Data: 2008-10-02 20:15:21
Temat: Re: Szkola dawniej i dzis
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 02 Oct 2008 21:44:44 +0200, medea napisał(a):
> Ikselka pisze:
>
>> Bo mylisz klasę społeczną z właściwością ludzkiego rozumu - to dwa różne
>> pojęcia pod tą samą nazwą. Ja mówię o inteligencji jako klasie społecznej,
>> która ma stare tradycje. Nasza klasa "wykształciuchów" tego nie ma. Dlatego
>> mamy lekarzy, nauczycieli, pisarzy, prawników, profesorów na uczelniach -
>> bez tradycji rodzinnych
>
> Zauważam pewien brak konsekwencji w Twoich poglądach. W którymś z
> równoległych wątków z przekąsem mówisz o sędzi, jako że na pewno ma w
> rodzinie jakiegoś sędziego - nie wiem, czy dobrze to zrozumiałam, ale
> wyczułam coś jakby ukrytą krytykę kliki zawodowej.
Może coś w tym jest, choć wyraźnego takiego celu nie miałam. Ale nie widzę
tu żadnej sprzeczności ani braku konsekwencji - tradycje rodzinne to nie
powiązania poziome, lecz pionowe w czasie... Powiązania poziome sa bardzo
niepożądane - całe klany opanowują w tym samym (!!!) czasie kluczową,
strategiczną czasem dziedzinę, stwarzając warunki dla korupcji, nepotyzmu
oraz wykluczając zdrową konkurencję poprzez dzierżenie wpływów w rękach
wąskiej i zamkniętej grupy osób itp.
> A tutaj nagle piszesz
> o tym, że brak tradycji zawodowych (oczywiście inteligenckich) jest
> czymś negatywnym. Ja nie jestem przekonana, czy takie utrzymywanie
> pewnych zawodów w kręgach rodzinnych jest zdrowe.
W ujeciu pokoleniowym - jest zdrowe i pożądane. Nie tylko w zawodach
inteligenckich. A to ze względu na przekazywanie najlepszych doświadczeń i
dorobku zawodowego w naturalny i najbardziej efektywny sposób.
> Zwłaszcza jeśli to
> samo powiązanie rodzinne miałoby stanowić najważniejszy argument za tym,
> czy ktoś zostanie (uznanym) lekarzem, prawnikiem, profesorem itd. A do
> tego niestety prowadzi podobne do Twojego spojrzenie na kwestie
> inteligenckiej klasy. Z dwojga złego wolałabym już cbnetowe rozwiązanie
> z oddzielnymi klasami dla wybitnie zdolnych dzieci, niż preferowanie ze
> względu na rodzinne tradycje.
>
> Ewa
Z uwagi na to, co wyżej napisałam, wolę być leczona przez lekarza okulistę
czy ginekologa z rodzinną tradycją (a są tacy u nas w Kielcach, sądzę, że w
innych miastach też) niż przez nuworysza - nowego w zawodzie i
zorientowanego na szybkie dorobienie sie zamiast na dobro pacjenta, sprawy
swoje zaś powierzam prawnikowi z takąż samą tradycją ojciec-syn-wnuk. Mój
pies jest leczony przez ojca i syna - weterynarzy, bo powszechnie wiadomo,
że ten aspekt (rodzinny, ale w powiązaniu pionowym) jest najlepszą zachętą
dla ludzi do korzystania z usług tych specjalistów i innych, niekoniecznie
inteligenckich.
Mało jest takich, owszem, ale czemuś-jakoś ludzie walą do takich jak w
dym...
|