Data: 2006-06-26 02:23:51
Temat: Re: NASTOLATKA Z ZESPOLEM ASPERGERA
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta.onet.pl)@tutaj.nic>
Pokaż wszystkie nagłówki
"vonBraun" <interfere@o~wywal~2.pl> napisał w wiadomości
news:e7h754$196c$1@news2.ipartners.pl...
> > Pytanie do vonBrauna: czy znasz jakieś przypadki dotyczące
> > wrodzonych bądź nabytych przypadków deficytu w zakresie
> > tak zwanego humoru? A może ten temat nigdy nie był traktowany
> > poważnie?
> Sądzę, że warto przypomnieć sobie w tym kontekście co nieco
> o prawej półkuli.
[OK, ciach] Na razie nie widzę bezpośredniego udziału funkcji
prawej półkuli w zdolności do odczuwania czy generowania
humoru, albo inaczej - nie widzę niezbędności opisanych
funkcji do posiadania poczucia humoru.
> Humor nie da się łatwo sklasyfikować - to procesy
> identyfikacji śmiesznych treści, ale i zdolność reagowania
> na nie, to procesy przetwarzania informacji: rozumienie
> zarówno leksykalnej i (większości) semantycznej strony słów
> i zdań (lewa półkula) - wymagające także odbioru społecznego
> kontekstu, metaforyki, integrowania różnych aspektów
> wypowiedzi (prawa półkula)*. To także zdolność reakcji
> emocjonalnej (+pobudzenia układu nagrody).
Tłumaczę powyższy akapit: "Niezbyt się do tej pory interesowałem
tematem".
Dlaczego niełatwo jest sklasyfikować humor? Co do zasady
jego "działania" - tak jak ja to naszkicowałem, a Ty powtórzyłeś,
jest identyfikacja śmiesznej treści, a później specyficzna reakcja
emocjonalna. Jeśli nawet zubożony aparat poznawczy rozpozna
potencjalnie śmieszną sytuację, nie widzę na razie przeszkód,
aby stosowna reakcja nie mogłaby zostać uruchomiona.
Jakie treści są śmieszne? Widzę dwa zasadnicze aspekty:
element zaskoczenia (ktoś rymsnął na d...) oraz brak szkody
lub zagrożenia (to nie mnie boli d...). Można to dalej rozwijać,
ale na razie muszę się streszczać.
> Czy jest jakaś ostateczna instancja humoru w czystej
> postaci? Czy zdarza się sytuacja, że wszystkie niezbędne
> funkcje (rozumenie słów, zdolność przeżywania emocji) są
> zachowane a coś nie gra i tak? Czy można mając to wszystko
> nie rozumieć żartów?
Myślę, że istnieje coś takiego, jak "ośrodek humoru", i gdyby
ktoś kiedyś go namierzył i pobudzał w sztuczny sposób,
uzyskalibyśmy śmiech na zawołanie, "bez powodu". Jak to
kiedyś napisałem przy innej okazji, nie mam na to udokumento-
wanych badań, mam za to udokumentowane spekulacje.
Ów hipotetyczny ośrodek wydaje się podlegać dość skutecznemu
sterowaniu, zmieniając swój próg pobudzenia tak w skali całego
życia (dzieci częściej się śmieją, niż dorośli), jak i w dużo krótszych
odcinkach czasu. Niekiedy daną grupę ludzi trudno rozbawić
nawet wyszukanym żartem, a innym razem wystarczy kiwnąć
palcem, aby wywołać salwy śmiechu. Zatem nie mogą to być
sugerowane przez Ciebie dalej "zaburzenia współpracy między-
półkulowej czyli w istocie brak jednoznacznej lokalizacji". Raz
następowałyby zaburzenia, a godzinę później już by mijały?
Znamy poza tym (o ile to nie są tylko anegdoty) historie o ludziach
niezupełnie zdrowych psychicznie, u których jednym z objawów
jest nieopanowany chichot. W dodatku chorzy nie potrafią wskazać
źródeł swojego częstego rozbawienia. Nazwałbyś to zjawisko
przez analogię "hiperwspółpracą międzypółkulową"?
Wydaje mi się w końcu, że humor to dosyć konkretna oraz
wyspecjalizowana funkcja typowego umysłu, a nie efekt uboczny
czy artefakt innych jego właściwości.
Tak sobie można jeszcze długo na ten temat dywagować, ale
do jakiegokolwiek rozstrzygnięcia potrzebne są "twarde" dane
doświadczalne.
> Podejrzewałbym zaburzenia współpracy międzypółkulowej czyli
> w istocie brak jednoznacznej lokalizacji. Najbardziej
> wyrazisty przykład: wrodzony brak ciała modzelowatego.
Już skomentowałem.
> Ostatnio cytowani niżej badacze:
>
> /Neuropsychologia 43 (2005) 906-916 Comprehension of humor
> in primary agenesis of the corpus callosum Warren S. Browna,
> Lynn K. Paula, Melissa Symington, Rosalind Dietrich/
[...]
> PS. Wykorzystywałem głównie "przeglądówki" - mogą być nieco
> zdezaktualizowane
Jeśli nie wpadło Ci w oko więcej materiałów, to dziedzina wygląda mi
na bardzo słabo eksploatowaną. Nie znam dokładnie specyfiki Twojej
pracy, ale co byś powiedział na taki pomysł: przygotowujesz krótki
test na "okoliczność" humoru, ze starannie dobranym zestawem
żarcików i dowcipów tekstowych i rysunkowych oraz prosił
swoich pacjentów o zakreślenie jednej z odpowiedzi na pytanie
o stopień śmieszności każdego z nich ("bardzo śmieszny" - "śmieszny" -
- "taki sobie" - "zero śmieszności" - "niesmaczny/wulgarny"). Nie
chodzi mi na razie o jakiś wielki projekt badawczy, ankiety można
zbierać przy okazji, wrzucać do archiwum przez rok, dwa czy pięć,
aż sytuacja dojrzeje do zebrania danych, skonfrontowania z całą
resztą problemów zdrowotnych pacjentów i wyszukania korelacji.
Pisząc o starannym dobraniu dowcipów miałem na myśli takie, które
w maksymalnym stopniu będą niewrażliwe na dysfunkcje aparatu
poznawczego. Może to być trudne zadanie, ale w razie czego dałoby
się chyba te dysfunkcje odfiltrować przez jakieś proste pytanie kontrolne?
--
Sławek
|