Data: 2009-05-24 22:15:55
Temat: Re: czarne się lęgną i świat zużywajom
Od: glob <r...@g...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
tren R wrote:
> "-- Jest nas zbyt wielu. St�d bierze si� globalne ocieplenie. Zbyt wielu
> ludzi zu�ywa atmosfer� -- powiedzia� kiedy� Turner."
>
> "Fundacja Buffeta, najbogatszego cz�owieka na �wiecie, sfinansowa�a
> badania kliniczne, kt�re pozwoli�y na wprowadzenie na rynek pigu�ki
> aborcyjnej RU-486, a Gates podarowa� ameryka�skiemu stowarzyszeniu
> Planned Parenthood prowadz�cemu kliniki aborcyjne prawie 34 miliony
> dolar�w."
>
> http://www.rp.pl/artykul/2,310231_Miliarderzy_chca_k
ontroli_narodzin__.html
>
> --
> Tu i Teraz. 16 minut. Enjoy!
> http://www.lastfm.pl/music/Tu+i+Teraz/16+Minut
> http://www.youtube.com/user/zespoltuiteraz
Dziennik 1961-1966(fragmenty)
1961. II
Środa, Hurlingham
Przyjechałem tu wczoraj o piątej po południu, mając w walizce
kilkadziesiąt stron już wcale dobrze napoczętego Kosmosu. Jazda nie
udała się. Mam ostatnio pecha do jazd. W pociągu, który już czekał na
stacji Onze, nie było siedzących miejsc - dałem mu odejść oczekując na
następny - i oczekiwałem na stojąco, gdyż ławki były zajęte - a
oczekując przyglądałem się z niepokojem gęstemu, coraz gęstszemu,
napływaniu ludzi... Po półgodzinie zajeżdża pociąg, puściuteńki, jak z
igły, tłum ożywa, napiera, wtacza się; uwiązłem w ścisku, nie ma mowy
o miejscu siedzącym, nawet nie stoję, tylko tkwię. Ruszamy.
Ta morda o dziesięć centymetrów? Załzawione, czerwonawe źrenice?
Włoski na tym uchu? Nie chcę! Precz, nie będę wnikał w spierzchnięcia
tej skóry! Jakim prawem to znalazło się tak blisko, że ja nieledwie
nim muszę oddychać, a jednocześnie czuję jego ciepłe strugi na uchu i
szyi? Opieramy na sobie nasze spojrzenia nie patrzące, z odległości
tuż, tuż... każdy się tuli, kuli, zamyka, streszcza, ogranicza do
minimum oczy, uszy, usta, stara się jak najmniej być. Odpychające
właściwości tłuste, żylaste, oklapłe, czy suche, wyrzucają mnie w
górę, jestem jakbym wyskakiwał wprost w niebo -nie chcę! To obraza!
Jestem obrażony! Pociąg pędzi i migają domki przedmieść. Stacja.
Pchają, wpychają się. Ruszamy.
Za dużo.
Dowcip. Śmiechy. Ktoś mówi: Fidel! Dialog. Nie wiadomo kto z kim, ale
powoli rozsiada się nad nami dyskusja, ta co zawsze, ta której się
nauczyli na pamięć: imperializm, Kuba, dlaczego rząd to, dlaczego rząd
owo i że trzeba by zrobić porządek. Sprzeczne opinie. Rozmaitość
poglądów. A tymczasem wpycha się na nowej stacji jeszcze ze
dwadzieścia osób, głosy stają się coraz bardziej głuche, kiedy
dojeżdżaliśmy do Morón jeden żądał reformy agrarnej, drugi
nacjonalizacji przemysłu, trzeci zniesienia wyzysku klas, ale to
rozgadanie rzęziło potwornością rozgniatanych klatek piersiowych.
Wystrzelały w górę myśli szczytne - czy nie pod presją sklejonych
tyłków? I jeszcze raz stacja, i jeszcze raz prasowanie, dyskusja
rzęzi, ale nie ustaje.
Czemuż nie są w stanie dostrzec faktu najważniejszego - że podczas
dyskusji wciąż przybywa ludzi? Jakiż bies nieuzasadnionej niechęci nie
pozwala im zdać sobie sprawy z ilości? Powiedzcież, na cóż zdadzą się
wam najsprawiedliwsze ustroje i najwłaściwszy podział dóbr, jeśli
tymczasem sąsiadka rozmnoży się w dwanaścioro, kretyn z parteru zrobi
babie swojej sześcioro, a na pierwszym piętrze z dwojga urodzi się
osiem? Nie licząc Murzynów, Azjatów, Malajów, Arabów, Turków i
Chińczyków. Hindusów. Czym są te wasze przemowy, jeśli nie gadaniną
idioty, nie znającego dynamiki własnych genitaliów?
Czym są, jeśli nie gdakaniem kury, siedzącej na jajach - tej
najstraszliwszej z bomb?
1963.
|