Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!warszawa.rmf.pl!newsfeed.tpinternet.
pl!news.task.gda.pl!bark-atm!news!not-for-mail
From: p...@u...gda.pl (David Ciechanowicz)
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Pytanka...
Date: Fri, 25 Jan 2002 20:56:18 GMT
Organization: Politechnika Gdanska
Lines: 71
Message-ID: <3...@s...pg.gda.pl>
References: <a2q1en$7j3$1@news.tpi.pl>
Reply-To: p...@u...gda.pl
NNTP-Posting-Host: slip4.univ.gda.pl
X-Trace: sunrise.pg.gda.pl 1011992252 24339 153.19.1.13 (25 Jan 2002 20:57:32 GMT)
X-Complaints-To: n...@s...pg.gda.pl
NNTP-Posting-Date: Fri, 25 Jan 2002 20:57:32 +0000 (UTC)
X-Newsreader: Forte Free Agent 1.21/32.243
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:122401
Ukryj nagłówki
On Thu, 24 Jan 2002 23:20:32 +0100, "Monika" <k...@p...onet.pl>
wrote:
>Czy to ze zawsze z facetami konczy sie u mnie tak samo znaczy ze ze mna jest
>cos nie tak? Bo coraz bardziej zaczynam sie utwierdzac w tym przekonaniu....
Co to znaczy tak samo?
Jesli chodzi o to, ze sie konczy, to jest to normalne. Jesli jedna
osoba nie czuje sie dobrze z druga, to jesli nie widzi ona szans na
zmiane lub nie chce w ta zmiane wlozyc wlasnej pracy, to musi sie
skonczyc. Zludzenie, ktoremu czesto sie ulega, to liczba "nieudanych"
zwiazkow. Przeciez udany bedzie tylko jeden i jesli wczesniej bylo sie
w dwoch nieudanych czy dziesieciu to nie ma to roznicy. Jesli pewne
rzeczy sie powtarzaja, to wato by dostrzec to i zastanowic sie, czy
partnerzy, ktorych wybieram laczy jakas wspolna cecha? czy we
wszystkich zwiazkach zachowuje sie tak samo? czy slysze te same
zarzuty? Trudno mi powiedziec cokolwiek bardziej konkretnego, dopoki
nie powiesz co sama zauwazylas do tej pory.
Jeszcze jedna uwaga na boku: 99% z nas przecenia znaczenie zwiazkow.
Oceniamy sie przez pryzmat tego, czy po pierwsze mamy partnera, a po
drugie ile on jest wart, zarowno jako zrodlo naszego szczescia ale i
"komercyjnie" na rynku. Zwiazki to zaryzykowalbym twierdzenie pierwsza
przyczyna zlego samopoczucia gdy ma sie dwadzieścia pare lat.
Tymczasem kazdy z nas posiada rozne talenty i jesli juz sie mamy
oceniac to ocena tego jak z nich korzystamy bylaby bardziej obiektywna
i bardziej zdrowa dla nas samych.
>I czy mozliwe jest, zeby przyjazn jako rekompensata za zerwany skonczony
>niedoszly zwiazek miala jakies szanse na przetrwanie, czy zawsze konczy sie
>nieciekawie...?
Sam kiedys wierzylem w przyjazn po "rozejsciu". Teraz wydaje mi sie,
ze to nieprawda. Gdy sie rozchodzimy, to zwykle dlatego ze jedna ze
stron tego chce, co oznacza, ze u drugiej zostaje jeszcze uczucie. W
tym momencie przyjazn i kontakt jest po prostu nie fair wobec tej
osoby. Jest to trzymanie jej "w szafie". Bo jesli nie jest ona
wystarczajaco silna psychicznie, to bedzie miala nadzieje, ze da sie z
tym cos jeszcze zrobic. Z drugiej strony osoba, ktora skonczyla
zwiazek czerpie z tego korzysc. Ma "zaplecze", wie ze jak jej cos nie
wypali w nowo budowanym, to ma darmowe uczucia zapewnione od
odtraconego partnera. Osobiscie uwazam, ze nalezy z szacunku dla
osoby, z ktora sie bylo dac sobie czas na wyleczenie z ran. Pozniej
jesli dwie strony wykaza do tego checi, przyjazn - czemu nie.
>No i czy da sie cos zrobic, zeby po kazdym rozstaniu nie
>siedziec i uzalac sie nad soba, zeby tak nie cierpiec a przynajmniej nie tak
>bardzo...Bo przeciez niby jest tak, ze mysle sobie ze po nim juz nikogo nie
>pokocham, a potem mija roczek i na mojej drodze staje ktos wspanialszy i
>potem znowu cierpie tak jakbym nie miala za soba wczesniejszych
>doswiadczen...
Przyjac to za prawde zyciowa. Nie ma "drugiej połówki", nie ma osoby
idealnej. Każdy związek to praca i dostosowywanie sie do partnera, a
wiec na pewno mam szanse i czekaja mnie wspaniale chwile. A zeby nie
cierpiec trzeba zrozumiec czemu sie cierpi. Bo mysli sie o sobie jako
o niewartej milosci osobie? Bo zaluje sie zainwestowanego uczucia albo
czasu? Jak sie wie, co tak naprawde boli, to mozna to uleczyc.
>Takie glupiutkie te pytanka ale szukam siebie i ciagle sie nie moge odnalezc
>a to jest jedna z wielu drozek ktore musze uporzadkowac.
A to jest cos co wg mnie jest prawdziwie niezdrowe. Szukamy siebie i
pakujemy sie w zwiazki, z ktorych nic nie wychodzi. Najczesciej z
mysla "on mi pomoze", albo "on da mi szczescie". Bzdura. Szczescie
trzeba miec w sobie zeby moc spojrzec na czlowieka i powiedziec, chce
z nim cos stworzyc. Jesli nie znalazlem siebie, to z kim tak naprawde
moj pratner tworzy zwiazek? ze mna prawdziwym czy nie? a jesli odnajde
sie po za trzy miesiace to czy bede ta sama osoba? a jesli nie to czy
on bedzie chcial ze mna byc? Gdzie jest sens w ciaglym probowaniu
naprawiania sie rekoma innych? Powierzanie swoich najglebszych uczuc,
oddawanie wlasnej duszy na slepo?
pozdrowienia,
Dawid
|