Data: 2004-08-03 13:25:59
Temat: Re: Poprzedni partnerzy
Od: "Specyjal" <s...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"kolorowa" <v...@a...pl> wrote in message
news:celvfj$sg$1@news.onet.pl...
>
> "Specyjal" napisał
> > np. przedstawienie partnerowi osob z którą się połówka spotyka
> > może ulżyć w cierpieniu a z reguły niewiele kosztuje.
>
> No chyba że się spotyka w sprawach zawodowych. Chociaż, czemu nie,
można i
> na spotkania służbowe przyprowadzać współmałżonka;)
Dobrze wiesz, że chodzi o te kilka osób co do których partner bywa
zazdrosny. NIe oznacza to całego personelu firmy.
> A teraz załóżmy, że spotyka się z jakąś kobietą. Co mi da mozliwość
poznania
> jej? W jakim sposób miałoby to ulżyć mojemu cierpieniu? Co za
różnica, czy
> on się będzie spotykał z kobietą znaną mi czy z nieznaną? Co za
różnica, czy
> będę o tym wiedzieć oficjalnie czy nieoficjalnie? Jeśli mam być
zazdrosna,
> to będę zazdrosna w obu przypadkach.
Ale wielu uspokaja fakt poznania 'obcego'.
> Nie musi
> > oznaczać podporządkowania się partnerowi. Zresztą kurcze, każdy
> > związek polega na różnych współzaleznościach. Jeśłi lubię słuchac
> > muzyki o 0'00h bez słuchawek a partner wtedy spi to
podporządkowuję
> > się jego "wygodnictwu".
>
> Może Ty się podporządkowujesz, ja po prostu nie chcę go obudzić:)
Chcesz dlatego, że lubisz się podporządkować :)
> Równie dobrze można by powiedzieć, że olewa się uczucia dziecka,
kiedy wpada
> ono w histerię z powodu np. tego, że musi iść spać.
Nie. To nie to samo. Dziecku chodzi odrobiazg (ale wtedy też lepiej
nie olewąć uczuć tylko nieakceptować zachowania.)
> > Zazdrość to też chęć posiadania względów partnera.
>
> Zazdrość to raczej przekonanie, że się te względy traci na rzecz
kogoś
> innego. W przypadku, gdy przekonanie to nie ma nic wspólnego z
> rzeczywistością - partner w zasadzie musi tłumaczyć się, ze nie jest
> wielbłądem.
A skąd ma wiedzieć zazdrośnik, że nie ma racji?
> Odwróćmy w takim
> > razie sytuację, przychodzi kobieta do domu i czego chce? Ano
względów
> > partnera a skoro tego chce tzn., że chce w jakiś sposób spowodować
w
> > partnerze działanie zgodne z jej wolą. Czyli że partner powinien
> > poczuć się ubezwłasnowolniony i na żądanie pieszczot powiedzieć
NIE -
> > "mogę robić co chcę przecież i tak cie kocham" :).
>
> Nie bardzo rozumiem: dlaczego powinien poczuć sie
ubezwłasnowolniony? To ona
> go związała? I dlaczego powinien odmówić? Przecież też może mieć
ochotę?;)
A czy partnera zazdrośnika ktos wiąże?
> > Osoba
> > > zazdrosna ma wtedy do wyboru: zaufać i przestać się dręczyć,
dręczyć
> > się
> > > dalej albo zmienić partnera na takiego, który pozwoli się
> > podporządkować
> > > zazdrości. Może ta konfrontacja jest dobrą pomocą?
> >
> > Czyli wyrachować uczucia.
>
> ?
Zazdrość jak to uczucie, nie daje się łatwo zrobić żeby: "zaufać i
przestać się dręczyć"
> > ALe przecież jak przyjdzie do mnie znajomy alkoholik to nie bedę
mu
> > machał kieliszkiem pod nosem i częstował (sam powinien umieć
> > zrezygnować) ale nawet czasem poczekam jakiś czas żeby nie pić na
jego
> > oczach. Co innego gdyby alkoholik zakazywał mi picia w ogóle i
>
> Chodzi o to, że w omawianym przypadku zakazuje, bo w przypadku życia
z
> alkoholikiem, musiałbyś kryć się z tą wódeczką po kątach;) A to
dopiero jest
> powód do zazdrości;)
?
> > Chodzi o to żeby czasem przy tym cukrzyku nie nęcić
> > słodyczami -zwłąszcza jeśli samemu wybrało się związek z nim.
>
> Z cukrzykiem nie mieszkam. Za to mam dzieci uczulone na cukier. Mąż
nie
> zamyka się z czekoladą w łazience.
I dzieci nie proszą nigdy "mamo kup mi loda"?
> > > > Generalnie w całej sprwie chodzi o znalezienie granic miedzy
> > pomocą "w
> > > > zazdrości" a włąsnym dobrem.
> > >
> > > IMO nie ma tej granicy.
> >
> > Jak to?
>
> Ochrona własnego dobra będzie IMO bardzo dobrą pomocą w zazdrości.
?
>
|