Data: 2003-04-03 10:57:49
Temat: Re: co tak nudno???
Od: "Dunia " <d...@N...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Nela Mlynarska <n...@n...security.pl> napisał(a):
> > P.S. Swoją drogą naprawdę dziwne jest, że większość ludzi
> > postrzega ślub jako jakąś magiczną granicę, po której "się
> > zmienia" i musi być inaczej niż przed .....
>
> Sądzę, że jest tak dlatego, że zwykle (piszę zwykle, nie zawsze) ślub
> jest tym momentem, kiedy "Młodzi" zamieszkują pod wspólnym dachem. A
> wtedy ... cóż, chcąc nie chcąc zmienia się nieco ;-).
To zalezy, jaka zmiane ma sie na mysli.
Ja zamieszkalam z moim TZ po slubie, chociaz nie bylo to zaplanowane.
Kiedy TZ przeprowadzil sie do mojego miasta, ja bylam przeciwko zamieszkaniu
razem natychmiast. Chcialam najpierw wyprobowac nasz zwiazek na odleglosc w
codziennym zyciu. Bardzo szybko okazalo sie, ze i tak mieszkamy wlasciwie
razem, nie przespalismy chyba ani jednej nocy osobno ;) Tak cieszylismy sie
byciem nareszcie razem, ze jedlismy codziennie razem obiady, wspolnie
robilismy pranie i pomagalismy sobie razem w porzadkach. Wtedy zapadla
decyzja: na jesieni zamieszkamy razem, latwiej sprzatac jedno mieszkanie niz
dwa ;)
Oswiadczyny byly juz wczesniej, jednakze slub odlozony byl na czas
nieokreslony, bo ja chronicznie nie cierpie lazenia po urzedach, no i
przerazala mnie wizja hucznego weseliska, bo wiedzialam, ze ojciec bedzie na
to naciskal. Z tego powodu oswiadczyny pozostawaly w tajemnicy.
Kiedy juz decyzja o zamieszkaniu byla podjeta, dowiedzialam sie, ze latem
pojade do USA w podroz sluzbowa. Stwierdzilismy, ze po 'czesci oficjalnej' TZ
przyjedzie do mnie i razem pozwiedzamy to i owo. Powiedzialam wtedy w zartach,
ze skoro juz tam jedziemy, to moze dalo by sie tam wziasc slub bez zbednych
formalnosci, a przy okazji mielibysmy fajna przygode. TZ najpierw sie zasmial,
a potem powiedzial, ze to niezly pomysl. I na tym stanelo. ;)
Tak wiec slub wzielismy o wiele szybciej (i latwiej) niz sie spodziewalismy ;)
Uczciwie mowiac, nie mialam specjalnych obaw co do zamieszkania razem po
slubie. Moze zabrzmi to patetycznie i wielu sie ironicznie usmiechnie, ale ja
bylam pewna, ze to jest to, i ze nawet, jesli pojawia sie jakies problemy i
nowe sytuacje, to bedziemy umieli o nich rozmawiac i wspolnie rozwiazywac.
Tak naprawde zaskoczylo mnie, jak latwo nam przyszla ta zmiana. Naprawde nie
mielismy problemow z podzialem obowiazkow etc.
Staram sie tak samo jak przed slubem - w koncu malzenstwo jest obecnie czyms
bardzo kruchym (b. duza liczba rozwodow) i nie wierze, ze jest dane nam 'na
wiecznosc'. Zmiana na plus jest to, ze nie musimy tluc sie od mieszkania do
mieszkania i ze - laczac srodki finansowe - stac nas na wygodne mieszkanie w
bardzo ladnej okolicy :)
Nie wiem, czy sie zmienilam, na zewnatrz chyba wcale nie, bo ponad pol roku po
slubie wiekszosc ludzi z mojej pracy nie wie, ze wyszlam za maz (nie
zmienialam nazwiska) ;)
Dlugie mi to wyszlo, wiec koncze ;)
>
> Pozdrawiam,
> Nela u której ślub nic nie zmienił prócz nazwiska
Dunia, nawet z tym samym nazwiskiem, co 'przed'
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|