Data: 2004-05-24 15:18:35
Temat: Re: Przyjaźń między kobietą i mężczyzną
Od: "Tytus" <t...@a...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "LB" <l...@a...pl> napisał w wiadomości
news:503c.00000864.40b0f501@newsgate.onet.pl...
> Ciekawa jestem Wszych opinii, czy wg Was może istnieć taki rodzaj
przyjaźni?
> Czy ktoś z Was ma lub miał przyjaciela płci przeciwnej? A może ktoś
myślał, że
> ma przyjaciela a okazało sie, że drugiej stronie chodziło o coś więcej?
> LB
>
teraz napisze coś czego kompletnie jeszcze nieprzemyślałem
ale mnie Mania natchnęła:
oczywista jest dla mnie najprostrza definicja przyjaźni: przy-jaźni
no ale do tego to trzeba by wiedzieć co to jaźń jest, a z tym tu ciężko...
to zobaczyłem przyjaźń jako wspólną płaszczyznę
taką taflę na której razem przebywamy
ślizgamy sie jak na łyżwach
lodowisko!
o jakie fajowe to ślizganie
tą taflą może być cokolwiek
jakaś płaszczyzna
praca... niech będzie praca, jakieś zwariowane wspólne hobby? może być
poglądy? od biedy i poglądy są dobre żeby się razem poślizgać
i nie ma znaczenia gdzie w tej chwili jesteśmy... Ja i ona.
ja tutaj, ona w nowym jorku..
hej tam w nowym jorku! jak ci się jeździ po naszej wspólnej tafli? OK?
jak upadniesz to ci pomoge wstać, potem przy grzańcu wymienimy się
doświadczeniami.
a jak ja wywinę orła to mniemam że przypędzisz?
I niezaboli mnie, kiedy widzę, że ona leci gdzieś w świat za kimś całkiem
innym. Takie życie. Ja przecież też mogę. Wolność. Swoboda. Wspólna
płaszczyzna. O teraz na przykład jadę za tą piękną panną...
Przyjaźń zakłada autonomiczny rozwój każdego z nas - popatrz co umiem!
piruet. fiu fiu...
można nawet sobie pojeździć pod ręke, wspólnie.
Można nawet się bardzo mocno przytulić. Why not...
tyle, że jeśli się człowiek w tym przytulaniu zapomni
i pomyśli:
chodź! tak mocno wejdziemy w siebie, że aż powstanie jedna osoba z nas.
To już nie jest przyjaźń.
To nie jest też coś więcej (jak by wynikało z pytania - czy to przyjaźń czy
coś więcej)
ja myślę że to po prostu inna geometria juz działa.
Nie płaszczyzna radosnego pląsania. Ale konkretny kierunek.
Do "ciebie".
Przyjaźń - przestrzeń wielowymiarowa
Miłość - tak jakby mniej wymiarów
Kiedy się pokocha swoją przyjaciółkę, nagle znika ten wielki obszar swobody.
Już nie jest mi obojętne czy ona w nowym jorku czy w Tokyo. Już się nie
śmieje, kiedy widzę jak smiga pod rękę z kimś innym po naszej wspólnej
tafli-płaszczyźnie. Już mi się chcę w konkretnym kierunku.
Do niej. I chce żeby jej chciało się do mnie. Już nie ma tej wolności i
oddechu...
Już krępują różne sytuacje. Już nie można pogadać jak kiedyś.
No ale jeśli jej zachce się do mnie. Zechce się "nam"...
To jest dopiero jazda!
Duet. Jedno napędza drugie. Działają wszystkie te rzeczy które były
wcześniej a w dodatku ta bliskość.
I co tam że coraz mniej swobody. Podoba mi się ta odległość - prawie zerowa.
Dotychczas oglądałem ją w perspektywie.
Teraz oglądam ją w sobie.
Aż do momentu kiedy przestrzeń robi się tak mała że nie można juz tego
wytrzymać.
Za dużo bliskości.
Strach, że roztopimy się się w sobie i straci się siebie na zawsze.
Fluktuacja. Było przyciąganie teraz jest:
Odrzucanie, odpychanie
Znowu jesteśmy na płaszczyźnie tafli wspólnej. Przekonań, pracy, spędzania
czasu, hobby czy czegokolwiek.
Już nie jako jedno. Dyszymy.
Wywaliło nas w kosmos,
Teraz poprawiamy ubranie i próbujemy zracjonalizować to co się stało.
Szacujemy straty. Faktyczne i wyimaginowane. A także te przyszle...
I albo rzucamy się na siebie znowu łapczywie
albo usiłujemy kontunuować dalej to co było przedtem
bo boimy się, że kolejna bliskość nas zabije
albo odrzuca nas tak daleko, ze ze strachu gubimy się morzu świata
wlasnie tak to zobaczyłem przez chwilkę
bez przemyślenia
przyjaźń - wspólna płaszczyzna i dążenie do przestrzeni
miłość - dążenie do punku
inne jakości
ani lepsze ani gorsze
czasem nakładają się na siebie
i tak intensyfikują doznania
że nie można tego wytrzymać
ale ogólnie to ok
tytus
|