Data: 2008-05-13 07:56:08
Temat: Re: co zawiera papieros
Od: tren R <t...@g...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
On 13 Maj, 08:09, "bazyli4" <b...@v...pl> wrote:
> Mała obserwacja. Lat temu już chyba dwadzieścia jak nie
> więcej kilkoro moich znajomych rzuciło papierosy po jednej z imprez u mnie.
<...>
ha
wspomniawszy o brydżu i papierosach, powiem, że urzekła mnie twoja
historia :)
w akademiku należałem do pewnej grupy - mało tego - do układu!
była to grupa trzymająca karty. a jako, że jak wiadomo - karta lubi
dym - byliśmy równocześnie grupą trzymającą fajki. i żebyśmy sie
dobrze rozumieli - poprzez fajki rozumiem tu fajki. a nie papierosy.
choć oczywiście byliśmy też grupą trzymającą papierosy, nie
wspominając o grupie trzymającej piwo czy cokolwiek z %.
ale do czego zmierzam.
w małym pokoiku siedziało nas czterech, grało w brydża do rana i
jarało na potęgę.
po etapie trzymania papierosów (tzw. era wczesnego nikotenu)
stwierdziliśmy gremialnie, że papierosy są do dupy i że jak
wiedzieliśmy z przekroju - "fajka mniej szkodzi". jak mniej szkodzi -
to mniej szkodzi - nie szkodzi spróbować. więc zakupiliśmy cztery
pojemne fajki, kilka torebek tytoniu i przeszliśmy do epoki tytoniu
nabijanego. po pierwszym dniu palenia, wydawało nam się to bardzo
przyjemne. chociaż nie wszystkim.
jeden z kolegów, który zakupił sobie zapas tytoniu na dwa tygodnie,
wykazał pewne zdumienie faktem, iż zapas ten wypalił w jeden dzień. my
również wykazaliśmy owo zdumienie, które szybko przeszło w ogromne
rozbawienie, jak musieliśmy niemalże reanimować naszego kolegę.
"rzygał do świtu tej potwornej nocy..."/m.m./
ale w przerwach między rzyganiem a rzyganiem, dziarsko wspinał się na
wyżyny licytacji (zaiste, w epoce wczesnego nikotenu, nasze kontrakty
rzadko schodziły poniżej 6 - "co, ja nie zagram"?!).
tak czy owak, po kilkunastu dniach nabijania i pykania, ktoś wyłamał
sie pierwszy.
nie chcę wskazywać palecem, ale był to właśnie nasz doświadczony przez
fajkę kolega.
stwierdził, że fajka szkodzi jednak bardziej, a poza tym to z nią się
trzeba strasznie napaprać.
i ten wyłom w murze szybko się poszerzał. w końcu wszyscy wróciliśmy
do papierosów, a fajki odpalaliśmy tylko w wyjątkowych okazjach i
nabijaliśmy je raczej specyfikiem uwielbianym przez naszego premiera.
choć zapewne nie paliliśmy aż tyle tego stuffu, bo kolega premier do
dziś sprawia wrażenie super zadowolonego zioma. musiał mieć na prawdę
dobry towar, ze jeszcze go trzyma.
ale reasumując - ta opowieść nie ma morału.
ma tylko finał - z całej czwórki, jeden nie pali zupełnie, drugi
popala bardzo okazyjnie, trzeci popala często, a czwarty jara jak
kotłownia.
dziękuję za uwagę.
trzeci
|