Data: 2011-01-31 23:04:32
Temat: Re: Projekt globalnej ?wiadomo?ci - Global Consciousness Project - noosphere.princeton.edu
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Mon, 31 Jan 2011 23:51:42 +0100, Vi.simi _|) -`@'- napisał(a):
> Wiesz, on był zaczarowany...
> Tak mi się teraz zdaje...
Gapił się z bezmyślnej ciekawości - "ale jaja, co teraz będzie?"
Porządny człowiek bierze psa za frak i odprowadza.
Kiedyś byłam z wizytą u bardzo dystyngowanego małżeństwa. Wiedzieli, zę
przyjdę o tej godzinie.
Już w drzwiach napadł mnie ich nadpobudliwy, bo niewybiegany syberian,
drapiąc mi skórzaną kurtkę w sposób kwalifikujacy ją do śmieci oraz drąc na
nogach rajstopy.
"On się tak tylko wita!"
:-]
Dobra, usiedliśmy w niskich fotelach.
Gadamy. Pies co rusz mnie potrącał, skakiwał na kolana, drapał, usiłował
oblizywac mi twarz i ręce, czego nie toleruję nawet u swoich psów.
Państwo z zachwytem to obserwowali, jak to pieseczek mnie lubi, jaki miły.
:-]
Wreszcie usiadł mi na stopach pod stołem.
Kopnęłam go bardzo jawnie, zrzuciwszy ze swoich nóg. No cóż, skoro nie
reaguje, kto powinien, reaguję ja...
Nadal żadnej reakcji godpodarzy. Może błysk konsternacji w oczach, bo
piesio "zacierpiał" i zapiszczał.
Rozmowa trwa w najlepsze.
Pies poszedł za oparcie mojego fotela (bardzo niskie) i tam wspiął sie na
nie, kładąc mi łapy na ramionach, a pysk na głowie. Przygięło mnie
wydatnie, bo pies był duży i ciężki.
Tak spędziłam dwie godziny. Także na miłej rozmowie.
:-]
Byłam wtedy (dawno) bardzo cierpliwym człowiekiem.
Nie tyle do psa, co do... ludzi. Pies jest pies, wiedziałam to.
Dziś bym już w drzwiach zawróciła bez pożegnania, konąwszy psa, ale raczej
gospodarza w zadek.
Bo nie pies tutaj był swołoczą, tylko jego właściciele, którzy mało, że go
nie umieli wychować, to jeszcze nie znali właściwej roli gospodarza i byli
po prostu bezmyślnymi tłumokami.
|