Data: 2011-10-07 17:44:58
Temat: Re: Wasze preferencje polityczne...
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Fri, 7 Oct 2011 10:32:27 +0200, olo napisał(a):
> Użytkownik "Ikselka"
>
>> Na pewno jest gorzej. Seksualne rozpasanie (nazywane swobodą) jest
>> powszechne, ludzie parzą się bez żadnych hamulców epidemiologicznych - bo
>> już nie mówię, ze bez moralnych, a o tzw lojalności partnerskiej to nawet
>> już się nie wspomina nigdzie.
>>
> Czy to też opinia oparta na tym z jakimi ludźmi się stykasz?
Alez ja takich wręcz unikam!
> Polacy są niezbyt rozwięźli, przeciętny ma w życiu 10 partnerów. Francuz 17
> a Chińczyk 20.
Mówisz o partnerach seksualnych (w rozumieniu szerszym), a nie o
"numerkach" na dyskotece, na przystanku Woodstock, na wczasach, imprezach i
takichtam...
>
>>
>> A tak sobie dywaguję.
>>
> Raczej konfabułujesz.
To taki malutki pojedynczy pierwszy z brzegu przykład, a co tam, se
pokonfabuluję :->
Opowiadał nam sąsiad, jak to na organizowanym w jego gospodarstwie
agroturystycznym sylwestrowym przyjęciu większość gosci poszła tańczyć do
ledwie oddzielonej, bo stanowiącej właściwie literę L z konsumpcyjną,
części tanecznej - a w tym czasie w części, gdzie się odbywała konsumpcja,
na stole zagościła nowa "potrawa" - leżąca na brzegu stołu, oddolnie
roznegliżowana panienka, wcale nie nastolatka, a przy niej kilku panów
bardzo konsumpcyjnie nastawionych... Odbywali stosunki z panią na zmianę,
bez najmniejszej krępacji ani bez żadnego zabezpieczenia. A sąsiad jako
podający nie mógł nawet nakryć zmienić przed następnym daniem, przebywajac
w podręcznej kuchni przy sali i będąc tym sposobem zmuszonym do obserwacji
"aktów konsumpcyjnych" przed podaniem barszczyku z krokietem...
Nie mówię już nawet o tym, jakie mamy z jego strony relacje na temat
zachowania się gości agroturystycznych przy innych okazjach i bez okazji.
Włos się jeży. Należałoby właściwie nazwać agroturystykę seksturystyką.
Tak więc dobrze wiem, o czym mówię.
A inni o tym piszą i robią badania:
http://tiny.pl/h1wjz
>>>
>> No ale co Ty chcesz mi imputować? Przypadkiem nie to, że niemożliwa jest
>> wzajemna fascynacja fizyczna i psychiczna w małżeństwie także i w
>> późniejszym wieku?
> Nie mam zamiaru ci niczego imputować oprócz biologicznego faktu że stan
> zakochania najdłużej w badanych przypadkach trwał 8 lat. Zwykle trwa krócej.
> http://pl.wikipedia.org/wiki/Zakochanie
Uuuu, to tym słuszniej uważam swój zwiazek za idealny :-D
>
>> Przykre, że takie zestawienie jest dla Ciebie antytezą.
>>
> Ja absolutnie nie neguję możliwości długotrwałych miłości. Tylko to są już
> związki o wiele bardziej złożonym charakterze mniej już zależnym od naszego
> układu hormonalnego.
Zatem powinnam w tym momencie zakończyć dyskusję, bo widać mamy kardynalnie
odmienne pojęcie miłosci. Dla mnie miłość jest jedna, dla Ciebie wiele.
Te "wiele miłości" to zwykłe przelotne miłostki, wakacyjne zadurzenia,
poszukiwanie partnera do... niekoniecznie dłuższego związku i to
niekoniecznie psychicznego.
A ja nawet nie musiałam szukać, bo po prostu spotkało mnie od razu to,
czego inni szukają czasem całe życie, czasem nawet bezskutecznie, choć
twierdzą, ze "byli wiele razy zakochani". I pochlebiam sobie, ze nie
spotkało mnie to przypadkowo - mogłabym powiedzieć: jakim sam się stajesz,
takiego dostajesz :-)
>
>>> Chcesz seriio całkiem powiedzieć że sam tembr głosu małżonka sprawia że
>>> od
>>> 30 niezmiennie masz lubrykację ?
>>
>> Mogłabym Ci odpowiedzieć dokładnie tak jak pytasz - pytanie jest
>> postawione
>> obcesowo, wymaga więc obcesowej odpowiedzi, na którą mam wielką ochotę,
>> ale
>> się powstrzymam.
>
> Wybacz pytanie jest dalekie od obcesowości. Pytam o zwykłą typową dla
> zakochania reakcję fizjologiczną organizmu. Ludzie jak i wszystkie inne
> zwierzęta ulegają habituacji i ich reakcje na bodźce stopniowo wygasają.
> Oczekiwałem szczerej oczywistej odpowiedzi - nie.
>
>> Mogę Ci natomiast powiedzieć, że bardzo lubię, kiedy mąż do mnie dzwoni,
>> pracując np w sąsiednim pomieszczeniu, stęskniwszy się. No i oczywiście
>> vice versa. Bardzo lubimy swoje głosy, bardzo lubimy swoje rozmowy
>> telefoniczne :-)
>>
> To się cieszę.
Masz tutaj właśnie odpowiedź na Twoje pytanie powyżej. Wystarczy tylko
troszkę się podomyślać. Fantazji brak? :-)
>>
>>>>> Natomiast nie przekonasz raczej nikogo, że mąż nie ulega efektowi
>>>>> Coolidge'a
>>>>
>>>> No nie ulega - jakoś tak od matury aż do dziś. I jakoś tak wiem to na
>>>> pewno
>>>> :-)
>>>>
>>> Ja jestem daleki od niewiary w jego monogamiczny tryb życia. Nikt mi
>>> tylko
>>> nie wmówi że twój mąż nie ssakiem.
>>
>> Kiedyś w podobnej rozmowie, w mieszanym towarzystwie, mój mąż w odpowiedzi
>> na czyjąś podobną wątpiącą retorykę jak Twoja, wobec milczenia pań i
>> ataków
>> panów, nie wytrzymał i wykrzyknął: "U Boga Ojca, przecież ja nie jestem
>> jakimś zwierzątkiem, no nie sprowadzajcież mnie, panowie, do poziomu
>> szympansa! Nosz mną ani byle damska pupa nie miota, ani moje genitalia mną
>> nie rządzą!"
>>
> Zupełnie nie rozumiem po co takie wstawki zapewniłem już że wierzę w
> monogamiczny tryb życia twojego męża. Nie uwierzę tylko w to, że nie jest
> ssakiem.
Ależ jest. Tyle że Rozumnym.
>
>> A Tobie radzę się tak bardzo nie przywiązywać do wyników czyichś tam
>> smętnych badań (notabene mających służyć jedynie jako uzasadnienie i
>> rozgrzeszenie męskiej "siewności") - wszystko płynie, właśnie udowodniono,
>> że dotychczasowa definicja kryształu musi się diametralnie zmienić...
>> http://www.rmf24.pl/raport-noble2011/fakty/news-dzie
ki-tegorocznemu-nobliscie-z-chemii-zmieniono-definic
je,nId,363585
>> :-)
>>
> Wybacz, to że niektóre odkrycia naukowe mają rewolucyjny charakter to w
> filoziofii nauki akceptuje się od czasów Kuhna. Ja w przeciwieństwie do
> ciebie wolę jednak opierać swój obraz świata na stanie wiedzy przeróżnych
> nauk niż na informacjach od członków komisji na dodatek działającej w
> zupełnie innych celach niż ten którego dotyczyła rzekoma opinia.
Domyślam się zatem, że swój stan zakochania zgodnie z definicją z Wiki
postanowiłeś zakończyć najpóżniej po 8 latach. Smutne. Szczerze Cię żałuję.
>>>>
>> No widzisz, ja już raczej dzieci nie planuję, a jednak...
>> Mam zboczonego męża? - nazwijmy to i tak, miłe to zboczenie :-)
>>
> Jedno do ciebie zupełnie nie dociera, nasz behawior jest bagażem
> odziedziczonym po tysiącach pokoleń przodków i to co czujemy nijak się nie
> ma do tego czy planujemy potomstwo czy nie, czy wierzymy w Allaha czy w
> Spagethi Flying Monster.
Nasz wielotysięcznoletni behawior jest na tyle już zniekształcony
cywilizacją, że się wiekszości ludzi już w ogóle wszystko popieprzyło - w
ogóle nie chcą się rozmnażac albo jeśli już, to wolą najpierw kupić lepszy
odkurzacz lub samochód niż mieć dzieci. Zaś my (ja i mąż) należymy do tej
mniejszości, której się popierdoliło do tego stopnia, że pomimo posiadania
dzieci i spełnienia rozrodczej swojej roli jest zakochana w jednym i tym
samym człowieku od 30 lat. I nie ma tu i nie będzie miała znaczenia nawet
flaczkowatość (w moim przypadku póki co mocno problematyczna) 50-letnich
piersi, ani lekki męski brzuszek (u mego męża genetycznie i faktycznie
również mocno problematyczny) :->
PONIAŁ?
I sorry za obcesowość, ale nie cierpię, jak się mi tłumaczy rzeczy
oczywiste jak jakąś tajemnicę życia. Ty mówisz o SCHEMATACH, a ja o
FAKTACH.
>
>> OK - uogólnię: że akurat dla większości mężczyzn atrakcyjność seksualna
>> kobiety polega tylko i wyłacznie na możliwości pomacania - trudno, to
>> dowodzi tylko tego, że bliżej im do szympansów.
>>
> Już miałem nadzieję na iskierkę zrozumienia, faceci wybierają domniemany
> potencjał rozrodczy, inne wybory to samobójstwo ewolucyjne.
Powiedz to pedałom.
>>
>> Moje przekonania doprowadziły mnie do wybrania człowieka, z którym dzięki
>> takim a nie innym jego i moim przekonaniom łączy nas coś, o czym średniacy
>> nawet pojęcia mieć nie mogą - czas płodzenia dzieci owszem, dla nas cho
>> cby
>> z racji praktycznych minął, a jednak pozostało w nas tyle miłości, że
>> wystarczy póki życia :-)
>>
> Ciąglę kierujesz tory dyskusji na swój fenomen.
A niby dlaczego mam kierować na czyjś, skoro mam swój? - najlepszy przykład
to przykład WŁASNY.
Podstawowe pytanie ze strony ludzi, kiedy im się coś przedstawia do
postrzegania jako DOBRE, zwykle brzmi: "A ty sam co w tym względzie
reprezentujesz?"
A Ty mi tu teraz pretensje, że ja o sobie mówię.
Polityków nie pytasz, co ONI SAMI osobiscie mogą zaprezentować w kwestiach,
o które mają dla Ciebie zawalczyć??? Tylko im definicje z Wiki podsuwasz?
> Cieszę się że trafiła ci się
> sielanka godna pióra Rodziewiczówny. Dziwi mnie natomiast niezmiernie że w
> oparciu o tak wspaniały osobisty przykład artykułujesz opinie o zupełnej
> odmienności innych ludzi, ba nawet masz zdanie o odczuciach innej od twojej
> płci.
>
Mam prawo do własnego zdania. Nie wypadłam sroce spod ogona i nie stało się
to przedwczoraj, więc sorry, ale swoje już wiem. Moje życie jest bardzo
bogate w doświadczenia. Wystarczyłoby na kilka żyć średniackich. I nikt mi
nie będzie ograniczał czasu mojego zakochania definicyjkami z Wiki, kiedy
moja sielanka w związku właśnie trwa 30 lat, bo tak sobie ten związek
urządziliśmy, aby trwała - obojgu zależało, to mamy. I jeśli tego śmierć za
chwilę, jutro albo za tydzień czy rok nie przerwie, to jeszcze potrwa.
Ponieważ wiemy, że nam życie dano TYLKO na jeden raz - więc nie po to,
abyśmy je po kawałku wypróbowywali, przeżuwali niedbale i wypluwali jeśli
akurat w tej roboczej wersji nie smakuje - czyli marnowali jak jakąś rzecz
wciąż odnawialną. My postawiliśmy od początku na najlepszą kartę.
A i na czas "po śmierci" też mamy już taktykę opracowaną...
--
XL
Tak, Wildstein ma rację. Głosuję na PiS!
|