Data: 2003-08-21 10:01:23
Temat: Re: Dom 1 (chyba) było: coś na S
Od: "eTaTa" <e...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "ksRobak" <e...@g...pl> napisał w wiadomości
news:bi1ral$rjt$1@inews.gazeta.pl...
> Użytkownik "Ana" <a...@N...gazeta.pl>
> news:bi1o9e$hhj$1@inews.gazeta.pl...
> eTaTa się nie skupił (gdy to pisał)
> użył czasu dokonanego a ma być niedokonany ;)
> porównaj: wychowanie a wychowywanie w kontekście relacji:
> dziecko <--> dorosły
> źle jest, gdy "ktoś" jest niewychowany
> jeszcze gorzej gdy "ktoś" jest źle wychowany
> alle
> proces wychoWYwania nigdy się nie kończy
> i uogólniając:
> WSZYSCY WYCHOWUJĄ WSZYSTKICH ;DDD
>
> PS. swoją drogą piękne słowo "wychowywanie"
> jak najbardziej ponadczasowe ;)))
Masz rację :-))
Zająłem się tym co się zdarzyło, a nie stałym cyklem.
------------------
Ana do ett
> Za wszystko co dzieci zrobią kiedykolwiek. - winni są rodzice - niestety.
Gruba przesada, oczywiście.
> Wychowanie rodziców - to działka dzieci.
Niemożliwe ze względu na niewspółmierność sił.
-------------------
Nie taka gruba, ta przesada. To wytłumaczenie,
które gdzieś w podtekście Twoich słów tkwi,
to taka 'ściema' - samooszustwo.
Wszyscy wiemy, że rodzice popełniają błędy,
dlatego uzbrojeni jesteśmy w dorosłość dzieci.
Czyli ich samoodpowiedzialność. Ale właśnie,
chwilę później, one są popełniającymi błędy,
które oleją gdy ich dzieci dostaną dowody
do rąk. Łatwo zauważyć jak dziadkowie, dochodzą
do wniosków po latach, że są odpowiedzialni za wnuki,
bo dzieci już "spieprzyli", to może uda się z wnukami.
I kółko się zamyka, bo po drodze te "spieprzone"
dzieci, mają wiele do powiedzenia i zwykle dziadków
ograniczają. Wolą częstokroć "spieprzyć" swoje, gdyż
pamiętają jak "spieprzyli" ich rodzice. Nie widzą,
że Ci sami ludzie, poprzez popełnione błędy,
wiele się nauczyli. I wielokrotnie tych błędów,
nie chcą powtarzać.
Nie za_skomplikowane?
W niezorganizowanych, rzuconych "na żywioł"
społecznościach, to standardowy cykl.
Dlatego wielu z nas czuje się -"niedorobionymi" :-))
Co z tego wynika - chyba jasne.
Dzieci mają wpływ na rodziców, we wszystkich stadiach,
pozytywny, lub negatywny.
Już bobas wie, że darcie p... "buziuchny" - może mu
wynegocjować trochę ciepła, więcej mleka. A gdy osiąga
2-4 rok życia, to sprawdzanie i testowanie rodziców,
przeradza się w stałą walkę. Dopiero, gdy po tym okresie,
zaczyna "łapać", możliwości wpływu, zaczyna się okres negocjacji.
I tu dobrze mieć kumpelski układ, niż, zwierzchnik i podwładny.
I tu się zaczyna. Dziecko nie potrafi określić stopnia świadomej,
miłości do rodziców. Rodzice są za to bardziej unormowani.
Już wiedzą, że gdyby się paliło to dzieci są na pierwszym miejscu.
Więc w negocjacjach są na spalonej pozycji. To oni przegrywają
z testującym ich małolatem.
Przegrywają słowami: - "Chcemy, byś był/była szczęśliwy/a"
A jak wygląda szczęście małolata - wszyscy wiemy.
No to się uzbrajają - "Będzie jak będzie, zawsze możesz na nas liczyć"
I tu już wiedzą, że gdzieś popełnili błędy, nie zawsze wiedzą gdzie.
Liczą już teraz, na własną mądrość ich dzieci.
Często się na niej zawodząc, mogą tylko utyskiwać.
etc
etc
życia się nie wybiera.
o życiu się decyduje,
stale wybierając drogi.
Ale jeśli stałą wyboru jest chaos,
to i skutki wyborów chaotyczne.
No to tyle z dziadkowych podręczników :-))
ett
|