy lekarze usiłujący wyprowadzić chorego z beznadziejnego (?)
stanu pozostaną poza zasięgiem członków komisji? A może raz na jakiś
czas przeniknie z jednej do drugiej grupy profesjonalistów sugestia/namowa/
/prośba czy groźba w rodzaju: "Nie przesadzajcie, szanowni koledzy, ze
swoimi wysiłkami wybudzenia pacjenta..."?
Proponuję zatem, aby - nawet niezależnie od zgody rodziny - wylosować
mniej więcej co dziesiątego pacjenta (już nominowanego do szlachetnego
grona dawcy organów) i przekazać go do jednego z ośrodków szczycących
się najwyższą skutecznością wybudzania/"ożywiania".
_________
Skądinąd pasjonującą dyskusję o podłączaniu się drucikami do nerwów
proponuję przełożyć na inny termin.
--
Sławek
|