Data: 2004-09-06 22:27:36
Temat: Re: No i się zaczęło
Od: Jonasz <j...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia 04-09-06 21:20, Użytkownik Pifon napisał:
> czytając opinie jak Twoja zastanawiam się, jak mogą Ci młodzi ludzie nauczć
> się kultury i właściwych, podstawowych zachowań społecznych?
A może by tak przyjąć, że się w szkole średniej wymaga
już kultury i zachowań społecznych? To nie przedszkole,
ani szkoła dla upośledzonych.
> Na wstępie - od pierwszego dnia szkoły spotykaja człowieka, który uważa ich
> za groźne, rozwrzeszczane zwierzęta. Więc się bronią jak umieją.
Coś ty ostatnio paliła? Widzisz tu gdzieś tresera z pejczem?
> Może daj się im pokochać, niech chcą być tacy jak Ty. Wiem, zaraz
> zapytasz: Jak?
To było coś mocnego...
Mam 1 lekcję w tygodniu. Ci osobnicy chodzą "w kratkę".
Mam takich coraz więcej, bo to się przenosi przez
naśladownictwo. Ile czasu pracy mogę przeznaczyć na tę
"miłość"? Może ze 4 minuty na osobę, ze szkodą dla reszty,
czyli normalnych, przyzwoitych uczniów. To w ciągu roku
jakieś 120 minut. W tym czasie uczę i wychowuję tych
bardziej kłopotliwych, bo normalni mają mnie przez pół
tego czasu.
> Jeśli tak chcesz zapytać - zmień pracę, nie umiesz, nie rozumiesz tego
> zawodu.
A wypchaj się z takimi radami! Każdy może sobie gębę
nauczycielem wycierać? "Zmień pracę, nie nadajesz się..."
A może jednak my się nadajemy _do_normalnych_uczniów_?
> Przecież kończyłeś studia, pewnie przeżyłeś niejedno więc dlaczego ludzie,
> którzy nie mają nawet ćwiartki Twoich doświadczeń potrafią Tobą sterować,
> sprawić byś się zdenerwował, może nawet ich bał? Jak to możliwe?
> Wierzę, mam nadzieję, że dasz radę ich wychować.
Damy radę? Nie, nie damy rady. Zostaliśmy pozbawieni
ważnych instrumentów oddziaływania: kar i groźby ich
użycia. Kiedy najgorszą karą za przewinienie w szkole
jest przeniesienie z klasy A do klasy B, a za drugie
przewinienie z klasy B do klasy A, to stajemy się
bezradni. Szkoła _musi_ mieć możliwość pozbycia się
niepoprawnego ucznia - niech go wychowuje minister
edukacji, jeśli nie ma innych organów do tego.
Są uczniowie nie zainteresowani niczym oprócz rozrywki.
Uwierz mi, są tacy uczniowie, których nie zdołasz
zainteresować niczym oprócz gry w Quake'a. Moja praca
ma przygotować całą grupę do życia w społeczeństwie
informacyjnym. Nie jestem prywatnym korepetytorem
i mam prawo żądać od uczniów aktywnego udziału w lekcji.
Uczeń ma się uczyć, nie wcisnę mu wiedzy i kultury do głowy.
Domagam się uznania mojego prawa do pracy w normalnych
warunkach: kiedy nie muszę walczyć z pojedynczymi łobuzami,
tylko się ich pozbywam. Nie zgłosiłem się do pracy
w zakładzie poprawczym ani w szkole specjalnej. Mam prawo
oczekiwać, że moi uczniowie nie są zdemoralizowani.
Niestety, w wielkiej części są, a winę za to ponosi
minister edukacji. Bezkarność _jest_ demoralizująca.
> może kiedys będą uczyć nasze dzieci czy wnuki. Będą mogli
> im (naszym potomnym) przekazać to co dostaną od nas.
Bezradność? Ministrowie oświaty postanowili, że doprowadzą
do średniego wykształcenia 100% społeczeństwa. Wszyscy
Polacy będą niedługo mieli maturę: niektórzy na 97 punktów,
niektórzy na 79 punktów, a niektórzy na 27 punktów,
ale wszyscy będą mieli zdaną maturę. Dlatego nie wolno
nikomu utrudniać zdobywania świadectw. Nauczyciele są
karani za takie próby.
> Powodzenia :)
> Pozdrawiam i trzymam kciuki.
> Pifon
Dość żartów, tu chodzi o sprawiedliwość.
Najbardziej na tym wszystkim cierpią dobrzy uczniowie.
To oni robią gazetki szkolne i ścienne, prowadzą
radiowęzeł, przygotowują klasowe ogniska, uczą się poezji
na akademie, organizują składkę na kwiaty na Dzień
Nauczyciela. To im powinienem zapewniać możliwie
największy komfort zdobywania wiedzy i umiejętności.
To oni najbardziej potrzebują moich (wysokich) kwalifikacji.
Oni będą pracować ciężko, by dostać się na studia.
To ich rodzice biorą udział w Radach Rodziców, pracach
na rzecz szkoły, jadą jako dodatkowi opiekunowie na szkolne
wycieczki i pilnują porządku na szkolnych dyskotekach.
Czy ich też masz ochotę namawiać, aby kochali kolegów
(i koleżanki) dokuczających ich dzieciom, przeklinających
na przystanku, wypychających je z kolejki w stołówce?
I robiących wiele innych niesympatycznych rzeczy?
Ostatnia rzecz, o której chyba nie myślałaś: autorytet
to nie jest narzędzie wychowacze. To jest pozycja
wychowawcy w środowisku, którą osiąga stosując właściwe
narzędzia: kij i marchewkę. Marchewka, którą dysponuję,
nie dla wszystkich jest coś warta, a kija nie wolno mi
używać.
J.
|