Data: 2003-05-04 19:53:53
Temat: Re: Krytyka.
Od: "Wojtop" <w...@m...polbox.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Nieufny"
>
> Użytkownik "Wojtop"
>
>
> Nawet pomimo nieswiadomosci i jak najbardziej szczerych intencji
> krytykujacych rodzicow? Rozumiem, ze te sposoby zaleza takze od wielu
innych
> czynnikow - jak to u czlowieka bywa..;)
Oczywiście.
>
> > I nie tylko krytykujących. Stają się kompletnie nieodpowiedzialni.
>
> A potem najblizsi (i nie tylko) maja do nich pretensje z powodu braku
> odpowiedzialnosci... No nie - bledne kolo..:)))
Niestety, tak ten świat jest urządzony, że to dzieci ponosza konsekwencje
błędów wychowawczych swoich rodziców. A jakies błędy popełniaja wszyscy
rodzice - jedni większe, drudzy mniejsze.
>Tylko jak taka osoba moze z
> tego wyjsc, jak moze sama odkryc przyczyne swojego postepowania, braku
wiary
> i problemow z tego wynikajacych?
W okresie "odrywania się" od rodziców i krytycyzmu w stosunku do nich nieraz
sie to odkrywa. A sposób poradzenia sobie zależy od konkretnej sytuacji.
Czasem niezbedna jest profesjonalna pomoc.
>No i wreszcie, jesli juz jej sie to uda,
> jak "wychowac" sobie rodzicow? Bo to chyba w tym przypadku jest
> najwazniejsze...
Z tym "wychowaniem" rodziców mogą być problemy. :)
Oni właśnie odpokutowywują błędy wychowawcze swoich rodziców. ;)
Można spróbować terapii wstrząsowej uświadamiając im, ze ich krytycyzm nie
działa motywująco, tylko zniechęcająco, ale za efekt nie ręczę.
>
> > Mnie się wydaje, że jednak większość staje na rzęsach, żeby zadowolić
> > krytykujących, a przynajmniej uniknąć druzgocącej krytyki. Bo zwykle
> jednak
> > nasilenie krytyki zależy od osiąganych rezultatów.
>
> Hm, no tak, ale przy braku wiary w siebie...? Chyba, ze w ten sposob
probuje
> sie dowartosciowac i uniknac kolejnej krytyki. Jednak nie jestem ekspertem
w
> tej dziedzinie, wiec moge sie mylic.
Niezupełnie o to mi chodziło. Może być tak, że nie da się uniknąć krytyki,
ale jeśli ma się poczucie wpływu na jej nasilenie, to robi się wszystko, co
możliwe, żeby je zminimalizować. Ja też nie jestem ekspertem, a problem mnie
interesuje z powodów osobistych.
>
> > Mnie się wydaje, że najliczniejsza grupa "udowadnia" swoją wartość
biorąc
> na
> > siebie coraz więcej odpowiedzialności i zadań, podnosząc poprzeczkę.
>
> A jesli podniesie ja za wysoko? Wtedy z czegos rezygnuje, czy wychodzi z
> zalozenia "wszystko albo nic" i podlamuje sie, bo cos ja przerasta? Wiem,
ze
> nie mozna uogolniac, ale pytam z ciekawosci - jak to najczesciej bywa...?
Nawet jesli rezygnuje, to z bólem serca.
>
Pozdrawiam.
DW
|