Path: news-archive.icm.edu.pl!news.gazeta.pl!not-for-mail
From: Ikselka <i...@g...pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Narkotyki
Date: Sun, 31 May 2009 20:07:49 +0200
Organization: "Portal Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl"
Lines: 83
Message-ID: <1dff505on9woj.1di6qlw2kqwck$.dlg@40tude.net>
References: <gvllgk$b9i$1@mx1.internetia.pl>
<1...@4...net> <gvlqam$meu$1@news.onet.pl>
<1...@4...net> <gvlrf2$puk$1@news.onet.pl>
<ose6kgnj3fga.ckk06zgsvtwu$.dlg@40tude.net>
<gvm1ln$j0c$1@news.task.gda.pl>
<1m6v3mvgxhyj8$.pih37bt72iae.dlg@40tude.net>
<gvm40h$p3u$1@news.task.gda.pl>
<gvm58f$1uc$11@atlantis.news.neostrada.pl>
<gvm7e8$2vd$1@news.task.gda.pl>
<pbx2j8pnz483$.ucidoofj8xtk$.dlg@40tude.net>
<gvm8pp$4cu$3@news.task.gda.pl>
<n3wzapnfry90.1q55qnw6q6u5y$.dlg@40tude.net>
<gvmacj$e6j$1@news.task.gda.pl>
<1g02vbf1tzsmo$.1p6zjsy1m93zg.dlg@40tude.net>
<gvp8dq$7gd$1@news.task.gda.pl> <gvpcoj$j0a$4@atlantis.news.neostrada.pl>
<gvphtg$5vd$2@news.task.gda.pl>
<1cka363ijj7i3.15epnmnmd25kj$.dlg@40tude.net>
<gvs9vt$28b$1@news.task.gda.pl>
Reply-To: i...@g...pl
NNTP-Posting-Host: blq156.neoplus.adsl.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: inews.gazeta.pl 1243793278 25542 83.28.210.156 (31 May 2009 18:07:58 GMT)
X-Complaints-To: u...@a...pl
NNTP-Posting-Date: Sun, 31 May 2009 18:07:58 +0000 (UTC)
X-User: ikselk
User-Agent: 40tude_Dialog/2.0.15.1pl
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:458417
Ukryj nagłówki
Dnia Sat, 30 May 2009 23:55:13 +0200, jadrys napisał(a):
> Ikselka pisze:
>> Może głupio. Ale nie chciałabym być w skórze mojej gwałconej przez męża (ów
>> człowiek był nim dla niej już tylko z nazwy - długo przed rozwodem)
>> stryjecznej siostry. Małżeństwo ma polegać na wzajemnej miłości - także
>> fizycznej, a nie na zmuszaniu do niej.
>>
>
> Wiśta wio, łatwo powiedzieć -małżeństwa zawierają prawie wszyscy, ale
> jaki procent z nich jest taki jak piszesz?
A to ważne, jaki procent? - dla każdej gwałconej w małżeństwie o jeden
przypadek (nie procent) za dużo.
Ale byś się zdziwił, gdybys poznał statystyki, które są w sumie nie do
zrobienia - ocenia się, że 50 procent mężatek jest gwałconych przez męża.
Tylko nieliczne (jak moja siostra) mają tyle świadomości, siły psychicznej,
pomocy z zewnątrz oraz warunki materialne, aby samej odejść lub się takiego
gada pozbyc i wyzwolić, ponieważ te kobiety sa z reguły pod wielkim wpływem
męża - syndrom ofiary itp.
A to - dokładnie jak życie mojej siostry, trwało tak całe lata:
http://www.pismo.niebieskalinia.pl/index.php?id=82
"O przemocy w rodzinie wiemy, że największe szkody to nie rozcięte nosy i
podbite oczy, tylko wyniszczenie psychiczne ofiar" - pisze J. Mellibruda.
Przychylam się do tej opinii. Przede wszystkim dlatego (może to proste,
infantylne rozumowanie), że rany, uderzenia, siniaki znikają, a blizny w
pamięci i myśleniu pozostają. Dają o sobie znać nagle i są bardzo
dokuczliwe. Kształtują życie. Myśli, uczucia i świadomość krzywdy dużo
bardziej boli niż rany ciała.
Kiedy ktoś, wydawałoby się bliski, upokarza nas, ubliża, krzyczy i
wmawia nam beznadziejność - czujemy, jakbyśmy tracili kilka centymetrów
siebie. Stajemy się malutkimi człowieczkami. Jeżeli zdarza się to często,
codziennie, zaczynamy w to wierzyć. Już sami o sobie mówimy i myślimy źle.
Nie doceniamy siebie. Nie mamy wiary we własne umiejętności i moc.
Zaczynamy być bezwartościowym kawałkiem ciała. Sami nic nie znaczymy.
Musimy mieć kogoś, kto nam pomoże, kto nas poprowadzi i pokieruje. Z tego
najbardziej zadowolony jest sprawca. Wtedy czuje swoją siłę, utwierdza się
w przekonaniu własnej wielkości, mocy, wartości. Wtedy jest panem sytuacji
i nas - ofiar. W taki sposób dowartościowuje się, zagłusza kompleksy. A na
niekontrolowaną agresję pozwala sobie, dopóki czuje się bezkarny. I to jest
zamknięte koło.
Najczęstszym objawem, który powstaje w wyniku długotrwałego przebywania
ofiar w krzywdzącym związku, jest "wyuczona bezradność". Składa się z dwóch
etapów: najpierw doznawane krzywdy i poniżenia wzbudzają protest, bunt
ofiary (u mnie były to powroty do mamy, spanie u przyjaciółek albo w innym
pokoju, wezwanie policji, ciche dni, rzucanie w męża różnymi przedmiotami,
próby walki), a następnie - zwątpienie i poczucie bezsilności. Bo podjęte
przez kobietę działania nie przynoszą efektu - agresor nie staje się nagle
potulny, kochający, a świat nie staje się nagle lepszy. Małżeństwo trwa
nadal. Nic się nie zmienia, a u ofiar budzi się poczucie winy za przemoc w
związku. Kobieta zaczyna wierzyć, że to ona jest beznadziejna, głupia, mało
inteligentna, nie potrafi stworzyć domu, (co przyjęło się uważać za jej
obowiązek), nie spełnia oczekiwań męża, nie nadaje się do życia w rodzinie.
Zaczyna myśleć, że nic nie da się zrobić, że nie może oczekiwać pomocy od
nikogo, bo to ona sama jest winna. Popada w depresję. Nie może też
oczekiwać zrozumienia otoczenia ("Dlaczego nie odejdziesz, jesteś
masochistką, sama tego chcesz"). Tego rodzaju komunikaty pogłębiają
depresję i bezradność.
Przemoc w miłości erotycznej może wyrażać się też poprzez wymuszanie
kontaktów seksualnych. Wiele ludzi nie zgadza się z istnieniem gwałtu w
małżeństwie, bo przecież współżycie seksualne jest wpisane w przysięgę
małżeńską. "Jednak obowiązek współżycia seksualnego w żadnym razie nie
usprawiedliwia stosowania przymusu czy przemocy, gdyż słuszność celu nie
zakłada jeszcze dowolności zastosowania środka. Rzecz ma się tak, jak w
przypadku innych przestępstw, na przykład prawo do leczenia nie oznacza
jeszcze, że można lekarz zmusić do zabiegu, przystawiając mu pistolet do
głowy (...). Podobnie rzecz wygląda z gwałtem w małżeństwie. Sprawca
odpowiada nie za to, że dąży do realizacji stosunku seksualnego, ale, że
uczynił to w niewłaściwy sposób, użył niedozwolonego środka" (Irena
Pospieszyl, 1994).
Gwałt w małżeństwie istnieje. I jest o tyle dotkliwszy dla ofiary, że
zadaje go bliska, kochana osoba, od której oczekuje się (wciąż) czułości,
opieki, bezpieczeństwa. Pod tym pojęciem rozumiem nie tylko odbycie
stosunku seksualnego, ale również jego formę. Gwałtem można nazwać akt, w
którym jedyną ważną osobą jest sprawca (jego zaspokojenie), pomimo że może
się to odbyć bez walki i użycia siły. Potraktowanie kobiety jako przedmiotu
jest zadaniem jej gwałtu, upokorzeniem, pomniejszeniem do roli rzeczy.
Nie czytałam o przypadkach zgwałcenia męża przez żonę. Dlatego piszę o
gwałcie kobiecym. Kobieta nie ma prawie żadnych szans w starciu z
podnieconym mężczyzną. Jest słabsza, mniejsza i przerażona sytuacją,
sparaliżowana. "
|