Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Świat samotnego człowieka

Grupy

Szukaj w grupach

 

Świat samotnego człowieka

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 3


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2009-03-02 00:10:42

Temat: Świat samotnego człowieka
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

http://www.rp.pl/artykul/270162.html


"Ciężka dola pańszczyźnianego geja

Piotr Skwieciński 01-03-2009, ostatnia aktualizacja 01-03-2009 19:52


Szkolna edukacja, zwłaszcza humanistyczna, jej treść i zakres,
nieoczekiwanie stała się w Polsce ważnym przedmiotem światopoglądowej
bitwy. Nieoczekiwanie, bo dotąd tak nie było. Kiedy za rządów AWS ówczesna
ekipa wprowadzała reformę, rozbijającą delikatną równowagę polskiego
systemu szkolnego, reformę niosącą ze sobą edukacyjne i społeczne
zagrożenia (powszechnie już teraz krytykowane gimnazja), ze strony umownie
zwanej konserwatywną nie podnosiły się w zasadzie głosy sprzeciwu, choć
były to czasy intelektualnej aktywności prawicy (przypomnijmy choćby
istniejące jeszcze wtedy środowisko pampersów). Dziś jest inaczej.

Dlaczego? Adam Kalbarczyk w "Gazecie Wyborczej" daje wyraz przekonaniu, że
"konserwatyści otworzyli w dziedzinie edukacji drugi, obok bioetyki, front
sporu ideowego", bo "w tej dziedzinie środowiska konserwatywne, silne
inteligencją humanistyczną, czują się dużo bardziej kompetentne niż w
dziedzinach krzyżujących się z naukami przyrodniczymi".

Nie wchodząc w polemikę na temat kompetencji środowisk konserwatywnych (a
czemu nie lewicowych?) w dziedzinie nauk przyrodniczych, uważam, że
zasadnicza przyczyna relatywnej gwałtowności obecnego sporu jest inna.

Po pierwsze, ostatnie lata, a zwłaszcza dyskusje na tematy związane z
polityką historyczną, unaoczniły wszystkim stronom sporu wagę sfery
edukacji humanistycznej.

Po drugie, zmiany w tej dziedzinie - te następujące niejako naturalnie,
związane z szybką ewolucją świata, i te świadomie wprowadzane przez silną w
sferze światopoglądowej lewicę - w naturalny sposób pobudziły konserwatywną
wrażliwość do oporu.

Zmiany, nie rewolucja

Jak napisałem wyżej, świat zmienia się, na pewnych płaszczyznach na gorsze,
na innych - na lepsze. Edukacja humanistyczna musi, oczywiście, za tymi
zmianami nadążać. Nie po to, aby totalnie afirmować współczesność, tylko po
to, aby młody człowiek miał intelektualne narzędzia do odniesienia się do
niej. Niektórzy polscy paleokonserwatyści sprawiają wrażenie, jakby życzyli
sobie humanistycznej edukacji, opisującej świat i kształtującej dla świata,
który - niezależnie od tego, czy uważamy go za dobry czy zły - odszedł
bezpowrotnie w przeszłość. Którego już nie ma.

To oczywiście i niesłuszne, i nieskuteczne. Pewne zmiany w szkolnej
edukacji humanistycznej są potrzebne chociażby dlatego, że niektórzy
dziewiętnasto- i dwudziestowieczni autorzy są już dziś nie do czytania.
Ponadto polska i światowa literatura nie stoi przecież w miejscu, powstają
nowe dzieła, w tym wybitne, trzeba znaleźć dla nich miejsce w systemach
szkolnych lektur, a nie da się ich przecież rozszerzać w nieskończoność.
Choć, nawiasem mówiąc, często dziś padający argument o przeładowaniu
programów i przemęczeniu młodzieży kłóci się z pamięcią ludzi i starszego,
i średniego pokolenia, które pamiętają, że nawet w latach 80. wymagano od
nich znacznie więcej.

W miejscu nie stoją też nauki historyczne i nasza wrażliwość na różne wątki
przeszłości. I tu konieczne są (i następują) zmiany, czasem rewizje
(kwestia polskiego antysemityzmu chociażby).

Ale jest różnica między koniecznymi zmianami a totalną rewolucją, jaką chcą
nam zafundować lewicowi promotorzy szkolnego radykalizmu do spółki z
pasywnymi, niemającymi własnej wizji, a przez to poddającymi się łatwo
"europejskim" wizjom, kolejnymi ministrami edukacji.

W ostatnich dniach w "Gazecie Wyborczej" ukazały się dwa teksty. Wspominany
już powyżej dotyczący polonistyki artykuł Adama Kalbarczyka "Jak MEN chce
uczyć polskiego" oraz dotyczący historii wywiad z Ireną Dzierzgowską "Do
czego służy Marszałek". Oba są charakterystyczne dla myślenia radykałów.

Na pierwszej linii frontu

Kalbarczyk stawia sprawę jasno - nie chodzi o jakieś tam merytoryczne
dyskusje, tylko o wojnę ideologiczną, bo "współczesna walka o prawo kobiet
do aborcji czy małżeństw bezdzietnych do in vitro odpowiada walce o
nowoczesność edukacji". W wojnie tej "chodzi o uznanie relatywizmu
kulturowego - równoprawności różnych systemów wartości - o niewyróżnianie i
nieuznawanie zatem za bezwzględny jednego z nich; o prawo do wyboru w życiu
i w edukacji".

Z tych zatem pozycji Kalbarczyk broni - krytykowanej przez konserwatywnych
intelektualistów, uważających, że naród, by istnieć, musi mieć pewne
kwantum wspólnych wartości i wspólnej wiedzy - przygotowanej przez MEN
"podstawy programowej nauczania języka polskiego". A referując stanowisko
krytyków, nie zapomina - polemizując głównie z argumentacją profesorów
historii i polonistyki, autorów listu otwartego przeciw reformie - zręcznie
wpleść zasłyszane podobno w Radiu Maryja zdanie: "cóż to za polska podstawa
programowa, w której jest obowiązkowy Żyd Schulz?". No cóż, skojarzenia
swoich ideowych przeciwników z antysemityzmem to efektywny chwyt
erystyczny.

Również Irena Dzierzgowska nie pozostawia wątpliwości co do ideologicznego,
a nie merytorycznego charakteru sporu. Powtarza mantrę lewicowych
edukatorów o konieczności redukcji treści nauczania, bo i tak młodzież
zapamiętuje tylko 8 procent całego materiału, mówi, że zamiast kanonu
wiedzy młodzieży potrzebna jest "ciekawość świata, umiejętność myślenia i
umiejętność stawiania pytań". I narzeka, że nawet po realizowanych obecnie
zmianach podstawa programowa nie będzie wystarczająco rewolucyjna. Bo
wprawdzie młodzież będzie się uczyć mniej i krócej - to dobrze - ale jednak
mniej więcej tego samego co dotąd.

Ciągle za mało jest "rozliczania się z różnymi niezbyt pięknymi
wydarzeniami z naszej przeszłości", za mało o dekolonizacji, a za dużo o
Europie, za mało o historii kobiet i w ogóle "grup wykluczonych".

Postulat, aby młodzież pochyliła się nad tworzeniem esejów o "ciężkiej doli
geja pańszczyźnianego, jęczącego pod batem heteryckiego ucisku w XVI
wieku", jeszcze nie pada. Na to czas przyjdzie za parę lat.

Świat samotnego człowieka

Lewicowi edukatorzy otwarcie mówią, że poprzez szkolne reformy chcą
ukształtować młodych na "nowoczesnych Europejczyków", przeciwdziałać
nacjonalizmowi wynikającemu ich zdaniem z tradycyjnego odczuwania polskości
i widzenia polskiej historii. Urzeczywistniają w ten sposób swoją wizję
ideową, co nie dziwi.

Dziwi natomiast to, że zarówno oni, jak i - szerzej - w ogóle
intelektualiści utożsamiający się z opcją lewicową nie zauważają, iż
realizowane przez nich reformy uruchamiają lub intensyfikują szereg
procesów, które powinni uznać za zagrożenia dla własnych wartości właśnie.
Nie uważają za groźne (albo wręcz uważają za pożyteczne) tego, że odejście
od wspólnego kanonu historycznego i literackiego grozi zerwaniem ciągłości
pokoleń, międzypokoleniowego przekazywania wartości. Nie dostrzegają, że
zerwanie ciągłości pokoleń jest działaniem antywspólnotowym. A wspólnota
przecież powinna być dla lewicowca wartością.

Procesy, którym ulega świat, jego błyskawiczne przemiany, w naturalny
sposób tę ciągłość bardzo nadwerężyły. Nadwerężyły do tego stopnia, że
wykreowanie sytuacji, w której ojciec z synem nie tylko nie będą się
zgadzać w ocenie czy to jakiegoś wydarzenia z przeszłości, czy to jakiegoś
fundamentalnego dzieła literackiego, ale nawet nie będą mogli o nim
podyskutować, tę ciągłość zakwestionuje już zasadniczo.

Co więcej, proponowana reforma grozi nie tylko zerwaniem ciągłości
międzypokoleniowej. Grozi też silnym nadwątleniem wspólnej tożsamości
wewnątrz samego młodego pokolenia Polaków. Tak stanie się, jeśli - jak
proponują autorzy reformy - wśród licealistów nastąpi znacznie wcześniejsza
niż dziś specjalizacja. Jeśli edukacja historyczna dla większości młodzieży
zakończy się w pierwszej klasie liceum, co zaowocuje w sposób oczywisty
zapomnieniem ogromnej większości faktów z przeszłości.

Tym bardziej, jeśli później młodzież licealna - jak chcą lewicowi
edukatorzy - będzie poznawać nie jeden dla wszystkich kurs dziejów, lecz
(osobnym problemem jest, w jakiej i jak dalece zideologizowanej wersji),
tak różne i dowolnie wybrane bloki tematyczne, jak np. "Kobieta i
mężczyzna, rodzina", "Język, komunikacja i media", "Wojna i wojskowość" czy
"Gospodarka". Młodzi ludzie nie będą mieli nie tylko wspólnej wizji
przeszłości, lecz nawet wspólnych tematów do sporu.

A zerwanie międzypokoleniowej więzi i nadwątlenie więzi wewnątrz samego
najmłodszego pokolenia oznacza, po prostu, silne osłabienie więzi
społecznej. Ludziom o lewicowych poglądach nieobce być powinno pojęcie
alienacji. Otóż silne osłabienie więzi społecznej oznacza między innymi
wzmożenie alienacji. Oznacza kreowanie człowieka samotnego. A człowiek
samotny to człowiek coraz bardziej bezbronny wobec świata. Co, jak mi się
wydaje, jest sprzeczne z podstawowym postulatem lewicy - emancypacji
jednostki.

Ci lewicowcy, którzy poważnie traktują swoje wartości, powinni chyba wziąć
to pod uwagę. "

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2009-03-02 01:15:50

Temat: Re: Świat samotnego człowieka
Od: glob <r...@g...com> szukaj wiadomości tego autora


Ikselka napisał(a):
''Pewnego dnia miałem następującą polemikę z naszym
polonistą,profesorem Cieplińskim,którego ceniłem za łagodny
sceptycyzm,jaki wkładał w swoje nauczanie.
-Proszę pana profesora,dlaczego polska młodzież szkolna nie uczy się
tego,co rzeczywiście jest godne wysiłku,a tylko zmuszona jest pakować
sobie w głowę rzeczy drugorzędne?
-O co chodzi ,Gombrowicz?Co to znaczy?
-Bardzo proste.Na lekcjach polskiego musimy wkuwać
Mickiewicza,Słowackiego i Krasińskiego,co jest zupełnie drugorzędne z
punktu widzenia literatury powszechnej-już nie mówiąc o towiańskim.A
pojęcia nie mamy o Szekspirze,lub na przykład Goethem.Tracimy czas na
studiowanie wojen z turkami,a o historii Europy,czy świata,prawie nic
nie wiemy.A słówka łacińskie?Z tego powodu już nie ma czasu na
zapoznawanie się prawdziwie z Rzymem czy z Grecją i właściwie pojęcia
nie mamy o owej kulturze.Co jest warta taka nauka?
-Możliwe,że Gombrowicz ma trochę racji.Szkoła mogłaby nieco więcej
uwagi poświęcać kulturze uniwersalnej.Ale proszę nie zapominać,że
jesteśmy Polakami?
-No to co z tego?
-Gombrowicz zapomina ,że jeszcze niedawno Żeromski i jego koledzy byli
prześladowani za mówienie po polsku w szkole.
-No to co?To dlatego my dzisiaj mamy być niedouczeni?
Jak dobrze słyszę ,po latach,sarkastycznie wzgardliwy ton,którym
opatrzyłem słowo[niedouczeni].Nie chciałem nic wiedzieć o
sentymentalizmach z czasów niewoli ,o racjach patryjotycznych-
domagałem się oświecania i wykształcenia,opartych nie na drobnym w
proporcji do świata dorobku polskim,a właśnie na najznakomitszych
ogólnoludzkich wartościach.Do dziś zachowałem ten punkt widzenia.Nie
jest zdrowe,gdy ojczyzna staje się parawanem,zasłaniającym świat -nie
jest zdrowe nawet dla tejże ojczyzny.''






> http://www.rp.pl/artykul/270162.html
>
>
> "Ciężka dola pańszczyźnianego geja
>
> Piotr Skwieciński 01-03-2009, ostatnia aktualizacja 01-03-2009 19:52
>
>
> Szkolna edukacja, zwłaszcza humanistyczna, jej treść i zakres,
> nieoczekiwanie stała się w Polsce ważnym przedmiotem światopoglądowej
> bitwy. Nieoczekiwanie, bo dotąd tak nie było. Kiedy za rządów AWS ówczesna
> ekipa wprowadzała reformę, rozbijającą delikatną równowagę polskiego
> systemu szkolnego, reformę niosącą ze sobą edukacyjne i społeczne
> zagrożenia (powszechnie już teraz krytykowane gimnazja), ze strony umownie
> zwanej konserwatywną nie podnosiły się w zasadzie głosy sprzeciwu, choć
> były to czasy intelektualnej aktywności prawicy (przypomnijmy choćby
> istniejące jeszcze wtedy środowisko pampersów). Dziś jest inaczej.
>
> Dlaczego? Adam Kalbarczyk w "Gazecie Wyborczej" daje wyraz przekonaniu, że
> "konserwatyści otworzyli w dziedzinie edukacji drugi, obok bioetyki, front
> sporu ideowego", bo "w tej dziedzinie środowiska konserwatywne, silne
> inteligencją humanistyczną, czują się dużo bardziej kompetentne niż w
> dziedzinach krzyżujących się z naukami przyrodniczymi".
>
> Nie wchodząc w polemikę na temat kompetencji środowisk konserwatywnych (a
> czemu nie lewicowych?) w dziedzinie nauk przyrodniczych, uważam, że
> zasadnicza przyczyna relatywnej gwałtowności obecnego sporu jest inna.
>
> Po pierwsze, ostatnie lata, a zwłaszcza dyskusje na tematy związane z
> polityką historyczną, unaoczniły wszystkim stronom sporu wagę sfery
> edukacji humanistycznej.
>
> Po drugie, zmiany w tej dziedzinie - te następujące niejako naturalnie,
> związane z szybką ewolucją świata, i te świadomie wprowadzane przez silną w
> sferze światopoglądowej lewicę - w naturalny sposób pobudziły konserwatywną
> wrażliwość do oporu.
>
> Zmiany, nie rewolucja
>
> Jak napisałem wyżej, świat zmienia się, na pewnych płaszczyznach na gorsze,
> na innych - na lepsze. Edukacja humanistyczna musi, oczywiście, za tymi
> zmianami nadążać. Nie po to, aby totalnie afirmować współczesność, tylko po
> to, aby młody człowiek miał intelektualne narzędzia do odniesienia się do
> niej. Niektórzy polscy paleokonserwatyści sprawiają wrażenie, jakby życzyli
> sobie humanistycznej edukacji, opisującej świat i kształtującej dla świata,
> który - niezależnie od tego, czy uważamy go za dobry czy zły - odszedł
> bezpowrotnie w przeszłość. Którego już nie ma.
>
> To oczywiście i niesłuszne, i nieskuteczne. Pewne zmiany w szkolnej
> edukacji humanistycznej są potrzebne chociażby dlatego, że niektórzy
> dziewiętnasto- i dwudziestowieczni autorzy są już dziś nie do czytania.
> Ponadto polska i światowa literatura nie stoi przecież w miejscu, powstają
> nowe dzieła, w tym wybitne, trzeba znaleźć dla nich miejsce w systemach
> szkolnych lektur, a nie da się ich przecież rozszerzać w nieskończoność.
> Choć, nawiasem mówiąc, często dziś padający argument o przeładowaniu
> programów i przemęczeniu młodzieży kłóci się z pamięcią ludzi i starszego,
> i średniego pokolenia, które pamiętają, że nawet w latach 80. wymagano od
> nich znacznie więcej.
>
> W miejscu nie stoją też nauki historyczne i nasza wrażliwość na różne wątki
> przeszłości. I tu konieczne są (i następują) zmiany, czasem rewizje
> (kwestia polskiego antysemityzmu chociażby).
>
> Ale jest różnica między koniecznymi zmianami a totalną rewolucją, jaką chcą
> nam zafundować lewicowi promotorzy szkolnego radykalizmu do spółki z
> pasywnymi, niemającymi własnej wizji, a przez to poddającymi się łatwo
> "europejskim" wizjom, kolejnymi ministrami edukacji.
>
> W ostatnich dniach w "Gazecie Wyborczej" ukazały się dwa teksty. Wspominany
> już powyżej dotyczący polonistyki artykuł Adama Kalbarczyka "Jak MEN chce
> uczyć polskiego" oraz dotyczący historii wywiad z Ireną Dzierzgowską "Do
> czego służy Marszałek". Oba są charakterystyczne dla myślenia radykałów.
>
> Na pierwszej linii frontu
>
> Kalbarczyk stawia sprawę jasno - nie chodzi o jakieś tam merytoryczne
> dyskusje, tylko o wojnę ideologiczną, bo "współczesna walka o prawo kobiet
> do aborcji czy małżeństw bezdzietnych do in vitro odpowiada walce o
> nowoczesność edukacji". W wojnie tej "chodzi o uznanie relatywizmu
> kulturowego - równoprawności różnych systemów wartości - o niewyróżnianie i
> nieuznawanie zatem za bezwzględny jednego z nich; o prawo do wyboru w życiu
> i w edukacji".
>
> Z tych zatem pozycji Kalbarczyk broni - krytykowanej przez konserwatywnych
> intelektualistów, uważających, że naród, by istnieć, musi mieć pewne
> kwantum wspólnych wartości i wspólnej wiedzy - przygotowanej przez MEN
> "podstawy programowej nauczania języka polskiego". A referując stanowisko
> krytyków, nie zapomina - polemizując głównie z argumentacją profesorów
> historii i polonistyki, autorów listu otwartego przeciw reformie - zręcznie
> wpleść zasłyszane podobno w Radiu Maryja zdanie: "cóż to za polska podstawa
> programowa, w której jest obowiązkowy Żyd Schulz?". No cóż, skojarzenia
> swoich ideowych przeciwników z antysemityzmem to efektywny chwyt
> erystyczny.
>
> Również Irena Dzierzgowska nie pozostawia wątpliwości co do ideologicznego,
> a nie merytorycznego charakteru sporu. Powtarza mantrę lewicowych
> edukatorów o konieczności redukcji treści nauczania, bo i tak młodzież
> zapamiętuje tylko 8 procent całego materiału, mówi, że zamiast kanonu
> wiedzy młodzieży potrzebna jest "ciekawość świata, umiejętność myślenia i
> umiejętność stawiania pytań". I narzeka, że nawet po realizowanych obecnie
> zmianach podstawa programowa nie będzie wystarczająco rewolucyjna. Bo
> wprawdzie młodzież będzie się uczyć mniej i krócej - to dobrze - ale jednak
> mniej więcej tego samego co dotąd.
>
> Ciągle za mało jest "rozliczania się z różnymi niezbyt pięknymi
> wydarzeniami z naszej przeszłości", za mało o dekolonizacji, a za dużo o
> Europie, za mało o historii kobiet i w ogóle "grup wykluczonych".
>
> Postulat, aby młodzież pochyliła się nad tworzeniem esejów o "ciężkiej doli
> geja pańszczyźnianego, jęczącego pod batem heteryckiego ucisku w XVI
> wieku", jeszcze nie pada. Na to czas przyjdzie za parę lat.
>
> Świat samotnego człowieka
>
> Lewicowi edukatorzy otwarcie mówią, że poprzez szkolne reformy chcą
> ukształtować młodych na "nowoczesnych Europejczyków", przeciwdziałać
> nacjonalizmowi wynikającemu ich zdaniem z tradycyjnego odczuwania polskości
> i widzenia polskiej historii. Urzeczywistniają w ten sposób swoją wizję
> ideową, co nie dziwi.
>
> Dziwi natomiast to, że zarówno oni, jak i - szerzej - w ogóle
> intelektualiści utożsamiający się z opcją lewicową nie zauważają, iż
> realizowane przez nich reformy uruchamiają lub intensyfikują szereg
> procesów, które powinni uznać za zagrożenia dla własnych wartości właśnie.
> Nie uważają za groźne (albo wręcz uważają za pożyteczne) tego, że odejście
> od wspólnego kanonu historycznego i literackiego grozi zerwaniem ciągłości
> pokoleń, międzypokoleniowego przekazywania wartości. Nie dostrzegają, że
> zerwanie ciągłości pokoleń jest działaniem antywspólnotowym. A wspólnota
> przecież powinna być dla lewicowca wartością.
>
> Procesy, którym ulega świat, jego błyskawiczne przemiany, w naturalny
> sposób tę ciągłość bardzo nadwerężyły. Nadwerężyły do tego stopnia, że
> wykreowanie sytuacji, w której ojciec z synem nie tylko nie będą się
> zgadzać w ocenie czy to jakiegoś wydarzenia z przeszłości, czy to jakiegoś
> fundamentalnego dzieła literackiego, ale nawet nie będą mogli o nim
> podyskutować, tę ciągłość zakwestionuje już zasadniczo.
>
> Co więcej, proponowana reforma grozi nie tylko zerwaniem ciągłości
> międzypokoleniowej. Grozi też silnym nadwątleniem wspólnej tożsamości
> wewnątrz samego młodego pokolenia Polaków. Tak stanie się, jeśli - jak
> proponują autorzy reformy - wśród licealistów nastąpi znacznie wcześniejsza
> niż dziś specjalizacja. Jeśli edukacja historyczna dla większości młodzieży
> zakończy się w pierwszej klasie liceum, co zaowocuje w sposób oczywisty
> zapomnieniem ogromnej większości faktów z przeszłości.
>
> Tym bardziej, jeśli później młodzież licealna - jak chcą lewicowi
> edukatorzy - będzie poznawać nie jeden dla wszystkich kurs dziejów, lecz
> (osobnym problemem jest, w jakiej i jak dalece zideologizowanej wersji),
> tak różne i dowolnie wybrane bloki tematyczne, jak np. "Kobieta i
> mężczyzna, rodzina", "Język, komunikacja i media", "Wojna i wojskowość" czy
> "Gospodarka". Młodzi ludzie nie będą mieli nie tylko wspólnej wizji
> przeszłości, lecz nawet wspólnych tematów do sporu.
>
> A zerwanie międzypokoleniowej więzi i nadwątlenie więzi wewnątrz samego
> najmłodszego pokolenia oznacza, po prostu, silne osłabienie więzi
> społecznej. Ludziom o lewicowych poglądach nieobce być powinno pojęcie
> alienacji. Otóż silne osłabienie więzi społecznej oznacza między innymi
> wzmożenie alienacji. Oznacza kreowanie człowieka samotnego. A człowiek
> samotny to człowiek coraz bardziej bezbronny wobec świata. Co, jak mi się
> wydaje, jest sprzeczne z podstawowym postulatem lewicy - emancypacji
> jednostki.
>
> Ci lewicowcy, którzy poważnie traktują swoje wartości, powinni chyba wziąć
> to pod uwagę. "

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2009-03-02 08:33:55

Temat: Re: Świat samotnego człowieka
Od: "Duch" <n...@n...com> szukaj wiadomości tego autora

"Ikselka" <i...@g...pl> wrote in message
news:ospc4ir45l7y.7kvpdmtze7gz$.dlg@40tude.net...

Duzo racji.
Ale to jest problem dzisiejszej lewicy ktorej agresja, zlość odbiera rozum,
wrazliwosc.
Lewica podejmuje kroki w zaslepieniu czy z jakiejs zemsty. Piana na ustach.
Gdzie ta troskliwa, wrazliwa lewica pochylała sie nad czlowiekiem?
Typu Bugaj, nawet Sierakowski?
Nima! 80% to piana na ustach.
A moze lewica zawsze taka byla? Przeciez najwiekszy system ucisku -komunizm-
powstał wlasni na bazie mysli lewicowej, mysli ktora okreslala siebie mianem
rozumu-rozumów.
Czeka nas powtórka?
Mysle ze nie bo jednak ta agresja odstrasza. Przyciaga tylko malo rozumnych
ekstremistów.
np. nowe, agresywne oblicze SLD Napieralskiego nie przynosi specjalnie
"wzrostu słupków".

Pozdr,
Duch

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Mapa popularności serwisów porno w USA
Roztargnienie
Trollowanie
Re: Zadziwiające zachowania kobiet - uzupełnienie
Re: Zadziwiające zachowania kobiet - uzupełnienie

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja

zobacz wszyskie »