Data: 2011-10-26 21:24:59
Temat: Re: Czy mamy cos wspólnego z naszymi rodzicami?
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Wed, 26 Oct 2011 23:04:02 +0200, Paulinka napisał(a):
> Ikselka pisze:
>> Dnia Wed, 26 Oct 2011 22:37:07 +0200, Paulinka napisał(a):
>>
>>> Może jesteś zbyt surowa. Może ta chęć ucieczki nie była powodowana
>>> egoizmem, ale strachem?
>>> Ludzie w obliczu tragedii różnie się zachowują, jedni dostają kopa do
>>> działania, a inni wręcz przeciwnie. Nie wiem, jak było w przypadku
>>> Twojego brata.
>>
>> Wystarczy, że ja wiem. 20 lat wychowywaliśmy się razem :-]
>
> I jesteś przekonana, że Twoja ocena nie jest nawet trochę skrzywiona
> przez to mamowe faworyzowanie brata i mimo wszystko jakieś w związku z
> tym poczucie krzywdy?
Jestem pewna. Ponieważ kiedy byłam dziewczyną, nigdy nie miałam poczucia
krzywdy - tak bardzo byłam nastawiona przez rodziców na podziw dla brata,
ze sama dla siebie się nie liczyłam, tylko on sie liczył.
Jego czas się liczył, jego chęci, jego plany. Jemu było wolno olać dwa lata
nauki w technikum, być niedopuszczonym do matury, jemu załatwili maturę,
sama nawet go uczyłam, aby przynajmniej przepisał zadania bez błędu.
Cieszyłam się, jakiego mam wspaniałego brata.
Dopiero jako dorosła zobaczyłam to, czego nie widziałam całe życie.
>
>>> Średni brat był zawsze mocno faworyzowany przez rodziców, sporo chorował
>>> w dzieciństwie i zawsze mocno mu pobłażano.
>>> Nie wiem czemu, ale jest emocjonalnym lodowcem. Bardzo rzadko, ale
>>> jednak coś mu się wysmykuje. Widać, że chowa te emocje, ciepłe uczucia
>>> gdzieś głęboko i czasem uda się go na coś naciągnąć. Szybko jednak
>>> ucieka do swojej skorupki, a przecież nie powinien taki być, skoro
>>> najwięcej zainteresowania to właśnie jemu okazywano.
>>
>> Egoista, ot co. Typowy w dodatku.
>> Jak mój brat, który nigdy niczego nie musiał z siebie dać, bo tylko
>> otrzymywał - i tak od dziecka. Nie musiał nikogo (a już najmniej mnie)
>> szanowac, nie musiał się uczyć, ani pracować w domu z ojcem, załatwili mu
>> przechodzenie z klasy do kalsy w technikum, maturę, pracę i... żonę. Tak!
>> To i nie umiał ani nie chciał czuć. Dla niego po prostu skończyło się
>> branie.
>
> No to jednak zupełnie inny przypadek ten mój brat. On ma taką zasadę :
> Od nikogo nic nie biorę i nikomu nic nie daję. Oczywiście nie w sensie
> materialnym.
> Najczęściej nie rozumie sytuacji kryzysowych. Jego zdaniem każdy musi
> się ze wszystkim sam uporać, inaczej nie zasługuje na jego szacunek.
> Wszystko ma skalkulowane i opracowane do najmniejszego szczegółu. Idzie
> po trupach i nie ogląda się za siebie.
> Ma tętniaka na aorcie nieoperacyjnego. Taka tykająca bomba zegarowa.
> Wszyscy się bardzo o niego martwią, a on mówi chcę żyć szybko i umrzeć
> młodo.
> Do tego stopnia się odciął, że wyjechał kilka lat temu do Skandynawii i
> tam sobie układa życie z jakąś młodziutką dziewczyna, jak zwykle na
> chwilę, bo po co kogoś do siebie przywiązywać.
> Mimo wszystko nie zapomnę, jak wróciłam (jako dziecko małoletnie) ze
> szpitala po ciężkiej chorobie nerek. Wyszedł na moje przywitanie, zrobił
> marsowa minę i powiedział: Ciesze się, że wróciłaś. A potem czmychnął do
> swojego pokoju. To takie właśnie z nim ulotne chwile.
Tak naprawdę to ja nie pamiętam żadnej rozmowy z moim bratem na zaden
istotny temat.
--
XL
"Z drzew spadają czasem gałęzie. Ba, zdarza się, że trafią kogoś w głowę i
kaput. Czy z tego wynika, że mogę siedzieć z piłą na drzewie i czatować na
jakiegoś skurwysyna? Wytłumacz mi, przekonaj. Chętnie tak zrobię, znam paru
skurwysynów."
Anonim - przeciw zrównywaniu uśmiercania nadmiarowych zarodków w metodzie
in vitro z naturalnymi poronieniami
|