Data: 2001-10-15 20:40:27
Temat: Re: KOCHAM CIE
Od: s...@r...local.bin (Strix)
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sun, 14 Oct 2001 22:17:44 +0200, Mania <c...@w...pl> napisal:
>
> Użytkownik Strix
> : Opisalem moje zdanie na ten temat w artykule do magazynu NoName.
> : Niestety z niewyjasnionych przyczyn nie zostal opublikowany
> (poprzedni
> : zostal). Jesli wiec ktos chce znac moje zdanie - prosze na priv -
> : chetnie podesle ten tekst :) Uprzedzam jednak, ze nadzwyczajnie
> sprawny
> : w pisaniu nie jestem...
>
> nie wygłupiaj się :o)
> dawaj to tutaj
Ja sie boje... to nie jest zbyt piekne :(( Tzn. ja dosc chaotycznie
wyrazam swoje mysli :) Ale chyba dam :) Potraktujcie to jako post, choc
to jest w formie artykulu :) Rowniez prosze o odpowiedz, jak na post :)
No to prosze:
(Przepraszam za kodowanie windows, ale nie chcialo mi sie konwertowac)
(Pozamienialo mi chyba niektore "s" z kreska na "z" z kreska... :( )
***
Tytul: Noce cz.2 (To o mnie?)
<start :)>
(... <- chiach niepotrzebny wstep, ktory i tak mi sie nie udal ;))
Z reguły jestem racjonalistą i człowiekiem "twardo stojącym na ziemi",
czasami jednak "napada" mnie nastrój marzycielski i zaczynam bujanie w obłokach.
Nie wyzbywam się jednak części swoich "racjonalistycznych" myśli...
Ostatnio, chyba ze względu na kilka dni słonecznej pogody
(którą lubię głównie dlatego, że owocuje pięknymi, ciepłymi
wieczorami idealnymi na spokojny spacer) zacząłem zastanawiać
się nad naturą miłości - temat bardzo "oklepany", przez co słowo
to ma dla mnie często zabarwienie lekko (czasami nawet więcej niż
"lekko"...) kiczowate i nie lubię go używać. Tym razem nie mam
innego wyjścia - czasami należy coś nazwać po imieniu.... Owocem
moich przemyśleń był jeden podstawowy wniosek: słowo "miłosć"
znaczy obecnie co innego niż w pierwotnym znaczeniu. Często nawet nie
wiemy, lub nie jesteśmy do końca pewni, do czego się ono odnosi...
Zacznę od tego, czym miłość jest według mnie -
poniższy fragment jest wynikiem moich, głownie nocnych
(jak wskazuje tytuł tego tekstu) rozmyślań.
Miłość uważam za piękne, jednak trudne do osiągnięcia,
uczucie, które wymaga ogromnego poświęcenia i wkładu
"od siebie". Jest to przyjaźń poszerzona o "dodatkowe"
więzi. Nie jest w żadnym wypadku możliwa miłość bez
ogromnej przyjaźnie - kochankowe (można jeszcze użyć tego
słowa w podstawowym znaczeniu, czy zostało ono doszczętnie
zbezczeszczone?) są najlepszymi przyjaciółmi, oddanymi sobie,
nie mającymi przed sobą "tajemnic" . Oni istnieją dla siebie.
Prawdziwa miłość nie jest jednak "fabryką" szczęścia - czasami
przychodzi czas na smutek (wspólny...) i codzienność. Codzienność
to nieodzowna część życia uczuciowego wszystkich par -
młodzi nie wiedzą zwykle, że wiążąc się ze sobą na całe,
lub chociaż część życia, nie skazują się na wieczne szczęscie,
ale tylko na chwile szczęścia wśród codzienności - czasami
okazuje się jednak, że dla tych rzadkich chwil warto znosić
codzienność. Prawdziwa miłość nie boi się wygaśnięcia czy
"zamrożenia" - jej szczęście opiera się zarówno na szczęśliwej
codzienności jak i na tzw. "pięknych chwilach".
Niestety większość (jeśli ktoś nie wierzy, to niech się
zastanowi nad tym co widzi wokół siebie...) ludzi tego nie wie -
myślą, że wiążąc się ze sobą, ich droga będzie usłana różami, a
miłość nie dość, że sama przyjdzie to się jeszcze sama utrzyma.
I tu robią błąd. Na miłość trzeba zapracować i trzeba ją pielęgnować.
Inaczej jest nic niewarta i nie może w ogóle być nazywana "miłością".
Ludzie na siłę szukają miłości, związują się ze sobą i przeżywają wielkie
rozczarowanie - "jak tak ma to wyglądać, to ja dziękuję!". Wydaje im się,
że będą szczęśliwi, bo w chwili obecnej czuje się całują i uważają, że są
sobie przeznaczeni... Popełniają wielki błąd i w większości dowiadują
się o tym trochę za późno, ewentualnie wcześniej, ale towarzyszy temu
wtedy wielki żal i rozgoryczenie. Dodatkowo odczuwają nienawiść do całego
świata ("co ja takiego zrobiłem, że mnie to spotkało?") oraz do osoby,
którą jeszcze niedawno "kochali"... Śmiem nawet twierdzić, że 98% wszystkich
par stanową pary niedobrane i te, które mają mylne pojęcie o własnych uczuciach
Kiedy widzę parę nastolatków trzymającą się za ręce, całującą się
(całkowicie publicznie i tak, żeby wszyscy widzieli...) i idącą w kierunku
miejsca kultu - na koncert jakiegoś nowoczesnego pseudorokowego zespołu
(nie lubię chować się ze swoimi poglądami, więc zapewne narażając się w
tej chwili wielu ludziom, sprecyzuje, co oznacza "pseudorokowy zespół" -
chodzi tu o takie twory jak "Ich Troje" czy "Łzy"), to nie wiem, czy mam się
śmiać czy płakać. Z jednej strony wprawia mnie to w ogromną wesołość
(już taki jestem, że śmieje się z głupot), z drugiej zaś - to jest żałosne!
Jak tak można? Widać jednak, że można - w końcu duża część społeczeństwa
tak robi - może tylko ja jestem takim zdziwaczałym idiotą, który nie wie co
dobre i słucha muzyki jakiegoś przestarzałego Mozarta czy Beethovena? Myślę
sobie jednak, że jeśli tak ma wyglądać moja miłość, to wolę nigdy się nie
zakochać i całe moje życie spędzić w samotności...
Jako zakończenie tego tekstu polecę Ci, Drogi Czytelniku,
Twoją własną refleksję, w postaci odpowiedzi na pytanie, które
zadałem w podtytule - "to o mnie?". Więc, jak to jest: "to o mnie?"
Jesli dojdziesz do ciekawych wniosków lub stwierdzisz, że moje przekonania
są mylne - napisz do mnie (s...@s...prv.pl).
<i koniec>
***
--
Strix (s...@s...prv.pl)
-=[ "Co rano, kiedy sie budzimy, zastajemy nowy swiat.
Ciekawe, co zobaczymy, w dniu, w ktorym sie nie obudzimy." ]=-
|