Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: Przyczyna ogolnego zniechecenia coraz wiekszej liczby ludzi.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Przyczyna ogolnego zniechecenia coraz wiekszej liczby ludzi.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-06-14 08:31:25

Temat: Re: Przyczyna ogolnego zniechecenia coraz wiekszej liczby ludzi.
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora

On Thu, 13 Jun 2002 16:50:09 +0200, Greg wrote:

>
>Wszystko zalezy od tego jak kto wierzy we wlasne sily. Na ile ktos jest
>przekonany, ze swoj los trzymie we wlasnych rekach.
>

Jeszcze dorzucę kilka słów:

////////////////////////////////////////////////////
///////////////////////////

ŻYCIOWY RYDWAN


"I wiem, że wiecznie wśród istnień gromady,
Z okiem utkwionym w dalekim błękicie,
stać będzie człowiek samotny i blady,
Pytając: Co to jest życie?"
- Maria Konopnicka



Kiedyś byłam butna, pewna siebie i wiedzy o życiu. Byłam
przekonana - moje życie toczy się tak, jak ja chcę.
Wszechmocna, wszechwiedząca. Powtarzałam za innymi (Władysław
Konar): "Nie sposób jednocześnie żyć i przypatrywać się życiu.
Bo w życiu jak w teatrze, jest się albo aktorem, albo widzem."
A ja za wszelką cenę chciałam być "aktorem".

Od zawsze byłam aktywna, zdecydowana, odpowiedzialna za
siebie i swoje czyny, ambitna, perfekcyjna w każdym calu.
Wszystko, co robiłam, mówiłam sobie - to ja tak chcę, to mój
wybór! Byłam twarda i harda. Aż życie dało mi tak potężnego
kopa, że siadłam obalona na miejscu, oniemiała i kompletnie
rozbita. Roztrzaskana w drobny miał przez dziesięć lat nie
mogłam się pozbierać. Lekcja życiowej pokory.

Byłam zdruzgotana, poniosłam osobistą klęskę. Oczywiste!
Jeśli sama, w swoim rozumieniu kierowałam rydwanem mego życia,
mocno i stanowczo trzymałam jego wodze, w momencie kraksy, gdy
rydwan się wykoleił, spadł z pieca na łeb, nic dziwnego, że ja
jako jego jedyny "kierowca" i "przewodnik" poczułam się
natychmiast odpowiedzialna, winna. Sprawczyni! Winowajczyni!

Logiczne. Wyobrażałam sobie mój jakże aktywny, jakże
celowy udział w życiu. A "Żyć to znaczy przyjąć kompromis.
Czasem z zachowaniem pozorów czy złudzeń bezkompromisowości."
(Zdzisław Kałędkiewicz). Mimo wszystko - kompromis. Ale ja tego
jeszcze wtedy nie wiedziałam. Życiowa tragedia, która stała się
moim udziałem była dla mnie jednoznacznie i nieodwołalnie moją
kraksą, moją porażką, moją winą.

Tam, gdzie poczucie winy, tam depresja. I tak to z
ambitnego przewodnika stałam się "winowajcą" i ofiarą
jednocześnie. Dopiero dzisiaj po długotrwałej i często bolesnej
psychoanalizie są w stanie przemówić do mnie słowa:
"Życie ludzkie - to karty,
Które w ręku uparty
Los trzyma!
Człowiek z dolą się biedzi
I krwawymi grę śledzi
Oczyma."
- Władysław Bełza

Dopiero dzisiaj zaczynam rozumieć, że życie grało ze mną
po swojemu w dodatku znaczonymi kartami. Moje największe
osobiste atrybuty: uparty charakter, silna wola, odwaga,
dążenie do sukcesu, i co tam jeszcze z góry stały wobec
bezwzględnego życia na pozycji straconej. Zostałam odtrącona od
gry. A więc nie przegrałam! W niczym nie zawiniłam! Moje
poczucie winy jest nieuzasadnione. Z jakże ogromną ulgą mogę
się od niego nareszcie uwolnić.




Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka






--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Zapytanie
Klucze do podŚwiadomości = 69
Buddyzm w Katowicach - lipiec 2002
Ksiazki psychologiczna
PEACE :)

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »