Data: 2003-04-15 13:56:18
Temat: Re: Fobie i lęki - tako rzecze ...
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Jerzy Turynski napisał:
> > > [...] problem chociażby takiego lęku
> > > przed wystąpieniami publicznymi [...]
> > > stawiam na to, że jest jakoś tam zapisany genetycznie.
>
> A jest, jest... i to baaardzo 'głęboko'... Ponoć mamy ~50% ge-
> nów wspólnych z... roślinkami, nie mówiąc już o takim pantofelku
> i drosophilii melanogaster...
Bacha - obrotna dziewucha - zdążyła już dawno coś napisać, dumałem
i ja nad odpowiedzią. To i owo się powtórzy, ale nic to, jadę z tym
koksem.
Mamy 97% wspólnych genów z ulubionym zwierzątkiem tej grupy
(pomijając człowieka) - szympansem. Zapewne ostatniego przygłupa
od największego geniusza potrafi różnić 0.001% genów. W takim
razie "niech żyje ta mała różnica!"
> I co z tego wynika, że mamy 'to czy tamto' "zapisane w genach"?
> Czy takowa wiedza nadaje się w _jakikolwiek_ sposób do prowadze-
> nia dalszego wnioskowania n/t. tzw. "praktycznych wniosków", czy
> raczej jest typu "Rów Mariański ma 10 911 m głębokości", albo
> "odległość gwiazdozbioru Oriona od UŚ wynosi 125-1630 lś..." ???
Wiedza o tym, że "to czy tamto mamy zapisane w genach" niekiedy
bardzo się przydaje do prowadzenia dalszych spekulacjo-dywagacji.
Weźmy na warsztat tą nadmierną tremę - jeśli jest warunkowana
genetycznie (co się przekłada na określone struktury nerwowe w mózgu
niemal wprost generujące określone emocje w odpowiedzi na odebrane
bodźce), daremne są próby jej "wyleczenia", można tylko starać
się ograniczyć jej paraliżujące objawy, trenować sposoby
maskowania lęku czy zręcznego wykorzystywania go do wywołania
mocniejszego oddziaływania emocjonalnego u słuchaczy. Jeśli
natomiast jest tak, jako rzecze PowerBox (nawiasem mówiąc,
przez jednorazowe z założenia umieszczenie jego nicku w tytule
postu zrobił ostatnio trochę nieuzasadnioną karierę wizualno-medialną)
- mamy pod czaszką uniwersalną maszynę do generowania lęków,
natomiast zupełnie dowolnie podsuwamy na jej wejście różne
zjawiska do "bania się" - wtedy hulaj dusza, piekła nie ma. Wystarczy
kilka prostych sztuczek, trochę autosugestii, przeorientowania myślenia,
a określona fobia po prostu znika. Nie mam przekonania, że tak
właśnie jest, dlatego napisałem wcześniej ... no tak, jak napisałem.
W zasadzie głębokość Rowu Mariańskiego nam zwisa i powiewa,
jednak bywają sytuacje, w których ta konkretna wartość liczbowa
jest cholernie istotna. Bardzo bym się nią zainteresował, gdyby na
przykład wsadzano mnie do batyskafu o granicznej wytrzymałości
na ciśnienie równej powiedzmy 800 atmosfer (po nowemu zdaje się
80 MPa) i kazano zjeżdżać na dno.
> Czy nabywanie wiedzy typu za to a za to 'odpowiada' gen 'taki
> a taki' z chromosomu 'takiego a takiego' jest jakoś w psycholo-
> gii przydatne, czy raczej należy do sentencji typu: zupa ma
> za duże stężenie NaCl, by nadawała się do celów kulinarnych...
Myślę sobie, że nabywanie wiedzy o konkretnych genach
umiejscowionych w określonych chromosomach jest nadzwyczaj
przydatne - na przykład do wywołania efektu rozdziawionych
gęb u niewtajemniczonej publiki, gdy gadają między sobą
"naukowcy". To jest niekiedy dla tych ostatnich bardzo zdrowe
"pokrzepianie serc", gdy nie stać ich na pokrzepianie się w żaden
inny sposób (tak można zacząć nowy, długi "felieton", o ile podobny
nie był już gdzieś napisany).
Z drugiej strony jestem przekonany, że nadejdzie czas, gdy informacja
odczytywana z genomu człowieka będzie istotna do "ostatniego genu
po przecinku". Zachłystywali się pismacy jakiś czas temu
"rozpracowaniem" genomu człowieka - że niby będziemy teraz
czytać w nim jak w otwartej księdze. Ale "tak naprawdę" niewiele
(albo prawie nic) z tej księgi jeszcze wynika. Podobno mamy niewiele
więcej aktywnych (kodujących białka) genów od takiej na przykład
muszki owocowej. Ostatnio zaczyna się jednak przebąkiwać, że
niekodujące geny (których jest trzy razy więcej niż kodujących) też
mają coś istotnego do powiedzenia. Zatem długa droga jeszcze
przed naukowcami do ostatecznego uporania się z całym
zagadnieniem. A później kilkadziesiąt lat (jeśli nie sto kilkadziesiąt)
będzie trwała żmudna robota nad interpretacją każdej litery,
słowa, zdania, akapitu czy rozdziału tej tak zwanej księgi.
Wyobrażam sobie w końcowym efekcie prac (oraz wielu innych
badań interdyscyplinarnych) super-hiper-symulator genetyczny.
Zeskanuje wtedy oprawca czy inny operator w laboratorium kod
genetyczny jakiegoś zapłodnionego jajeczka, a po kwadransie
pracy symulatora wygenerowany zostanie obraz człowieka, który
wyrośnie z tego jajeczka, z bardzo dokładną specyfikacją jego
wszystkich cech fizycznych i predyspozycji psychicznych. Będzie
wiadomy jego wygląd w różnym wieku, znana odporność na różne
choroby, potencjalna długość życia. Podobne efekty będzie można
uzyskać badając dowolną komórkę mniej czy bardziej dorosłego
osobnika. Wystarczy, że na progu firmy ubezpieczeniowej zdarzy
się komuś kichnąć (lub spadnie mu włos z głowy), a już po
doczłapaniu się do agenta zostanie klientowi przedstawiona
precyzyjnie wyliczona stawka ubezpieczenia zdrowotnego.
Na takie cuda przyjdzie nam jeszcze zapewne trochę poczekać,
albo i wcale nie dożyjemy tych wspaniałych czasów. Na razie zgodzę
się z Twoją sugestią (o ile coś takiego sugerujesz), że szczegółowa
wiedza o umiejscowieniu czy symbolu konkretnych genów jest
w większości przypadków absolutnie nieistotna. Tym bardziej podczas
dyskusji nie zawsze najcięższego kalibru prowadzonych na tej czy
innej grupie dyskusyjnej - choćby ze "sci" w nazwie.
Ciąg dalszy nie był raczej kierowany do mnie, niemniej końcówka
wygląda trochę niepokojąco:
> Bajka o żabie i skorpionie vel odwłok Milarepy ???
> (Message-ID: <af89ho$pre$2@news.tpi.pl> i
> <01bfce64$ac803cc0$0b01a8c0@jtt> )
> [czyli http://groups.google.pl/advanced_group_search
> i wpisać w "Identyfikator wiadomości" odpowiednie ID]
Odkryłem dwa sporawe wątki, w których były linki na inne
wątki, na książki (co najmniej jedną całą!)... Tak ma wyglądać
pogawędka na grupie dyskusyjnej? ;-( Książkę "przeleciałem"
po łebkach, zauważyłem trochę ciekawostek, trochę koszałków-
-opałków i ryzykownych koncepcji; do niektórych fragmentów
warto będzie wrócić.
Korzystając ze sposobności, chciałbym przy okazji zapytać o pewną
nurtującą mnie kwestię. Zacytuję kawałek Twojego postu z wątku
na grupie "pl.sci.ai" -
http://groups.google.pl/groups?hl=pl&lr=&ie=UTF-8&oe
=UTF-8&selm=as40st%24pts%241%40news.tpi.pl&rnum=1
> [...] Maszyna Turinga (i wszystkie oparte na niej
> komputery) z definicji nie może wykonać żadnego kroku, który
> nie byłby 100% zdefiniowany jej poprzednimi stanami, ze sta-
> nem początkowym zdefiniowanym również w 100% przez jej PROGRA-
> MISTĘ.
> Ergo, ma teoretycznie zerową możliwość samodzielnego zadziała-
> nia NIEZGODNIE Z PROGRAMEM/początkowym ustawieniem. Tymcza-
> sem powinna działać zgodnie z Zasadą Macha, czyli ODWZOROWYWAĆ
> resztę Wszechświata, a nie dokładnie alinteligentne _mechani-
> zmy_ 'myślowe' swojego 'rachmistrza'. Oczywiście dowolny kompu-
> ter von Neumann'a, a. Harvard itd. itp. jest rzeczywistym ukła-
> dem, który w maksymalnie możliwy do zrealizowania sposób IGNO-
> RUJE ZASADĘ MACHA, tzn. 'działa niezgodnie' z nią, powtórzę:
> w 'maksymalnie SPRZECZNY' z nią sposób. [...]"
Chciałem się zatem upewnić, czy jesteś przekonany, że na bazie maszyny
Turinga nie można zbudować systemu naprawdę MYŚLĄCEGO (przy
czym to "myślenie" jest pisane tutaj literami największymi z możliwych)?
Może jednak tylko niewłaściwie interpretuję kawałek wyrwanej z kontekstu
wypowiedzi?
--
Sławek
|