Data: 2007-11-28 20:57:48
Temat: Re: Odkryj w sobie boginie...
Od: Ikselka <i...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Flyer napisał(a):
> Ikselka; <fikbi7$7vd$1@nemesis.news.tpi.pl> :
>
>
>>Flyer napisał(a):
> Przy zmianach osobowości, które wchodzą na stałe do repertuaru takiej
> osoby, nie dostrzega się potrzeby powrotu - i nie ma znaczenia czy
> zmiany poszły w kierunku satanizmu czy np. bycia Świadkiem Jehowy. To
> pragnienie "guziczka" to obrona obecnego ego przed własną śmiercią.
Fakt. Nie pomyślalam o tym w kategorii śmierci ego :-O
>>Trzeba wielkiej determinacji i kosekwencji, aby na tyle siebie zmienić,
>>tyle rzeczy przewartościować, aby stać się zupełnie innym, naprawdę
>>innym, nie pozując ani trochę na... "filozofa".
> Zależy czym chcesz się stać - satanistą czy np. wyznawcą zen [nb. ja nim
> nie jestem i nie będę]. Ale upartym na pewno trzeba być. ;)
Żeby nie zwiać, zanim stare ego umrze ;-)
>>Jest jedno małe "ale".
>>Drzemie we mnie wielka podejrzliwość, bo się już tyle razy natknęłam na
>>ludzi, którzy swoją odmiennością mnie fascynowali (och, tylko nie bierz
>>tego do siebie, Ciebie na tyle jeszcze nie poznałam)
>
>
> Nie biorę. ;p
:-)
>>, którzy wydawałoby
>>się pokazywali mi świat od nieznanej strony - a potem czar pryskał, bo
>>oto wszystko okazywało sie gumową dekoracją, z której powietrze samo
>>nagle zeszło przez nową dziurkę w starej, kiepskiej powłoce, pośród
>>setek gumowych łatek, umiejętnie maskowanych...
>
>
> Chcesz porozmawiać z jedną z byłych partnerek, która zaoferowała się
> publicznie, że będzie ostrzegała innych przede mną? ;> Służę uprzejmie
> jakby co - dziewczyna jest słowna, więc przynajmniej w moim temacie
> nabędziesz pewności, że wszystko co widzisz jest tylko grą maskującą
> moją psychopatię. :)
A tam, co dla jednego jest psychopatią, dla innego może być świętością -
o zgrozo ;-)
Nie chcę z nią porozmawiać, bo nikt nigdy nie wpływał na moje opinie o
ludziach prócz mnie samej i wolę nie mieć opinii w ogóle, a przynajmniej
dopóki człowieka dostatecznie nie poznam :;-)
> Nawet mojej psycholożki chyba nie udało mi się
> nabrać i coraz bliżej jestem zdemaskowania mojej wyrachowanej i
> wyrafinowanej [to nie to samo :)] gry.
Baba nigdy nie jest obiektywna (wiem to po sobie, bo najbardziej mi
zawsze własna opinia pasuje ;-P ).
>>Dlatego może należałoby cenić sobie najbardziej ludzi może czasem mało
>>ciekawych, u których jednak nie musimy się obawiać gejzerów ani
>>migotania osobowości czy nastawienia do świata. Z takim człowiekiem jest
>>po prostu bezpiecznie - jego przyjmujemy od początku takim, jakim jest,
>>wszystko od początku jest znane, akceptowane, jemu można zaufać, że nie
>>zburzy także i naszego porządku świata swoją nagłą przemianą.
>
>
> Podobał mi się pewien cytat z filozofii zen, który mówił, że jeżeli o
> kimś możesz powiedzieć, że jest święty, to znaczy że swięty nie jest, bo
> o człowieku świętym nic nie da się powiedzieć. Oczywiście w zen pojęcie
> "świętości" jest zapewne trochę inaczej rozumiane niż w
> chrześcijaństwie, ale morał wynika z tego taki, że masz rację. :)
A, to mi się widocznie tylko tak przypadkiem udało :-P //Oooo, wpadłam
na pomysł, żeby spróbować coś powiedzieć o JPII - i niczego o Nim nie
mogę powiedzieć!!! Nie żartuję...
>>A jeśli to my sami skłonni jesteśmy w pewnym momencie do wolty, to
>>należy brać pod uwagę jej konsekwencje już nie tyle dla samego siebie,
>>co dla ludzi i zjawisk życia bezpośrednio z nami powiązanych, od nas
>>uzależnionych.
>>
>>No i tym samym wracam do punktu wyjścia - czyli chęci odpowiedzi na
>>pytanie, skąd się bierze w nas chęć asekuracji w momencie impulsu
>>popychającego nas do zmiany siebie. Czy tylko z obawy o własny komfort?
>
>
> ;) Najpierw musisz odpowiedzieć na pytanie skąd się bierze chęć zmiany.
> Przeważnie wynika z "cierpienia ego", które nie chce cierpieć, ale też
> nie chce zginąć.
No pewnie! Ono chce mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko :-)
> Jeżeli zmiana ma mieć sens, to nie może ona wynikać z niczego, powinna
> być zupełnie alogiczna, nieprzewidziana i bez określenia ostatecznego
> celu, coś w stylu - "zdrowy człowiek pewnego dnia wpada na pomysł
> pójścia na psychoterapię, nie dlatego że mu coś dolega, źle mu się żyje,
> ale dlatego, że wpadł na taki pomysł".
"Wpadanie na taki pomysł" bym tu bardziej doceniła - ono wg mnie jest
zawsze(!) wynikiem dziejących się od dłuższego czasu w podświadomości
symulacji lub analiz "transakcji", jakie zaszły/zachodzą/mogą zajść w
naszych rzeczywistych relacjach ze światem.
Tak jak piszesz, bez uświadomionego(!) powodu i celu, ale jednak w
wyniku ż.t.p. tajnej dla nas samych pracy naszego "ja" nad sobą - oooo,
tu już chyba wchodzę w inny temat, kiedyś tu już próbnie omawiany -
samopoznania mózgu, poczucia jego odrębnej "tożsamości".
Czy nie masz czasem odczucia, że Twój własny mózg Cię zaskakuje? - skądś
pojawiają się myśli, wnioski, ba, czasem całe teorie, nad którymi
świadomie nigdy nie pracowałeś, a które nagle sie pojawiają nie wiadomo,
skąd?
Ha, zaraz mnie tu ktoś storpeduje stwierdzeniem, że na pewno mam
rozdwojenie jaźni. A tak, mam: już to pisałam, że czasem czuję sie we
własnym ciele (a raczej mózgu???) jak Mr Hyde z Dr Jekyllem na zmianę, a
czasem gorzej, bo pospołu ;-P
> Zen nie służy do osiągnięcia szczęścia, wywodzi się z buddyzmu, który
> główny nacisk kładzie na cierpienie towarzyszące życiu - zen ma pomóc w
> osiągnięciu stanu "bez cierpienia wynikającego z życia"
Nie jestem w tym mocna, ale nie bardzo sobie wyobrażam pozbawienie życia
takiego cierpienia...
Chyba tylko poprzez wyrzeczenie się wszystkich rzeczy i izolowanie od
zjawisk, które sprawiają, że cierpimy.
Jak się tak dłużej zastanawiam, to nie wiem, czy aby nagle w tej chwili
wszystkie one nie stały się dla mnie bardziej cenne, niż bym
przypuszczała na codzień ;-P
> a nie w
> "osiągnięciu szczęścia".
No to miałam rację, że to dobre tylko dla upartych. Tylko nie bardzo
sobie wyobrażam, aby upór tych, co im sie udalo, nie wynikał z
konkretnej przyczyny. Kto ich tam zresztą wie? Przecież jeśli nawet, to
i tak żaden się jeszcze nie przyznał, bo filozofia by im się rozjechała ;-)
> Ps. Jakby co, to nie jestem "łapaczem dusz". :)
Jak to dobrze. Mam na "łapaczy" uczulenie od niedawna. Ale "gadacz" z
Ciebie niezły - jak ja to lubię w ludziach :-)
--
XL wiosenna
"Ci, którym natura każe się trzymać z dala od wspólnoty ... , nie
potrzebują też obrony, bo brak zrozumienia nie może ich ugodzić, są
bowiem poza kręgiem światła, a miłość znajdzie ich wszędzie. Nie
potrzebują też pokrzepienia, bo jeśli chcą pozostawać prawdziwi, mogą
czerpać tylko z siebie, zatem nie można im pomóc, przedtem
nie zaszkodziwszy." Franz Kafka
|