Data: 2002-07-02 09:56:52
Temat: Re: PRECYZYJNE EMOCJE [dlugie, trudne i wazne]
Od: "Janusz H." <h...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
EvaTM wrote:
>
> "Janusz H.", a toś mnie skonfundował;)...
[...]
> Przyznaję, że bardzo mnie zaskoczyło, że piszesz to imiennie do mnie.
> Wręcz zamarłam;)) w pierwszym momencie, ale jednak ocuciłam się dziś;)
Dlaczego? Jestem bardzo ciekaw emocji (i ich powodów), jakie się w Tobie
pojawiły... A właściwie bardziej tego, czy sama zdajesz sobie sprawę,
jakie "emocjonalne nogi" noszą Cię po świecie. ;)
[...]
> Ale.. czy wyobrażasz sobie świat złożony z samych wirtuozów ?;)
> Mógłby być wręcz nie do zniesienia;))
No pewnie. Ale... tak jak i z niemal samych rzemieślników.
> A wracając do poezji - nie jest potrzebna każdemu i zawsze
> bo wymaga tego samego wglądu, wejścia w skórę kogoś innego..
> co związane jest z głęboką potrzebą odnalezienia się
> w słowach kogoś innego, potwierdzenia, zniwelowania własnej
> samotności.. są to więc takie podtrzymujące, w chwilach gdy świat
> wewnętrzny wariuje - półki skalne, na których można przez chwilę
> się wesprzeć.
A nie widzisz tu sprzeczności? Cóż to za wchodzenie w czyjąś skórę,
skoro i tak zaraz okazuje się, że jesteśmy samotni? Co to właściwie
daje? Owszem, ten paradoks (z pewnej, bliskiej mi perspektywy) nabiera
głębokiego sensu, a i okazuje się być do przezywciężania. Ale nie tak,
jak to wyżej opisujesz. Bo wówczas musisz nieustannie uciekać się do
'podpórek'... czyli złudzeń. Zakrywasz się w poduchy i... wciąż coś
kłuje. A tej bezradności niektórzy nie wytrzymują.
Pewien człowiek powiedział mi kiedyś, że jego próby wyjścia z ciemnego
dołu depresji są bez sensu, bo... ten sam mroczny wirus zaraz pochłania
wszelkie jego nowe czynności/myśli mające pomóc odmienić położenie.
Wiesz jak próbował? Wrócić do 'radostek' dzieciństwa. A to motor, a to
strzelanie albo komputerek z gierkami. I po kilku dniach to również
okazywało się plastikowym gównem, kolejnymi rzeczami bez sensu. W jego
oczach wyjście z depresji równało się powrotowi szczęścia, chwil unie-
sienia i zwykłych radości. Nie chciał słyszeć o bólu, smutku, pustce.
I znalazł taki chwilowy azyl. Tylko wybuchnie to jeszcze większym
dramatem, gdy druga strona medalu zmiażdży mu marzenia/złudzenia.
(A propos, jest świetny film, "Requiem dla snu", właśnie o totalnej
porażce złudzeń - piękny i... przerażający obraz. Każdy powinien to
zobaczyć, by... samemu przeżyć... odpowiednio wcześniej... niż we
własnym życiu. Nie pozostawia obojętnym...)
A jak to jest z tą samotnością (czy depresją) z mojej perspektywy?
Właściwie to _brak_ samotności jest złudzeniem. Totalnym! A kiedy,
w jakimś z wglądów (tj. odarciu ze złudzeń), staje się to jasne...
jednocześnie przybija, wyżyma z sensu dalszych starań, odsłania
marność wszelkich dotychczasowych myśli i pragnień.
Przeszedłem to, rozumiem (pamiętasz mój stary list?). Depreska niezła.
I wszędziesz widzisz tę 'jędzę'. Za nic nie znajdziesz sensu tam, gdzie
go przecież... nie widzisz. A to kolejne oszustwo. Po prostu WRESZCIE
włazisz na "metafizyczne rozgrzane węgle", na ścieżkę odkrywania
tajemnic wszechświata. I nie wrócisz na dawną drogę, nie po wglądzie.
Zostaje tylko podjąć wyzwanie... albo oszukiwać się, że będzie łatwo.
Tylko czemu nie jest?
No tak, można do tego dorobić ideologię o nadwrażliwych (których broń
boże nie dotykać, bo krzywda się stanie - a już ci, już się dzieje i
będzie się dziać!) i jakimś majestatycznym spokoju. Tylko, że to mrzon-
ki. Na metafizycznych węglach już się zostaje (a kto tam sam nie wlazł,
to mu się ich za nic nie wskaże)! Wglądu nie można nauczyć/przekazać,
a tylko wgląd zapuszcza nas w rejony metafizyki. I wtedy warto nauczyć
się po tych węglach chodzić albo... "dostajesz za swoje".
A że wlazło się tam przypadkiem/nieświadomie? Na razie tylko tak umiemy.
Dlatego tak ważne jest dowiedzieć się czym wgląd jest rzeczywiście.
I odkrywać to, czego ten jeden wgląd nie odkrył... Bo nikt nigdy nie
będzie znał całej prawdy. Dlatego w każdym światopoglądzie tkwi jakieś
oszustwo. Również w tym tragicznym (bo jakoś dziwnie inni ludzie z nie-
złym żarem pod stopami - jak ja - doła nie mają).
Wiesz jak odczytuję poniższy cytat?
<< Dwóch rybaków ciągnących sieć na brzegu morza, to wydaje się natu-
ralne, ale dwóch poetów spacerujących razem po plaży, to byłoby
dziwne - o jedną samotność za dużo >> (Mary McCarthy)
Nie "o jedną samotność za dużo" (choć liczba się zgadza), ale... niemo-
żliwe jest spacerowanie z drugim człowiekiem po krainie jego/swoich
myśli (vel uczuć).
<< Na słówko "my" patrzę zawsze z podejrzliwością.
Wszak nigdy nikt z nikim nie jest jednością.
Spod zgody pozorów niezgoda wyziera.
I przepaść się między ludźmi otwiera. >> (Albert Einstein)
Przygnębiające? I tak... i nie. Czasami rzecz paraliżuje, przygnębia.
Czasami daje kopa, by tropić kolejne pozory stojące między nami.
Popatrz na taką choćby rzecz: nie znasz mnie, widzisz (jak każdy) przez
pryzmat własnych pragnień, mniemań i lęków (tak samo ja postrzegam i
Ciebie, i całą resztę). Żadne starania tego nie zmienią. Samotność jest
czymś naturalnym - po prostu emocjonalnie odczuwamy tylko siebie, swoje
ciało/stany mózgu. I nie da się 'podłączyć' do drugiego człowieka. "Nikt
z nikim nie jest jednością". Ale... To, że jestem dla Ciebie kolejną
tajemnicą, czymś nie do końca zrozumiałym z Twojej perspektywy, dla mnie
wiązałoby się z gorączkowym pragnieniem rozgryzienia tej tajemnicy (sama
widzisz, że list do Ciebie siedział mi w głowie ponad rok). A jaką
ciekawość budził we mnie od samego początku 'obrzydliwy' Jurek?
Jeśli tego nie czujesz, to... już jesteś martwa. I możesz sobie od
wszechświatów innych spieprzać w... walkę z samotnością. Dla mnie
absurd. A jak się jednak porozumiewać? Widzisz, rozmawiać można tylko
problemami/kłótniami, pytaniami jakie aktualnie dręczą jedną ze stron...
i mieć nadzieję, że druga też zacznie się w nie wgryzać. I każdy z tym
wysiłkiem jest SAM. Jeśli rozpracowują to uczciwie, spotykają się znów
"na plaży" i dzielą się kolejnymi pytaniami, jakie pojawiły się w drodze
po poprzednie. Ale proces myślowy prowadzący do tych pytań jest
NIEPRZEKAZYWALNY.
Dlatego "przepaść się między ludźmi otwiera", bo gotowe produkty myśle-
nia (odpowiedzi) to szmelc, który jest _emocjonalnie_niepojmowalny_ bez
trudu łażenia po węglach, jaki samemu należy przeżyć.
Z tych powodów np. ja powinienem być dla Ciebie takim niekończącym się
pytaniem (choćby z tego względu, że - mimo odczuwania totalności
samotności wszystkich istnień - nie jestem w żadnym dołku).
Uff... Na razie wystarczy. Dodam tylko, że nie umiem już żyć bez tych
węgli. I nie wytrzymuję z ludźmi, którzy stresu poznawczego i świadomych
kłótni nienawidzą.
> Szczęśliwi ci, którzy sami piszą i komponują,
> ponieważ potrafią sami wyrazić siebie bez podpórek ze słów innych
> utkanych.
> No ale przecież później znów schodzi się do poziomu prozy,
> porządkowania puzzli, układania od nowa ...
Kiedyś stwierdziłem, że umysł jest jak gleba: NALEŻY zmieniać 'uprawy'
(czyt. pomysły, tryb funkcjonoawnia itd.), bo inaczej 'ziemia' będzie
już do niczego, 'wyjałowieje'.
I tak też robię (a czemu niby tak długo mnie tu nie było). ;)
Ściskam
górnik ;)))
|